Przejdziem Himalaje

Peter Weir w filmie o uciekinierach z łagru wierzy, że człowiek to mimo wszystko piękne zwierzę.

05.04.2011

Czyta się kilka minut

Tym razem nie będzie rytualnego "dlaczego to nie my, Polacy...". Dobrze się stało, że to właśnie Peter Weir nakręcił film gloryfikujący wyczyn polskich (w dużej mierze) zesłańców, którzy w 1940 roku uciekli z łagru, przebywając ponad 6 tysięcy kilometrów, zanim po trwającej rok morderczej odysei dotarli do Indii. Jako naród cierpimy na wieczny "kryzys piękności". Duch romantyzmu dawno z nas uleciał bądź przeszedł w stadium upiora straszącego raz po raz w polityce, na ulicy czy w niektórych prawoskrętnych mediach. Dlatego tak bardzo potrzebujemy, by wreszcie docenił nas ktoś z zewnątrz i bezinteresownie dopieścił. Żeby zobaczył w nas bohaterów, ludzi pięknych i niezłomnych. Weir zapewnia w wywiadach o swojej fascynacji polskością i słychać w tym ton jak najbardziej szczery.

Z pewnością przyczyniło się do tego późne odkrycie zawiłości naszej historii - pojawiająca się w filmie ściągawka zeń uświadamia, jak słabo na świecie znanej. Kiedy Weir przeczytał książkę Sławomira Rawicza "Długi marsz" (wydanej na Zachodzie w 1955 r., w Polsce dopiero 46 lat później), nie interesowało go, na ile relacja polskiego sybiraka jest autobiografią, na ile zawłaszczeniem cudzej historii. W opowieści o zdarzeniach sprzed lat dostrzegł coś więcej niż polski romantyzm czy przygodową relację z walki o przetrwanie - to coś, czym karmi się jego kino od zawsze, od "Pikniku pod Wiszącą Skałą" (1975) po "Truman Show" (1998).

Australijski reżyser, również w swoich późniejszych filmach amerykańskich, wierzy, że człowiek to mimo wszystko piękne zwierzę. Że w każdych warunkach - zamknięcia, zniewolenia, indoktrynacji - poszukiwał będzie tej maleńkiej szczeliny wolności, której być może nigdy nie przekroczy, ale która będzie stanowić dlań horyzont, który warto mieć przed sobą i ku któremu warto zmierzać. "Piknik...", jak pisał Marek Haltof, opowiadał "o niemożności przekroczenia bariery oddzielającej świat rzeczywisty od świata snu", a zarazem o tkwiącej w człowieku nieusuwalnej potrzebie pośredniczenia między obu światami. Zniknięcie uczennic pensji pozostanie dla wszystkich tajemnicą, ale przy okazji przewróci do góry nogami szacowną instytucję opartą na wojskowym drylu, gwałceniu indywidualności i kulcie pieniądza. W "Gallipoli" (1981) australijscy chłopcy z oddziałów ANZAC szarżują w starciu z turecką potęgą niczym polscy ułani cwałujący na czołgi - ale to właśnie ta spektakularna klęska przyczyni się do zbudowania australijskiej tożsamości narodowej. Uczniowie ze "Stowarzyszenia Umarłych Poetów" (1989) nie pokonają opresyjnego systemu szkoły, lecz na pewno wyjdą z niej wewnętrznie bogatsi i bardziej wolni niż na początku.

Również "Niepokonani" są opowieścią, którą w uproszczeniu nazwać można triumfem ludzkiego ducha nad materią. Siedmiu syberyjskich zesłańców z Polakiem Januszem na czele podejmuje się rzeczy na zdrowy rozum niemożliwej: nie tylko uciekają ze strzeżonego piekła, ale i przebywają drogę, która bez podstawowych środków do życia wydaje się szaleństwem.

