Sens życia według Harry’ego Pottera

Kolejne tomy cyklu Joanne K. Rowling poważniały w stopniu wręcz zaskakującym. Ostatnie odsłony serii to już opowieść mroczna, rządzona wszystkimi znanymi nam mechanizmami przemocy, strachu i podłości.

19.07.2011

Czyta się kilka minut

Ostatnie spotkanie Harry'ego (Daniel Radcliffe) i Lorda Voldemorta (Ralph Fiennes) / fot. materiały prasowe /
Ostatnie spotkanie Harry'ego (Daniel Radcliffe) i Lorda Voldemorta (Ralph Fiennes) / fot. materiały prasowe /

Mająca swą premierę kilka dni temu, druga część filmu "Harry Potter i Insygnia Śmierci" kończy cykl ekranizacji bestsellerowych powieści Joanne K. Rowling. Reżyserzy się zmieniali, a kolejne adaptacje były coraz bardziej dojrzałe, kulminując w trzech dziełach Davida Yatesa, autora obrazów zwartych, konsekwentnych w tonacji, pozbawionych infantylizmu. Jak to jednak zwykle bywa w takich przypadkach, w pamięć odbiorców zapadły przede wszystkim książki. W każdym razie w moją pamięć.

7 tomów, 4500 stron

Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia... Gdy przed dekadą już wszyscy wokół mówili o "Harrym Potterze", przeczytałem pierwszą część, tę z kamieniem filozoficznym w tytule, by wzruszyć ramionami, niezbyt rozumiejąc, o co chodzi w całym zamieszaniu. Naturalnie do głowy mi nie przychodziło, żeby widzieć choć cień sensu w oskarżeniach Joanne K. Rowling o propagowanie "kultu czarnej magii" czy satanizmu, z drugiej jednak strony jej dzieło wyglądało na dość przeciętną opowieść o rzucaniu czarów. Kilka lat później "Potter" wpadł w ręce mojej córki, więc musieliśmy podczytywać też razem, w części drugiej tropem bazyliszka pełznąc ku "komnacie tajemnic", ale prawdziwa przygoda zaczęła się później, gdy podczas wakacji wybieraliśmy się z Krakowa do Sejn, a myśl o dziesięciu godzinach jazdy łączyła się z koszmarną wizją dziecięcego znudzenia. W podróż jednak zabraliśmy część trzecią, zatytułowaną "Harry Potter i więzień Azkabanu", znakomicie, wybitnie wręcz czytaną przez Piotra Fronczewskiego. I oto okazało się, że pasażerka ani myśli narzekać, pilnuje za to, bym w porę zmieniał płyty w samochodowym odtwarzaczu. A przy okazji i ja polubiłem ten świat.

Nie staliśmy nigdy w nocnej kolejce do księgarni, by z wybiciem północy zdobyć kolejny tom polskiego przekładu, jak czynił niejeden miłośnik książek o dorastającym czarodzieju, ale ostatnich części siedmiotomowego cyklu wypatrywaliśmy z niecierpliwością. I choć również tata zaglądał do nich niejednokrotnie, tak naprawdę nie do końca rozumie, dlaczego jego córka, właśnie co obchodząca 10. urodziny Tusia, która blisko 4500 stron sagi przeczytała co najmniej dwukrotnie, stała się zdeklarowaną potterofanką. Najprostsza próba uzyskania odpowiedzi spełza na niczym: "Bo to jest bardzo fajna książka" - słyszy ojciec i rozmowa się kończy. Może co prawda przypomnieć sobie te nieskończone ilości chichotów, które rozbrzmiewały z dziecięcego pokoju, i to przyklejenie do opasłych tomów, sprawiające, że gdyby nie brutalne rodzicielskie interwencje, o śnie nie mogłoby być mowy.

Jest zatem ważna lekkość i świetne poczucie humoru, które szczególnie imponuje, jeśli zważyć, że pisarka była u początków kariery samotną matką zmagającą się z depresją. A także coraz lepsza z tomu na tom zdolność opowiadania, mnożenia niespodzianek i tajemnic, zaspokajająca i dziecięcą, i zupełnie dorosłą potrzebę słuchania intrygujących historii. Narracyjny rozmach, ale też coraz lepiej wycieniowana charakterystyka emocji głównych bohaterów. Język dobrze osadzony we współczesnym świecie, ale niestarający się na siłę być "cool", "podlizywać się" wyobrażonym gustom młodych ludzi, lecz przeciwnie: narzucający własny spójny styl, tyleż odpowiadający naszym doświadczeniom, co wzbogacony o delikatny filtr dystansu, tak że powieściowa Anglia jest co prawda Wielką Brytanią lat 90., ale mającą znaczną domieszkę uniwersalności, czy - słowo pamiętane ze studiów - ponadczasowości. Właściwie jakaś szczęśliwie staromodna elegancja. No i bliskość kilkunastoletniego bohatera, dająca być może poczucie (oficjalnie i racjonalnie stanowczo zaprzeczone), że "i mnie coś takiego może się przydarzyć"...

