Operacja COVID

W wielu krajach żołnierze uczestniczą w walce z pandemią, ale nigdzie współpraca armii z instytucjami cywilnymi nie idzie tak daleko jak w Izraelu.
z HaJfy (Izrael)

09.11.2020

Czyta się kilka minut

Lekarze wojskowi skierowani do pracy na oddziale covidowym szpitala Rambam Health Care Campus.Hajfa, 11 października 2020 r. / JACK GUEZ / AFP / EAST NEWS
Lekarze wojskowi skierowani do pracy na oddziale covidowym szpitala Rambam Health Care Campus.Hajfa, 11 października 2020 r. / JACK GUEZ / AFP / EAST NEWS

Dryblasowaty, niezgrabny i nieśmiały: Ori Levi nie wygląda na wojownika. – Ale tak normalnie, to jestem żołnierzem – zapewnia 19-letni kapral armii izraelskiej. Ponieważ czasy nie są normalne, Levi nie służy dziś z bronią w ręku, lecz stawia czoło wrogowi, którego nie widać ani nie słychać. „Wojna”, którą prowadzi kapral Levi, toczona jest z koronawirusem. Dlatego on oraz jego koleżanki i koledzy z oddziału zamienili karabiny na pomarańczowe kamizelki.

W ten jesienny dzień, jeszcze słoneczny i ciepły, jednostka Lewiego operuje na przedmieściach Hajfy, niespełna 300-tysięcznego portowego miasta nad Morzem Śródziemnym. Jej zadanie to przetestować możliwie jak najwięcej mieszkańców. Przed dzielnicowym domem kultury żołnierze ustawili białe plastikowe krzesła, w odległości co najmniej półtora metra jedno od drugiego, jak należy w dzisiejszych czasach.

Choć drzwi są jeszcze zamknięte, na pobranie wymazu czeka już około dwudziestu osób. Starsza pani, poruszająca się z pomocą chodzika, prosi o pomoc oficera. Dwóch żołnierzy pilnuje przy wejściu, aby nie było tłoku. Żołnierka maluje jeszcze w pośpiechu plakat z instrukcjami. Same testy przeprowadza Magen David Adom (Czerwona Tarcza Dawida – izraelski odpowiednik Czerwonego Krzyża). Wojskowi sanitariusze spisują dane personalne i kontaktowe, następnie osoba testowana ma przejść za zasłonę, gdzie będzie pobrany wymaz. Cała procedura potrwa nie dłużej niż kwadrans.

Na froncie krajowym

Dovev Viess, podpułkownik rezerwy, jest zadowolony. Testy, testy i jeszcze raz testy: tak brzmi jego dewiza. Fachowo tłumaczy, na czym polega współczynnik reprodukcji wirusa i jakie skutki może mieć jego wykładnicze rozprzestrzenianie się dla systemu ochrony zdrowia. W swoim cywilnym życiu Viess jest menedżerem: kieruje pionem infrastruktury i logistyki w koncernie zbrojeniowym. Trzy miesiące temu został powołany z powrotem do czynnej służby i teraz jest zastępcą dowódcy jednostki należącej do Pikud HaOref, która odpowiada za region Hajfy.

Pikud HaOref, Dowództwo Frontu Krajowego, to jedno z czterech regionalnych dowództw w izraelskich siłach zbrojnych. Utworzono je na początku 1992 r., wkrótce po wojnie w Zatoce Perskiej, podczas której iracki dyktator Saddam Husajn ostrzelał Izrael rakietami balistycznymi typu Scud. Powołując Dowództwo Frontu Krajowego skupiono w jednej strukturze służby odpowiedzialne za obronę cywilną i ratownictwo w czasie katastrof, aby w sytuacji kryzysowej można było reagować lepiej i szybciej.

Za granicą Pikud HaOref jest znane głównie z akcji ratunkowych po trzęsieniach ziemi i innych katastrofach naturalnych. Jednak Dovev Viess uważa, że w porównaniu z pandemią tamte akcje były proste. – Tam przychodzisz i widzisz dokładnie, co trzeba robić. Sytuacja nie zmienia się nieustająco, a tak jest w przypadku epidemii – mówi podpułkownik.

„My tylko pomagamy”

Dziś żołnierze wkraczają do akcji wszędzie tam, gdzie instytucje cywilne docierają do granic swojej wydolności: zajmują się ustalaniem łańcuchów zakażeń, pomagają w laboratoriach, prowadzą izolatoria, wykonują pracę edukacyjną, rozdzielają żywność, a jeśli trzeba, pomagają chorym, starszym i przebywającym na kwarantannie, robiąc dla nich zakupy czy wyrzucając śmieci.

W wielu krajach Europy mogłoby to zapewne wywołać kontrowersje – tak wszechstronne, tak daleko idące włączenie armii do zadań cywilnych. Ale nie w Izraelu. Przeciwnie: tu premier Beniamin Netanjahu był krytykowany za to, że już wcześniej nie sięgnął po wielki rezerwuar i możliwości Dowództwa Frontu Krajowego. Krytycy zarzucali mu, że ociągał się z tym, gdyż nie chciał, by polityczne profity z możliwego sukcesu spłynęły na jego koalicjanta (i zarazem rywala), ministra obrony Benny’ego Gantza.

