Poryw ducha

Gdy 180 lat temu wybuchło powstanie listopadowe, Ameryka poparła je z całego serca. Na pomoc Polakom szykowała pieniądze i ochotników. Wśród nich zgłosił się niejaki Edgar Allan Poe.

09.11.2010

Czyta się kilka minut

Edgar Allan Poe / fot. Corbis /
Edgar Allan Poe / fot. Corbis /

Nie mając już niczego, co wiązałoby mnie z rodzinnym krajem, pozbawiony perspektyw i przyjaciół, chciałbym przy pierwszej nadarzającej się okazji udać się do Paryża, aby przy wsparciu markiza La Fayette’a dostać się - o ile to możliwe - do polskiej armii". Tak w marcu 1831 r. pisał 22-letni kadet Edgar Allan Poe do pułkownika Sylvaniusa Thayera, swego zwierzchnika w akademii w West Point. Czy późniejszy legendarny pisarz faktycznie chciał walczyć w powstaniu listopadowym? Co nim powodowało?

Zdolny kadet, wielki hulaka

Poe żył w tych samych latach co Juliusz Słowacki: 1809-1849. Rodziców (oboje byli aktorami) praktycznie nie pamiętał, bo stracił ich wcześnie: ojciec odszedł i wkrótce zmarł z niejasnych przyczyn; prawdopodobnie w tym samym 1811 r. matkę zabiła gruźlica. Edgar znalazł rodzinę zastępczą w bogatym domu niejakich Allanów (stąd jego nazwisko, z czasem traktowane jako drugie imię). Poszedł na studia, ale z powodu hulaszczego trybu życia nie mógł się utrzymać. Skłócił się też z Allanami. W odruchu rozpaczy wstąpił do armii. Litościwy opiekun wydobył go z szeregów wojska i wyprawił do szkoły w West Point.

Ale i tam nie mógł zagrzać miejsca. "W West Point Poe okazał niepospolite zdolności matematyczne (zużytkował je później w twórczości literackiej przy konstrukcji nowel kryminalnych); niestety jednak jego tryb życia, zgoła nie lepszy niż niegdyś w uniwersytecie, z dyscypliną wojskową szkoły kadetów zupełnie pogodzić się nie dał" - pisał Roman Dyboski.

W takich okolicznościach powstał list Poego w sprawie zaciągu do polskiego wojska, prowadzącego walkę z armią carską. Poe nie tylko informuje w nim zwierzchnika o swych planach, ale prosi też o wsparcie i list polecający. Czy była to tylko zagrywka młokosa, któremu grunt palił się pod nogami, bo groziło mu dyscyplinarne wyrzucenie z akademii? Wiele wskazuje, że mógł to być jednak autentyczny poryw niespokojnego ducha.

Wzorem La Fayette’a

Dziadek pisarza, David Poe (1743-1816), był generałem podczas amerykańskiej wojny o niepodległość. Dobrze znał go wspomniany w liście Edgara markiz Marie Joseph de La Fayette (1757-1834), francuski sojusznik walczących Amerykanów i ówczesny symbol "międzynarodówki" wspierającej narody walczące o wolność. Gdy w 1824 r. ten bohater Francji i USA przyjechał ponownie do Ameryki, już z sentymentalną wizytą, odwiedził - zdaniem części historyków - także rodzinę zmarłego druha i poznał jego wnuka. To by tłumaczyło, dlaczego o legendarnym markizie wspomina ten ostatni w swym liście.

Jest też inny możliwy powód. Świadczyłby on, że Edgar śledził losy "sprawy polskiej". Oto w styczniu 1831 r. w Paryżu powstał Komitet Francusko-Polski, z La Fayette’em na czele. A w liście do przełożonego Poe przekonuje, że Francja niewątpliwie poprze Polskę w jej walce - mogło go o tym przekonać powstanie tegoż komitetu.

Emocje Poego być może podgrzane były przez propolskie nastroje w West Point. W akademii (jej fortyfikacje projektował jeszcze Kościuszko) urządzono nawet zbiórkę pieniędzy dla powstania. Trafiły one do La Fayette’a, z którego inicjatywy w lipcu 1831 r. powstał też Komitet Amerykańsko-Polski w Paryżu, wzorowany na Komitecie Francusko-Polskim.

Pieniądze i ochotnicy

Wprawdzie Stany nie wtrącały się wtedy do europejskich konfliktów, ale o "sprawie polskiej" było tu głośno. "Z opóźnieniem pięciu, najdalej siedmiu tygodni, gdyż tyle trzeba było czasu na przesłanie wiadomości z Europy, czytelnicy prasy mogli dowiedzieć się o przebiegu powstania. (...) Motywem bardzo często powtarzanym było nawiązywanie do udziału Pułaskiego i Kościuszki w wojnie o niepodległość Stanów. Najbardziej zaangażowane dzienniki wychodziły z inicjatywą przyjścia z pomocą Polsce, podobnie jak to wcześniej uczyniono w okresie walk o niepodległość Grecji. Z inicjatywą w tej sprawie wystąpił »The New York Herald«. 10 maja 1831 r. rozpoczął on zbiórkę pieniężną na rzecz powstania" - opisuje atmosferę Florian Stasik.

