Sekrety Jezusa

Czy chrześcijanin, który pyta, kim jest Jezus z Nazaretu, nie obnaża słabości swej wiary? Czy powtarzając to pytanie nie przyznaje, że 2000 lat istnienia Kościoła okazały się zbyt krótkim czasem, by wyjaśnić sekrety związane z osobą i działalnością Jezusa, syna Maryi?.

26.10.2003

Czyta się kilka minut

 /
/

Pytanie stanowiące tytuł nowej książki ks. Alfonsa J. Skowronka nie jest chwytem reklamowym. Nie jest także zabawą z czytelnikiem, ale owocem przeświadczenia teologa, że o chrześcijańskim Bogu-człowieku łatwiej powiedzieć, kim nie jest, niż kim jest. Dlatego każda opowieść na temat cieśli z Nazaretu, jak pisze w zakończeniu swego eseju ks. Skowronek, pozostaje z natury niedokończona.

Sęk jednak w tym, że miało być inaczej: że Jezus Chrystus po to się narodził i po to przyszedł na świat, by objawić wolę Ojca niebieskiego, by odsłonić rąbek tajemnicy Tego, który jest, był i będzie; by dać pewność wyznawcom Trójjedynego Boga, że ich wiara i trud przestrzegania Bożych nakazów nie są daremne. Jak bardzo płonne okazały się to nadzieje, pokazują nie tylko dramatyczne losy uczennic i uczniów Jezusa Chrystusa, ale przede wszystkim tragiczna historia Jego samego.

Rewolucjonista bez karabinu

Jezus miał świadomość swego szczególnego powołania. Wiedział, że czas, który został Mu dany przez Ojca, ma być czasem swoistej rewolucji; bez mieczy i żołnierzy, bez przelewania niewinnej krwi i zadawania cierpień. Przyjście Jezusa na świat wiązało się z moralnym i obyczajowym wstrząsem, który niósł zmianę myślenia, zwyczajów i praktyk religijnych. Stąd budzące trwogę słowa: “nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz" (Mt 10,34). Jezus nie ukrywa, że on sam i jego nauczanie będą dzielić: “przyszedłem poróżnić syna z ojcem, córkę z matką, synową z teściową (...) Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien". Dlaczego Jezus stawiał ludzi przed koniecznością podejmowania tak radykalnych wyborów?

Przede wszystkim dlatego, że - jak pisze ks. Skowronek - miał świadomość Bożego synostwa; wiedział, że nie głosi swojej sprawy, że nie jest ofiarą omamów czy urojeń, ale rzecznikiem woli samego Stwórcy. “Jezus sam nazywał siebie Synem i miał świadomość, że Jego stosunek do Boga jest szczególny". Wprawiał faryzeuszy i kapłanów w zakłopotanie. Ich dotychczasowy świat wartości, w którym doskonale umieli się poruszać, zaczął drżeć w posadach. Jezus nauczał i uzdrawiał w szabat, spotykał się z biedakami i rozpustnikami, dyskutował z poganami i kobietami lekkich obyczajów. Te skandalizujące zachowania nie były podyktowane anarchizującymi skłonnościami. Przeciwnie: brały się z misji zapoczątkowania nowego porządku, który opierał się na “prawie i prorokach". Jezus występował nie tylko w roli kontynuatora, ale i odnowiciela religii: pytany wprost, czy stary porządek należy odrzucić, odpowie: “nie przyszedłem znieść prawa, ale je wypełnić".

Novum przesłania Jezusowego polegało na specyficznej lekturze dawnych przykazań: szło o wyłuskanie ich ducha. Tylko w ten sposób, naucza Jezus, człowiek przestanie być niewolnikiem przepisów, a stanie się człowiekiem wolnym, człowiekiem, który ma prawo dokonać wyboru: czy chce być posłuszny Bogu, czy też nie? Posłuszeństwo, o które chodzi Jezusowi, nie ma nic wspólnego z licznymi drobiazgowymi nakazami i zakazami. Prawdziwy uczeń ma być doskonały. I nie potrzebuje do tego wyrafinowanego sytemu moralnego, jaki za czasów Chrystusa rozwinęli uczeni w Piśmie, próbując skodyfikować zachowanie żywego i targanego sprzecznościami człowieka.

