Teczka i fakty

Księża, którzy byli konfidentami SB, powinni być ujawnieni. Konfidentem nie był jednak o. Władysław Wołoszyn - jak twierdzi troje historyków IPN, polemizujących w "Rzeczpospolitej" z tekstem publikowanym na łamach "TP".

19.05.2008

Czyta się kilka minut

O. Władysław Wołoszyn na górskiej wyprawie ze studentami /fot. za: "Ślady Obecności", opr. Bożena Słomińska /
O. Władysław Wołoszyn na górskiej wyprawie ze studentami /fot. za: "Ślady Obecności", opr. Bożena Słomińska /

Sprawę o. Władysława Wołoszyna, duszpasterza akademickiego z Torunia, po raz pierwszy opisałem w "TP" nr 28/2006 w artykule pt. "Zarejestrowany bez wiedzy i zgody" . Opierając się na mikrofilmie teczki zakonnika (ok. 60 ocalałych stron), wykazałem, że funkcjonariusz SB Marek Kuczkowski po kilku rozmowach-przesłuchaniach, które w większości przypadków odbywały się "na wezwanie" w budynku Komendy Wojewódzkiej MO, dokonał jego rejestracji jako tajnego współpracownika i nadał mu pseudonim "Myśliciel". Wykazałem też, że duszpasterz niczego o rejestracji i nadanym mu pseudonimie nie wiedział.

Esbek ten przeprowadził z Wołoszynem 13 rozmów "sondażowo-ostrzegawczych", "sondażowo-lojalizujących", "profilaktycznych" i "ostrzegawczych". Jezuita nie traktował ich w kategoriach agenturalnych, bo stawiał się na wezwania i rozmawiał tylko na tematy ogólne. Nie było to z pewnością postępowanie rozważne. Z drugiej strony, Wołoszyn należał do pokolenia, które uważało, że należy rozmawiać z każdym - pod warunkiem, że się nie przekroczy pewnej granicy (np. przez donoszenie). I rzeczywiście, tej granicy nie przekroczył.

Esbek Kuczkowski pisał: "Dialog ten [z Wołoszynem] ma charakter polityczno-operacyjny, co uwarunkowane jest pozycją społeczną o. Wołoszyna - jezuity, księdza zakonnego. Dopiero ewentualnie w przyszłości może nastąpić głębsze związanie go z naszą służbą i nadanie tej współpracy typowo instrukcyjnych wymogów". To "głębsze związanie ze służbą" nigdy nie nastąpiło. Wołoszyn wygłaszał odważne kazania, odprawiał Msze za ojczyznę, a część materiałów w teczce dotyczy jego "dyscyplinowania". Z esbekiem się spotykał, bo uważał, że w ten sposób prowadzi dialog z przeciwnikiem politycznym i zapewnia parasol ochronny nad duszpasterstwem akademickim.

Esbecka teoria i praktyka

Po opublikowaniu mojego tekstu sprawa toruńskiego jezuity nabrała rozgłosu, a prokurator IPN Mieczysław Góra wytoczył Kuczkowskiemu sprawę karną o poświadczenie nieprawdy w dokumentach, związanych z rzekomym pozyskaniem o. Wołoszyna jako TW. Jesienią 2007 r. sąd uznał, że Kuczkowski jest winny, ale sprawę umorzył na mocy amnestii.

Równocześnie od jesieni 2006 r. odczuwałem, że kierownictwo IPN patrzy na moje ustalenia z daleko posuniętą rezerwą. W środowisku Instytutu panuje pogląd o wiarygodności teczek esbeckich, najczęściej uzasadniany retorycznym pytaniem: "Po co mieliby je fałszować?". Ale sprawa nie jest taka prosta. Każdy funkcjonariusz SB powinien prowadzić 12-14 konfidentów. W Toruniu na odbywanych co trzy miesiące "naradach produkcyjnych" SB ustalano "kwartalne plany pracy", które zakładały czasem konieczność zwerbowania jednego agenta przez jednego funkcjonariusza. Było to zazwyczaj niewykonalne. Stąd tamtejszy Wydział IV SB przyjął zasadę, że jeśli ksiądz w ogóle prowadził rozmowy z odwiedzającym go esbekiem, mogła być dla niego założona teczka kandydata na TW lub wręcz TW. Niepotrzebna była wiedza i zgoda takiego księdza.

