Prawda polityczna

W takich chwilach ksiądz Józef Tischner zwykł mawiać: Są trzy prawdy: świento prowda, tys prowda, i g… prowda. Mocne słowa. Ale chyba adekwatne do tego, co dzieje się w polskiej polityce. Bo chociaż każdy, kto choć trochę ją śledzi, potrafiłby pewnie odpowiedzieć na pytanie, co się stało w minionych dniach, chyba mało kto - może poza garstką bezpośrednich uczestników wydarzeń - wie, dlaczego tak się stało.

06.11.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Fakty są niby znane. Oto od około dwóch lat - a dokładnie od chwili, gdy po "aferze Rywina" i kolejnych skandalach stało się jasne, że rząd Sojuszu Lewicy Demokratycznej skompromitował się, zaś instytucje państwa i kultura polityczna wymagają zasadniczej sanacji - politycy dwóch partii, które miały największe szanse na uzyskanie od wyborców mandatu na kolejne cztery lata (czyli Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej), obiecywali, że po 25 września 2005 r. zacznie się budowa nowego kraju. Obiecywano, że w nowym Sejmie powstanie koalicja oraz rząd stabilny, kompetentny, uczciwy, który zagwarantuje Polsce zarówno rozwój gospodarczy, jak i odnowę życia publicznego.

Wreszcie nadszedł 25 września i połowa z tych, którzy wzięli udział w wyborach, poparła taki właśnie projekt (co w przełożeniu na mandaty sejmowe i senatorskie dawało komfortową większość). Wolno bowiem chyba postawić tezę, że zdecydowana większość wyborców PiS i PO głosowała przede wszystkim na projekt polityczny pod nazwą koalicja PiS-PO (albo PO-PiS; kolejność nie powinna mieć tu znaczenia).

Tymczasem, zamiast realizować obietnice, obie - obie! - zwycięskie partie zafundowały zawstydzający teatr. Nie ma znaczenia, kto zaczął pierwszy: czy PiS, popierając na wicemarszałka Sejmu człowieka, który w minionych latach był uosobieniem pogardy dla państwa prawa i sprawiedliwości, i równocześnie odrzucając kandydatury PO na marszałka Sejmu i wicemarszałka Senatu, czy PO, eksponując swe zranione emocje i obrażając się na "przyjaciół z PiS". Potem wydarzenia rozgrywały się już zgodnie z logiką: Marek Jurek (PiS) został marszałkiem Sejmu, choć wiadomo było, że to rzucenie rękawicy Platformie, skoro Jurek wybrany został głosami nie tylko PiSu, lecz także LPRu, Samoobrony i PSL. Na końcu tego ciągu zdarzeń z minionego tygodnia znalazła się zapowiedź PiS-u o tworzeniu rządu mniejszościowego.

Tyle faktów. A jak teraz je zinterpretować? Czyli: co takiego się stało, że w ciągu kilku zaledwie tygodni politycy obu formacji zmienili zdanie? Czy wszystko można wytłumaczyć emocjami i osobistymi urazami?

Być może jakiejś odpowiedzi mogliby udzielić - i zapewne udzielą - najważniejsi uczestnicy, czyli Jarosław i Lech Kaczyńscy, Donald Tusk, Kazimierz Marcinkiewicz, Jan Rokita i inni. Tyle tylko, że - by sparafrazować zacytowaną na początku myśl ks. Tischnera - przeciętny obywatel-wyborca usłyszy z jednej strony "prawdę Kaczyńskiego/Marcinkiewicza", a z drugiej strony "prawdę Tuska/Rokity". Przeciętnemu wyborcy pozostaje przyjąć - w gruncie rzeczy jedynie na wiarę - że prawdę mówi jedna albo druga strona. Albo że w polityce rację bytu może mieć tylko ta trzecia z wymienionych przez ks. Tischnera prawd.

Taka sytuacja wytwarzać będzie stały konflikt. Jeśli zamiast koalicji powstanie rząd mniejszościowy samego tylko PiS-u, obie partie, które miały zapewnić Polsce sensowną przyszłość, koncentrować się będą - taka jest polityczna logika - na tzw. pozycjonowaniu i walce między sobą, myśląc już strategicznie o kolejnym głosowaniu.

