Prawdziwy zysk

Niemieckie media bulwarowe i związki zawodowe ostrzegają: po 1 maja Polacy zaleją rynek pracy. To rozumowanie błędne: Polacy nie muszą do Niemiec przybywać. Oni już tu są.

02.05.2011

Czyta się kilka minut

Dwieście tysięcy Polaków jest już w drodze!" - wołał przed 1 maja bulwarowy "Express" z Kolonii. Chodziło jednak nie tylko o Polaków, ale o wszystkich obywateli "nowych" krajów Unii, którzy od 1 maja mogą oficjalnie pracować i osiedlać się także w Niemczech. Mowa była o dumpingowych płacach na rynku pracy oraz o taniej sile roboczej, która odbierze Niemcom ich zatrudnienie.

Zamiast powitać z radością fakt, że Niemcy i Austria - jako ostatnie z krajów "starej" Europy - znoszą nareszcie ograniczenia w swobodzie podejmowania pracy na swym terenie, niektórzy najwyraźniej wolą ciągle jeszcze pielęgnować dawne lęki i stereotypy. Ale nie tylko prasa bulwarowa, także związki zawodowe obawiają się, że Polacy zaleją niemiecki rynek pracy. Prezes ośrodka Ifo-Institut, ekonomista Werner Sinn, wieszczył wręcz, że "w ciągu najbliższej dekady przybędą miliony".

Ale wszystkie te ostrzeżenia są zbędne. Dlaczego? To proste: Polacy nie muszą do Niemiec przybywać. Oni już tu są. A nawet więcej: są witani z otwartymi ramionami, gdyż są potrzebni - i ci, którzy tutaj już pracują, i ci, którzy jeszcze przybędą. Przykładów jest wiele. Tych makro- i tych mikroekonomicznych.

Choćby kawiarnia "MetroPolen" na Westfälische Strasse w mieszczańskiej dzielnicy Berlin-Wilmersdorf. Prowadzą ją trzy Polki; asortyment, świeże ciasta, dostarczany jest niemal codziennie przez cenionego cukiernika z Bydgoszczy. Cenionego przez klientów - "MetroPolen" stała się bowiem ulubionym miejscem spotkań zarówno berlińskich Polaków, jak też Niemców. Albo delikatesy "Pyza" w dzielnicy Neukölln, oferujące klientom docenione przez niemieckie podniebienie polskie wędliny, ogórki, bigos czy pierogi. Podobne sklepy działają w wielu dzielnicach niemieckiej stolicy i na jej placach targowych, które liczni berlińczycy preferują ponad centra handlowe.

Ale mówmy nie tylko o sklepach. W Berlinie język polski słychać szczególnie często w okolicy dworca ZOO. Powstaje tu jeden z najwyższych budynków stolicy, hotel należący do nowojorskiej firmy "Waldorf Astoria". Większość pracowników na budowie to Polacy; zwłaszcza ci, którzy wykonują najbardziej niebezpieczne prace na wysokości.

Podobnie jak w Berlinie, jest również w innych wielkich niemieckich miastach. Hamburg, na przykład, jest jednym z ulubionych miejsc dla szukających pracy Polaków: tutaj płace są zwykle wyższe niż w słabszej ekonomicznie stołecznej metropolii. I w żadnym wypadku nie są to tylko legiony polskich kobiet, które utrzymują w czystości mieszkania co zamożniejszych Niemców. Często są to pracownicy wykwalifikowani, np. lekarze czy pielęgniarki pracujące w szpitalach albo informatycy, np. u Siemensa w Monachium.

Gdy 1 maja 2004 r. Polska i siedem innych krajów Europy Środkowej przystępowało do Unii, dla ich obywateli niemiecki rynek pracy pozostał zamknięty. A w każdym razie, oficjalnie zamknięty. W rzeczywistości bowiem obywatele "nowej Europy" mieli wiele możliwości, aby uzyskać zezwolenie na podjęcie tu pracy lub prowadzenie działalności gospodarczej. Inaczej postąpiły wtedy takie kraje jak np. Wielka Brytania: po tym, jak od razu otworzyły swe rynki pracy, na Wyspy przybyły setki tysięcy Polaków. Teraz, po siedmiu latach, także Niemcy stoją oficjalnie otworem dla każdego obywatela Unii.

Czy to powód do obaw? Bynajmniej. Poważny Instytut Badania Rynku Pracy z Norymbergi twierdzi, że żadnego "zalewu" nie będzie, że co roku z "nowej Europy" może przybywać do Niemiec tylko 100-150 tys. osób szukających pracy. Tylko, a nawet za mało, jak na niemieckie potrzeby - gdyż liczba ta nie wypełni nawet luki powstającej za sprawą zmian demograficznych.

Z kolei Bundesagentur für Arbeit - Federalna Agencja ds. Pracy, której zadaniem jest nie tylko zwalczanie bezrobocia - uważa, że sytuacja powstała po 1 maja może być wręcz impulsem dla większego wzrostu niemieckiej gospodarki. Młoda, mobilna i wykwalifikowana siła robocza z Polski, Czech czy Węgier to "prawdziwy zysk" dla prosperującej gospodarki, jaką jest dziś gospodarka Niemiec - tak uważa Heinrich Alt, członek zarządu Agencji. - Właśnie w takim kraju jak Niemcy, gdzie spada liczba osób w wieku produkcyjnym, Polacy szukający pracy mogą okazać się bardzo potrzebni.

Czy to tylko czcze uprzejmości? Bynajmniej. Niemcy - widać to coraz wyraźniej - zbyt długo zwlekały z pozyskiwaniem wykwalifikowanych pracowników z zagranicy. Przespały właściwy moment. Wielu ekonomistów sądzi obecnie, że utrzymywanie przez tyle lat ograniczeń na rynku pracy było błędem. Dziś niemiecka gospodarka przeżywa boom - i brakuje jej fachowych pracowników.

I tak to makroekonomia zderza się ze stereotypami. Bo jeśli rzeczywiście "dwieście tysięcy Polaków" jest już w drodze - niemieckich ekonomistów powinno to ucieszyć.

Przełożył WP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej