Rodowody nieprzekupnych

Przyjechał tu na krótko: rok, może dwa. Duszpasterzem akademickim został przypadkiem, podobnie zresztą jak jezuitą. Kiedy myślał o wstąpieniu do zakonu, losował spośród trzech zgromadzeń, których nazwy zapisał na kartkach wrzuconych do kapelusza. Potem planował studiowanie teologii orientalnej i powrót nad Bajkał, gdzie spędził na zesłaniu sześć lat II wojny światowej.

07.12.2003

Czyta się kilka minut

- W połowie lat 60. Toruń sprawiał przygnębiające wrażenie - wspomina jeden z wychowanków o. Wołoszyna, prof. Andrzej Tyc (w latach 90. wojewoda toruński i senator). Miasto stłamszone przez bydgoski Komitet Wojewódzki PZPR, z niewielkim uniwersytetem i zastraszoną, zatomizowaną inteligencją. Wybitnych profesorów, przybyłych po wojnie z Wilna i Lwowa, próbowała spacyfikować grupa aparatczyków. Inny wychowanek tutejszego duszpasterstwa, Stefan Frankiewicz (później redaktor “Więzi" i ambasador RP przy Watykanie) opowiada o rektorze, który biegał po uniwersyteckich kioskach, aby uniemożliwić sprzedaż “Tygodnika Powszechnego".

Siódmy wydział

Początki nie były zatem zachęcające, zwłaszcza że jezuita był kompletnie nieprzygotowany do pracy w środowisku akademickim. Musiał zdać się na intuicję, “zwiady" w innych duszpasterstwach i dziesiątki rozmów - przede wszystkim z najwierniejszym doradcą, Bohdanem Cywińskim.

Jakie chrześcijaństwo prezentować ludziom nauki i studentom? Postanowił oprzeć się na założeniu, że Stwórca jest Bogiem dialogu. Jeżeli jego wizja ma być “atrakcyjna" dla współczesnego człowieka, powinna uwzględniać również Boga uczonych, filozofów, także Boga religii pogańskich. Podobnie z wizją człowieka: jeśli ma być “atrakcyjna" dla współczesnych, musi uwzględniać wszystkie jego wymiary - przyrodzone i nadprzyrodzone, jednostkowe i społeczne, ziemskie i kosmiczne. Kiedy zdał sobie sprawę, że sam nie potrafi poprowadzić podopiecznych ku dojrzałemu, otwartemu chrześcijaństwu, zaczął zapraszać gości.

W ciągu następnego ćwierćwiecza przez Toruń przewinęła się elita intelektualna kraju. Jeden z gości został później papieżem, inny premierem, wielu biskupami, ministrami i parlamentarzystami - jezuita zorganizował ponad 600 prelekcji. Nie sprawdzano metryk chrztu - ani wykładowców, ani słuchaczy. Wkrótce spotkania z salki duszpasterstwa trzeba było przenieść do kościoła. Gdy w 1972 r. przyjechał Kisiel, chętni nie pomieścili się nawet w świątyni.

Na prelekcjach się nie kończyło. Studenci i naukowcy spotykali się na liturgii, wyjeżdżali na rekolekcje i obozy letnie - często do Łopusznej, gdzie czekał na nich Tischner. Dyskutowali o teologii, filozofii i nauce współczesnej, literaturze i sztuce.

- “Tedy" (przydomek nadany przez wychowanków: Wołoszyn lubił zaczynać zdanie archaicznym “tedy") uważał, że powinniśmy budować dorosłe życie na solidnych podstawach, dlatego stale gonił nas do nauki - mówi dyrektor Funduszu Mikro, Jan Młynarczyk. - Przede wszystkim do studiowania własnych przedmiotów, ale nie tylko. Poloniści słuchali wykładów kosmologicznych Hellera, fizycy czytali poezje.

- W latach 80. kościół jezuitów nazywano “siódmym wydziałem" Uniwersytetu - dodaje historyk Wojciech Polak.

Działalność Wołoszyna była solą w oku władz. Wzywano go na rozmowy, odmawiano paszportu, pisano donosy do prymasa, z furią przyglądano się wykładającym w kościele dysydentom, a w czasach stanu wojennego - akcji pomocy internowanym. Duszpasterz starał się jednak nie mieszać Kościoła do polityki, co - przypomina Andrzej Tyc - w latach 80. irytowało radykalnie nastawionych działaczy “Solidarności". Wolał walczyć z systemem na głębszym poziomie.

Nie zorganizował też, w odróżnieniu od innych duszpasterzy tamtych czasów, zastępów studentów zajmujących się działalnością społeczną i charytatywną. Mimo to wśród jego podopiecznych są osoby znane dziś z życia publicznego - choćby szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej Janina Ochojska, b. szef UOP Zbigniew Nowek czy poprzedni prezydent miasta Stanisław Grochowski. - Oprócz “gwiazd", wychował rzesze ludzi, którzy po studiach ruszyli w życie z wiedzą i zapałem - mówi Młynarczyk. Janka Ochojska opowiada o jednym z epizodów, w których to, co wynieśli z duszpasterstwa, sprawdziło się po latach: gdy córka koleżanki zachorowała na ciężką anemię z powodu uszkodzenia szpiku kostnego, przyjaciele wozili potrzebną krew, a matkę i dziecko zabierali na leczenie do Wrocławia.