Chłopiec, Który Przeżył

W pierwszym tomie, opublikowanym w roku 1997 (w Polsce zaś trzy lata później), osierocony w niemowlęctwie Harry Potter mieszka w Londynie u wujostwa, upiornych drobnomieszczan, otaczających go pogardą, niechęcią, a chwilami wręcz nienawiścią. Gnieździ się w komórce pod schodami, donaszając spodnie i koszulki przyszywanego, hołubionego przez rodziców brata. Z tej rzeczywistości zostaje niespodziewanie wyrwany, dowiadując się w dniu jedenastych urodzin, iż obok znanej mu dobrze szarzyzny i beznadziei istnieje zakamuflowany świat czarodziejów, do którego i on przynależy. Ba, jest w nim uważany za bohatera, gdyż jego rodzice nie zginęli - jak dotąd sądził - w wypadku samochodowym, ale zostali zamordowani przez ucieleśnienie zła, czarnoksiężnika Voldemorta, on sam zaś przeżył atak, stając się przyczyną chwilowej przynajmniej klęski "Czarnego Pana". I tak oto z dnia na dzień, chciałoby się rzec: jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, z wyszydzanego podrostka staje się "Chłopcem, Który Przeżył", uczniem szkoły magii, mieszczącej się we wspaniałym szkockim zamku Hogwart. Jeśli ma się zaproszenie, a on je właśnie otrzymał, droga do Hogwartu jest prosta: wystarczy o odpowiednim czasie pójść na londyński dworzec King’s Cross i odnaleźć tam peron z numerem 9 i ?...

Tak naprawdę przynależymy do innego świata, jesteśmy kimś innym, niż osądza nas otoczenie - powtarzamy sobie w gorzkich myślach, choć zwykle nie uznajemy się za wybrańców, mających w przyszłości ostatecznie pokonać Zło, jak chce los Harry’ego. Mogłyby być zatem książki J.K.R. kompensacyjną pochwałą potęgi wyobraźni, w którą możemy uciec od codzienności. A jednak wymowa tej sagi jest zupełnie inna: droga głównego bohatera, kończąca się wraz z uzyskaniem przez niego pełnoletności, a więc będąca wchodzeniem w dorosłość, to obok feerii fantastycznych przygód zarazem zdobycie wiedzy, że sens życia nie polega na byciu lepszym od innych, odniesieniu sukcesu, ale na miłości, przyjaźni, oparciu w bliskich, umiejętności zbudowania szczęśliwej rodziny. Dyskretnie moralizatorska, rozpisana na siedem lat opowieść o dojrzewaniu Pottera oraz jego przyjaciół, a więc także historia nastoletnich frustracji, złości i miłosnych wtajemniczeń, z zapisu przygód, w których bohaterom nieodmiennie towarzyszy łut szczęścia, szybko przekształca się w narrację o wiele bardziej skomplikowaną. Już w drugiej części zetkniemy się z utajonym rasizmem, odkrywając stopniowo, iż także świat magii ma "gorszych" mieszkańców, skazanych na niewolnictwo, pogardę czy wygnanie. Z czasem też zobaczymy, że Harry musi walczyć także z tym złem, które zamieszkało głęboko w nim samym.

Pogłębianie problematyki kolejnych tomów wiąże się oczywiście z adresowaniem ich do coraz starszych czytelników, ale skala zmian jest zaskakująca. Jeśli przywykliśmy uważać, że literatura dla dzieci oszczędza swoim odbiorcom wielu dotkliwych elementów naszego świata, to w "Potterze" napotkamy elementy te nieledwie w nadmiarze. Wojna z Voldemortem zbiera krwawe żniwo, kolejni bohaterowie giną, a ich psychologiczna wiarygodność pogłębia się i komplikuje. I tak choćby, Harry będzie musiał przyjąć, że uwielbiany przez niego dyrektor Hog­wartu, Albus Dumbledore, w którym szukał pozytywnego wzorca i ojcowskiego oparcia, nie tylko osierocił go, obarczając zadaniem wręcz niewykonalnym, ale też sam w młodości podążał ścieżką pychy, szaleńczych planów, mających zmienić świat, a kończących się śmiercią niewinnych. I musiało upłynąć sporo czasu, nim zrozumiał, że - myśl rodem z Dostojewskiego - o wiele trudniej niż całą ludzkość jest kochać pojedynczego człowieka.

Szmalcownicy i dementorzy

Ostatnie odsłony cyklu to opowieść mroczna, rządzona wszystkimi znanymi nam mechanizmami przemocy, strachu i podłości. Świat czarodziejów zmienia się w państwo poddane faszystowskiemu reżimowi, z "rasą panów" oraz prześladowaniem tych, którzy nie mogą się wylegitymować "czystością krwi", z torturami, eksterminacją, zmanipulowanymi procesami. Są tu nawet "szmalcownicy" i choć słowo to - wybrane przez Andrzeja Polkowskiego, polskiego tłumacza - brzmi szczególnie mocno w kontekście naszej historii, to i w oryginale postępowanie łowców nagród, polujących na "wyjętych spod prawa", nie pozostawia złudzeń co do ludzkiej natury.