Na amerykańskich ochotników czekano już we Francji. Tu prym wiódł pisarz James F. Cooper. Autor "Ostatniego Mohikanina", mieszkający wtedy w Paryżu, został prezesem Komitetu Amerykańsko-Polskiego (wcześniej, w 1830 r., poznał w Rzymie Mickiewicza). Cooper wystosował płomienny apel o pomoc dla Polaków w ich walce o wolność. Pisała o tym amerykańska prasa, mówiono o tym na wiecach w Nowym Jorku, Bostonie, Filadelfii, Waszyngtonie, Baltimore... Zebrano tysiące dolarów. Organizowano oddział ochotników: jesienią 1831 r. z dwustu Amerykanów, którzy zjawili się na spotkaniu informacyjnym w Nowym Jorku, ok. 30 zgłosiło chęć wyjazdu do Polski.

Ale było już za późno, powstanie upadało. Także Poe swych planów nie zrealizował. Może przeszkodziła mu choroba i śmierć brata, który zmarł latem 1831 r.? Tak czy inaczej, jedynym Amerykaninem biorącym udział w powstaniu listopadowym pozostał chirurg Paul Fitzsimons Eve: trafił on do Polski z grupą francuskich lekarzy-ochotników z Paryża, gdzie studiował. Sto lat później w dowód wdzięczności polscy emigranci postawią mu pomnik w jego rodzinnej miejscowości Augusta w stanie Georgia.

Poe z tego powodu na pomniki nie trafił. Ale została legenda o jego sekretnej działalności w latach 30. XIX w.

Tajny agent Poe?

W biografii młodego Edgara znajdujemy w tym czasie lukę. Co z nim się działo, gdy - jednak - wyrzucono go z West Point? Roman Dyboski pisał: "Co Poe porabiał przez najbliższe dwa lata, dokładnie nie wiemy; wiadomo tylko, że wybierał się (jak kilku innych młodych Amerykanów) do Polski, by wziąć udział w powstaniu listopadowym, a sam później opowiadał, że spędził część tego czasu w Rosji; prawdopodobnie jednak przebywał przeważnie w Baltimore pod opieką swej dobrotliwej ciotki".

Rozwiązanie zagadki zdawał się podsuwać odkryty w latach 20. XX w. list Aleksandra Dumasa. Twórca "Trzech muszkieterów" pisał do znajomego: "To było około roku 1832. Pewnego dnia pojawił się w moim domu młody Amerykanin. Przedstawił go jego sławny rodak pisarz James Fenimore Cooper. Oczywiście powitałem go z otwartymi ramionami. Nazywał się Edgar Poe. Od początku zrozumiałem, że mam do czynienia z człowiekiem niezwykłym". Dwaj początkujący pisarze dobrze się rozumieli, Dumas miał zaoferować przybyszowi zakwaterowanie.

Czy Poe zrealizował plan wyjazdu do Europy, choć nie zdążył wziąć udziału w powstaniu? Zdaniem niektórych, pisarz miał obracać się w kręgu Coopera i działaczy Komitetu Amerykańsko-Polskiego. Byli tam abolicjonista Samuel Gridley Howe i Samuel Morse (ten od alfabetu, choć wówczas bardziej znany jako malarz, autor portretu La Fayette’a). Wszyscy, podobnie jak słynny markiz, mieli powiązania z "wywrotowymi" stowarzyszeniami, krzewiącymi idee republikańskie i wolnościowe.

Pasowałoby to do psychologicznej sylwetki Poego. Może więc znalazł się w tym gronie nieprzypadkowo? Niestety! Poważni badacze biografii Poego odrzucili opowieść Dumasa. Uznali, że list jest fałszywy lub pisarz-żartowniś wymyślił tę anegdotę. Na dodatek "odkrywca" listu Gabriel Wells okrył się później niesławą, "odnajdując" rzekome rysunki Poego. A jeszcze w 1929 r. prasa w USA pisała o liście jako o "dowodzie na wizytę, jaką Poe złożył w Europie".

Na Dzikim Zachodzie

Poe do Polski nie trafił, za to wielu Polaków znalazło się po powstaniu w Stanach. Być może przekonała ich odezwa (autorstwa zapewne kogoś z polskiego Rządu Narodowego), wydrukowana w zachodniej prasie, m.in. w "The Times": "Polacy, porzućmy ten nieszczęśliwy kraj, który już teraz nie jest naszym własnym, chociaż przesiąknięty krwią jego najlepszych obrońców. Porzućmy Europę, bezlitosnego świadka naszej walki i naszej rozpaczy. Ameryka jest jedynym krajem, gdzie warto szukać azylu dla ludzi, którzy poświęcili wszystko dla sprawy wolności. Tam Polska będzie zachowana jako świętość w naszych sercach, a niebo może błogosławić będzie naszym poświęceniom".

W Ameryce wielu weteranów-emigrantów wkrótce znów miało walczyć: najpierw w szeregach amerykańskich osadników w Teksasie, którzy w 1836 r. zbuntowali się przeciw Meksykowi (Polacy organizowali teksańską artylerię w forcie Goliad, stolicy powstania), a potem w regularnej amerykańskiej armii, gdy w 1846 r. ruszyła na wojnę z Meksykiem. Choć tym razem Polacy znaleźli się w obu obozach: niektórzy stracili bowiem złudzenia wobec "amerykańskiego snu", uznali Stany za agresora w tej wojnie, zrzucili mundury i przeszli na drugą stronę, zapisując się dobrze w pamięci Meksykanów. Ale to już inna historia...

Korzystałem m.in. z: Hervey Allen "Israfel - The Life and Times of Edgar Allan Poe"; Roman Dyboski "Wielcy pisarze amerykańscy"; James Albert Harrison "Life and Letters of Edgar Allan Poe"; Florian Stasik "Polska emigracja polityczna w Stanach Zjednoczonych Ameryki 1831-1864".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2010