Rejs w kosmos: to trzeba przeżyć

Oblatywacz Peter Siebold właściwie nie miał prawa przetrwać katastrofy. Jakie wnioski z jego przypadku płyną dla przyszłości lotów kosmicznych?

10.11.2014

Czyta się kilka minut

Siebold żyje: to jedyny pewnik w całej sprawie. Bo jak 43-letni pilot doświadczalny przeżył, jak udało mu się wydostać z rozrywanego na strzępy pojazdu, jak wyszedł z katastrofy na pułapie 15 tys. metrów, doznając tylko urazu ramienia – tego na razie nie wiemy. Znalazł się na wysokości dwukrotnie większej niż Mount Everest, leciał z naddźwiękową prędkością i nie miał kombinezonu ciśnieniowego.

SpaceShipTwo rozpadł się kilkanaście sekund po włączeniu silnika rakietowego. Pędził ku niebu z prędkością zdecydowanie przekraczającą prędkość dźwięku. Pierwsze sygnały, że coś idzie nie tak, mogły dotrzeć do załogi na nie więcej niż 2 sekundy przed tragedią: ogon pojazdu zaczął niebezpiecznie wibrować. To zbyt mało czasu, by myśleć o ewakuacji. Ciało drugiego pilota, Michaela Alsbury’ego, znaleziono wciąż przypięte pasami do fotela.

Siebold prawdopodobnie też nie miał czasu świadomie się ratować. Zadecydował los, Opatrzność – pojazd rozpadł się wokół niego w taki sposób, że pilot nagle znalazł się w powietrzu.

Brzmi jak z komiksu? To nie byłby przypadek bez precedensu.

W 1966 r. pilot doświadczalny Bill Weaver leciał szpiegowskim samolotem SR-71 z prędkością trzykrotnie przekraczającą prędkość dźwięku. Na wysokości 20 km jeden z silników odwrócił ciąg. Po prostu wrzucił wsteczny bieg. Samolot natychmiast został rozerwany na strzępy. Partner Weavera zginął na miejscu. On sam stracił na chwilę przytomność. Gdy ją odzyskał, leciał przymocowany do fotela. Mówił potem, że był pewny, iż zginął.

Billa Weavera uratował kombinezon: zbudowany z supernowoczesnych materiałów, chroniący przed ekstremalnymi warunkami, podtrzymujący życie przez pierwsze kluczowe sekundy po wypadku.

Peter Siebold kombinezonu nie miał. Leciał w zwyczajnym, lotniczym drelichu. Ciężkie kombinezony ciśnieniowe nie mieściły się w pojeździe.

Firmy obiecujące prywatne loty na krawędź kosmosu – a oprócz Virgin Galactic jest ich kilka – robią, co mogą, żeby ich klienci nie musieli zakładać niemal pancernych kombinezonów, które niewiele się różnią od skafandrów zawodowych astronautów. Obiecują, iż ich pojazdy będą tak bezpieczne, że w kosmos będzie można lecieć w t-shircie. Teraz trudno będzie im to obronić.

Skafandry się pojawią, choć oznacza to mniejszą liczbę pasażerów – i mniejszą swobodę ruchów w nieważkości. Ale może presja, by bogatym klientom zapewnić komfort, przyniesie też korzyści tym, dla których kosmos jest zawodem, a nie rozrywką: nową generację lekkich, elastycznych i niekrępujących ruchów skafandrów dla pilotów.

Bo bez skafandra Siebold w chwili wypadku wziął na siebie całą furię żywiołów. Po pierwsze, prędkość: leciał z prędkością ponad 1000 km/h. Nawet w tak rozrzedzonym powietrzu podmuch wiatru musiał przypominać uderzenie w ceglany mur. Po drugie, temperatura: około -70ºC. I po trzecie: brak tlenu.

Bez maski tlenowej miałby najwyżej kilka sekund świadomości. Na tej wysokości nie da się zrobić wdechu ani wydechu. Inny pilot testowy, 92-letni Bob Hoover, opisał to jako „najbardziej przerażające uczucie, którego kiedykolwiek doświadczył”. A mówił to człowiek, który przeżył pięć katastrof lotniczych.

Siebold musiał opanować odruch natychmiastowego otwarcia spadochronu. Owszem, wtedy spokojnie opadłby na ziemię. Tyle że nie dożyłby tego momentu. Musiał lecieć ku ziemi jak pocisk, żeby jak najszybciej dostać się w niższe, gęstsze warstwy atmosfery. I otworzyć spadochron dopiero wiele kilometrów niżej. Zanim się tam znalazł, mógł spadać nawet trzy minuty.

Peter Siebold żyje – i ma na koncie jedną z najbardziej niezwykłych ucieczek przed śmiercią w historii lotnictwa. W porównaniu z jego lotem Felix Baumgartner – z kapsułą, skafandrem i całym centrum kontroli lotów – zaliczył ledwie niedzielny spacer.


WOJCIECH BRZEZIŃSKI jest dziennikarzem Polsat News, gdzie prowadzi autorski program popularnonaukowy „Horyzont zdarzeń”. Stale współpracuje z „TP”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz naukowy, reporter telewizyjny, twórca programu popularnonaukowego „Horyzont zdarzeń”. Współautor (z Agatą Kaźmierską) książki „Strefy cyberwojny”. Stypendysta Fundacji Knighta na MIT, laureat Prix CIRCOM i Halabardy rektora AON. Zdobywca… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2014