Od 2007 r. jestem (wraz z prof. Janem Szilingiem i dr. hab. Waldemarem Rozynkowskim) członkiem Międzydiecezjalnej Komisji Historycznej zajmującej się badaniem dziejów Diecezji Chełmińskiej w latach 1945-90. Podczas kwerendy w bydgoskim IPN natrafiliśmy na przypadek księdza z obecnej diecezji pelplińskiej, który w swej okolicy cieszy się autorytetem. Okazało się, że jest zarejestrowany jako TW, ale jego teczka zawiera zapis jednego spotkania. Esbek był u niego w maju 1989 r., przyszedł i podjął rozmowę w tonie odpowiedzialności za dobro ich miasteczka. Ksiądz odpowiedział, że może porozmawiać np. o problemie alkoholizmu, bo w okolicy samego tylko kościoła są cztery sklepy monopolowe. Po tym jednym spotkaniu esbek zarejestrował go, nadał mu pseudonim, bez jego wiedzy i zgody wypełnił wszystkie papiery i napisał, że będzie stopniowo wiązał księdza z SB. Więcej spotkań nie było, ale teczka została i może być dla księdza źródłem niezasłużonych kłopotów.

Piszę o tym nie bez przyczyny. Kilka tygodni temu, podczas prezentowania w Senackiej Komisji Praw Człowieka i Praworządności informacji o działaniach IPN w 2007 r., prezes Janusz Kurtyka oznajmił, że przygotowywany jest artykuł na temat o. Wołoszyna, który zostanie opublikowany w "Rzeczpospolitej". I rzeczywiście: 12 maja ukazał się artykuł "Prawda o teczce TW »Myśliciela«". Jego autorami są historycy z gdańskiego IPN Katarzyna Maniewska, Marek Szymaniak i Sławomir Cenckiewicz. W latach 50. popularne były "trójki murarskie", które miały zwiększać wydajność pracy; IPN postanowił zapewne spróbować, czy podobny efekt przyniosą "trójki historyczne". Wydajność okazała się niezła: dwie bite strony w gazecie. Gorzej jednak (podobnie jak u murarskich stachanowców) z jakością.

Prawda o Wołoszynie

1. Autorzy piszą, że SB chciała "perspektywicznie" wykorzystać o. Wołoszyna do neutralizowania nastrojów w środowisku akademickim. Może i tak, ale z zamiarów tych wynikło tyle, że musiała odbywać z nim rozmowy ostrzegawcze po jego kazaniach.

2. Prowincjał chciał przenieść o. Wołoszyna poza Toruń. SB podejmowała (albo mówiła, że podejmowała) działania operacyjne w kierownictwie zakonu jezuitów w celu pozostawienia zakonnika na miejscu. Zdaniem trójki autorów miało to służyć "lojalizowaniu" duszpasterza. Zapewne tak, tylko co z tego? Miało służyć, ale nie posłużyło; o. Wołoszyn nie dał się "zlojalizować".

3. Autorzy artykułu podważają moją tezę o produkowaniu księży--TW przez rejestrowanie ich (bez wiedzy i zgody) po odbyciu kilku niezobowiązujących rozmów - jako zasłyszaną u "anonimowego funkcjonariusza SB". Fakt, że mam kontakt z tym człowiekiem (rzecz jasna, zastrzega anonimowość) uważam za sukces - posiadam dzięki temu informacje z pierwszej ręki. Oczywiście, mam obowiązek weryfikowania tych informacji i to robię. Trójka autorów pominęła jednak moje dane statystyczne, zaczerpnięte z zasobu bydgoskiego IPN, wskazujące na fikcyjną rejestrację księży-agentów. Kolejne przypadki takiej rejestracji poznałem, badając teczki jako członek Międzydiecezjalnej Komisji Historycznej.

