Rozstania z doktryną

Przy okazji krytyki, z jaką spotkał się niedawny dokument Episkopatu na temat LGBT, warto przyjrzeć się historycznym meandrom nauczania Kościoła w dziedzinie etyki społecznej.

14.09.2020

Czyta się kilka minut

Bp Mark Seitz wraz z księżmi z diecezji El Paso przyłączył się do akcji „8 min. 46 sek. w hołdzie dla George’a Floyda”.  / CORRIE BOUDREAUX / EL PASO MATTERS / CC BY-ND
Bp Mark Seitz wraz z księżmi z diecezji El Paso przyłączył się do akcji „8 min. 46 sek. w hołdzie dla George’a Floyda”. / CORRIE BOUDREAUX / EL PASO MATTERS / CC BY-ND

Historia niewątpliwie jest nauczycielką życia – także historia doktryny Kościoła. Uczy np., że w dziedzinie społecznej Magisterium Kościoła – biskupi na czele z biskupem Rzymu – nieraz potykało się i błądziło, a nawet było w stanie bardzo długo upierać się przy błędnych rozwiązaniach. Ale uczy również, że Magisterium potrafiło zmienić swoje nauczanie społeczne, poprawiać je, i to diametralnie.

Dogmaty a etyka

Historyczne zawirowania związane z doktryną społeczną Kościoła to wynik m.in. jej specyfiki – w porównaniu z tą w sferze wiary i objawienia. O tej ważnej różnicy kilkanaście lat temu przypomniał Avery Dulles, wybitny teolog z USA, którego Jan Paweł II wyniósł do godności kardynała. W konserwatywnym katolickim piśmie „First Things” Amerykanin napisał: „Rozwój doktrynalny przebiega inaczej w dziedzinie etyki społecznej, a inaczej w obszarze objawienia. Z jednej strony – formułowanie prawdy objawionej dokonuje się przez rozeznawanie nowych prawd, które formalnie implicite należą do depozytu apostolskiego. Takie prawdy, raz ogłoszone przez Kościół jako objawione, są dogmatami i muszą być przyjęte przez wszystkich [jego członków] jako należące do wiary boskiej i katolickiej”.

Na przykład dogmat o niepokalanym poczęciu Maryi został ogłoszony dopiero w XIX w., z kolei dogmat o Jej wniebowzięciu w połowie wieku XX, a taka późna ich proklamacja była wynikiem m.in. sporów co do niejasności z ich uzasadnieniem biblijnym. Skoro jednak zostały ogłoszone, to znaczy, że udało się ustalić dla nich wystarczające podstawy w Piśmie Świętym, nawet jeśli są one niewyraźne (implicite). Wypada podkreślić, że dogmaty nie są skamielinami, jakby raz ogłoszone zamykały refleksję wiary czy były jedynie końcem tej refleksji. Przeciwnie, są „bytami” żywymi, otwartymi na pogłębianie i dopełnianie, na nowe interpretacje, lepsze czy bardziej zrozumiałe w innych czasach sformułowania.

„Z drugiej strony – kontynuował Dulles – nauczanie społeczne składa się z zasad postępowania w życiu społecznym zgodnych z Ewangelią. Podczas gdy te [ewangeliczne] zasady pozostają niezmienne, to wywiedzione z nich konkretne normy nie są wolne od przygodności, ponieważ samo społeczeństwo podlega ciągłym zmianom. W tej dziedzinie konkretne regulacje rzadko mają charakter uniwersalny i trwały, który przysługuje dogmatom. Rozwój w nauczaniu społecznym jest nie tylko sprawą artykulacji tego, co zawsze implicite było nauczane, ale także sposobu zastosowania tego nauczania do nowych sytuacji społecznych”.

Amerykański purpurat mógł swoje stanowisko poprzeć nauczaniem Jana Pawła II, który w encyklice „Sollicitudo rei socialis” (1987) pisał o dwóch znamiennych cechach doktryny Kościoła w dziedzinie społecznej: stałości i nowości – które jednak należy dobrze rozumieć. Po pierwsze – jest to nauczanie stałe (łac. constans), ale w szczególnym znaczeniu: nie w sensie formalnym, lecz jako tożsame w tym, co papież określił kilkoma kolejnymi nazwami: w „najgłębszej inspiracji”, „zasadach refleksji”, „kryteriach ocen”, „podstawowych wytycznych działania”, nade wszystko „wiernej i żywotnej więzi z Ewangelią Chrystusa”. Po drugie jednak nauczanie społeczne Kościoła cechuje też zmienność, w tym sensie, że jest ono „zawsze nowe, gdyż podlegające koniecznym i potrzebnym zmianom dyktowanym przez różne uwarunkowania historyczne i nieustanny bieg wydarzeń, pośród których upływa życie ludzi i społeczeństw” (nr 3).

