Zadłużona, ale sexy

Wiadomo, jakie są znaki firmowe Niemiec w świecie: auta, piwo, Bach i Beethoven, Oktoberfest... Dziś doszło coś, co Niemcy miały już kiedyś, w „złotych” latach dwudziestych: stolica, należąca do grona najchętniej odwiedzanych światowych metropolii.

16.04.2012

Czyta się kilka minut

Na bulwarach nad Szprewą, rok 2009 / fot. Grażyna Makara
Na bulwarach nad Szprewą, rok 2009 / fot. Grażyna Makara

Nie, nawet przez sekundę nie czułem się w Berlinie jako ktoś obcy. Tu w ogóle trudno czuć się kimś obcym, cudzoziemcem – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem” Jakub z Warszawy. 27-letni absolwent farmacji mieszka w Berlinie od miesiąca i zamierza pozostać na dłużej: dzięki stypendium chce tutaj napisać doktorat.

Jakub prawie nie mówi po niemiecku. – Ale po angielsku jestem w stanie porozumieć się wszędzie – zaznacza. We Friedrichshain, dzielnicy kiedyś robotniczej, a ostatnio modnej (w podobnym znaczeniu jak krakowski Kazimierz czy warszawska Praga), znalazł tani pokój w mieszkaniu wynajmowanym wspólnie przez grupę takich jak on; pracę naukową prowadzi na Wolnym Uniwersytecie w nobliwej, willowej dzielnicy Dahlem. W ten sposób Jakub kursuje codziennie między Berlinem wschodnim i zachodnim.

Do niemieckiej stolicy trafił też niedawno młody Hiszpan Philippe Fernandez – podobnie jak tysiące jego rodaków. Mieszka tu od 10 miesięcy. Z wykształcenia grafik, dwa dni po egzaminie magisterskim wsiadł w samolot do Berlina. – To miasto jest otwarte dla każdego – mówi. Również w Tel Awiwie, jak opowiada młoda Izraelka Jasmin Skurnik-Glikzelig, Berlin stał się dziś „magicznym słowem”. – Jeśli któregoś z moich przyjaciół nie ma akurat w Izraelu, to pewnie jest w Berlinie – mówi 26-latka, która w Tel Awiwie i nad Szprewą prowadzi salony mody. – Hasło „Berlin” młodym Izraelczykom kojarzy się nie tylko z historią, ale także z miejscem, gdzie można realizować aspiracje kulturalne czy po prostu dobrze się bawić.

PONOWNE NARODZINY

Tak, wielu mówi dziś o „nowym” Berlinie. Tylko co ma być w nim „nowego”? Skąd się to bierze, że największa metropolia Niemiec stale się zmienia, stale „wymyśla się” na nowo? Wprawdzie już wcześniej Berlin uchodził za miasto, które „tworzy się” nieustannie. Choć nie zawsze tak było: po 1945 r. i wojennych zniszczeniach miasto zostało zepchnięte na margines – jako nielubiane ognisko zapalne „zimnej wojny”, linia frontu, miejsce konfrontacji dwóch wrogich systemów.

Rok 1989 stał się dla Niemiec nie tylko nowym początkiem, ale też chwilą ponownych narodzin. „Zrasta się to, co do siebie przynależy” – mówił wtedy Willy Brandt, a na początku lat 90. śpiewano szlagier: „Berlin, Berlin, jedziemy do Berlina...!”. Potem, w 1991 r., była decyzja Bundestagu o przeniesieniu siedziby rządu Niemiec z Bonn na powrót nad Szprewę – punkt wyjścia dla nowego rozdziału w dziejach miasta, dla jego ponownego „stawania się” (co prawda przenosiny się przeciągały: dopiero w 1999 r. Bundestag podjął pracę w wyremontowanym Reichstagu; Urząd Kanclerski przeniósł się do nowej berlińskiej siedziby w 2001 r.).

Większość Niemców z dawnej Republiki Federalnej (tej sprzed zjednoczenia) była zresztą początkowo przeciwna Berlinowi jako nowej-starej stolicy; jeszcze w 1999 r. prawie 60 proc. z nich opowiadało się w sondażu instytutu Allensbach przeciw przeprowadzce rządu. Tymczasem sondaże konstatują, że „przeważająca większość Niemców zachodnich nie potrafi wyobrazić sobie poważnej alternatywy dla Berlina”. Ciężko byłoby pewnie znaleźć polityka, który kiedyś głosował przeciw Berlinowi i broniłby dziś swego dawnego stanowiska. A Niemcy Wschodni? Oni i tak zawsze byli za Berlinem.

10 TYSIĘCY RESTAURACJI

Wiadomo, jakie są „znaki firmowe” Niemiec w świecie: najlepsze auta, najlepsze piwo, doskonałe maszyny dla przemysłu, Bach i Beethoven, monachijski Oktoberfest, karnawał w Kolonii. Teraz doszło coś, co Niemcy posiadały już kiedyś, w legendarnych „złotych” latach dwudziestych: stolica, należąca do grona najchętniej odwiedzanych, najbardziej przyciągających światowych metropolii. Wizerunek Berlina dziś – to wizerunek miasta nowoczesnego i zarazem świadomego swej historii, a przy tym miasta, które chętnie wita każdego przybysza.

Statystyka potwierdza ten trend rozwojowy: z dwudziestoma milionami „dób noclegowych” w 2011 r. Berlin ustępuje wprawdzie Londynowi i Paryżowi, ale wyprzedził właśnie Rzym i zajął trzecie miejsce w rankingu najchętniej odwiedzanych miast Europy. Na turystów czeka ponad 125 tys. łóżek – od luksusowych hoteli, jak nowo otwarty „Waldorf Astoria” przy dworcu ZOO, po tanie sieci w rodzaju „Motel One” – oraz ponad 10 tys. restauracji i kawiarni.

A sami berlińczycy? Jest ich 3,5 mln, oficjalnie zameldowanych, plus milion tych, którzy mieszkają w tzw. tłustym pasie wokół miasta, ale w nim pracują. Na obecny etap „stawania się” Berlina patrzą oni głównie ze zdumieniem i radością. Otwarci na zmiany byli zawsze. Już 200 lat temu Goethe, książę poetów, uznawał berlińczyków za „typ ludzi śmiałych, zuchwałych”. Dziś 25-letnia Franziska, urodzona w Berlinie studentka inżynierii, zachwyca się: – Żyć w takim mieście jest bardzo cool. Tu o każdej porze roku i w każdym czasie można odkryć coś nowego.

Dla Franziski Berlin to „najbardziej zdolne do zmian i najbogatsze w kontrasty miasto Niemiec”. Ale jej chłopak Johannes dodaje ze sceptycyzmem, że na wielu młodych ludziach Berlin może sprawiać wrażenie zupełnie odmienne: – Może przygniatać, to wielkie miasto, prące do przodu. Również ja czuję się tu czasem samotny, nawet wylękły – mówi młody ekonomista.

W Berlinie mieszka dziś około 460 tys. cudzoziemców (tj. osób nie posiadających niemieckiego obywatelstwa) ze 190 krajów – takich jak Jakub, Philippe Fernandez czy Jasmin. Największą społeczność tworzą Turcy, potem Polacy.

NAJWIĘKSZA WIEŚ ŚWIATA

Również dziś niemiecka stolica zmienia się nieustannie. Dowodzą tego nie tylko niezliczone nowe place budowy, ale także – czy nawet przede wszystkim – nowi ludzie. W minionych dwóch dekadach miała tu miejsce permanentna wymiana ludności: około 350 tys. ludzi opuściło Berlin, około 400 tys. przybyło do miasta.

Ale pomimo tych ludzkich mas Berlin rzadko kiedy sprawia wrażenie miasta nerwowego, męczącego. „Spokój i dystans ludzi” – to jest to, co od razu zwróciło uwagę Jakuba. – Myślałem, że Berlin będzie o wiele bardziej zapchany ludźmi i bardziej stresujący niż Warszawa – mówi 27-letni Polak. – Dlatego największym moim zaskoczeniem była obserwacja, że jest to miasto tak spokojne. Czuję się tu prawie jak na wsi, jak w największej wsi świata.

Wrażenie takie bierze się być może stąd, że Berlin jest metropolią bardzo zdecentralizowaną. Rzadko zdarzają się tutaj korki komunikacyjne i związana z nimi agresywna nerwowość, typowe dla innych wielkich miast. Historycznie Berlin powstał z konglomeratu wielu miast i wsi, które w XIX w. przeżyły prawdziwą eksplozję rozwoju. Zwłaszcza gdy po powstaniu Cesarstwa Niemieckiego w 1871 r. Berlin stał się jego stolicą, metropolia wchłonęła okoliczne gminy; formalnie jednak dopiero w 1920 r. utworzono z tego organizmu tzw. Wielki Berlin.

Od upadku muru berlińskiego prawie 23 lata temu zmieniło się tu niemal wszystko – i zapewne minie kolejnych 20 lat, zanim Berlin znajdzie ostatecznie swoją nową tożsamość. Taką tezę stawia w każdym razie studium na temat przyszłości miasta, opracowane przez szwajcarski instytut Prognos (na zlecenie jednego z tutejszych banków). Wedle tej analizy, wiele ze swego potencjału Berlin ma czerpać właśnie ze swej przeszłości jako miasto kiedyś podzielone i pełne opuszczonych obiektów przemysłowych. Np. na terenie dawnej telewizji państwowej NRD powstało nowe centrum technologiczne światowej rangi. Do dawnych spichlerzy wzdłuż Szprewy wprowadziły się firmy z czołówki europejskiej branży muzycznej. Przy nowym dworcu głównym, gdzie kiedyś przebiegał mur, powstaje Europacity, które obok hoteli i mieszkań pomieści także „kampus farmaceutyczny” koncernu Bayer-Schering.

60 MILIARDÓW DŁUGU

Takie projekty wzmacniają gospodarczy kręgosłup Berlina i przynoszą tak potrzebne pieniądze miastu, które zadłużone jest dziś na gigantyczną kwotę 60 mld euro. „Biedne, ale sexy!” – tak swoje miasto nazwał kiedyś popularny burmistrz Klaus Wowereit. Slogan ten stał się swego rodzaju życiowym mottem nowego Berlina. Co najmniej od radosnego święta, jakim były mistrzostwa świata w piłce nożnej w 2006 r., miasto awansowało na „stolicę zabawy” – nie tylko dla Niemców. W sylwestra na historycznej promenadzie między Bramą Brandenburską a Kolumną Zwycięstwa (Siegessäule) gromadzi się milion ludzi z Berlina i wszelkich możliwych krajów świata – rytuał, który powtarza się co roku, jakby był czymś najzupełniej oczywistym.

Ponad głowami świętujących ludzi góruje nowa kopuła niemieckiego parlamentu. Gdy o północy w niebo strzelają fajerwerki, chyba mało komu ze świętujących przychodzi na myśl, że jeszcze nieco ponad 20 lat temu stał tutaj śmiercionośny mur, przecinający i Berlin, i Europę. 


PRZEŁOŻYŁ WP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2012