Potęga niuansów

Dla Margaret Atwood literatura jest miejscem pogłębionej analizy, a nie fabryką prostych, czarno-białych wizji świata. Powinni o tym pamiętać ci, którzy zaprzęgają jej pisarstwo do bieżących sporów politycznych.

18.02.2020

Czyta się kilka minut

 / JEREMY SUTTON-HIBBERT / ALAMY / BEW
/ JEREMY SUTTON-HIBBERT / ALAMY / BEW

Jej ojciec był zawziętym entomologiem, więc dzieciństwo spędziła w lasach północnego Quebecu. Żeby zabić nudę, pochłaniała setki książek – jej ulubioną były baśnie braci Grimm. Dopiero w wieku dwunastu lat zaczęła chodzić do normalnej szkoły. Być może dlatego, mimo że dwukrotnie została laureatką Nagrody Bookera (była również siedmiokrotnie nominowana, co czyni ją rekordzistką), dalej podczas pisania robi wiele błędów. Coś z tej pierwotnej dzikości w niej zostało i to nie tylko w nonszalanckim stosunku do ortografii.

Zdalne autografy

Ogrom dorobku – nie tylko pisarskiego – Margaret Atwood może przytłaczać. Od czasu debiutu w 1969 r. wydała ponad 50 książek. Chętnie angażuje się politycznie, choć nigdy nie poparła żadnej konkretnej partii. Jej celem jest raczej walka ze wszelkimi przejawami obskuranctwa zagrażającego wolności i równości obywateli, szczególnie kobiet. Od czasów publikacji postapokaliptycznej trylogii „Madd- Addam” (2003-13) – przejmującego portretu cywilizacji przygniecionej katastrofą klimatyczną – stała się twarzą ruchów ekologicznych na całym świecie.

Przez wielu uważana jest też za jedną z architektek nowoczesnej tożsamości kanadyjskiej. W opublikowanej w 1972 r. książce „Survival: A Thematic Guide to Canadian Literature” stawia tezę (coraz częściej krytykowaną), że kanadyjskość polega właśnie na zdolności do przetrwania nawet w skrajnie niesprzyjających okolicznościach. Jak argumentuje Atwood, w XVIII i XIX wieku kanadyjską kulturę kształtowały opowieści tych, którym udało się przeżyć i powrócić z niebezpiecznej dziczy.

Wraz z rosnącą popularnością (Booker w 2000 r. za powieść „Ślepy zabójca” oraz świetnie przyjęty „Oryks i Derkacz” z 2003 r.) Atwood poczuła się znużona ciągłymi podróżami po świecie – postanowiła więc spotykać się z czytelnikami poprzez wideokonferencje (internet był wówczas w początkowej fazie rozwoju). Pomysł miał jedną wadę – uniemożliwiał podpisywanie książek. Aby nie rozczarować fanów, Atwood wymyśliła maszynę LongPen, służącą do zdalnego pisania. Mechaniczne ramię zakończone długopisem sterowane jest przy pomocy urządzenia przypominającego tablet – w czasie rzeczywistym powtarza ruchy wykonywane specjalnym rysikiem. Maszyna zadebiutowała w 2006 r. i choć nie przyjęła się w świecie literackim, okazała się bardzo przydatna do podpisywania umów biznesowych (Atwood zarobiła na tym patencie sporo pieniędzy).

Atwood to bez wątpienia postać barwna i nieco ekscentryczna. Bezkompromisowa w poglądach, daleka jednak od ideologicznego zacietrzewienia, charakterystycznego dla dzisiejszych czasów. Gdy w 2010 r. miała odebrać nagrodę Dan David na uniwersytecie w Tel Awiwie, Palestyńczycy namawiali kanadyjską autorkę do nieprzyjęcia wyróżnienia w ramach protestu przeciwko zaostrzającej się polityce wewnętrznej Izraela. Atwood powiedziała wtedy, że nie będzie nigdy bojkotować kultury. „Artyści pracują w przestrzeni niuansów, bo opowiadają o ludziach, a nie o propagandzie” – mówiła. W tym zdaniu właściwie streszcza się literackie credo Atwood – pisarki, dla której literatura jest przede wszystkim miejscem zniuansowanej, pogłębionej analizy, a nie fabryką czarno-białych wizji świata. Powinni o tym pamiętać szczególnie ci, którzy chętnie zaprzęgają jej pisarstwo do bieżących sporów politycznych.

Narodziny Gileadu

Gdy ukazała się debiutancka powieść Atwood „Kobieta do zjedzenia”, krytyka ogłosiła ją książką feministyczną. Niektórzy co prawda zastrzegali, że to feminizm burżuazyjny – pojawiła się nawet metafora „koktajlu Mołotowa”, w którym zamiast benzyny do butelki wlano perfumy. Niewątpliwie ta historia kobiety z klasy średniej, która wraz ze zbliżaniem się daty ślubu coraz bardziej traci apetyt, by ostatecznie w ogóle przestać jeść, jest ideologicznie bardzo plastyczna.

Sama autorka początkowo dystansowała się od określenia „feministka”, twierdząc, że jej debiut jest przede wszystkim paszkwilem na konsumpcyjny styl życia. Później wielokrotnie prostowała tę wypowiedź, zaznaczając jednocześnie, że tak ogólne terminy jak „feminizm” wymagają dookreślenia. W innym przypadku pozostaje nam okładanie się po głowach dużymi kwantyfikatorami. „Nie z każdym nurtem feminizmu utożsamiam się w pełni. Nie zgadzam się na przykład na kategoryczne mówienie kobietom, jak mają żyć” – mówiła w jednym z wywiadów. Wątki polityczne i społeczne, które pojawiają się w literackim uniwersum Atwood, zawsze mają drugie dno (a bywa, że także trzecie i czwarte).

Niemniej kolejne powieści wydawane w latach 70. umacniały jej pozycję jako pisarki feministycznej, skupionej na oryginalnym i pełnym subtelności opisie świata widzianego z perspektywy kobiecego doświadczenia. Kulminacja nastąpiła w 1985 r., gdy opublikowała „Opowieść podręcznej”, książkę ikonę dla ruchów feministycznych na całym świecie.

Miała to być przede wszystkim opowieść o totalitaryzmie – o tym, jak łatwo wykuwany przez dekady porządek liberalno-demokratyczny może zostać zastąpiony przez permanentny stan wyjątkowy. Atwood w 1984 r. (tropy orwellowskie uzasadnione) na czas pisania książki przeprowadziła się do Berlina Zachodniego. Stamtąd na krótko udała się do Polski, gdzie właśnie zniesiono stan wojenny. Jak wspominała, ta podróż mocno wpłynęła na opis życia codziennego w Gileadzie – uderzające dla autorki okazały się nie tyle panujące w naszym kraju polityczne represje, co poczucie bezsilności wobec autorytarnej władzy, która z łatwością potrafi przetrącić kręgosłup nadziei.

Książka po ponad 30 latach od premiery zyskała drugie życie. Bez wątpienia przyczynił się do tego wybór Trumpa na prezydenta (w Marszu Kobiet na Waszyngton w styczniu 2017 r. jedna z uczestniczek niosła transparent z hasłem „Make Atwood Fiction Again”, a jej zdjęcie obiegło świat) oraz serial stworzony przez Bruce’a Millera, w którym świat Gileadu stał się upiornie namacalny, a historia podręcznej Offred jeszcze zyskała na dramaturgii.

Spekulacja, nie fantazje

„Opowieść podręcznej” dzieje się w nieodległej przyszłości (z dzisiejszej perspektywy to już nieodległa przeszłość). Z powodów bliżej nieokreślonych – być może winne jest postępujące skażenie środowiska – kobiety masowo stają się bezpłodne. Katastrofę demograficzną wykorzystują różnej maści ekstremiści i terroryści, doprowadzając do upadku dotychczasowego porządku politycznego.

Na gruzach Stanów Zjednoczonych formują się nowe byty, w północno- wschodniej części powstaje Gilead, teokratyczne państwo totalitarne, którego system społeczny zbudowany jest na skrajnie patriarchalnym systemie wartości, oblepionym fanatyczno-purytańską retoryką o chrześcijańskiej proweniencji. Najcenniejszą wartością staje się właśnie płodność – kobiety zdolne jeszcze do rodzenia zredukowane zostają do roli inkubatorów dla wywodzących się z elity bezdzietnych małżeństw. Pozostałym przypadają role żon, służących lub ciotek – surowych nauczycielek i strażniczek nowego porządku. Wszelkie odstępstwa od norm (zdrady, homoseksualizm, antykoncepcja) są bezlitośnie karane.

Atwood wielokrotnie protestowała przeciw nazywaniu jej pisarką fantastyczną. Podkreśla, że wszystkie jej powieści, które nie odwzorowują wiernie zastanej rzeczywistości, wciąż są formą realizmu, tyle że spekulatywnego, w którym kluczowe elementy mają swoje odpowiedniki w świecie, poddane zostają jedynie rekonfiguracji. Być może tu należy upatrywać przyczyny międzynarodowego sukcesu tej historii. Atwood nie ucieka się bowiem do wyrafinowanego światotwórstwa. „Opowieść...” z brutalną szczerością pokazuje, że od upadku w nowe formy barbarzyństwa dzieli nas mniej, niż wolelibyśmy myśleć.

Pracując nad książką pisarka zebrała pokaźny zbiór wycinków prasowych z całego świata, opisujących przykłady skrajnego mizoginizmu i odzierania kobiet z ich podstawowych praw. Część z nich dotyczyła krajów tzw. odległych kulturowo (choć w epoce globalizacji ten frazes traci resztki swojego znaczenia), jednak podstawowym budulcem Gileadu był rodzimy, amerykańsko-kanadyjski konserwatyzm. Dlatego też zagłębiając się w tę mroczną dystopię z niepokojem dostrzegamy wiele rozpoznawalnych, dobrze znanych z naszej codzienności elementów, które pozbawione niewinnego kontekstu ujawniają swoją mroczną naturę.

Atwood pokazuje, że wszystkie fantazje o sielskim życiu, gdzie poranki upływają na zagniataniu ciasta na chleb i leniwym myciu samochodów na przydomowym podjeździe, kryją mroczne fantazje o hierarchii płci, opartej na wyzysku i przemocy. Z kolei mistyczny język obliczony na uwznioślenie okresu ciąży i macierzyństwa w kilku ruchach daje się przekształcić w dyskurs, w którym kobieta odarta zostaje z wszelkiej podmiotowości i praw (dziś wystarczy jedna wizyta na oddziale porodowym, żeby zebrać aż nadto przykładów).

Serialowe uniwersum zaczęło żyć własnym życiem – charakterystyczny czerwony strój podręcznych (zainspirowany etykietką środka do czyszczenia Old Dutch Cleanser, której pisarka bała się w dzieciństwie) wszedł na stałe jako rekwizyt protestów na całym świecie, a fraza „Nolite te bastardes carborundorum”, którą Offred znajduje wydrapaną w szafie swojego pokoju/celi, nie schodzi z transparentów. Pojawiły się nawet celebryckie imprezy halloweenowe, gdzie obowiązują stroje z Gileadu – nieco upiorny efekt uboczny tego fenomenu.

Nic dziwnego więc, że pisarka zdecydowała się napisać kontynuację powieści (która jednak nie ma wiele wspólnego z kolejnymi sezonami serialu). Wydane właśnie u nas „Testamenty” powstały, jak twierdzi Atwood, w odpowiedzi na liczne pytania czytelników, dociekających szczegółów codziennego życia w Gileadzie. Fabuła nagrodzonej Bookerem książki dzieje się 15 lat po zakończeniu poprzedniej części. Tym razem nie rozgrywa się wśród podręcznych, lecz opowiada o życiu nastoletnich dziewczyn, całkowicie już uformowanych przez nowy reżim. Atwood szczegółowo analizuje od strony psychologicznej i socjologicznej mechanizmy kształtowania się systemu, w którym chwiejny porządek oparty jest na strachu i wzajemnym szantażu, a także brutalnym łamaniu ludzkiej psychiki (współtwórczyniami państwa represji były świetnie wykształcone i dobrze sytuowane kobiety, współpracujące z nowym rządem).

Wraz z rozwojem prowadzonej z wielu perspektyw fabuły obserwujemy także początek końca brutalnego reżimu. To niestety najsłabszy element powieści, obciążony grzechem naiwności – w 2019 r. trudno uwierzyć, że do obalenia władzy wystarczy upublicznić dowody jej niegodziwości. Polityka amerykańska (i nie tylko) ostatnich lat dostarcza na to aż nadto dowodów.

Sztuka skomplikowanej opowieści

Sukces opowieści z Gileadu ze względu na jej polityczną aktualność przyćmiewa inne, literacko daleko lepsze książki Atwood. Geniusz kanadyjskiej pisarki polega bowiem na nieustannym komplikowaniu i spiętrzaniu form, w których serwowane są nam pojedyncze opowieści. Same w sobie bywają one jakościowo różne – co przy tak rozległej produkcji literackiej jest więcej niż zrozumiałe.

Atwood, szczególnie we wczesnym okresie, lubuje się w długich, pełnych szczegółów powieściach, przytłaczających pieczołowitością opisów i detali – choćby w „Kocim oku” (1988), częściowo autobiograficznej powieści o dzieciństwie i dojrzewaniu kanadyjskiej artystki, walczącej o swoje miejsce w zdradzieckim świecie sztuki.