Jezus kieruje wzrok człowieka na jego własną intuicję, nakłania, by słuchał głosu Boga i ostatecznie podjął decyzję sam. Nie mówi: zrób tak, a tak - wtedy będziesz zbawiony. Jest pedagogiem, który, podobnie jak Sokrates, stawia pytania, by człowiek sam doszedł prawdy: “Co wolno w szabat: uczynić coś dobrego czy coś złego? Życie uratować czy zabić?" (Mk, 3,4). Tak naucza tylko ten, kto wierzy, że prawda narzuca się człowiekowi swoją własną siłą.

Jezus z Nazaretu nie był politykiem czy społecznym reformatorem, choć nie brakuje i takich, którzy w tych kategoriach odczytują Jego dzieło. Nie wzywał ani do zbrojnej walki, ani do radykalnego buntu przeciw zmurszałym strukturom religijnej władzy. Głosił natomiast, że zło można dobrem zwyciężyć, że należy kochać swoich nieprzyjaciół, że miłość buduje ludzkie więzi, a nienawiść je rujnuje. Niby nic odkrywczego - a jednak, jak pisze ks. Skowronek, “swą trwającą zaledwie około dwóch lat działalnością Jezus bardziej zmienił historię świata niż rzecznicy idei przemocy od Spartakusa i Judy Galilejczyka po dzień dzisiejszy". Czy mogłoby się to dokonać, gdyby Jezus był tylko człowiekiem?

W ogniu zwątpienia

Nie zmienia to faktu, że Jezus Chrystus, który na oczach swoich uczniów dokonywał cudów - uzdrawiał nieuleczalnie chorych, wypędzał złe duchy, a przede wszystkim przywracał zmarłych do życia - wciąż napotykał z ich strony na nieufność. Coś kazało Markowi, Piotrowi i innym iść śladami Mistrza. Jednocześnie nie mieli pewności, dokąd zaprowadzi ich ta droga. Miotali się więc między wiarą w to, że Jezus - jak wyznał Piotr - jest Mesjaszem, a zwątpieniem, kiedy ich Mistrz bez walki zgodził się ponieść męczeńską śmierć.

Nie pomogły nawet Jego wcześniejsze zapewnienia, że śmierć jest tylko etapem, chwilą, po której nastąpi prawdziwe zmartwychwstanie. Trzykrotne zaparcie się Piotra pokazuje, jak bardzo ukrzyżowanie podcięło wiarę Dwunastu w to, że Jezus jest Synem Bożym: że jest tym, który - jak wcześniej sam zapewniał - pokona śmierć zmartwychpowstając. Czy Jezus domagając się od swych uczniów wiary w swoje słowa i dzieło, żądał niemożliwego?

Trudno sobie wyobrazić katusze, jakie przeżywali Apostołowie, kiedy okazało się, że ich Mistrz został stracony. Dziś możemy się tylko domyślać, że rozmyślali o pozostawionych domach, rodzinach, bliskich i... zmarnowanym życiu. Być może czuli się oszukani i przegrani, rzuceni na pastwę losu. Niepewność i strach pogłębiły pierwsze plotki o tym, że ciało ich Mistrza zniknęło z grobu. Świadectwem radykalnego niedowiarstwa jest postawa Tomasza, który zachował się jak rasowy naukowiec twierdząc, że dopóty nie uwierzy w Jezusa, dopóki nie włoży palca w jego rany. Dzieje Dwunastu pokazują, że wiara, nim stanie się podstawowym żywiołem człowieka, musi przejść przez ogień zwątpienia i nieufności.

