Poradnik skarżypyty

W „donoszeniu” w ogóle nie chodzi o to, żeby komuś zrobić na złość. Chodzi o wspólne dobro. Źle zaparkowane auto denerwuje wszystkich. Palone śmieci trują każdego, włącznie z właścicielem. A machanie ręką niczego nie zmienia.

10.02.2020

Czyta się kilka minut

 / IL. MAGDA WOLNA
/ IL. MAGDA WOLNA

Spójrzmy na język. Kim jest obywatel dzwoniący na policję? Donosicielem? To słowo jest nacechowane jednoznacznie. Według słownika synonimów możemy zastąpić je: kapusiem, szpiclem, kablem, agentem, szpiegiem, skarżypytą. Wszystkie równie negatywne. Jedynym neutralnym skojarzeniem jest „informator”, ale to raczej słowo z oficjalnych raportów niż mowy codziennej. Dużo bardziej codzienne jest słowo „konfident”. Masowo pojawia się na murach, ścianach i przystankowych graffiti. Jako najgorsza obelga.

Według słownika nie lubimy donosicielstwa. Jeśli ktoś łamie prawo, wypada go chronić albo przynajmniej udawać, że nic się nie dzieje. Patrzeć w drugą stronę. Nawet słowo „oszust” ma lepszą chmurę skojarzeń niż „donosiciel”. Bo oszust to oczywiście: naciągacz, obłudnik i szarlatan, ale też: spryciarz, kanciarz, chytry lis. Cwaniak, któremu udało się przechytrzyć zły system.

Długie lata PRL-u ugruntowały ten model, w którym telefonu na policję należy się często wstydzić bardziej niż samego łamania prawa. Model, który właśnie zaczyna się zmieniać.

Skromne „tak”

W 2013 r. w Warszawie powstało Miejskie Centrum Kontaktu. Specjalny numer telefonu 19115, portal internetowy, aplikacja mobilna. Warszawiacy mogą tam skontaktować się z urzędem, uzyskać informację, zgłosić problem. Te ostatnie zgłoszenia to tzw. interwencyjne. W pierwszym roku działania MCK przyjęło 13 tys. takich raportów. Rok później – 73 tys. W 2019 r. zgłoszeń było już ponad 400 tys. 30 razy więcej niż na początku.

Podobny trend notują wszystkie służby w kraju. Warszawska Straż Miejska trzy lata temu przyjmowała 1550 zgłoszeń dziennie, w zeszłym roku – 1720. Popularność policyjnych skrzynek mailowych „Stop agresji drogowej” każdego roku rośnie około dwukrotnie – w 2019 spłynęło na nie ponad 30 tys. wiadomości i nagrań.

– Mój brat regularnie zgłasza „wydobywający się dym” z okolicznych kominów – mówi Iga z Wrocławia, lat 26. – Ja też. Obok mojego domu trwa także budowa, która notorycznie zaśmieca wszystko dookoła. Ostatnio styropian latał po całej ulicy. Zadzwoniłam.

– Nie wstydzisz się?

– Ja w ogóle nie uważam tego za donoszenie. Ktoś jest idiotą, tnie styropian na wietrze, robi sporą szkodę otoczeniu. I to ja mam się wstydzić? Ja po prostu chciałabym mieć czysto. Więc nie, nie mam oporów.

Na pytanie, czy zaczynamy lepiej rozumieć obywatelski obowiązek, rzecznik prasowy Straży Miejskiej w Warszawie odpowiada: – Skromne, ostrożne „tak”.

Drogi, śmieci, smog

Na co donosimy najczęściej? Według statystyk z warszawskiego numeru 19115 ranking wygląda następująco: drogi, śmieci, komunikacja. Nie obejmuje on oczywiście cięższych wykroczeń i przestępstw, te trafiają bezpośrednio na policję. Najbardziej wyczuleni jesteśmy na to, co dzieje się na drogach. Źle zaparkowane samochody, piraci drogowi, jazda po alkoholu. W tych przypadkach coraz częściej nie wstydzimy się zadzwonić na policję, a wręcz traktujemy to (słusznie) jako zapewnienie bezpieczeństwa sobie i innym. Coraz częściej, zwłaszcza w przypadku pijanych kierowców, korzystamy również z artykułu 243 kodeksu karnego, który mówi o możliwości obywatelskiego zatrzymania. To oczywiście ostateczność, ale tylko w ostatnim miesiącu media opisywały kilka takich zatrzymań w całej Polsce.

Coraz częściej zwracamy też uwagę na środowisko. Nielegalne składowiska odpadów, zaśmiecanie i przede wszystkim smog. Służby coraz częściej kontrolują i wykrywają palenie śmieci. W 2017 r. Straż Miejska w Warszawie miała 8427 takich interwencji, w 2019 – ponad 14 tys. Podobnie jest w całym kraju.

