Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Było pysznie. Pod względem kulinarnym musiało. Przecież chłodnik i ruskie pierogi w kultowym Barze Mlecznym na ul. Grodzkiej w Krakowie nie mają sobie równych. Muzycznie też było całkiem smacznie, choć momentami dania mogły być lepiej doprawione i przygotowane z większą dbałością o tradycyjną recepturę.
W koncertowy wieczór kolejka przypominała najlepsze czasy prosperity krakowskiego lokalu. Tyle tylko, że listę kolejkową zastąpiły zaproszenia, klientela zachowywała się nad wyraz kulturalnie, obsługa z Janem Peszkiem w roli majordomusa reprezentowała konieczny, acz subtelny dystans wobec barowych gości, a duszną atmosferę polowania na wolne miejsce przy stoliku podgrzewały dochodzące z wnętrza fanfary inicjujące "Orfeusza" Claudia Monteverdiego. Bo to właśnie muzyka barokowego mistrza, starannie dobrane kameralne madrygały i wyimki z drammi per musica, miały stanowić główne danie "barokowej uczty". Oprócz chłodnika i pierogów, rzecz jasna.
***
Zaskakujący kontekst, w którym Jan Tomasz Adamus, szef Capelli Cracoviensis, umieścił dzieła włoskiego kompozytora, mógł przysporzyć barokowym purytanom wielu kłopotów. Niesłusznie. Nie popełniono bowiem przestępstwa, Bar Mleczny nie był miejscem artystycznej zbrodni, a Monteverdi nie został zhańbiony. Włoskie madrygały, owe urocze świeckie wokalne miniatury, nigdy przecież nie miały brzmieć w przepastnych salach koncertowych dla strojnie przyodzianej publiczności. Była to raczej muzyka towarzysząca, przeznaczona do wykonań domowych, śpiewania w gronie przyjaciół lub wspólnego słuchania podczas długiego biesiadowania. Stąd nierzadko w tych swoistych wytworach ówczesnej popkultury dowcipne teksty, pełne erotycznych aluzji i sprośnego humoru. Choć trzeba przyznać, że zwykle uroczo oraz inteligentnie udźwiękowione.
I tym tropem podążył Adamus oraz Cezary Tomaszewski, autor koncepcji reżyserskiej wieczoru. Co ważne, rozproszeni wśród konsumentów śpiewacy: Katarzyna Oleś-Blacha, Sebastian Kaniuk, Krzysztof Kozarek, Karol Kozłowski, Bogdan Makal oraz teorbista Michele Pasotti i Jan Tomasz Adamus, który przy klawesynie czuwał nad całością, weszli w zaproponowaną konwencję gładko, świetnie się przy tym bawiąc.
Wieczór został podzielony na dwie części. W pierwszej - nazwijmy ją chłodnikową - zabrzmiały madrygały miłosne, w tematyce namiętne i żarliwe, pełne wyznań niechcianych mężów i odrzuconych kochanków. Na drugą - z pierogami w roli głównej i towarzyszeniem kefiru i kompotu - złożyły się fragmenty "Koronacji Poppei", które w interpretacji śpiewaków stały się elegią na śmierć... pierogów.
Sporo więc w interpretacji artystów było ironii ukrytej w afektowanych frazach, spiętrzeń absurdalnych gestów i groteskowych figur. Jakkolwiek wszyscy śpiewacy wywiązywali się z aktorskich zadań dobrze, muzycznie zachwycił tylko Karol Kozłowski. W trudnych dla idealnej intonacji warunkach zatłoczonego baru, jego głos brzmiał pewnie, zarazem ciepło i szlachetnie, a solowe ustępy artysta rysował klarownie, konsekwentnie i przekonująco. Zadziwiająco dobrze sprawdziła się także w repertuarze barokowym Maria Peszek, która gościnnie zaśpiewała partię wodnej zjawy w "Lamento della Nimfa". Partyturę Monteverdiego odczytała po swojemu, nie godząc się z tradycją wykonawczą, barwą surową, nieokrzesaną i nieskalaną klasyczną emisją. Co okazało się doświadczeniem ciekawym.
***
Od kilku miesięcy szefostwo Capelli Cracoviensis podejmuje próbę pobudzenia uśpionego i po części sfrustrowanego zespołu. Jakość produkcji stopniowo się polepsza, a przez nieszablonowe akcje artystyczne, granie koncertów w nowych miejskich przestrzeniach, wizerunek niegdyś zasłużonego ansamblu ulega odświeżeniu. "Barokowa uczta" była strzałem w dziesiątkę. Kolejnym. Oby tak dalej.