Zwrot na Bliskim Wschodzie

Turcja atakuje dżihadystów. Ale cenę za to mogą zapłacić Kurdowie.

27.07.2015

Czyta się kilka minut

Zamieszki w Gazi, dzielnicy Stambułu, 26 lipca 2015 r. / BULENT KILIC
/ AFP/ EAST NEWS
Zamieszki w Gazi, dzielnicy Stambułu, 26 lipca 2015 r. / BULENT KILIC
/ AFP/ EAST NEWS

Turcja postanowiła włączyć się militarnie do konfliktu w Iraku i Syrii, ale niezupełnie w taki sposób, jakiego oczekiwano od niej na Zachodzie.

Reagując na masakrę w tureckim mieście Suruc – gdzie zamachowiec związany z Państwem Islamskim zdetonował bombę i zabił 32 młodych Kurdów – oraz na prowokacje graniczne, tureckie lotnictwo zaczęło w minionym tygodniu naloty na pozycje ekstremistów z tzw. Państwa Islamskiego (IS). Równocześnie jednak Turcja otworzyła drugi front: po raz pierwszy od 2011 r. armia turecka zaatakowała bazy kurdyjskiej partyzantki PKK na terenie północnego Iraku. Premier Ahmet Davutoğlu uzasadnił to w ten sposób, że jego kraj rozpoczął kampanię przeciw wszystkim organizacjom terrorystycznym.

Satysfakcja tych, którzy na Zachodzie zdawali się w minionych dniach oddychać z ulgą – na wieść o tym, że Turcja zrezygnowała wreszcie z pozycji quasi-obserwatora deklarującego neutralność wobec tego, co dzieje się za jej południową granicą, i że zaangażowała się w walkę z islamskimi ekstremistami, może okazać się zatem przedwczesna.  

Owszem, Turcja zaczęła naloty na dżihadystów, a także zgodziła się, by amerykańskie samoloty prowadzące operacje przeciw Państwu Islamskiemu, mogły korzystać z jej bazy lotniczej w Incirlik. Amerykanie zabiegali o to od dawna; korzystając teraz z tego tureckiego lotniska, będą mogli efektywniej atakować cele w Syrii i Iraku. Premier Davutoğlu zapowiedział też, że naloty to dopiero początek, a walka nie ograniczy się do jednego dnia czy jednego regionu. Davutoğlu ostrzegł również, że Ankara będzie reagować „z całą mocą” na najmniejsze nawet zagrożenie, i że – jeśli będzie to konieczne – Turcja jest gotowa, by wysłać do Syrii swoje wojska lądowe.

Jeśli tureckie naloty na dżihadystów nie będą mieć jedynie charakteru symbolicznego, ta radykalna zmiana tureckiej polityki może stać się punktem zwrotnym z walce z fanatykami z Państwa Islamskiego. Ale może się okazać, że cena za to będzie bardzo wysoka. Davutoğlu i prezydent Recep Tayyip Erdoğan zapowiedzieli bowiem równocześnie, że Turcja zaostrzy swoją politykę także wobec rebeliantów z Partii Pracujących Kurdystanu (PKK). I nie rzucali słów na wiatr: za nalotami na bazy PKK poszły też aresztowania w samej Turcji. Jeden z posłów prokurdyjskiej Demokratycznej Partii Ludowej (HDP), która po niedawnych wyborach znalazła się w tureckim parlamencie, poinformował, że wśród kilkuset osób, które aresztowała turecka policja – a byli wśród nich nie tylko sympatycy Państwa Islamskiego, ale właśnie również Kurdowie – znalazło się nawet 18 członków tej partii. 

Erdoğan nie pozostawił przy tym wątpliwości, że jest to działanie przemyślane: jak powiedział, dla niego IS i PKK to takie same organizacje terrorystyczne. Prezydent wezwał też PKK, aby złożyła broń – grożąc, że jeśli tak się nie stanie, przeciw rebeliantom i ich pomocnikom zostanie skierowana cała siła państwa.

W odpowiedzi działacze kurdyjscy oznajmili, że turecko-kurdyjski proces pokojowy się skończył; pojawiły się wręcz głosy, że Turcja wypowiedziała wojnę Kurdom. Środowiska kurdyjskie odpowiedziały demonstracjami w wielu miastach Turcji; doszło do starć z policją. W kolejnych dniach miało miejsce kilka zamachów bombowych przypisywanych kurdyjskiemu podziemiu; zginęło w nich kilku tureckich policjantów i żołnierzy (Kurdowie twierdzą, że trzej zabici policjanci współpracowali z IS). W środowiskach kurdyjskich pojawił się też nawet pogląd, że Zachód po raz kolejny zdradził Kurdów.

Skąd przekonanie o „zdradzie Zachodu”? Przecież Amerykanie wspomagali dotąd kurdyjskich bojowników – związanych wszak z PKK – którzy walczą w Syrii z dżihadystami, i publicznie chwalili ich ofiarność oraz ducha bojowego. Czy Waszyngton faktycznie zmienia swoją politykę wobec Kurdów? Czy prezydent Obama zgodził się na żądanie Turcji, by w północnej Syrii powstała „strefa buforowa” mająca chronić Turcję zarówno przed dżihadystami, jak też przed Kurdami, których aspiracji niepodległościowych tak bardzo obawia się Ankara?

Pożywką dla takich właśnie spekulacji są poufne negocjacje amerykańsko-tureckie, które poprzedziły decyzję Ankary o włączeniu się do walki z IS. Davutoğlu powiedział o nich tylko, że Waszyngton wyszedł naprzeciw „tureckim zastrzeżeniom”, nie podając szczegółów. Tymczasem dziennik „Hürriyet” twierdzi, że Amerykanie poszli na kompromis i zgodzili się na żądanie Ankary, by w północnej Syrii utworzyć wspomnianą „strefę bezpieczeństwa”: rodzaj korytarza o długości 90 km i szerokości 40–50 km. Byłaby ona zaporą nie tylko wobec IS, ale uniemożliwiłaby połączenie w jeden organizm terenów, które dziś są pod kontrolą syryjskich Kurdów. 

Czy rzeczywiście Turcy i Amerykanie zawarli takie tajne porozumienie? Oba rządy milczą. Biały Dom potwierdził jedynie, że strony zgodziły się, iż należy pogłębić wzajemną współpracę. Media w USA cytowały przedstawicieli administracji Obamy, że porozumienie sygnalizuje zasadniczą zmianę. Tylko: co to znaczy? Czy jedynie to, że możliwość korzystania z Incirlik to poważne ułatwienie dla Amerykanów i ich sojuszników, bo samoloty startujące z tej bazy mogą w krótkim czasie dotrzeć do głównych „twierdz” dżihadystów?

W każdym razie pewne jest, że Ankara chce upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Ale czy strategia „podwójnego uderzenia” – w dżihadystów i w Kurdów – się powiedzie? Bardziej prawdopodobne wydaje się, że kraj zostanie jeszcze bardziej wciągnięty w konflikt, który toczy się za jego południową granicą, a dla dżihadystów i Kurdów także Turcja stanie się teraz celem. Dla tych ostatnich – niestety ponownie.

Przełożył WP

INGA ROGG jest reporterką szwajcarskiego dziennika „Neue Zürcher Zeitung”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2015