Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Modliłem się ostatnio Drogą Krzyżową i jej 10. stacja pokazała mi się zupełnie inaczej niż do tej pory.
Obnażenie z szat. To musiało boleć. Nie tylko z racji na upokorzenie i wstyd. Musiało boleć dosłownie – fizycznie. Oddzielenie sukni od pooranej biczem skóry – sukni zapewne przyschniętej wraz z zakrzepłą krwią i oderwanej gwałtownie od ciała.
To była wyjątkowa suknia – nie szyta, lecz „cała tkana od góry do dołu” (jak mówi pobożna tradycja: przez Matkę) – tak że egzekutorzy nie podzielili jej na części, lecz rzucili losy: do kogo ma należeć (J 19, 23-24).
Właśnie dlatego na całe wieki owa tunika stała się symbolem Kościoła – „szaty” Jezusa: jednej i niepodzielnej. Ból Jezusa. Ból zadany w momencie oddzielenia Jego „sukni” od Jego Osoby.
Myślę o tym, jak często i z jaką łatwością Mu go zadajemy. Zawsze wtedy, gdy mówimy: Chrystus – tak; Kościół – nie. Zawsze wtedy, gdy deklarujemy wielką duchową bliskość z Jezusem i równie wielki (większy?) dystans do Kościoła. Zawsze, gdy radykalnie i gwałtownie odrywamy Kościół od Jezusa, myśląc (mówiąc): „to tylko ludzka instytucja”, „to wyłącznie struktura, przepisy, prawo, pieniądze”, „to jedynie grzech: pycha, dążenie do władzy, zachłanność na pieniądze”.
Jeszcze bardziej wtedy, gdy – porzucając wrażliwość wykazaną przez rzymskich katów – targamy Jezusową suknię.
Nie, żebyśmy byli schizmatykami czy tymi, którzy dokonują rozłamów. Co to, to nie.
Ale czy nie za łatwo na co dzień godzimy się z podziałami chrześcijan?
Czy nie oswoiliśmy się z faktem, że jesteśmy podzieleni?
Czy łatwiej przychodzi nam myśleć o tym, co nas fundamentalnie łączy (jeden chrzest – w jednym Duchu – w jedno Ciało), czy o tym, co nas dzieli (i to prawda, że dzieli)
Czy nie wprowadzamy do Kościoła nowych linii podziałów, które niewiele mają wspólnego z podstawowymi treściami wiary, za to o wiele więcej z doraźną polityką?
Czy nie za łatwo dzielimy Kościół, etykietując poszczególne osoby, a czasami całe środowiska?
Czy nie absolutyzujemy własnego przeżywania wiary, własnej wrażliwości religijnej, własnych form kultu, postaw i ich rozumienia? Czy nie jest dzieleniem Kościoła duch ekskluzywizmu?
Skąd bierze się w nas ochota, by to, czego nie znamy albo nie rozumiemy, albo co po prostu inne – od razu uznać za heretyckie i błędne lub co najmniej podejrzane?
Dlaczego okazuje się ona silniejsza w nas od pragnienia poddania się Duchowi Świętemu, który w Kościele Jezusa Chrystusa jest rzeczywistym i aktualnym (dynamicznym) Suwerenem?
Zapewne pytań tego typu można zadać znaczenie więcej.
To jest ich czas – czas Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan.
To jest ich Czas – Czas nieustanny, bo… ostateczny. ©