Radykalizacja

Ani JPII, ani RPIV. Świat, który pokazuje Przemysław Wojcieszek, nie spełnia norm żadnego z nowych projektów etycznych czy patriotycznych. A jednak bohaterowie jego sztuki, młodzi mieszkańcy Warszawy, żyją w cieniu tych projektów.

20.11.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Bohaterkami spektaklu są dwie dziewczyny. Magda (Agnieszka Podsiadlik) pochodzi z prowincji, Sugar (Roma Gąsiorowska) to wielkomiejska spryciara, umiejąca wynajdywać życiowe atrakcje. Pierwszą wyrzucono z domu, kiedy rodzice dowiedzieli się, że jest lesbijką. Druga żyje z matką, którą porzucił ojciec.

Dziewczyny zakochują się w sobie we właściwy dla siebie sposób. Pierwsza z całym oddaniem i nieśmiałością, druga spontanicznie, ale nie do końca. Uciemiężone przez dziki kapitalizm smażalni kurczaków (już zresztą pokazanej ironicznie, wyśmianej, wydrwionej parodii korporacji w wersji made in Poland), molestowane seksualnie przez zięcia właściciela (Eryk Lubos) i podrywane przez kolegę (Rafał Maćkowiak), który chce zostać aktorem po to, by mieć co wieczór seks z inną dziewczyną, chodzą na slamy.

Właściwie mogłaby to być historia prawie liryczna, o uczuciu nadającym sens życiu bohaterek, które wypadły z głównej ścieżki kariery w rozkwitającym polskim kapitalizmie. Byłoby tak, gdyby rzecz działa się w Londynie, Paryżu lub Nowym Jorku. Ale nie w IV Rzeczypospolitej. Tutaj, u nas, delikatna konstrukcja uczuć, jakie rosną między dwiema bohaterkami, zostaje skonfrontowana z homofobicznym światem.

Jego źródła są zupełnie inne dla każdej postaci. Powodem może być chęć bycia macho, konserwatywne wyobrażenie o rodzinie albo uniesienie wszechpolskie. Reprezentantem wartości narodowokatolickich jest Piotr (Krzysztof Czeczot), brat Sugar, który na wieść o tym, że siostra jest lesbijką, wyjeżdża na wojnę do Iraku. Kiedy wraca i zastaje w domu matki swoją siostrę mieszkającą tam z Magdą, zaczyna rozkręcać wszechpolskie piekło. Pije i bije, usiłując przemocą nawrócić siostrę i jej narzeczoną (“lesby nie mają narzeczonych") na to, co uważa za normalne. Kiedy przemoc nie skutkuje, opuszcza dom i półnagi, zawinięty w biało-czerwoną flagę rusza w bydlęce pijackie tango. Zaprasza też ojca do powrotu do domu i planuje zbudować wielopokoleniową rodzinę, wedle własnej, bezdyskusyjnej normy.

W tekście dramatu opublikowanym w “Dialogu" (nr 10/05) jest scena, w której odrzucony przez ojca i kumpli Piotr wraca do matki i przeprasza ją, obiecując odmianę. Ale w spektaklu ta scena wypadła. Zabrzmiałaby pewnie nieszczerze. Piotr nie musi się kajać. Przecież na pewno nie zostanie sam. Premiera odbyła się dzień po wyborach prezydenckich i mimowolnie stała się zatrważającym komentarzem do nich. Okazuje się bowiem, że młodzi dramatopisarze zaczynają dostrzegać już wrogów gorszych niż polska wersja drapieżnego kapitalizmu.

Sugar nie marzy o karierze i podboju wolnego rynku. Jest rodzajem freaka, dla zasady co dwa tygodnie zmienia pracę (ze smażalni do pizzerii), nie ma ambicji materialnych, chce zostać poetką. Nawet wrodzone życiowe cwaniactwo i pogarda dla rozmaitych frajerów (np. aktorów) nie pcha jej w stronę pieniędzy. Sugar chce wygrywać poetyckie slamy. Magda też nie czuje się przegrana ani nieszczęśliwa, akceptuje swoją sytuację, ciężko haruje po 4,50 za godzinę zmywając talerze, marzy o tym, że kiedyś się wyrwie do Pragi albo Berlina, ale nie dla lepszych warunków materialnych. Praga czy Berlin są miastami tolerancji. Magda marzy o tym, by jej związek z kobietą nie budził sensacji, bo w Polsce nawet akceptacja homoseksualizmu ma w sobie coś podejrzanego. Chce zbudować z Sugar trwały związek. Sztuka kończy się jej debiutem na slamie. Magda odczytuje naiwny i bardzo wzruszający tekst będący radykalnym wyznaniem miłości do Sugar i niechęci do miejsca, w którym żyje.

