Ktoś musi mieć gorzej

Serial „Opowieść podręcznej” przedstawia wizję świata, w którym wszystko to, co uważaliśmy, że zostało nam dane raz na zawsze, niemal z dnia na dzień zostaje brutalnie odebrane. A myśmy ten moment przespali.

27.06.2017

Czyta się kilka minut

Kadr z jednego z odcinków serialu „Opowieść podręcznej” / materiały prasowe
Kadr z jednego z odcinków serialu „Opowieść podręcznej” / materiały prasowe

 

Największymi ofiarami konserwatywnej rewolucji, opisanej w powieści Margaret Atwood z 1985 r. i będącej pierwowzorem serialu „Opowieść podręcznej”, są kobiety. W przeciwieństwie do „Uległości” Michela Houellebecqa, fundamentalizm i mizoginia nie przyszły do nas ze świata islamu. W USA władzę przejęli chrześcijańscy purytanie dosłownie interpretujący Pismo Święte. To dlatego „ich” kobiety wyglądają niczym amiszki albo mleczarki od Vermeera. W obliczu kryzysu demograficznego te w wieku rozrodczym sprowadzone zostały do funkcji reproduktorek – jako pozbawione imienia niewolnice zamknięte w domach uprzywilejowanych komendantów i zapładniane przez nich w asyście żon. Nieposłuszne czy bezużyteczne są okaleczane, najbardziej krnąbrne – wysyłane do tzw. Kolonii bądź od razu zabijane. Panujący w kraju kult płodności toleruje tylko potencjalne matki, ewentualnie „ciotki” stojące na straży opresyjnego systemu (w pierwszym odcinku jedną z nich w niemym epizodzie odgrywa sama Atwood).

Taką właśnie podręczną surogatką jest Freda, zwana niegdyś June (w tej roli Elisabeth Moss), która opowiada nam zza kadru swoją historię. Jeszcze niedawno pracowała w nowojorskim wydawnictwie, miała męża i córeczkę, uprawiała jogging, mogła korzystać z rozmaitych liberalnych wynalazków, jak Uber czy Tinder. Siłą serialowej „Opowieści” są właśnie retrospektywne przebitki – te beztroskie sceny „sprzed”, w których bohaterka wiodła normalne życie, nie przeczuwając piekła, w którym za chwilę się znajdzie.

Utowarowienie płodności

„Błogosławiony owoc” – pozdrawiają się na co dzień bohaterowie filmu, w którym kobieta została zredukowana do „chodzącej macicy”. Akt zapłodnienia i poród urastają do rangi ceremonii, tyle że ta, która daje życie, nie jest w nich kapłanką ni boginią, a po odkarmieniu dziecka przestaje być nawet matką. W najbardziej przerażających momentach serialu widzimy, na czym polega obsceniczna natura totalitaryzmu. Ujawnia się wówczas, gdy intymność zostaje zawłaszczona przez osoby trzecie, gdy staje się publicznym rytuałem, aktem nadludzkiego poświęcenia na ołtarzu idei. Ale „Opowieść” wyostrza także zupełnie inny aspekt problemu, o czym wspominała niedawno w „Guardianie” aktorka Elisabeth Moss, będąca też producentką serialu. Mówiła m.in. o współczesnym zjawisku „utowarowienia płodności”, czego najbardziej jaskrawym przejawem są organizowane przez prywatne kliniki imprezy towarzyskie połączone z zamrażaniem jajeczek czy wynajmowanie kobiet z biedniejszych krajów do urodzenia dziecka zamożniejszym parom.

Lecz choć serial pokazuje najbardziej drastyczne formy kontrolowania i eksploatowania kobiecego ciała, gdzieś w tle pojawiają się także inne ofiary. Mężczyźni, którzy uprawiają seks w celach odmiennych niż rozrodcze, również doświadczają okrutnych kar. Na murach wiszą ciała nieposłusznych reżymowi lekarzy czy gejów nazywanych tu zdrajcami rodzaju. Pośród straconych jest również ksiądz. Słyszymy, że w Nowym Jorku zburzono właśnie katedrę św. Patryka – miejsce szczególnej wagi dla amerykańskich katolików, czyli kolejnej mniejszości, dla której nie ma miejsca w nowym wspaniałym świecie. Oto produkt uboczny każdej spełnionej utopii: ktoś musi mieć gorzej. I dowód na to, że „Opowieść podręcznej” nie jest wymierzona przeciwko religii jako takiej, ale przeciwko jej cynicznej instrumentalizacji przez władzę.

Bez złudzeń

Raz jeszcze najskuteczniejszym narzędziem w walce z systemem okazuje się język. Dzięki umiejętności gry w scrabble Freda zaskarbia sobie łaski swojego komendanta. Za sprawą wyrytych w toalecie inskrypcji kolejne „podręczne” nawiązują ze sobą sekretny kontakt i udzielają sobie wzajemnego wsparcia. Kontrabandą mogącą kosztować życie okazuje się paczka listów, w których dręczone kobiety zapisują swoje doświadczenia, mając nadzieję, że ktoś je kiedyś przeczyta. Jak na ironię, sami twórcy nieco przeceniają wagę słowa, zalewając nas deklaratywnymi dialogami i monologami. A przecież wyjątkowy charakter tego serialu zasadza się nie na jego dosłownej literackości, ale na filmowej robocie: na kunsztownej pracy kamery, budowaniu klimatu, wygrywaniu milczenia, również jako symbolicznej niemoty.