O co chodzi dzisiaj?

O. Wołoszyn wyjechał z Torunia w 1988 roku. Władze zakonne przeniosły go do Poznania, gdzie założył Ośrodek Kultury Chrześcijańskiej i “Galerię u Jezuitów".

W tym czasie Toruń stał się stolicą nowej diecezji: jej ordynariusz, bp Andrzej Suski, mówi, że grunt przygotował mu właśnie Wołoszyn. Dawni wychowankowie skarżą się jednak, że pierwsze skrzypce w mieście gra dziś już zupełnie inny zakonnik... - Gorsza moneta wyparła lepszą - komentuje prof. Włodzimierz Wincławski, socjolog.

W dżdżysty weekend pod koniec listopada nie dało się tego odczuć. Na skutek starań dawnych wychowanków, zwieńczonych wnioskiem uniwersyteckiego senatu, Rada Miasta postanowiła nadać o. Wołoszynowi tytuł Honorowego Obywatela Torunia (jest jedenastym wyróżnionym, m.in. po gen. Hallerze, marszałku Józefie Piłsudskim i Janie Pawle II).

Wszystko odbyło się w stylu starego duszpasterstwa: z naciskiem na sprawy merytoryczne. Wieczorem 28 listopada, po Mszy odprawianej przez ojca prowincjała Dariusza Kowalczyka, odbył się odczyt. Bohdan Cywiński (wcześniej był tu 36 razy, także jako prowadzący rekolekcje wielkopostne) zastanawiał się nad kwestią “A o co chodzi dzisiaj?". Tłumaczył, że dawnych “niepokornych" powinni dziś zastępować “nieprzekupni".

- Służba, do której powinniśmy stanąć jako chrześcijanie, ma trwać dalej - mówił Cywiński. - Sposób jej i warunki wydają się zupełnie inne, ale jest to inność okoliczności, nie zaś powagi sytuacji. Miejsce totalitaryzmu komunistycznego zajął “totalitaryzm rynku" i przekonanie, że wszystko jest na sprzedaż. Wiadomo, że idea państwa opiekuńczego nie zdała egzaminu. Ale opiekuńczy powinni być ludzie, przede wszystkim chrześcijanie. Zobaczyłem w Ameryce Łacińskiej, że wyzysk człowieka, pracownika i proletariusza, nie jest wymysłem komunistów. Po tym cała radość z rozszerzenia UE jest osłabiona, bo wchodzimy do wspólnoty bogatych, na których pracują m.in. nieszczęśnicy z tamtej części globu.

O co chodzi dzisiaj? O zmianę tej sytuacji. A że “to nie na naszą miarę" - nic nie szkodzi. Czy na naszą miarę było rozwalenie komunizmu? Wśród wychodzących z kościoła dźwięczały słowa o “służbie, która nie pasuje tym, którzy chcą żyć wygodnie".

Następnego dnia w Dworze Artusa odbyło się nadanie tytułu Honorowego Obywatela. Było odświętnie i oficjalnie (hejnał na rozpoczęcie, przemówienia notabli, śpiew chóru uniwersyteckiego), a potem serdecznie i rodzinnie (spotkanie w duszpasterstwie, żarty i wspomnienia, m.in. o tym, jak “Tedy" zagłuszył biciem dzwonów chór z Czechosłowacji, którego występ na Rynku miał zakłócić Mszę w kościele jezuitów), ale to wykład Cywińskiego był dla wielu kulminacyjnym punktem obchodów i przypomnieniem istoty “duszpasterskiej roboty" o. Wołoszyna.

Szkoła dystansu

- Nigdy nie był “równiachą", poklepującym innych po plecach. Bardzo zrównoważony, raczej nie ujawniał uczuć - wspomina swojego duszpasterza nauczycielka geografii, Janina Maj-Zielińska. - Bardzo ceniłem prywatne z nim rozmowy, “duchówki" - dodaje Jacek Jernajczyk, konserwator zabytków. - Na co dzień potrafił bywać szorstki, ale w czasie takich rozmów okazywał się niezwykle wyrozumiały, delikatny.

W jego duszpasterstwie nie przyjęły się jednak grupy nastawione na wiarę emocjonalną, np. ruch charyzmatyczny. Nie wyglądał na zachwyconego, gdy jedna ze studentek fizyki zdecydowała się na wstąpienie do karmelitanek. Jak wspomina prof. Stanisław Dembiński, b. rektor UMK i senator, Wołoszyn zawsze był przywiązany do racjonalnego pierwiastka w chrześcijaństwie; łączył fides z ratio.

- Ucząc niegdyś fizyki w wiejskiej szkole, postawiłem sobie za cel przekazać dzieciom elementarną wiedzę o przyrodzie w taki sposób, aby nie dały się zwieść różnym badaczom UFO. “Tedy" w podobny sposób przygotował nas do tego, by nie zwiedli nas fałszywi prorocy, byśmy byli krytyczni, także wobec ludzi Kościoła - dodaje Jan Młynarczyk. - Nadal mam przekonanie, że wciąż jesteśmy “w drodze", wciąż się uczymy i ciągle mamy więcej pytań niż odpowiedzi.

Korzystałem ze wspomnień z książki “Ślady obecności o. Władysława Wołoszyna w naszym życiu" (Wydawnictwo UMK, Toruń 2003) zebranych przez Bożenę Słomińską.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2003