Sąsiedzi

Mój drogi Piołunie, ostatnimi czasy raz po raz spotyka mnie jakaś miła niespodzianka. Na pewno natknąłeś się już kiedyś na ankiety z pytaniem, kogo ludziska nie chcieliby mieć za sąsiada.

25.10.2015

Czyta się kilka minut

Pytanie postawione zaprawdę sprytnie, bo niby proste, a pozwala odkryć najgłębsze człecze lęki, uprzedzenia i niechęci. Właśnie analizowałem wyniki tego typu badania, które niedawno przeprowadzono w naszym pięknym kraju, i spieszę Ci donieść, co w trawie piszczy.

Na pierwszych miejscach większych zaskoczeń brak. Niemal połowa Nadwiślańczyków nie chce mieszkać obok uchodźców. A któż chciałby mieć za sąsiada ciapatych brudasów, zakonspirowanych terrorystów i zwyrodniałych gwałcicieli? Na dodatek roznoszących groźne choroby i pasożyty? Na niższym stopniu podium znaleźli się pederaści i – jak mniemam – nie wymaga to szerszego komentarza. Medal brązowy zgarnęli cudzoziemscy robotnicy. To też łatwo wyjaśnić: dość powiedzieć, że prawdziwym Polakom odbierają pracę i płacę, na dodatek oszukując i kradnąc na boku. Co czwarty mieszkaniec Przedmurza Chrześcijaństwa nie zdzierży za ścianą ateisty, co piąty nie chce za płotem innowiercy czy człeka o innym kolorze skóry. Też słusznie, roztropnie i bardzo po katolicku.

A teraz: uwaga, uwaga! Crème de la crème ankiety. Czarny koń na liście nadwiślańskich wstrętów i niechęci. Co dziesiąty tubylec nie chce mieć za sąsiada… Byłych więźniów? Nie. Nosicieli wirusa HIV? Zimno. Prostytutki? Alkoholika? Ćpuna? Nie, nie i jeszcze raz nie! Pudło! Otóż za żadne skarby nie chciałby dzień w dzień spotykać się przed domem czy na korytarzu… z rodziną wychowującą dziecko poczęte metodą in vitro!

Paradne, nieprawdaż? Z drugiej strony – czemu się tu dziwić? Bachory z probówek naznaczone są ponoć szpetną bruzdą. A to przecież dowód niezbity na to, że nawet Matka Natura się ich wyparła i naznaczyła jak wyrzutki. Poza tym cierpieć mają na rozliczne choroby… Niby mówi się, że genetyczne, ale kto tam wie, czy czasem nie zakaźne i zabójcze jak ospa prawdziwa lub inna dżuma. Zresztą który kochający rodzic pozwoliłby się swoim dzieciom bawić z frankensteinem wyhodowanym w laboratorium? Skoro zaś o rodzicach mowa: czy tych, co słono zapłacili za wyprodukowanie mutanta – w ogóle można nazywać ojcem i matką, a całe to towarzystwo zdrową i normalną rodziną? Czy można im ufać? A skądże! Tacy ludzie zdolni muszą być do najgorszych podłości.

Dość jednak żartów, drogi Piołunie, bo rzecz cała jest godna diabelskiego namysłu. Jak wiesz, Kościół winien kierować się zasadą, że odrzuca grzech, a nie grzesznika. W teorii brzmi to pięknie i gracko, ale z praktyką bywa krucho. Łatwo przekroczyć trudną do uchwycenia granicę i popaść w inkwizytorskie uniesienie. Potężna jest pokusa, żeby sięgać po słowa ostre niczym brzytwa i grzech wypalać razem z grzesznikiem. Zresztą człek z reguły nie bawi się w aptekarskie subtelności. In vitro jest metodą niegodziwą? W takim razie każdy, kto zeń skorzystał – jest skończonym niegodziwcem. Nie godzi się łotrowi podać ręki. A mieć takiego za sąsiada – gorszym się wydaje niż plaga egipska.

Jedynym, co w podobnych przypadkach ocalić może sługi Nazarejczyka przed wpadnięciem w szatańskie sidła – jest choćby i szczypta przeklętego miłosierdzia. Ten odruch serca, przez który w każdym bliźnim dostrzega się rys oblicza samego Cieśli. Nie tylko w głodnym, spragnionym czy obdartym, ale też w tym, co wybrał inną drogę. To ten okropny podszept z Góry, co sprawia, że nagle zatrzymuje się ręka gotowa już do wymierzenia policzka, a słowo zbyt napastliwe grzęźnie w gardle. Niestety, drogi Piołunie… Komu na dnie duszy pozostała resztka miłosierdzia, rzadko pada naszym łupem. Sam może się zagubić i zbłądzić, włóczyć się bez celu po manowcach, gdy jednak nadchodzi ostateczna próba, egzamin praktyczny z miłości bliźniego – nie zobaczy w sąsiedzie wroga. ©


Twój kochający stryj Krętacz

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2015