Sztuczne perły

Mówiąc nieco prościej: dogmaty wiary są tym, co Kościół odkrywa jako już dane, niejako wprzód ustanowione, przynajmniej w zalążku, pod jakąś postacią wcześniej obecne. Jakby w którymś momencie historii Kościół dostrzegł na dnie morza prawdziwe perły, które od zawsze tam leżały, lecz przesłonięte piachem i wodorostami, a teraz do nich dotarł, zdecydował się je wyłowić, oczyścić i pozwolić ludziom podziwiać ich piękno.

Głoszone w Kościele konkretne etyczne reguły życia społecznego nie muszą być wprzód ustanowione czy już wcześniej dane, ale Kościół z pomocą światła Ewangelii dopiero je na gorąco wynajduje, tworzy czy przejmuje od innych. Normy te, owszem, mogą być perłami, ale zasadniczo tylko sztucznymi. Prawdziwe perły na wieki należą do skarbca Kościoła i na zawsze są jego ozdobą. Tymczasem perły sztuczne, wśród których mogą być i takie, które na pierwszy rzut oka trudno odróżnić od prawdziwych – nie. Bo jeśli pojawia się historyczna konieczność, można je, a czasami nawet trzeba wymienić na inne lub po prostu ich się pozbyć.

Historia Kościoła zna sporo doktryn społecznych, które ulegały korektom lub nawet likwidacji w wyniku historycznych zmian w społeczeństwach. Problem w tym, że zwykle Magisterium Kościoła (biskupi) uświadamiało sobie zasadność takich zmian czy słuszność likwidacji z oporami, niekiedy ogromnymi. Ewentualne zmiany czy korekty w tych doktrynach lub, nie daj Boże, ich „anihilację” biskupi nierzadko traktowali niczym zdradę, zamach na prawdy z obszaru wiary, dogmatu i objawienia. Jakby zmiana lub eliminacja tych doktryn społecznych miała podkopywać wiarę w trwanie Kościoła w prawdzie i w to, że nie błądzi on w sprawach wiary i moralności.


Czytaj także: Ks. Jacek Prusak: Biskupi kontra nauka


Broniono zatem ich zaciekle, czasami przez całe wieki, walczono o nie dosłownie na śmierć i życie. Na poparcie ich świętej niezmienności i niezmiennej obligatoryjności cytowano Pismo Święte, wskazywano na nieprzerwaną Tradycję, powoływano się na nieomylność, na asystencję Ducha Świętego. Rzucano potępienia, także za cenę nietolerancji, dyskryminacji, zadawania ludziom cierpienia czy rozpalania pod nimi stosów, by w końcu… By w końcu niekiedy wycofać się ze swego stanowiska, pożegnać z konkretną doktryną, w ten czy inny sposób przyznać rację potępionym, niektórych z nich uznając wręcz za błogosławionych prekursorów uprawnionej nowości. A wszystko to czyniąc nierzadko rakiem, z ukrywanym wstydem, posługując się ekwilibrystyczną reinterpretacją, ale również – niestety długo poniewczasie – bijąc się w piersi, prosząc o przebaczenie, wyznając winy Kościoła.

Przypomnijmy ideę rachunku sumienia Kościoła ogłoszoną przez Jana Pawła II i przejmującą uroczystość wyznania kościelnych grzechów w marcu Roku Jubileuszowego 2000 w Rzymie. Wśród grzechów, które wówczas nazwano po imieniu, nie zabrakło tych związanych z doktryną społeczną, popełnionych – takie padły słowa – w służbie prawdy (sic!), przeciw pokojowi, prawom narodów, godności kultur, godzących w godność kobiety i jedność rodzaju ludzkiego. I modlono się za „wszystkich, których ludzka godność [z winy Kościoła i przez Kościół] została zraniona, a prawa podeptane”. To tylko jeden przykład, ale nadzwyczaj znamienny, w którym jak na dłoni widać złożoność prezentowanego tematu, ale z którego też płynie ważna lekcja dla Kościoła.

