Przetwory pamięci

„The Hand of God” jest filmem zwodniczym, rozsmakowanym we włoskim bałaganiarstwie, hałaśliwości i łapczywym konsumowaniu życia, choć dosyć wcześnie ujawnia ono swe okrucieństwo.

27.12.2021

Czyta się kilka minut

Filippo Scotti, Teresa Saponangelo i Toni Servillo w filmie „The Hand of God”. / GIANNI FIORITO
Filippo Scotti, Teresa Saponangelo i Toni Servillo w filmie „The Hand of God”. / GIANNI FIORITO

Na początku chciałoby się sparafrazować słowa poety: nigdy już seks nie będzie tak smakował, a ulubiona drużyna nie będzie miała takich wyników. Nigdy też furkot motorówki u neapolitańskich wybrzeży nie będzie tak kojąco miarowy. Ale w najnowszym filmie Paola Sorrentina młodość powraca nie tylko w nostalgicznych powidokach z lat 80. Na poły baśń, na poły autobiograficzna opowieść każe włoskiemu reżyserowi zmierzyć się ze swą największą traumą. Wyrafinowany prowokator i mistrz ornamentu przyobleka więc wspomnienia w soczyste ciała i przepyszne anegdoty, a jednocześnie wyznaje wprost, dlaczego dotychczas tak uciekał od rzeczywistości i poniekąd od samego siebie. Warto było wreszcie powrócić, w skromniejszym niż dotąd wcieleniu i nie tylko do rodzinnego Neapolu.

Patron miasta, święty January, objawia się w pierwszej scenie za sprawą ciotki głównego bohatera, lecz filmowi „The Hand of God” (po polsku funkcjonuje także jako „To była ręka Boga”) patronują zgoła inni święci. Przede wszystkim Diego Maradona, świeżo kupiony napastnik SSC Napoli, który dzięki tytułowej ręce opatrzności (a tak naprawdę swojej) w 1986 r. strzelił Anglikom nieprzepisowego gola, co przyczyniło się do ostatecznego zwycięstwa jego ojczystej Argentyny w ćwierćfinałach i uznane zostało za akt politycznego rewanżu w konflikcie o Falklandy. Duch boskiego Diega unosi się nad tym filmem, gromadzi przed telewizorami mężczyzn i kobiety, młodych i starych, biednych i bogatych, przemytników powiązanych z ʼndranghetą i pensjonariuszy szpitali psychiatrycznych. Wreszcie: to legendarny piłkarz uratuje życie szesnastoletniemu Fabietto Schisie (Filippo Scotti), uczniowi szkoły salezjańskiej, którego pierwowzorem jest Sorrentino. Kiedy chłopak wybiera oglądanie meczu zamiast wyjazdu do górskiego domku, przebywający tam jego rodzice umierają na skutek zatrucia tlenkiem węgla. Po wielu latach osierocony syn przerobi ową tragedię, a zarazem swój prywatny mit, na scenariusz.

I nic dziwnego, albowiem dla Fabietta (i poniekąd samego Paola) oraz dla jego krewnych i sąsiadów w poczet świętych wpisują się również ówcześni mistrzowie kina, na czele z Federico Fellinim, Franco Zeffirellim czy mniej znanym Antoniem Capuano. Pierwszy uosabia ucieczkę na północ, w światła Cinecittà i rzymskiego dolce vita, ostatni symbolizuje powrót do tego, co lokalne i swojskie – czyż nie ten rodzaj napięcia urzeczywistnił się w artystycznej drodze twórcy „Wielkiego piękna”? O karierze gwiazd filmowych śnią tutaj niemal wszyscy, a już na pewno brat i ciotki bohatera. Najważniejsza z nich, dionizyjska Patrizia (Luisa Ranieri), obiekt męskich i chłopięcych westchnień, snuje takie marzenia co prawda nie bezpośrednio, za to wygląda i nosi się niczym ikona hiperkobiecości rodem z włoskiego ekranu. Jednocześnie całą sobą wyraża dramat kobiety szukającej zbiorowego podziwu i „większego” życia, lecz pod wpływem niezrozumienia i domowej przemocy coraz bardziej osuwa się w szaleństwo. Właśnie ta postać nadaje filmowi właściwy ton – komicznie przesterowany, rubaszny, zmysłowy i plebejski, ale podszyty rozpaczą, która przybiera w końcu postać trudnej do ukojenia żałoby.

Tu dochodzimy do sedna. „The Hand of God” jest filmem zwodniczym, rozsmakowanym w znajomych detalach, w całym tym włoskim bałaganiarstwie, hałaśliwości i łapczywym konsumowaniu życia, choć dosyć wcześnie i niejako mimowolnie ujawnia ono swe okrucieństwo. Szesnastolatek z pierwszej części filmu, zajęty piłką nożną i erotycznymi fantazjami, raczej nie mógł go wtedy zbyt wyraźnie dostrzegać. Pod wpływem tragicznych wydarzeń w życiu Fabietta owa brutalność mogła zostać zbyt pochopnie rozgrzeszona i dopiero dzisiaj, za sprawą wyostrzonej kamery Sorrentina, staje się boleśnie wyczuwalna. Jak zwykle reżyser konstruuje swoich bohaterów na kształt cudownych potworów. Trudno bowiem nie kochać filmowego ojca (Toni Servillo – po raz szósty u tego reżysera), chociaż od lat ukrywa przed rodziną swoje drugie życie, czy matki (Teresa Saponangelo), żonglującej pomarańczami w chwilach boleści, acz skłonnej do wyjątkowo okrutnych żartów. Fascynująca i niejednoznaczna jest postać mieszkającej po sąsiedzku leciwej baronowej, która na swoich warunkach wprowadza wyposzczonego nastolatka w nowy etap życia, podczas gdy Daniela, siostra bohatera, z jakichś powodów zamyka się przed światem w łazience. I można się oczywiście świetnie bawić tymi przerysowanymi, często szyderczymi obserwacjami, chwilami jednak ze ściśniętym gardłem.


Paweł Bravo: „Interesuje mnie ucieczka przed spotkaniem ze sobą” – powtarzał przez wiele lat Sorrentino. W nowym filmie w końcu się spotkał. Pytanie, co zrobi teraz.


 

Powrót do korzeni, do okresu samotnego dorastania i poszukiwania swego miejsca po stracie, jest tutaj procesem jawnie autoterapeutycznym. Jeśli idealizuje czas przeszły, to raczej w bezinteresownych, jakby zatrzymanych pod powiekami mikroscenkach, typu bajeczne widoki miasta czy robienie przetworów przez miejscowe kobiety, albo gdy kamera oddala się powoli, zostawiając bohaterów z przeszłości w głębi kadru. O swoich ziomkach reżyser opowiada bez łzawych sentymentów, widząc w nich zarówno urodzonych poczciwców, jak i nieokrzesanych gwałtowników, ofiary „południowych” stereotypów oraz ich własnych kompleksów. Druga, wyciszona, żałobna część „Ręki Boga” to już zupełnie inne kino, znacznie bardziej zapatrzone w morze, zanurzone w meta­refleksji i wygłaszające ustami innego reżysera z Neapolu spóźnione autorskie credo.

Być może twórca Sorrentino otwiera niniejszym zupełnie nowe okno w swej bujnej twórczości, gdzie barokowy styl przestaje być głównym bohaterem, a cięta, wielopiętrowa ironia czasem musi obnażyć swoją bezradność w obliczu cierpienia. ©

THE HAND OF GOD (È stata la mano di Dio) – reż. Paolo Sorrentino. Prod. Włochy 2021. W kinach i na Netfliksie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 1-2/2022