Wojcieszek używa języka ulicy. Tekst bywa bardzo wulgarny, nawet wiersze recytowane na slamach, autorstwa warszawskiego poety Marcina Cecki (związanego ze Studium Teatralnym Piotra Borowskiego), są wulgarne. Dramaturg stara się zniwelować dystans pomiędzy sceną i ulicą. Nie bawi się także w cyzelowanie spektaklu. Reżyseruje z rozmachem, ale niechlujnie, nonszalancko pozostawiając wiele rzeczy własnemu biegowi. Należy do nowej grupy reżyserów, którzy przede wszystkim interesują się komunikatem bezpośrednio związanym z rzeczywistością. Niezobowiązujący charakter spektaklu sprzyja spontanicznemu odbiorowi. Widzowie szybko zapominają o granicach oddzielających ich od sceny. Spektakl Wojcieszka jest w dodatku bardzo śmieszny. Nie ma w nim miejsca na sentymentalizm czy łzawe wyznania. Życie utwardziło bohaterów, którzy żyją zbyt szybko i całkowicie na własną odpowiedzialność, żeby się nad sobą roztkliwiać.

W porównaniu z głośnym “Made in Poland" wystawionym w Legnicy, “Cokolwiek się zdarzy" jest spektaklem znacznie inteligentniejszym. Reżyser zdobył się bowiem na dystans i odwagę niepowagi w stosunku do bohaterów. Aktorzy zaś swobodą istnienia na scenie i fantastyczną grą zupełnie zlikwidowali nieco deklaratywny charakter niektórych partii tekstu. Grający na żywo zespół Pustki dodatkowo rozprzęga sztywne ramy teatru, zamieniając wieczór w spotkanie o nie do końca określonym charakterze.

W 1998 roku Grzegorz Jarzyna wystawił w Teatrze Dramatycznym w Warszawie “Niezidentyfikowane szczątki ludzkie". Tekst kanadyjskiego pisarza pokazywał ludzi zagubionych w dżungli zachodniego miasta. Było to zaledwie osiem lat temu, a widać, że od tamtej pory upłynęła już cała epoka. Nie tylko dlatego, że sztuk w rodzaju “Niezidentyfikowanych szczątków..." mamy dziś wiele w rodzimej dramaturgii.

Po premierze zarzucano Jarzynie, że sprawy i problemy, o których mówi, nie dotyczą naszej części świata, że są to bolączki wielkich zachodnich aglomeracji. Teraz nie można mieć już wątpliwości, że smażalnia kurczaków, w której umieszcza akcję sztuki Wojcieszek, wygląda tak samo w Warszawie i w Londynie, a nawet w Toronto. Tak samo się w niej pracuje i tak samo mało zarabia. Inne są problemy emocjonalne, ale też nie do końca zależą od kraju, raczej od człowieka.

W tej zglobalizowanej smażalni niejadalnych kurczaków Wojcieszek wyłuskał temat bardzo polski - nietolerancję wobec homoseksualistów - i wrzucił go w radykalny teatr codziennego komunikowania i dyskusji, gdzie warunek tworzenia dzieła sztuki nie stoi najwyżej w hierarchii ważności. Sztuka potrzebna jest tylko jako wehikuł komunikatu, ma go czynić atrakcyjnym i zapamiętywalnym. To coś nowego w polskim teatrze. To coś mają już spektakle Klaty. I warto się temu uważnie przyglądać.

Przemysław Wojcieszek, “Cokolwiek się zdarzy, kocham cię". Wiersze: Marcin Cecko; reżyseria autora, scenografia: Magdalena Maciejewska, muzyka: Pustki, premiera w TR w Warszawie 25 października 2005.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2005