Obrona niewolnictwa

Trudno uwierzyć, ale w dziejach Kościoła, który jakże długo oficjalnie uważał się za societas perfecta, społeczność doskonałą, praktycznie do XX w. głoszono doktrynę, że niewolnictwo jest zgodne z prawem natury i prawem boskim. Owszem, tacy papieże jak Eugeniusz IV, Pius II, Sykstus IV, Grzegorz XIV czy Urban VIII potępiali niegodne traktowanie niewolników, okrucieństwo czy nadużycia wobec nich, ale nigdy nie potępili niewolnictwa jako takiego.

W 1866 r., a więc w czasach, kiedy już na dobre działał ruch abolicjonistyczny, Święte Oficjum (poprzedniczka Kongregacji Nauki Wiary) za zgodą Piusa IX, który cztery lata później na Soborze Watykańskim I doprowadzi do ogłoszenia dogmatu o prymacie i nieomylności biskupa Rzymu, w instrukcji skierowanej do wikariusza apostolskiego w Etiopii pisało: „Niewolnictwo samo w sobie, rozważane jako takie w jego istotnej naturze, nie jest w ogóle sprzeczne z prawem naturalnym i boskim, a i można mówić o kilku słusznych tytułach do niewolnictwa, na które wskazują uznani teologowie i komentatorzy świętych kanonów. Albowiem ten rodzaj własności, który przysługuje właścicielowi niewolnika nad niewolnikiem, rozumie się jako nic innego niż wieczne prawo do rozporządzania pracą niewolnika dla własnej korzyści – chodzi o usługi, które jedna istota ludzka słusznie świadczy innej. Wynika z tego, że sprzedaż, zakup, wymiana czy darowanie niewolnika komuś innemu nie jest sprzeczne z prawem naturalnym i boskim, jeśli ściśle przestrzega się właściwych warunków, o których także mówią i które wyjaśniają uznani autorzy. Wśród tych warunków najważniejsze są dwa: by kupujący niewolnika dokładnie wybadał, czy niewolnik, którego wystawiono na sprzedaż, został pozbawiony wolności sprawiedliwie, czy niesprawiedliwie, a ponadto sprzedawca niewolnika nie powinien czynić niczego, co mogłoby zagrozić życiu, cnocie lub wierze katolickiej niewolnika, który ma być przekazany w posiadanie innemu właścicielowi”.

W obronie doktryny o niewolnictwie wskazywano na długą tradycję, przywoływano wypowiedzi Ojców Kościoła, szczególnie św. Augustyna, Doktorów Kościoła, nade wszystko św. Tomasza z Akwinu, powoływano się na dekrety synodów lokalnych, jak tego w Gangarze w Azji Mniejszej (362 r.) czy w Melfi (1089 r.); cytowano nauczanie Soboru Laterańskiego III (1179 r.); przywoływano postanowienia i przykłady papieży, wśród których byli i tacy, którzy mieli własnych niewolników; do tego odwoływano się do traktatów teologów. Ale co więcej, cytowano świadectwa samego Pisma Świętego, i to nie tylko Starego Testamentu (por. Kpł 25, 39-55), ale i Nowego, nie tylko listów apostolskich, ale i Ewangelii.

Nade wszystko przywoływano świadectwo samego Jezusa. Czyż – argumentowano – nasz Zbawiciel potępił niewolnictwo? Przeciwnie – zakładał jego normalność, z jego pomocą wręcz głosił Dobrą Nowinę, jak w Ewangelii św. Łukasza: „Rzekł znowu do swoich uczniów: (…) Kto z was, mając niewolnika (gr. doulon), który orze lub pasie, powie mu, gdy on wróci z pola: »Pójdź i siądź do stołu«? Czy nie powie mu raczej: »Przygotuj mi wieczerzę, przepasz się i usługuj mi, aż zjem i napiję się, a potem ty będziesz jadł i pił«? Czy dziękuje niewolnikowi za to, że wykonał to, co mu polecono? Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono: »Niewolnikami nieużytecznymi jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać«” (7, 1. 7-10).

