Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W nową epokę wjeżdżaliśmy w maluchach. Przynajmniej większość z nas. A jazda wtedy...? To była przygoda! W bagażniku klucze, kombinerki, młotek, części zamienne, lewarek i zapasowe dętki. Ileż to dostarczało emocji. Taka np. jednopasmówka z Warszawy do Poznania. To było jak safari! Pędzili rodacy w bmw czy volvach z drugiej (albo i trzeciej) ręki, dumni, bo na saksach rozstali się z maluchem i spełnili sen o własnym samochodzie. Kimże byłem nawet w fiacie uno, kiedy – ryzykując własne i moje życie – mnie wyprzedzali albo oślepiali reflektorami?
Im rynek bardziej był wolny, tym było ich więcej. A drogi? Jadącemu z Rzymu te dobre kończyły się na granicy Austrii z Czechami lub Słowacją. Tam jednak dobre drogi zaczęli budować od początku. U nas później.
Ale zbudowali. Jeżdżę nimi. Wygodnie się jedzie, szeroko, bezpiecznie, ale nudno. Pędź spokojnie i się nie zatrzymuj na skraju lasu, nie obcuj, jak kiedyś, z przyrodą (nawet jeśli wyskakiwała pod koła), zamiast mchu i liści łopianu masz teraz wypucowane toalety na stacjach benzynowych. Wszyscy więc pędzą, zgodnie ignorując ograniczenia prędkości, jakby na tym właśnie miała polegać wolność. ©(P)
CZYTAJ TAKŻE:
Polska w ruchu: z perspektywy busika, tanich linii, pendolino, roweru i hulajnogi >>>