W cieniu Emilii

Słynna Emilia Plater nie była jedyną kobietą walczącą w Powstaniu Listopadowym. Ale jej legenda przesłoniła pamięć o innych. Nie tylko tych heroicznych, ale również tych, o których wstrząśnięty świadek pisał: "Nie zapomnę, jaką to furią może być kobieta".

16.11.2010

Czyta się kilka minut

Antonina Tomaszewska / fot. internet /
Antonina Tomaszewska / fot. internet /

To Litwinka, dziewica-bohater, Wódz Powstańców: Emilija Plater!" - pisał z patosem Adam Mickiewicz w zakończeniu wiersza "Śmierć pułkownika", którego lektura towarzyszyć miała potem kolejnym pokoleniom Polaków.

Pisał, zaznaczmy od razu, nieco na wyrost. Wprawdzie dziś Emilia Plater ma swoją ulicę w każdym większym polskim mieście, ale jest to raczej efekt skutecznej romantycznej propagandy niż rzetelnej oceny jej powstańczych zasług. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że długi cień jej legendy przesłania inne bohaterki tamtego polskiego powstania sprzed 180 lat.

Krzyżackie geny,

słowiańska dusza

"Litwinka, dziewica-bohater" pochodziła w istocie z rodu, którego protoplastą był właściciel majątku Broel w niemieckiej Westfalii. W XIII wieku Platerowie trafili z Kawalerami Mieczowymi i Krzyżakami do Inflant, aby tutaj po kilku stuleciach zostać poddanymi Rzeczypospolitej Wielu Narodów.

Emilia, urodzona w 1806 r. w Wilnie, nie była szczególną "partią" - ani ładną, ani wyjątkowo posażną. Heroiczne pośmiertne portrety, czyniące z niej piękność, niewiele mają wspólnego z prawdą. Swego czasu zakochał się w niej bogaty Rosjanin, ale mu odmówiła, "bo była Polką". Nad jej urodą za życia raczej się nie rozwodzono. Jeśli już, to była "pięknoduchem": egzaltowała się historią, głęboko bolała ją niewola ojczystego kraju.

W 1823 r. jej stryjeczny brat Michał za napisanie na tablicy w wileńskim gimnazjum "Niech żyje Konstytucja 3 maja!" został aresztowany, skierowany do korpusu karnego i wysłany na służbę aż do Gruzji i Kirgistanu. Jego wybryk stał się dla władz carskich pretekstem do rozprawy z tajnymi patriotycznymi stowarzyszeniami młodzieży. Michał wrócił do kraju w 1830 r., ranny i obłąkany po doznanych przeżyciach.

A wrażliwa Emilia przeżywała kolejne ciosy: w tym samym czasie umarła jej matka, a potem ojciec powtórnie się ożenił. Kiedy w tym samym roku w Królestwie Polskim rozpoczęło się Powstanie Listopadowe, 24-letnia dziewczyna postanowiła walczyć z zaborcą. Na Litwie, w partyzantce.

Emilia: prawda i legenda

- Powstanie miało charakter wojny regularnej. W momencie jego wybuchu Królestwo Polskie dysponowało blisko 30-tysięczną armią, która w następnych tygodniach i miesiącach została rozbudowana drogą mobilizacji i ochotniczego zaciągu - mówi "Tygodnikowi" dr hab. Anna Barańska z Katedry Historii Nowożytnej KUL, autorka książki "Kobiety w powstaniu listopadowym 1830-1831". - Działania partyzanckie nie odgrywały w kampanii 1831 r. znaczącej roli, a miały miejsce niemal wyłącznie na ziemiach litewsko-ruskich. Z oczywistych powodów kobietom było łatwiej dostać się do oddziału partyzanckiego niż do armii regularnej.

Oddział Emilii Plater miał liczyć trzystu strzelców, kilkuset kosynierów i kilkudziesięciu kawalerzystów. Prawdopodobnie jednak Emilia nie była samodzielnym dowódcą. Pełniła swą służbę poważnie, ale przypisywane jej triumfy należy traktować z ostrożnością. Znawca romantyzmu prof. Józef Bachórz tak komentował to w książce "Jak pachnie na Litwie Mickiewicza": "Plater odgrywała w powstaniu litewskim rolę faktycznie skromną, jeśli tę rolę opisywać w kategoriach udziału żołnierskiego. Nie tylko nie dowodziła oddziałem i nie miała stopnia oficerskiego, ale swoją obecnością sprawiała zwierzchnikom niejaki kłopot w chwilach gorętszych".