A czy św. Paweł potępił niewolnictwo? Nie – podkreślano – żadną miarą, wszak Apostoł Narodów wiernie kontynuował stanowisko Chrystusa, pisząc w Pierwszym Liście do Tymoteusza: „Wszyscy, którzy są pod jarzmem jako niewolnicy, niech własnych panów uznają za godnych wszelkiej czci, ażeby nie bluźniono imieniu Boga i [naszej] nauce. Ci zaś, którzy mają wierzących panów, niechaj ich nie lekceważą z tego powodu, że są braćmi, ale niech im lepiej służą, dlatego że są oni wierzącymi i umiłowanymi jako uczestnicy dobrodziejstwa. Tych rzeczy nauczaj i do nich zachęcaj! Jeśli ktoś naucza inaczej i nie trzyma się zdrowych słów Pana naszego Jezusa Chrystusa oraz nauki zgodnej z pobożnością, jest nadęty, niczego nie pojmuje, lecz choruje na dociekania i słowne utarczki” (6, 1-7). No i przez wieki Magisterium Kościoła pozostawało wierne napomnieniu i poleceniu św. Pawła.

Nowa doktryna

Jeśli sam Bóg w swoim objawieniu, przekazanym Kościołowi w natchnionym Piśmie Świętym, opowiada się za niewolnictwem i reguluje jego zasady, jeśli sam Zbawiciel nie wystąpił przeciwko niemu, a nawet uznał je za rzecz jak najbardziej normalną, to Kościół, Magisterium ­Ecclesiae, nie ma innego wyjścia, jak bronić tej instytucji i stać na jej straży, rzecz jasna – do samego końca. Toteż Magisterium broniło i stało na straży niezmienności i godziwości doktryny o niewolnictwie, ale – jak się okazało – robiło to jednak do czasu. „Już” bowiem w 1888 r. Leon XIII ogólnie skrytykował instytucję niewolnictwa i poparł ruch abolicjonistyczny. Z kolei w wieku XX Benedykt XV potępił „praktykę sprzedaży jakiejkolwiek osoby jako niewolnika”. W końcu Sobór Watykański II w Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym niewolnictwo, obok zabójstwa, aborcji, eutanazji, ludobójstwa, tortur czy handlu kobietami, zaliczył do „spraw i praktyk haniebnych” i „jak najbardziej sprzecznych z czcią należną Stwórcy” (nr 27).

W 1992 r. Jan Paweł II, podczas pielgrzymki do Senegalu, w Domu Niewolników potępił system niewolnictwa: „To miejsce jest krzykiem (...). Ów krzyk wieków i pokoleń każe nam nieustannie uwalniać się od tego dramatu, ponieważ jego korzenie tkwią w nas samych, w ludzkiej naturze, w grzechu. Przybyłem tutaj, aby złożyć hołd wszystkim ofiarom, nieznanym ofiarom; nie wiadomo dokładnie, ile ich było, nie wiadomo, kim byli. (...) Czyż można zapomnieć o bezmiarze cierpień, jakie zadawano ludziom uprowadzonym z Afryki, o łamaniu najbardziej podstawowych praw człowieka, o ludzkich istnieniach unicestwionych przez niewolę? Trzeba z całkowitą szczerością i pokorą wyznać ten grzech człowieka przeciwko człowiekowi, ten grzech człowieka przeciw Bogu”. Papież z Polski rok po pielgrzymce do Senegalu w encyklice „­Veritatis splendor” niewolnictwo zaliczył do aktów, które są „złe wewnętrznie” (intrinsece malum): „są złe zawsze i same z siebie, to znaczy ze względu na swój przedmiot, a niezależnie od ewentualnych intencji osoby działającej i od okoliczności” (nr 80).

Jestem przekonany, że nauczanie Soboru Watykańskiego II, a szczególnie Jana Pawła II, oznacza ostateczne pożegnanie Kościoła z długowieczną doktryną społeczną Magisterium Ecclesiae o niewolnictwie zgodnym z prawem naturalnym i boskim. Znamienne jednak – wypada dodać – że np. kard. Avery Dulles był odmiennego zdania, uważając, że ani Vaticanum II, ani Jan Paweł II nie nauczali, iż niewolnictwo jako takie czy że każda forma niewolnictwa jest sprzeczna z prawem naturalnym i prawem boskim. Tak daleko – zdaniem Amerykanina – nie poszedł także Katechizm Kościoła Katolickiego oraz oficjalne Kompendium nauki społecznej Kościoła. Dulles sugerował, że można sobie wyobrazić takie postaci niewolnictwa (ang. slavery), które można uznać za niewolnictwo słabsze (­ang. ­servitude), które nie musi być sprzeczne z prawem naturalnym. Stanowiska tego nie sposób jednak pogodzić z nauczaniem Jana Pawła II o niewolnictwie jako akcie wewnętrznie złym.