O tym wszystkim wiedział Jezus Chrystus. Dlatego objawił się Dwunastu, by jego dzieło nadal mogło być kontynuowane. Objawienia, o jakich piszą Ewangeliści już po zmartwychwstaniu, miały udowodnić Apostołom, że Jezus nie kłamał i że nie jest żadną zjawą czy duchem. Świadczy o tym choćby realność opisów spotkań ze Zmartwychwstałym: przemierza z nimi dłuższy odcinek drogi, wchodzi do gospody, siada za stołem, dyskutuje i spożywa wieczerzę, pozwala się dotykać.

“Objawienia Jezusa są czymś nadzwyczajnym - pisze Skowronek. Dzięki nim przywrócona zostaje przedwielkanocna wspólnota uczniów, choć jest ona czymś więcej niż tylko kontynuacją. Zmartwychwstały raczej żąda przeformowania jej, by odpowiadała nowej wspólnocie wiary, z Nim, pod Jego słowem i pod Jego panowaniem". Wtedy też pada ostateczne zapewnienie: “A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata" (Mt 28, 20). Dlaczego jednak my, ludzie początku XXI wieku, mamy w to zapewnienie wierzyć?

Świadectwo świadków

Wydarzeniem, które rzuca światło na powyższe pytanie, jest moment zesłania Ducha Świętego. Naoczni świadkowie tego wydarzenia twierdzą, że uczniowie się wtedy po prostu upili. Czy uczniowie daliby się zamykać w więzieniach, kamienować i wystawiać na pośmiewisko za to, co ujrzeli w stanie upojenia alkoholowego? Nie! Jeśli natomiast decydowali się poświęcać życie, głosząc, że Jezus Chrystus jest Zbawicielem człowieka, to dlatego, że uznali, iż przesłanie żydowskiego nauczyciela jest wiarygodne - jest prawdziwe.

Przenikliwie na ten temat pisał ks. Józef Tischner: “U początków dziejów chrześcijańskiej wiary spoczywa świadectwo podstawowe - świadectwo Jezusa Chrystusa o swym Ojcu Niebieskim. Potem przyszło świadectwo apostołów, pierwszych męczenników, wyznawców". Jeśli więc także i my - ludzie początku trzeciego milenium - wierzymy, że przesłanie Jezusa nie było tylko hochsztaplerstwem, to dlatego, że uczestniczymy w “dziejowym łańcuchu zawierzeń".

Mogłoby się wydawać, że upływający czas powinien odbierać pewność naszej wierze, gdyż wciąż oddalamy się od pierwotnego świadectwa Jezusa. Dzieje się jednak coś przeciwnego: coraz więcej ludzi gotowych jest świadczyć o prawdzie, którą pozostawił nam Jezus Chrystus. Coraz więcej ludzi wchodzi w dramat, który się ongiś rozpoczął i będzie trwał aż do skończenia świata. Nie unikniemy jednak kłopotliwego pytania: kiedy możemy mówić, że mamy do czynienia z wiarygodnym świadkiem? Czy Jezus z Nazaretu jest wiarygodnym świadkiem?

Po pierwsze, wiarygodny świadek to ten, kto bierze udział w tym samym dramacie, w którym i ja biorę udział. To człowiek, który jest gotowy na wszystkie nieszczęścia, na które i ja jestem wystawiony. Po drugie, wiarygodnym jest ktoś, kto w wyniku decyzji egzystencjalnej uznał absolutny charakter zobowiązania przez prawdę. Idealny partner dialogu jest partnerem heroicznym, ponosi śmierć - świadcząc. I po trzecie wreszcie, wiarygodnym jest ten, kto nie tyle mówi do mnie, co mówi ze mną. Mówić ze mną, to umieszczać mnie w polu wolności. Wiarygodny więc to ten, kto wyzwala, kto otwiera pole wolności. Tak jak on nie musi dawać świadectwa, ja nie muszę go przyjmować. Tylko w darze wolności tkwi uznanie mojej wartości - jak przenikliwie notował ks. Tischner. A więc: czy człowiek o imieniu Jezus był, czy nie był wiarygodnym świadkiem? Czy opowieść o jego życiu jest prawdziwa, czy też nie?