4. Polemiści twierdzą, że "dla Polaka decydujące znaczenie w kwestii oceny stopnia uwikłania o. Wołoszyna w kontakt z SB ma zatajenie przed nim faktu rejestracji i nadania mu pseudonimu oraz brak pobrania pisemnego zobowiązania do współpracy". Otóż nie. Znam teczki ludzi, którzy byli w podobnej sytuacji, a faktycznie donosili. W przypadku oceny kontaktów o. Wołoszyna z SB decydujący dla mnie był fakt, że rozmawiał on z esbekiem wyłącznie o rzeczach ogólnych.

5. Maniewska, Cenckiewicz i Szymaniak twierdzą, że gdyby Kuczkowski założył fikcyjną teczkę, w razie wykrycia ryzykowałby karierą. Podkreślają, że teczka była kontrolowana przez innych funkcjonariuszy, m.in. szefa toruńskiej bezpieki Zygmunta Grochowskiego. Otóż prawda jest taka, że Kuczkowski założył fikcyjną teczkę o. Wołoszynowi i nic nie ryzykował: zakładanie teczek "na wyrost" z założeniem, że ksiądz się "oswoi" i "zlojalizuje", było normalną praktyką. Grochowskiemu, który w prokuraturze oświadczył, że w toruńskiej SB byłoby święto, gdyby udało się zwerbować o. Wołoszyna, gdańska trójka zarzuca kłamstwo. Na jakiej podstawie?

6. Autorzy postulują wykorzystanie w sprawie Wołoszyna wiedzy na temat obiegu akt w MSW, zwłaszcza w Departamencie IV. Sami jednak tej wiedzy nie wykorzystują.

7. Zdaniem Maniewskiej, Cenckiewicza i Szymaniaka "kluczem do zrozumienia charakteru relacji o. Wołoszyna z toruńską SB jest świadomość wyznaczonego przez Kuczkowskiego celu werbunku i prowadzonego »dialogu operacyjnego« zawartego w sformułowaniu »zapewnienie kontroli operacyjnej ważnych obiektów«". Dalej cytują opinię Kuczkowskiego z 1988 r., który twierdzi, że współpraca z księdzem przyczyniła się do pozytywnego rozwiązania wielu lokalnych, konfliktowych sytuacji, a także przekazywał operacyjnie cenne informacje. Tylko że brakuje przykładów. Kuczkowski nie podaje, do rozwiązania jakich konfliktów miał się przyczynić o. Wołoszyn. W teczce nie ma też śladu ważnych operacyjnie informacji. Wczujmy się przez chwilę w rolę esbeka: po blisko 6  latach prowadzenia rzekomego TW miał napisać, że nic od niego nie uzyskał?

Zważmy, że w raporcie z 1988 r. Kuczkowski pisał: "Podkreślić należy, że t.w. jest osobą niezależną, kontynuującą współpracę wyłącznie z pobudek politycznych, bardzo krytycznie ustosunkowanym do sytuacji w kraju dla dobra Ojczyzny. Stąd współpraca ma charakter wyłącznie dialogu polityczno-operacyjnego. T.w. realizuje zadania i udziela informacji na zasadzie swoistej sugestii, współpartnerstwa, wymiany poglądów, itp. (...) T.w. nie jest związany z SB; traktuje ten kontakt jako luźną formę; ciągle niemożliwe jest narzucenie reżimu współpracy według wymogów instrukcyjnych. (...) Podkreślić należy, że t.w. jest osobą apodyktyczną i niezależną, tak w zakresie własnej działalności, jak i postawy politycznej. Cechuje go jednoznaczny duch postawy opozycyjnej i klerykalnej, wyraźnie rzutującej na współpracę. (...)".