Fakt radykalnej zmiany w nauczaniu społecznym Magisterium Kościoła w sprawie niewolnictwa pozwala przyjąć, że długowieczność jakiejś nieprzerwanej tradycji nie musi być pieczęcią jej nieomylności i obligatoryjności. Joseph Ratzinger jeszcze jako „zwykły” teolog w komentarzu do Konstytucji dogmatycznej o Objawieniu Bożym Soboru Watykańskiego II pisał: „Nie wszystko, co istnieje w Kościele, musi z tej racji być uprawnioną tradycją. Innymi słowy, nie każda tradycja, która powstaje w Kościele, jest prawdziwą celebracją i uobecnieniem tajemnicy Chrystusa. Tradycja może być zniekształcona, tak jak i uprawniona. W konsekwencji nie należy traktować tradycji tylko afirmatywnie, ale również krytycznie”.


Czytaj także: Józef Majewski: Biskup sobiepan


Losy doktryny Kościoła o niewolnictwie pokazują ponadto, że powoływanie się na Pismo Święte – szczególnie w dziedzinie doktryny etyki społecznej – także wymaga dozy właściwego krytycyzmu i czytania go w historycznym oraz społecznym kontekście, a nie oczekiwania od jego autorów znajomości problemów innych epok ani bycia wolnymi od uwarunkowań swoich czasów. Same księgi biblijne oraz sprawy, wydarzenia i postaci, które spotykamy na ich kartach, rozgrywały się w konkretnych okolicznościach społeczno-kulturowych, które stale się zmieniały, warunkując konkretne znaczenia biblijne. Nie dość powtarzać, że nie wszystko, co znajduje się w Piśmie Świętym, ma charakter uniwersalny i niezmienny. Nie dość też powtarzać, że dogmat o bezbłędności Biblii nie oznacza, iż w Biblii w ogóle błędów nie ma.

Historia doktryny społecznej Kościoła zatem uczy, że konkretne normy społeczne głoszone przez Kościół nie muszą charakteryzować się stałością, jaka cechuje dogmaty. Że normy te podlegają zmianom. Że w dziedzinie życia społecznego Magisterium Kościoła może pobłądzić. Ale uczy również, że pod naciskiem zmian w społeczeństwach Magisterium potrafi i może zmienić swoje nauczanie, nawet radykalnie. Tak stało się w przypadku doktryny o niewolnictwie, lecz także np. o wolności sumienia, wolności wyznania czy wolności słowa. Jeszcze w XX w. w Kościele powoływano się – jak sądzono – na nieomylne nauczanie Piusa IX potępiające naukę o wolności sumienia, „owej – jak pisał w encyklice „Quanta cura” (1864) – błędnej, dla Kościoła katolickiego i zbawienia dusz najbardziej zgubnej nauki, (...) to jest: że wolność sumienia i wyznania jest prywatnym prawem każdego człowieka, które należy ogłosić prawem obowiązującym w każdym dobrze urządzonym społeczeństwie, i że obywatelom przynależy prawo do wszelkiej wolności, której nie godzi się żadnym autorytetem, czy to duchownym, czy świeckim, ograniczać, i że na mocy tej wolności mogą głośno i publicznie wypowiadać i rozpowszechniać swoje poglądy słowem lub drukiem, albo w jakikolwiek inny sposób”.

Wreszcie dramatyczna historia doktryny społecznej Kościoła podpowiada, że w czasach złożonych przemian społeczno-kulturowych pożyteczniej jest dla losów Ewangelii, gdy ludzie Kościoła, nauczający także w ramach konferencji biskupów, zachowują teologiczną powściągliwość i skromność w sprawach etyki społecznej oraz pokorę w ocenie dokonujących się zmian. Bardziej racjonalnie i bezpiecznie jest, gdy nie wydają pochopnych wyroków, zwłaszcza skazujących, nie szafują anatemami, które powodują niepotrzebne cierpienie, nie epatują wszechwiedzą, ale są empatyczni, otwarci na różnorodność, tolerancyjni, chociaż krytyczni. Ale też samokrytyczni. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2020