Niemniej Dovev Viess nie omieszka co chwila podkreślać, że armia pełni tylko rolę służebną, wspierając instytucje cywilne. – To tutejsi obywatele wybrali panią burmistrz Hajfy. My nie jesteśmy tutaj po to, aby ją zastąpić – zaznacza.

Podobnie jak on, wielu oficerów rezerwy powołanych teraz do służby to menedżerowie z doświadczeniem w prywatnych firmach. Okazuje się, że to pomaga. Menedżer wychodzi z podpułkownika Viessa, gdy mówi o „adekwatnych założeniach” operacji. Np. jego żołnierze stwierdzili, że wielu ludzi nie chce poddać się testom, gdyż boją się zakażenia w tłumie oczekujących albo ponieważ droga jest zbyt odległa. Jego jednostka rozwiązała problem, zwiększając liczbę punktów testowania w poszczególnych dzielnicach. Tu nie potrzeba również skierowania od lekarza rodzinnego.

Spod domu kultury idziemy pod galerię handlową w dzielnicy portowej. Rebecca Sasson, żołnierka w stopniu kaprala, rozdaje tu razem z trzema kolegami broszurkę z informacjami o wirusie i zasadach postępowania. Pilnują też, by każdy nosił maseczkę; w Izraelu jest to od wielu miesięcy obowiązkowe. Czy to skuteczne? – Myślę, że tak – mówi Sasson. – Za każdym razem, gdy ludzie nas widzą, przypomina im to, że muszą nosić maskę.

Praca ta nie jest specjalnie ekscytująca. Ale Sasson pociesza się, że to, co robi, jest ważne. – Ludzie stopniowo rozumieją, jak groźny jest ten wirus – mówi młoda Amerykanka, która służbę wojskową w Izraelu odbywa jako ochotniczka (w ramach programu „Samotny Żołnierz” w izraelskiej armii służy co roku wielu obywateli innych krajów).

W galerii handlowej otwarte są też sklepy, które właściwie powinny być zamknięte. Ale, jak mówi Viess, to nie kompetencja jego żołnierzy; wymuszanie respektowania przepisów o lockdownie to sprawa policji. W dzielnicy portowej mieszkają głównie żydowscy imigranci z Rosji i Etiopii, wielu nie ma co do garnka włożyć. – Ale trzymają się zasad. Każdy nosi maseczkę, w sklepach nie ma tłoku, wszystko pod kontrolą – zapewnia Viess. – To jest dokładnie to, co chcemy osiągnąć.

W podziemnym bunkrze

Operacja w Hajfie się opłaciła: udało się tutaj przerwać transmisję wirusa szybciej niż w innych dużych miastach. Mimo to w Rambam Health Care Campus – największym szpitalu w północnym Izraelu – pułkownik doktor Erez Karp przygotowuje się na możliwą trzecią falę pandemii. Niedawno utworzono tu dodatkowy polowy szpital epidemiczny na kilkaset łóżek – w podziemnym bunkrze, który w czasach pokoju służy jako garaż. Doktor Karp, internista i naczelny chirurg północnego dowództwa armii, wzmocnił personel szpitala dodatkowymi lekarzami, pielęgniarkami, sanitariuszami i logistykami, łącznie w liczbie 140 osób.

– Mamy doświadczenie z operacji humanitarnych za granicą – mówi Karp. On sam brał udział w akcji ratowniczej na Haiti, gdy 10 lat temu wyspę zniszczyło trzęsienie ziemi. – Ale to jest pierwszy raz, gdy pracujemy ramię w ramię z naszymi kolegami-cywilami.

Podczas intensywnego kursu lekarze wojskowi musieli uczyć się leczenia ciężko chorych pacjentów z koronawirusem i funkcjonowania w pełnych kombinezonach ochronnych. – Nie jest to łatwe zadanie – mówi Karp. – Ale jesteśmy z tego dumni. A jeśli mamy pytania, nasi koledzy-cywile są obok.

Współpraca z armią układa się dobrze, potwierdza doktor Khatem Hussein, szefowa oddziału epidemicznego dla chorych na COVID-19.

Nagroda dla żołnierza

Aby łóżka w podziemiach Rambam Health Care Campus pozostały jak najdłużej wolne, Dovev Viess i jego żołnierze będą w następnych tygodniach kontynuować swoją misję na powierzchni.

Ori Levi przyznaje, że wcześniej nie przyszło mu na myśl, że jako żołnierz będzie robić zakupy czy wynosić śmieci. – Czasem dzwonią do nas ludzie, bo nie mają nic do jedzenia – mówi młody kapral, który w międzyczasie pozbył się nieśmiałości wobec reporterki. Levi mówi, że takie telefony go przygnębiają. Za to wdzięczność ludzi, gdy przynosi im jedzenie, jest potem najlepszą nagrodą: – Wtedy wiem, że robimy to, co trzeba.

Tymczasem wskaźniki epidemiczne w Izraelu stopniowo opadają. Wraz z nimi spada też gotowość Izraelczyków do poddawania się testom. Aby kraj osiągnął pożądaną liczbę 50 tys. testów dziennie, żołnierki i żołnierze z Dowództwa Frontu Krajowego będą musieli wykonać jeszcze sporą pracę edukacyjną. ©

Przełożył WP

Autorka jest korespondentką szwajcarskiego dziennika „Neue Zürcher Zeitung” na Bliskim Wschodzie, stale współpracuje z „Tygodnikiem”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2020