Jednak trudno byłoby sobie dzisiaj wyobrazić lepszą adaptację powieści Margaret Atwood. Formuła rozpisanego na odcinki thrillera dystrybuowanego w internecie pozwala zawartemu w pisarskiej wizji ostrzeżeniu rozprzestrzenić się na niespotykaną dotąd skalę. Był rok 1990, kiedy Volker Schlöndorff dokonał pierwszej takiej próby na podstawie scenariusza Harolda Pintera, z Natashą Richardson w roli głównej. Z czasem powstała także opera, balet, a nawet powieść graficzna inspirowana „Opowieścią podręcznej”. Wówczas, chwilę po upadku komunizmu w naszej części Europy, film czytany był przede wszystkim wedle klucza orwellowskiego. Warto jednak pamiętać, że choć Atwood pisała swą powieść przebywając w podzielonym jeszcze Berlinie, a dokładnie w jego zachodniej części wstrząsanej złowrogimi pomrukami zza wschodniej strony muru, celowała bardziej w Amerykę epoki Reagana niż w dogorywający podówczas sowiecki komunizm.

Jako wybiegająca w przyszłość pisarka feministyczna nie miała złudzeń: jakikolwiek powrót do ultrakonserwatywnych wartości uderza przede wszystkim w kobiety. Dlatego dzisiejsza serialowa adaptacja, wyprodukowana przez internetowy serwis subskrypcyjny Hulu i licząca jak na razie dziesięć odcinków, tak bardzo trafia w nastroje po obu stronach Atlantyku. Co istotne, opowieść o końcu liberalnej demokracji i wszechobecnym terrorze jest także opowieścią o kiełkującym buncie. Główna bohaterka, zasklepiona w swym strachu, skupiona przede wszystkim na tym, by przetrwać i odzyskać zaginioną córkę, zaczyna w pewnym momencie dojrzewać. Najpierw do solidarności z innymi kobietami, potem do odwagi mówienia własnym głosem, a w końcu także do czynnego oporu.

Zasób ludzki

Oglądając pierwszy sezon serialu i przyjmując z całym dobrodziejstwem konwencję politycznej fantazji, trudno jednak opędzić się od sceptycznych pytań. Jak mogło do tego dojść? W jaki sposób potężny kraj ufundowany na różnorodności i wolności (w tym powszechnym niemal dostępie do broni) dał się tak łatwo podporządkować tępej sile i ideologicznemu praniu mózgów? Scenariusz, którego konsultantką była sama Atwood, skonstruowany jest tak sprytnie, że te informacje docierają do nas stopniowo, a wiele pustych miejsc musimy wypełnić sobie sami. Na zdrowy rozum trudno też uwierzyć, że USA, które w „Opowieści podręcznej” stają się mrocznym Gileadem, mogłyby w czasach rozwiniętych technologii komunikacyjnych całkowicie odizolować się od świata i po kryjomu wcielać w życie swój koszmarny projekt. Częściową odpowiedź na te wątpliwości przynosi odcinek szósty, z którego dowiadujemy się, że również inne kraje w obliczu zmian demograficznych i stojącej za nimi ekologicznej katastrofy przymierzają się do zastosowania amerykańskiego modelu.

Wyjątkiem jest Kanada, która staje się azylem dla licznych uciekinierów z USA. Czyżby kanadyjska pisarka w swojej powieści sprzed 30 lat przewidziała liberalne rządy Justina Trudeau, w tym jego przychylną politykę wobec uchodźców? Serial według powieści Atwood przypomina, że w gruncie rzeczy niewiele trzeba, żeby każdy z nas stał się uchodźcą. W obliczu antyimigranckich pohukiwań obecnego prezydenta USA czy ksenofobii ogarniającej również nasz kontynent ściskające za gardło sceny, w których Freda i jej bliscy próbują dotrzeć nielegalnie do kanadyjskiej granicy, nabierają gorzko ironicznego wydźwięku.

Ktoś porównał oglądanie „Opowieści podręcznej” do wizyty w obozie koncentracyjnym. Zachowując wszelkie proporcje, można wyobrazić sobie tak silny emocjonalnie odbiór. Twórcy serialu należycie zadbali, byśmy poczuli się niczym w klaustrofobicznej pułapce, a zarazem miejscu, w którym człowiek przestaje być sobą i staje się ludzkim zasobem. Nawet ścieżka dźwiękowa, świetnie komentująca sytuację bohaterki („Don’t You Forget ­About Me” Simple Minds, remiks „Heart of Glass” Blondie, „Feeling Good” Niny ­Simone), tylko chwilami przełamuje atmosferę osaczenia, by dodać do niej szczyptę melancholii czy rebelianckiego ducha. I choć dziś coraz częstszym trybem oglądania wysokiej jakości seriali w internecie jest wielogodzinny maraton, w przypadku tego tytułu chciałoby się po każdym odcinku na chwilę przystopować – żeby złapać głębszy oddech, uspokoić nerwy, sprawdzić w internetowych wiadomościach, czy wszystko wokół nas w porządku. Czy przypadkiem w czasie, kiedy łapczywie pochłanialiśmy ten serial, czegoś ważnego nie przespaliśmy. ©

 

Opowieść podręcznej (Handmaid’s Tale) – twórca: Bruce Miller. Prod. USA 2017. Serial pokazywany jest w serwisie internetowym Showmax.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 27/2017