W powieściach pani Rowling znajdziemy też inne frapujące miejsca. Oto drogą uzyskania nieśmiertelności staje się dla Voldemorta rozszczepienie duszy na cząstki, możliwe dzięki złożeniu ofiary z zamordowanego człowieka, zaś obłąkana idea pokonania śmierci, której hołdują jego zwolennicy (ale która nękała niegdyś także "jasnego" Dumbledore’a), przypomina te wszystkie rewolucyjne pomysły, które ostatecznie przynosiły dym z krematoriów, unoszący się nad obozami koncentracyjnymi.

Jeśli zaś paraliżuje nas wewnętrzne zimno i wiemy, że już nigdy nie będziemy szczęśliwi, jak zdarza się to czasem bohaterom "Pottera", oznaczać to może, iż zbliża się do nas jeden z dementorów, najbardziej odrażających postaci czarodziejskiego świata. Dementorzy żywią się emocjami, wysysają z ludzi całą radość, przyprawiając ich o dogłębny smutek, a ostatecznie pozostawiając jedynie ciało - żyjące, ale pozbawione duszy. Człowiek zwyciężony przez dementora staje się martwy za życia - czy potrzebny jest lepszy opis głębokiej depresji? Albo tych miłosnych uwiązań, gdy oddajemy komuś całą naszą duszę, nie otrzymując niczego w zamian? Jak opisywał to Roland Barthes: przerzucamy się w niego tak bardzo, iż nie zdołamy się nigdy odzyskać. Należy wtedy, czego z trudem uczą się Harry i jego przyjaciele, użyć ciepłego, świetlistego zaklęcia - bronić wspomnieniami dobrych dni, spełnionego szczęścia, oprócz tego zaś nie zawadzi - dodaje J.K.R. nie bez wdzięku - zjeść duży kawałek czekolady...

Chłopiec 30 lat później

Choć na półce mojej córki siedem tomów "Pottera" leży między "Władcą pierścieni" i "Hobbitem" z jednej strony, z drugiej zaś - "Opowieściami z Narnii" C.S. Lewisa, to jednak zawahałbym się przed uplasowaniem ich aż tak wysoko. Cykl autorstwa Joanne K. Rowling nie ma w sobie ani głębokiej, mitotwórczej struktury Tolkiena, ani na przykład filozoficznej powagi książek Ursuli Le Guin. Zresztą zestawienie to chyba zbyt dowolne, opowieść o Harrym nie jest książką fantasy, magia daje tu najrozmaitsze fabularne możliwości, ale w gruncie rzeczy jest tylko sztafażem dla współczesnej opowieści o dojrzewaniu.

A przecież powieści J.K.R. stanowią bardzo udaną, ciekawą i może nawet symptomatyczną dla naszych czasów mieszankę, w której powaga i pewne intelektualne ambicje łączą się z dostępnością i lekkością, mrok zaś rozjaśniany jest stale humorem. Stawiają swym odbiorcom pewne wyzwania, ale równocześnie bez problemów trafiają w mechanizm kultury masowej, pozwalając zamieniać się na gadżety, gry komputerowe i filmy.

Zdaniem Bettelheima klasyczne baśnie pomagały dzieciom przejść w świat dorosłości. Czy podobnie rzecz się ma ze współczesną baśnią o Harrym Potterze? Taki był bodaj, częściowo spełniony, zamysł autorki, ale trudno nie zauważyć przy okazji także innego, jakby odwrotnego procesu. Bo jeśli mając lat 40 wybieram się na film adresowany do nastolatków i nie odstaję drastycznie od średniej wiekowej widzów, a o dekadę młodszy przyjaciel przysyła mi z innego kina entuzjastyczny esemes, to przecież obaj odnajdujemy się w rzeczywistości o nie tylko zatartych granicach, ale i zdecydowanie ułatwionej. Szukamy pociechy, jaką zawsze daje historia, która dobrze się kończy? Czy też ucieczki, nie innej od zatopienia w serialowych sezonach, od wieczorów z playstation czy imprez kończących się zażartym porównywaniem modeli komórek? Walcząc o prawo do zachowania ironicznej dziecięcości, nie popadamy aby w zdziecinnienie?

***

Nie kończmy jednak tego tekstu banalną zgryźliwością. Biorąc "Harry’ego Pottera" do ręki w bardziej odpowiednim wieku, mamy wszak szansę przeżyć wielką przygodę młodości. Wszystko zaczyna się w jedenaste urodziny? Tusiu, to już za rok...

"Harry Potter i Insygnia Śmierci. Część II", reż. David Yates, scen. Steven Kloves na podstawie książki J.K. Rowling "Harry Potter i Insygnia Śmierci", zdjęcia Eduardo Serra, w rolach głównych: Daniel Radcliffe, Rupert Grint, Emma Watson, Ralph Fiennes, Alan Rickman i inni, prod. USA, Wielka Brytania 2011, premiera polska 15 lipca br.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1971 r. Krytyk literacki, pracownik Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, sekretarz Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. Zbigniewa Herberta, wieloletni redaktor „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „Miłosz. Biografia” (Wydawnictwo Znak,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2011