Co dalej? I to pytanie pozostaje w sferze spekulacji, przy czym wiele zależy od tego, jakie cele strategiczne - to znaczy wykraczające poza najbliższe miesiące, a może nawet najbliższe cztery lata - stawiają sobie PiS oraz PO. Wydaje się, że PiS ma bardziej przemyślaną strategię; słyszymy i takie interpretacje, że jego dalekosiężnym celem jest stworzenie stabilnej partii masowej, mającej gwarantowane poparcie ok. 40 proc. wyborców; partii podobnej trochę do niemieckiej chadecji CDU/CSU czy brytyjskiej prawicy, bo integrującej w sobie kilka elementów ideowych: narodowy, konserwatywny, ludowy, socjalny, może nawet z pewną domieszką liberalnego. Jednak jeśli naprawdę taki jest cel, to można się zastanawiać, czy dokona tego mniejszościowy rząd PiS-u, obarczony z jednej strony koniecznością zawierania doraźnych koalicji z LPR, PSL i Samoobroną (za każdym razem za jakąś cenę), a z drugiej strony "wekslami", jakie w ostatnich dwóch tygodniach kampanii wyborczej podpisywał Lech Kaczyński, obiecując różnym grupom społecznym to, co chciały usłyszeć (podobnie jak… Gerhard Schröder w Niemczech, który także nadrobił w ten sposób procentowe straty na "ostatniej prostej").

Czy PiS nie zakłada sobie pętli na szyję? Przecież już za parę miesięcy wyborcy, mając dość pokera, krzykną: ,,sprawdzam", a wywiązywanie się z obietnic będzie wymagało dalszego oparcia się na LPR, Samoobronie i PSL. Chyba nie na taki "projekt" głosowała większość wyborców PiS? Rząd mniejszościowy to rząd z natury słaby, nieustannie szukający poparcia w różnych konstelacjach, poparcia, za które trzeba płacić. To niedobry rząd dla kraju, dla gospodarki, dla polskiej pozycji w Unii Europejskiej i świecie.

Natomiast Platformie, której podwójne zwycięstwo wymknęło się dosłownie w ostatniej chwili i która wydaje się kompletnie pogubiona (emocjonalnie i politycznie), może grozić rozłam (i wśród jej polityków, i jej elektoratu). Jest w pułapce: zarówno wtedy, gdyby chciała w jakiś sposób wspierać mniejszościowy rząd PiS, jak i wówczas, gdyby w latach 2005-09 pozostała konsekwentną opozycją (choć ten ostatni wariant jest mimo wszystko dla samej partii bezpieczniejszy).

Ale wyborcy, i to nie tylko PiS i PO, ale także zapewne wielu wyborców, którzy głosowali na kogoś innego, oczekują rządu stabilnego, sprawnego i uczciwego, z mocnym poparciem parlamentu i prezydenta. Taki rząd był w zasięgu ręki. I nie interesuje nas teraz przerzucanie się winą. Dotychczasowe poparcie może się szybko zmienić w silne rozczarowanie, a nawet gniew, gdyby ostatecznie miało dojść wkrótce do przedterminowych wyborów (już raz część obozu solidarnościowego na własne życzenie doprowadziła do upadku rządu: Hanny Suchockiej w 1993 r., co zaowocowało oddaniem władzy koalicji SLD-PSL; dziś na takie rozwiązanie czeka Andrzej Lepper). Widać też, że nawet gdyby doszło - mimo wszystko - w wyniku obecnych konwulsji do koalicji PiS-PO, byłby to rząd od zarania skłócony, przesiąknięty wzajemną nieufnością. A przecież nie musiało tak być.

W tym emocjonalno-intelektualno-politycznym chaosie pewne jest tylko jedno: ci, którzy 25 września głosowali za nową Polską - obojętne, czy nazwiemy ją Trzecią, Czwartą czy nawet Piątą Rzeczpospolitą - mają pełne prawo czuć się rozczarowani i oszukani. Politycy PiS i PO mogliby choć na chwilę nad tym się zastanowić. Nie tylko dlatego, że rozczarowanie to zły prognostyk dla przyszłości obu - obu! - formacji. Także dlatego, że społeczne zaufanie to kapitał, który buduje się latami, a stracić można - jak widać - w ciągu kilkunastu dni.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2005