Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
A dokładniej, do każdego użytkownika programu iTunes oraz do każdego posiadacza iPhone’a. W ten oto sposób informatyczny gigant przywitał szóstą edycję swojego najpopularniejszego produktu. Choć żaden z użytkowników nie musiał zapłacić ani grosza za cyfrową wersję „Songs of Innocence”, zespół nie zdecydował się na taki ruch pro publico… Bono.
Spekuluje się, że firma Apple zapłaciła rockowemu kwartetowi około 100 milionów dolarów. Przy okazji premiery menadżer zespołu Guy O’Seary pochwalił hojną korporację za finansowe wspieranie organizacji charytatywnych, w tym fundacji RED, która pomaga chorym na AIDS. Dziwnym trafem w wypowiedzi nie pojawił się wątek outsourcingu i samobójstw pracowników chińskiej fabryki Foxconn, która produkuje gadżety Apple’a. Biorąc pod uwagę okoliczności wydania nowej płyty U2, jej tytuł („Pieśni niewinności”) wydaje się więc niesmacznym żartem, a hołd dla słynnego punkowca Joeya Ramone’a oddany w utworze singlowym – niedźwiedzią przysługą.
Oczywiście zdania na temat PR-owego zabiegu U2 są podzielone. Niektórzy uważają, że Irlandczycy pokazali, iż idą z duchem czasu, a publikując album bez jakichkolwiek zapowiedzi, ruszyli szlakiem wytyczonym w 2007 r. przez Radio-head. Sęk w tym, że pomimo braku reklam trudno wyobrazić sobie bardziej agresywną kampanię niż ta, która zmusza użytkownika do przesłuchania albumu, wpychając mu go do cyfrowej biblioteki. Jeśli przyjmiemy, że muzyczne gusta są sprawą osobistą, drażliwą i generującą potężne emocje, okaże się, iż U2 przekroczyli pewną granicę prywatności. Był to ruch tym bardziej zuchwały, że tak zainstalowanego albumu nie można wcale łatwo usunąć.
Na własne oczy widziałem, jak spokojny na co dzień kolega w akcie desperacji sięgnął po młotek. Uznałbym to za działanie na pokaz, jakieś szaleństwo frustrata, ale – prawdę mówiąc – też nie lubię, gdy grzebie mi się w płytach.