Trzeci człowiek

Coraz lepiej widać, że bracia Kaczyńscy popadają w zależność od Zbigniewa Ziobry. Być może są już nawet za słabi, by się go pozbyć.

18.08.2007

Czyta się kilka minut

 /
/

Sytuacja polityczna w znacznym stopniu wyrwała się spod kontroli, tak na szczeblu państwowym, jak i - coraz bardziej - na szczeblu partyjnym. Niech nas nie zwodzą szybkie, energiczne akcje i kontrakcje: nie tyle są one środkami zaradczymi, co raczej konwulsjami bardzo, ale to bardzo chorego organizmu politycznego. Rzecz w tym, że jeśli nie kontrolujemy sytuacji, to możliwe stają się nawet najbardziej niezwykłe scenariusze. Jeśli narasta chorobliwa wręcz nieufność do "innych", do wyimaginowanych czy rzeczywistych przeciwników, do kolejnych grup społecznych, a szczególnie do ich elit - to proces ten nieuchronnie musi doprowadzić do szukania zdrajców we własnym obozie, zanim nawet popełnią rzeczywiste przestępstwo. A wtedy okazuje się, że najbliżsi nam ludzie unicestwiają nasze plany i marzenia w większym nawet stopniu niż autentyczni przeciwnicy. W przyspieszonym tempie bracia Kaczyńscy stracili kolejno zaufanie: do Ludwika Dorna jako wicepremiera i ministra spraw wewnętrznych i administracji, do Pawła Zalewskiego, jednego z niewielu w PiS ludzi obeznanych z polityką zagraniczną, do Janusza Kaczmarka, kolejnego szefa MSWiA, do Konrada Kornatowskiego, kolejnego szefa policji, nie mówiąc już o przełożonym Centralnego Biura Śledczego.

Wcześniej z ekipą braci Kaczyńskich musieli rozstać się m.in. Kazimierz Marcinkiewicz czy Radosław Sikorski, o Stefanie Mellerze nie wspominając. Byli to jednak ludzie nie do końca "swoi" lub okazywali się zbyt niezależni. Ostatecznie składano ich na ołtarzu IV Rzeczypospolitej. Obecne zawirowania w rządzącej ekipie mają inne podłoże, a powody ostatnich dymisji nie są znane. Wiadomo tylko tyle, że odeszli ludzie bliscy bądź braciom Kaczyńskim, bądź ministrowi Zbigniewowi Ziobrze, a więc cr?me de la cr?me moralnej rewolucji. Dlaczego stracili zaufanie Kaczyńskich i Ziobry?

Służba nie drużba

Minister sprawiedliwości postawił na rządy prokuratorów i obsadził nimi kierownictwo MSWiA, policji oraz ABW. Ziobro nie słuchał wówczas przestróg "łże-elit", że nie jest to dobry pomysł; że istnieje zasadnicza różnica między funkcjonariuszem prokuratury a policjantem. Dziś okazuje się, że prokuratorzy sromotnie zawiedli. Co więcej: zawodzą i obracają przeciwko ministrowi, premierowi i prezydentowi z takim wysiłkiem tworzone przez nich instrumenty władzy, mające zapewnić ład i bezpieczeństwo. Ostatnią wierną gwardią przyboczną pozostaje Centralne Biuro Antykorupcyjne, ale to ono właśnie ma na koncie spektakularne niepowodzenia akcji przeciw dr. G. i Andrzejowi Lepperowi. Rozumiem, że by ratować ukochane CBA, oskarża się o przeciek Janusza Kaczmarka i policjantów (w kręgu podejrzanych jest także Jaromir Netzel, przeforsowany kiedyś przez PiS na prezesa PZU)...

Problem w tym, że to minister Ziobro był głównym, obok Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Wassermanna, źródłem wiedzy o operacji w ministerstwie rolnictwa, i wszelkie przecieki ich przede wszystkim obciążają. A tak nawiasem: niech ktoś mi wytłumaczy, jaki interes miałby Janusz Kaczmarek, by uprzedzać wicepremiera Leppera o grożącym mu ze strony premiera Kaczyńskiego niebezpieczeństwie? Jeżeli jest w tym jakiś sens, to sprowadza się on do rywalizacji i podkładania sobie nóg przez zbyt liczne w Polsce służby specjalne, które zaczynają walczyć bardziej między sobą niż z korupcją i innymi przestępstwami.

Przede wszystkim jednak walczą bezpardonowo na poziomie bijatyki knajpianej między sobą ministrowie, premier z wicepremierami i vice versa. Atakowany przez tzw. koalicjantów (nie mówiąc już o opozycji) Jarosław Kaczyński mógłby się jeszcze ratować, obarczając odpowiedzialnością za ten niesłychany, kompromitujący bałagan właśnie Zbigniewa Ziobrę i odwołując przy tym Romana Giertycha. Tyle że skończyły się zasoby kadrowe Kancelarii Prezydenta i nie ma skąd brać ludzi. Zwróćmy uwagę, że nowo powstałą dziurę w MSWiA załatano Władysławem Stasiakiem (był kiedyś w NIK-u i Urzędzie Miasta Warszawy), dotychczasowym szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego, w momencie, gdy tenże szef BBN powinien skupić całą uwagę na toczących się negocjacjach z Amerykanami w sprawie "tarczy antyrakietowej". Przy całej sympatii dla gen. Romana Polki, nie jest to zajęcie dla niego. Zresztą żaden normalny człowiek nie wejdzie teraz do tego rządu.