Niejeden widz uśmiechnie się pod wąsem, słysząc snute z iście ułańską fantazją plany podróży: "do Chin jeszcze 600 kilometrów", "potem przejdziemy Himalaje"... Romantyczny duch na nic by się jednak zdał, gdyby nie konkretne umiejętności i zmysł organizacyjny. Wśród uciekających sybiraków znaleźli się, obok "zaplutych karłów reakcji" czytających po kryjomu "Lorda Jima", takie indywidua, jak łagrowy urk, czyli wypluty przez radziecką rewolucję pospolity przestępca (świetny Colin Farrell), a także amerykański inżynier, polski kucharz czy dbający o dobre samopoczucie współtowarzyszy bałkański trefniś. Solidarność i siła charakteru dopięły całości. Film ciekawie różnicuje motywacje poszczególnych bohaterów: jednych pcha ku wolności instynkt przetrwania, innych - ciągle tlący się bunt przeciwko sowieckiemu chomątu (noszą takie w syberyjskiej kopalni niczym zwierzęta pociągowe), jeszcze innych - tęsknota za bliskimi i potrzeba dopełnienia wobec nich moralnego obowiązku. Szkoda, że ten ostatni wątek znajduje w końcówce filmu tak mało przekonujące zwieńczenie.

Zwłaszcza że twórca "Gallipoli" pod względem realizacyjnym naprawdę stanął na wysokości zadania. W "Niepokonanych" czuje się pewną rękę, epicką swadę, dbałość o szczegół. Łagier, do którego trafia inteligent Janusz, nie przypomina symbolicznej atrapy - widać, że zachodni twórcy uważnie przestudiowali literaturę łagrową. Konsultantką filmu była Anne Applebaum, laureatka nagrody Pulitzera za tom "Gułag", prywatnie żona polskiego ministra spraw zagranicznych. U Weira wyrąb tajgi wygląda jak wyrąb tajgi, bajeczne panoramy udające okolice jeziora Bajkał czy pustynię Gobi również mogą się równać z oryginałem - nie znajdziemy tu żadnej prowizorki. W wielu fragmentach znać dotknięcie artysty, który często przypatrywał się konfrontacjom obcych sobie kultur - dość przypomnieć "Ostatnią falę", "Świadka", "Zieloną kartę". W "Niepokonanych" zbiegowie unikający w swojej wielomiesięcznej podróży wszelkich kontaktów z tubylcami, w pewnym momencie stają oko w oko z mongolskimi jeźdźcami czy poznają tybetańską rodzinę - i będą to spotkania nieobojętne dla ich dalszych losów.

Film Weira to piękny prezent dla Polaków, choć sami również mieliśmy w tym finansowy udział. Dlatego przysłowiową łyżką dziegciu jest pojawiająca się w wielu ważnych polskich i niepolskich serwisach filmowych informacja, jakoby "Niepokonani" byli produkcją... amerykańską, podczas gdy wystarczy obejrzeć napisy końcowe, by zobaczyć logo Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.

Również w głównej obsadzie próżno szukać polskich aktorów, choć grający w filmie Amerykanie, Niemcy czy Rumuni przemawiają czasem (z brzydkim akcentem) w języku Herlinga-Grudzińskiego. Nie zapomnijmy też, że choć szefem uciekinierów jest Janusz, to właśnie sprytny Amerykanin grany przez Eda Harrisa wzniecił wcześniej iskrę zapalną, która spowodowała zbiorową ucieczkę z łagru. Ot, przeklęta ironia naszego losu.

"NIEPOKONANI" ("The Way Back") - reż. Peter Weir, scen. na podst. powieści Sławomira Rawicza "Długi marsz" Peter Weir, Keith Clarke, zdj. Russel Boyd, muz. Burkhard Dallwitz, wyst. Jim Sturgess, Colin Farrell, Ed Harris, Saoirse Ronan, Mark Strong, Gustaf Skarsg?rd, Sebastian Urzendowsky, Alexandru Potocean, Dragoş Bucur i inni. Prod. USA/Polska 2010. Dystryb. Monolith Films. W kinach od 8 kwietnia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2011