8. Przytoczona w artykule rozmowa z esbekiem, w której o. Wołoszyn oburza się na negatywną ocenę Urzędu ds. Wyznań, mogłaby świadczyć, że SB rzeczywiście wpływała na postawę jezuity. Sam zakonnik przyznaje bowiem: "My tu przecież o tym mówimy, co panu się nie podoba pod moim adresem, ja to jakoś przecież biorę pod uwagę i odwrotnie chyba też, prawda?". Zauważmy jednak, że za tą wypowiedzią nie szły praktyczne działania. Wołoszyn przez całe lata 80. prowadził działalność opozycyjną.

9. Trójka autorów twierdzi, że osąd sprawy Wołoszyna został poczyniony na podstawie niepełnej bazy źródłowej, nie przytaczają jednak żadnych innych źródeł poza zmikrofilmowaną teczką. Wspominają wprawdzie o jakiejś korespondencji, gdzie jest wspomniany TW "Myśliciel", ale z tego nic nie wynika.

10. Maniewska, Cenckiewicz i Szymaniak z przekąsem komentują decyzję prokuratora Mieczysława Góry, który nakazał grafologowi zbadać dokumenty wytworzone przez Kuczkowskiego. Laikom może się to wydawać zbędne - dobry prawnik zna jednak procedury i wie, że takie ekspertyzy są konieczne.

11. Autorzy artykułu w "Rzeczpospolitej" nie podejmują niektórych - niewygodnych dla siebie - wątków mojego artykułu. W wypełnionym przez Kuczkowskiego "Kwestionariuszu tajnego współpracownika" jest użyte sformułowanie: "TW zobowiązał się do współpracy bez napisania zobowiązania, zgodził się na udzielanie mi pomocy oraz prowadzenie dialogu i kontynuowanie na bieżąco spotkań, oświadczył, że będziemy mogli rozważać pewne kwestie na określonych wyżej płaszczyznach". Zapis wybiega poza sformułowania użyte w raporcie o przeprowadzonym werbunku, także napisanym przez Kuczkowskiego. Tam nie ma mowy o tym, że "TW zobowiązał się do współpracy". Jak widać, w formalnym kwestionariuszu należało użyć sformułowań bardziej jednoznacznych, choć nieprawdziwych. Tymczasem ta jedna manipulacja pociągnęła za sobą następne. Inna sprawa, że w "Kwestionariuszu" Kuczkowski twierdził, że pozyskał Wołoszyna na TW w miejscu zamieszkania, czyli w Domu Zakonnym, natomiast w raporcie z przebiegu pozyskania pisze, iż zrobił to w budynku KW MO.

Polemiści przemilczają fakt rozpracowywania Wołoszyna jako figuranta w sprawach "Burzyciel" i "Młodzi" już w 1977 r. Kuczkowski prowadził wówczas rozmowy operacyjne w celu spowodowania zaprzestania działalności opozycyjnej przez jezuitę. Wołoszyn był poddawany działaniom operacyjnym skierowanym przeciw "szkodliwym i radykalnym" inicjatywom środowiska studenckiego i nastawionym na wyhamowanie "społecznie szkodliwych akcentów" w jego kazaniach i wystąpieniach. Był poddawany inwigilacji, włącznie z podsłuchem. Czy takie działania podejmowano by wobec tajnego współpracownika?

***

Pisałem przed dwoma laty, że spotkania o. Wołoszyna z SB były przejawem naiwności i braku roztropności. Naiwność czy brak roztropności to jednak nie współpraca.

Tak wtedy, jak dziś dodaję, że jestem zwolennikiem lustracji. Uważam, że księża, którzy rzeczywiście byli tajnymi współpracownikami SB, powinni być ujawnieni i zobowiązani do jakiejś formy zadośćuczynienia Panu Bogu i ludziom.

Prof. WOJCIECH POLAK jest pracownikiem Instytutu Politologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, autorem publikacji m.in. dotyczących historii Polski w latach 80.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2008