Rozum ratunkowy

Tak więc minister Ziobro, który kreuje się na jedynego nieskazitelnego, a który tyle problemów przysporzył Jarosławowi Kaczyńskiemu, prawdopodobnie nie polegnie jako następny choćby dlatego, że ma za silną pozycję w PiS i mógłby sięgnąć po władzę premierowską. Czyli odtworzyć realny, a nie fikcyjny sojusz z Samoobroną i LPR, i oddalić wybory. Coraz bardziej przy tym staje się widoczne, że bracia Kaczyńscy popadają w zależność od ministra sprawiedliwości. Być może są już nawet za słabi, by się go pozbyć. Chcąc nie chcąc, trzymają go więc przy sobie i robią z niego użytek w jedynym wymiarze, do jakiego, zdaje się, ten minister ma predyspozycje, czyli do niszczenia politycznych wrogów.

Walka wewnątrz obozu braci Kaczyńskich przyćmiewa podchody, jakie uprawiała do tej pory trójka koalicjantów. Dwudziestoczterogodzinne konferencje prasowe ministra Romana Giertycha,

akcja CBA przeciwko Lepperowi i tegoż kłopoty z sercem, to są w chwili, gdy służby pukają do drzwi ludzi do tej pory najbliższych Kaczyńskim, jedynie didaskalia. Wydaje się więc, że sam Jarosław Kaczyński nie zapanuje już nad biegiem wydarzeń. Zagrożony utratą pieniędzy partyjnych (uchwała Państwowej Komisji Wyborczej) i utworzeniem w Sejmie Komisji Śledczej do sprawy operacji CBA w Ministerstwie Rolnictwa, z bólem w sercu pogodził się z jesiennymi wyborami. Choć stać go zapewne na czyny desperackie.

Gdy jest naprawdę źle, gdy wszystko wali się na głowę, ludzie czasami nabierają rozumu i nagle zaczynają ze sobą rozmawiać po ludzku, jak prezydent Kaczyński z Donaldem Tuskiem. Nie oznacza to jeszcze, że rok wstydu narodowego dobiegł końca, ale zwróćmy uwagę, że dotychczas to premier ratował prezydenta, a teraz jest jakby odwrotnie. Byłoby pięknie, gdyby nie to, że znów ktoś nie wytrzyma i strzeli zza węgła.

Obecność mitu

Nie trzeba być Kasandrą, by twierdzić, że nowe wybory wiele nie zmienią. Być może powstanie po nich rząd bardziej stabilny, ale przecież bohaterowie, mniejsi i więksi, naszej sceny politycznej z niej nie znikną. Może odstrzelony zostanie ten i ów, ale masa krytyczna degrengolady została już przekroczona - nie można przecież dywagować nad dopuszczeniem ludzi Samoobrony do kierowania państwem, bo oni są już elitą tego państwa. Co rusz dowiadujemy się, że działacze tej partii różnego szczebla są w dobrych kontaktach z politycznymi (to oczywiste), biznesowymi, a nawet kościelnymi elitami. Samoobrona i LPR nie są już enfants terribles polskiej demokracji - to jej immanentna część. Odpowiedzialność za Leppera ponosi i Miller, i Kaczyńscy. Za Giertycha już tylko Kaczyńscy.

To, że mimo tylu afer ekipa Kaczyńskich może i jest skończona politycznie, ale nie jest jeszcze skompromitowana moralnie, pokazuje siłę mitu, który udało im się wykreować. Ciągle wpatrujemy się w przemawiającego na konferencjach prasowych premiera, oczekując - jedni z obawą, inni z nadzieją - że wyciągnie jakiegoś królika z kapelusza. Bo w owego królika uwierzyli tak zwolennicy, jak i przeciwnicy. Mit ten prawdopodobnie nie pryśnie w ciągu najbliższych miesięcy - stałe poparcie dla PiS zresztą wcale na to nie wskazuje.

Co więcej, jeśli jesienne wybory są przesądzone, to koniec (spektakularny albo nie) rządu Jarosława Kaczyńskiego stanie się fundamentem nowego mitu - analogicznego do heroicznej wersji upadku rządu Jana Olszewskiego. A to oznacza, że wizja braci Kaczyńskich i ministra Ziobry odrodzi się prędzej czy później i znów zawładnie umysłami wyborców (pomogą w tym publicyści, którzy nie przestaną śnić o nieskazitelnym państwie). Ludzie PiS nie znikną przecież z Sejmu, z samorządu, nie od razu zostaną odsunięci od mediów publicznych i rad nadzorczych spółek z udziałem skarbu państwa. A cała reszta - tych z przerwanymi karierami - utworzy nową armię frustratów, którzy wspominać będą najlepsze czasy swojego życia, kiedy to posiadali przepustki do Kancelarii Rady Ministrów i czekać będą, aż ich polityczni heroldowie znów zadmą w róg.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2007