Powstaniec Ksawery Bronikowski opisał w pamiętnikach takie wydarzenie: "Emilia Plater umykająca przed goniącymi tuż Kozakami przez wrota na wpół otwarte zaczepia się o nie i spada z konia, którego nie może utrzymać. Kiekiernicki nie waha się w tak niebezpiecznym razie zatrzymać swojego, podejmuje ją, zmusza ażeby wsiadła na jego konia, zacina go, a sam w kilka chwil dostaje się w niewolę".

Virtuti dla pań

Stopień kapitański Emilii był czysto honorowy. Zwierzchnicy namawiali ją, by nie bawiła się w wojaczkę. Prof. Bachórz pisze: "Wszystko, co by sceptykowi mogło rozproszyć wątpliwości i przemówić do wyobraźni jako argument na rzecz »rycerskich czynów« bohaterki, okazuje się po bliższym obejrzeniu albo niczym pewnym, albo po prostu zmyśleniem. Walor informacji konkretnej mają relacje o tym, jak zemdlała (...), jak spadła z konia podczas ucieczki z Kowna i jak parokrotnie była namawiana do rezygnacji z uczestnictwa w powstaniu". Zwraca też uwagę, że "już samo to, że w żadnym ugrupowaniu nie zagrzała miejsca, że przewędrowała dobre ich pół tuzina, powinno było zastanawiać tych biografów, którzy mieli intencje opisywania jej żołnierskich czynów, nie legendy".

Wycieńczona walkami i chorobami, Emilia zmarła w Justianowie niedaleko Sejn 23 grudnia 1831 r. Ponoć towarzysze skrywali przed nią, że Rosjanie zdobyli Warszawę i powstanie upada. Kiedy wreszcie ujawnili prawdę, przybita dziewczyna zmarła.

Wkrótce, bo już w marcu 1832 r., powstał wiersz "Śmierć pułkownika" Mickiewicza. W paryskich teatrach pokazywano sztukę "Polacy 1831", w której kreowano ją na nową Joannę d’Arc. Legendę podtrzymywali jej krewni i popuszczający wodze wyobraźni biografowie - choć starczyłoby, gdyby napisali, że wielkość Emilii polegała na pragnieniu uczestnictwa w powstaniu i jej patriotyzmie.

Tymczasem była ona jedną z wielu kobiet w powstaniu. U boku Plater walczyły na Litwie Maria Prószyńska i Maria Raszanowiczówna. A także krewna Emilii, Kunegunda Ogińska. Sławę zdobyła służąca w kawalerii żmudzkiej Antonina Tomaszewska.

Ochotniczki walczyły nie tylko na Litwie, ale też w Królestwie Polskim. Kawalerzystka Barbara Bronisława Czarnocka i felczerka Józefa Rostkowska (Kluczycka) dostały ordery Virtuti Militari (po raz pierwszy to najwyższe polskie odznaczenie wojenne, ustanowione w 1792 r., przyznano kobiecie-żołnierce w roku 1809). Z kolei Waleria Dębicka zasłynęła jako znakomity zwiadowca. Wiele innych kobiet kryło się pod męskimi nazwiskami i strojami, np. Zofia Kodrębska.

Wilhelmina z Oszmiany

Poruszająca jest historia 16-letniej Wilhelminy Kasprowiczówny, mieszkającej z owdowiałą matką i braćmi w litewskiej Oszmianie. Wiosną 1831 r. w Oszmianie zjawili się powstańcy. Carskie władze wysłały przeciw nim m.in. budzących grozę Czerkiesów. 16 kwietnia doszło do bitwy. "Moskale zatrzymawszy się przed miastem, zapewne dla przerażenia powstańców potęgą swojej artyleryi, rozpoczęli kanonadę. Przeszło 80 strzałów działowych rozbiło wiele domów" - pisał pamiętnikarz Ignacy Klukowski.

W Oszmianie były już tylko tylne straże oddziałów powstańczych. Nie mogły zatrzymać przeciwnika. Zostały rozbite, a w miasteczku rozpętało się piekło. Napastnicy, pisze Klukowiecki, "nie przepuszczając ni płci, ni wiekowi, zabijali kobiety i dzieci, nieśli rzeź i rabunek do kościołów".