Przełomowe pod tym względem okazały się powieści „Grace i Grace” (1996) oraz „Ślepy zabójca” (2000), który przyniósł jej pierwszego Bookera. Pierwsza rozgrywa się w połowie XIX wieku i jest historią służącej skazanej na dożywotnie więzienie za zamordowanie pracodawcy. Problem polega na tym, że kobieta nie pamięta chwili domniemanej zbrodni. A może kłamie, żeby uniknąć kary? Wątpliwości pragnie rozwiać młody adept rodzącej się właśnie psychologii, który przez długie dni wsłuchuje się w opowieść Grace. Irlandzka służąca okazuje się jednak przebiegłą Szeherezadą, wciągającą lekarza w skomplikowaną sieć opowieści, w której do głosu dochodzą także inne kobiety.

Na pierwszy rzut oka mamy tu do czynienia z wartką powieścią przygodową ubraną w kostium historyczny. Jednak gdy przyjrzymy się bliżej, dostrzeżemy skomplikowaną grę narracyjną. W tych spiętrzeniach, zerwaniach i nieścisłościach, pomylonych tropach i ślepych zaułkach, a przede wszystkim w ciągle oddalanym pytaniu o prawdę Atwood mistrzowsko odtwarza wielo- wiekową strukturę patriarchalnego społeczeństwa, w którym dla pozbawionych głosu kobiet była to jedyna możliwa forma ekspresji.

Dla wielu Atwood to przede wszystkim autorka obdarzona nietuzinkową wyobraźnią postapokaliptyczną, zdolna produkować kolejne wizje oddające nasze lęki cywilizacyjne. W trylogii „Madd- Addam” – na którą składają się „Oryks i Derkacz” (2003), „Rok potopu” (2009) oraz ­„MaddAddam” (2013) – opowiada historię z nieodległej przyszłości, kiedy świat pogrążony w kryzysie klimatycznym i politycznym stopniowo osuwa się w chaos, aby ostatecznie wymrzeć z powodu tajemniczej zarazy. Zanim jednak do tego dojdzie, następują ostre podziały – technokratyczne enklawy żyją w luksusie, produkując coraz bardziej absurdalne wynalazki, a mieszkańcy „plebso- polii” rządzonych przez lokalne gangi próbują przetrwać w skażonym, zalewanym przez oceany świecie. Pierwsza część jest rewelacyjna, potem fabuła niebezpiecznie osuwa się w stronę fanowskiej fikcji, jednak poszczególne wątki (choćby hipisowsko-ekologiczna sekta Bożych Ogrodników) i ogólna atmosfera wyprzedzają o ponad dekadę opowieści z gatunku czarnych futurologii.

Pisarka rozpisana

Literatura jest dla Atwood przestrzenią nieskończonych możliwości – żongluje gatunkami i konwencjami, jednocześnie zręcznie rozgrywając swoją pozycję pisarską. Wydany ostatnio po polsku świetny tom opowiadań „Kamienne posłanie” otwierają trzy historie o pisarzach. Bohaterką pierwszego jest ekscentryczna autorka niezwykle popularnej serii powieści o fantastycznej krainie, Alphinlandii. Ta groteskowa, kiczowata literatura gatunkowa przynosi jej twórczyni ogromne dochody, a także, nieoczekiwanie dla niej samej, sporo satysfakcji. Bohater drugiego opowiadania to dawny kochanek pisarki, który po latach został uznany za klasyka awangardowej poezji. Wciąż szanowany, ale już raczej jako zakurzony eksponat w muzeum literatury, zmaga się z wypaleniem i depresją. Te biografie łączy trzecia postać – Jorrie, która znajdowała się w ich orbicie w heroicznych czasach bohemy, ale szybko i bez żalu porzuciła pisanie na rzecz pracy w reklamie.

Z właściwym sobie dystansem, swadą i poczuciem humoru Atwood rozpisuje tu swoją publiczną personę na trzy niedające się uzgodnić fikcyjne biografie. Wielu bowiem wciąż widzi w niej dziwaczną autorkę gatunkową, inni starają się (nie zawsze świadomie) spetryfikować ją przy pomocy etykietek typu „wybitna pisarka” czy „wieszczka”. Czasem próbuje się też umieszczać ją na sztandarach politycznych batalii. W każdej z tych ról Atwood odnajduje się świetnie, w żadnej jednak nie chce zostać zamknięta. To oznaczałoby koniec swobodnego snucia własnej opowieści – bez wątpienia najwyższej wartości w jej uniwersum. ©℗

Margaret Atwood, KAMIENNE POSŁANIE, przeł. Paweł Lipszyc, Wielka Litera 2019

Margaret Atwood, TESTAMENTY, przeł. Paweł Lipszyc, Wielka Litera 2020

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Redaktor i krytyk literacki, stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2020