Mistrz i kobiety

Musi dawać do myślenia, że w pierwszej kolejności Jezus stał się w pełni wiarygodnym świadkiem Boga nie w oczach najbliższych uczniów, ale kobiet. “To właśnie one zobaczyły pusty grób i zaniosły Apostołom radosne orędzie o zmartwychwstaniu Jezusa - pisze ks. Skowronek. - Końcowe sceny Ewangelii Łukasza, Mateusza i Jana ukazują kobiety w dużo korzystniejszym świetle niż samych uczniów. W ten sposób rodzi się swego rodzaju konkurencja między kobietami a uczniami; wydaje się ona swoistym wyrzutem i napomnieniem uczniów".

To Maria Magdalena w wielkanocny poranek odwiedziła grób Jezusa i powiadomiła uczniów o zniknięciu Jego ciała. Ona także spotyka Zmartwychwstałego wierząc, że jest on Jezusem Chrystusem i zostaje przez niego posłana z nowiną “do mych braci". Nie dziwi więc, że w starożytności św. Hipolit nadał Marii Magdalenie tytuł Apostołki Apostołów (Apostola Apostolorum). “Jednak wbrew biblijnemu przekazowi - notuje ks. Skowronek - zgodnie z którym pierwszą kaznodziejką najważniejszego orędzia chrześcijańskiego - Jezusowego Zmartwychwstania - była właśnie kobieta, Kościoły chrześcijańskie wiodą spór o to, czy kobietom w ogóle wolno głosić słowo Boże".

Dziś raczej nikt nie zaprzeczy, że w przeszłości chrześcijaństwo tworzyło struktury dyskryminujące kobiety. Kościoły oficjalnie przepraszają za ten grzech i proszą o przebaczenie. I choć wiele się obecnie robi dla likwidacji tego rodzaju struktur, to oczywiste jest, że nie znikły pozostałości dyskryminacji kobiet w Kościele. Nie jest łatwo uwolnić się od ciążenia historii, chociaż sporo obecnie robi się w tym względzie. “Trzeba w tym kierunku iść dalej!" - napisał Jan Paweł II w słynnym “Liście do kobiet" (1995).

W tym kierunku idzie także warszawski teolog, który pokazuje, jak bardzo stosunek Jezusa do kobiet odbiegał od ówczesnych standardów. Świadczy o tym choćby spotkanie przy studni z Samarytanką. Kobieta dziwi się, że Jezus w ogóle z nią rozmawia: jej zdziwienie nie bierze się tylko stąd, że Jezus należy do innego ugrupowania religijnego, ale także stąd, że jest przedstawicielem innej płci. To Jezus, jak pamiętamy, szuka z nią porozumienia. W trakcie rozmowy Samarytanka rozpoznaje w Nim Mesjasza, by ogłosić tę prawdę pośród swoich sióstr i braci.

Jezus nie tylko łamał ówczesne konwenanse, ale pozwalał, by to kobiety głosiły Boże orędzie. Dlatego coraz częściej podnoszony jest problem tego, że kobiety wciąż mają ograniczone możliwości przepowiadania Dobrej Nowiny. Mówią o tym same kobiety; teologia feministyczna jest dziś jedną z najszybciej rozwijających się dziedzin teologicznych. Trzeba mieć tylko nadzieję, że słowo niebawem stanie się ciałem i także kobiety staną się pełnoprawnymi głosicielkami Ewangelii.

Tytułowe pytanie eseju ks. Skowronka jest także pytaniem, które Jezus postawił swoim uczniom tuż przed swą męczeńską śmiercią: “A wy za kogo mnie uważacie?". Oczywiście ważne, co odpowiedział wtedy Piotr i inni apostołowie. Dużo jednak ważniejsze, jakiej odpowiedzi udzieli dziś ten, kto chce wyznać, że jest chrześcijaninem.

I prawdopodobnie tyle będzie odpowiedzi, ilu jest wierzących ludzi. Być może jest to największy sekret Jezusa z Nazaretu...

Ks. Alfons J. Skowronek, “Kim jest Jezus z Nazaretu?", Kraków 2003, Wydawnictwo Znak.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2003

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (43/2003)