Zginęło kilkuset mieszkańców i powstańców. Także Kasprowiczowie. "Widząc zbliżających się, matka ukryła Wilhelminę w kominie, mówiąc jej, że ukryje również w innem miejscu siebie i resztę dzieci, a pod błogosławieństwem nakazuje jej nie ruszać się z kryjówki, póki wszelki hałas nie ucichnie. Wilhelmina była posłuszną, słyszała wrzaski Moskali, lecz nic więcej, wyszła, gdy już było cicho. Obaczyła wtedy pomordowanych matkę, rodzeństwo i domowników. Matce palce poobcinano, na których były pierścionki. Zrozpaczona córka (...) poszła do oddziału powstańców" - pisała XIX-wieczna publicystka Felicja Boberska w książce "O Polkach, które się szczególniej zasłużyły Ojczyźnie w powstaniu listopadowem". Wilhelmina, nastolatka, najpierw wzięła udział w kilku potyczkach, a 19 czerwca w bitwie pod Ponarami - o Wilno. Trafiły ją dwie kule. Umierając, zapytała, czy Wilno zdobyte. Dla pociechy towarzysze broni skłamali, że tak.

Samosądy warszawskie

Opowieść o Kasprowiczównie zawiera podobne elementy jak legenda Plater. Jest pełna poświęcenia młoda kobieta, a nawet zatajenie przed nią prawdy w obliczu śmierci. - O Wilhelminie wiadomo niewiele, toteż łatwo mogło dojść do mitologizacji jej postaci w późniejszym okresie. Tym bardziej że w wyobraźni i pamięci historycznej Polaków zadomowiła się już legenda Emilii Plater - mówi Anna Barańska.

Tak czy inaczej, były to heroiczne karty historii z lat 1830-31. Podobnie jak humanitarna i dobroczynna działalność wielu szanowanych dam w tym okresie. Ale były też inne przykłady udziału kobiet w ówczesnych wydarzeniach - nie na polu walki.

Warszawianki były wówczas równie rozpolitykowane, co męska klasa polityczna. Nie tylko przysłuchiwały się obradom polityków, ale brały udział w manifestacjach, sprzeciwiając się układom z carem i domagając się ukarania "zdrajców". - Kobiety, które zaliczały się do grona zwolenniczek Towarzystwa Patriotycznego, uznawały niekiedy potrzebę stosowania "środków rewolucyjnych" wobec wrogów powstania. Inna rzecz, że były to raczej deklaracje czysto werbalne - wyjaśnia Anna Barańska.

Do czasu jednak, aż w stolicy wybuchły zamieszki. W połowie sierpnia 1831 r. rozsierdzony tłum zjawił się pod Pałacem Namiestnikowskim i przystąpił do samosądów. Wśród uczestników zajść była pułkownikowa Marianna Dembińska (podczas obrony Warszawy widywana równie często z karabinem na wałach, co podczas kłótni z żołnierzami o większy przydział wódki). Niejaka Teofila Kościołowska, na co dzień kawiarka, krzyczała zaś podczas egzekucji rosyjskiego jeńca: "Jeżeli Boga macie w sercu i duszy, to go wieszajcie!". Nie ona jedna. 15 i 16 sierpnia wiele warszawianek szło z dziećmi oglądać wiszące trupy i biło brawo.

Furie polskie

Wśród ponad 30 ofiar samosądów była Rosjanka, podejrzewana (prawdopodobnie bezpodstawnie) o udział w antypowstańczym spisku. Richard Otto Spazier w "Historji powstania narodu polskiego w roku 1830 i 1831" tak opisał jej ostatnie chwile: "Damę rossijską Bazanow z pod łóżka wywleczono i z objęć jej córki wyrwano. Tę ostatnią uratował Alexander Gołyński". Można założyć, że tylko interwencji polskiego oficera dziewczyna zawdzięczała to, iż nie podzieliła losu matki.

- Część opinii publicznej, w tym kobiety z różnych środowisk, uznała rewolucyjne wystąpienie za usprawiedliwione. Aprobata dotyczyła nie tyle samosądów jako takich, ile postulatu zmiany rządu, który nie bez racji oskarżano o nieudolność, złą wolę i kapitulancką politykę - mówi Anna Barańska.

Anna Barańska uważa, że przeciwstawianie uczestniczek warszawskich zamieszek kobietom zaangażowanym w walkę zbrojną jest uproszczeniem. Jej zdaniem, sierpniowe wydarzenia, tragiczne i okrutne, były jednocześnie dramatyczną próbą ratowania powstania przed ostatecznym upadkiem.

Wiktor Szokalski - wtedy młody żołnierz i lekarz, a później znany okulista - był świadkiem gniewu warszawianek na aresztowanego w czerwcu 1831 r. generała Jana Hurtiga, oskarżanego o zdradę. Szokalski tak wspominał: "Odepchnięto żołnierzy, a na struchlałą ofiarę rzucały się mianowicie rozwścieczone kobiety". Wyraźnie wstrząśnięty, pamiętnikarz dodał: "Nigdy nie zapomnę tego, jaką to furią może być kobieta".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2010