– Obserwujemy znaczący wzrost liczby interwencji i zgłoszeń – mówi Krzysztof Smolnicki z Dolnośląskiego Alarmu Smogowego. – Także służby reagują coraz skuteczniej. Problem stał się rozpoznawalny publicznie. Jest obecny w mediach, coraz częściej słyszymy i czytamy na temat szkodliwości smogu. U nas, na Dolnym Śląsku, dużo dobrego zrobił też list biskupów odczytany z każdej ambony. Nauczyliśmy się, że jeśli ktoś pali odpadami, to naprawdę truje siebie, nas, naszą rodzinę, także dzieci i osoby starsze. Przestajemy to lekceważyć.

Skarżenie jest OK

– Pamiętam, jak po raz pierwszy w życiu dzwoniłam na policję. To jest irracjonalne, ale bardzo się stresowałam – wspomina Aleksandra Konarska. – Sytuacja była na tyle groźna, że się przełamałam. Samochód przed nami co chwilę zjeżdżał na drugi pas, wydawało się, że kierowca jest pijany. Patrol czekał na skrzyżowaniu w następnym mieście.

Aleksandra jest programistką, od dwóch lat mieszka w Szwecji.


Czytaj także: Beata Łaciak: Zatkany gwizdek sygnalisty


– Jakiś wrodzony wstyd kilka razy powstrzymał mnie przed telefonem do Straży Miejskiej. To zawsze było bardziej emocjonalne niż logiczne. Racjonalnie zawsze wiedziałam, że to jest właściwa rzecz. Myślę, że często wykroczenie zwyczajnie nie wkurzało mnie na tyle, by chciało mi się sięgać po telefon. Typowe machnięcie ręką. Chyba po prostu musiałam się kilka razy zdenerwować, żeby mi to przeszło.

– Wrodzony wstyd?

– Od dziecka, już w szkole, uczysz się, że skarżenie nie jest w porządku. Ale teraz już zupełnie tego uczucia nie mam. Ostatnio byłam w Krakowie, zauważyłam dym z komina, a przecież jest zakaz. Zadzwoniłam.

– Skąd taka zmiana?

– Myślę, że pobyt w Szwecji zrobił swoje. Teraz wiem, że w takim „donoszeniu” w ogóle nie chodzi o to, żeby komuś zrobić krzywdę czy na złość. Chodzi o wspólne dobro. Źle zaparkowane auto denerwuje wszystkich. Palone śmieci trują każdego, włącznie z właścicielem. I warto być bardziej aktywnym. Zwrócić uwagę, wziąć do ręki telefon, zamiast tylko się denerwować.

Cztery powody

Wszystkich rozmówców, którzy opisywali podobne sytuacje, dręczyło to samo. Irracjonalne uczucie wstydu i stresu związane z prostym telefonem w słusznej przecież sprawie. Mimo to coraz częściej decydujemy się ten telefon wykonać.

– Zaczynamy inaczej myśleć – potwierdza Krzysztof Smolnicki. – Nie dzwonimy przeciwko komuś, tylko dla kogoś. Donosząc np. o spalaniu śmieci, o nielegalnym wysypisku, nie chronię tylko siebie i swojej rodziny kosztem sąsiada. Chronię wszystkich dookoła, także tego sąsiada.

Wydaje się, że ciągły wzrost liczby zgłoszeń wynika z czterech głównych powodów.

Powód pierwszy: zmiana pokoleniowa. Coraz częściej „donosicielami” są ludzie młodzi, którym donoszenie nie kojarzy się już z kolaboracją, współpracą z ­opresyjną władzą, bo tej po prostu nie pamiętają. Chmura skojarzeń powoli się zmienia, nawet jeśli język został w tyle.

Powód drugi: widoczność problemu. Ten aspekt dotyczy szczególnie środowiska. Im więcej wiemy o danym zagrożeniu, tym poważniej je traktujemy. I tym krócej wahamy się, by zacząć działać.

Powód trzeci: dostępność. Wystarczy spojrzeć na sukces Warszawy i numeru 19115. Łatwość zgłoszenia przekłada się na ich liczbę. Władze to dostrzegają i uruchamiają kolejne usługi. Policja uruchomiła Krajową Mapę Zagrożeń, na której w tym momencie tylko w Krakowie jest ponad 6 tys. zgłoszeń. W Krakowie, Gorlicach i Niepołomicach działają aplikacje mobilne do zgłaszania nielegalnych palenisk. Aplikację mobilną ma także Warszawa. Pięć lat temu z aplikacji pochodziło mniej niż 3 proc. zgłoszeń. W ubiegłym roku – ponad jedna czwarta.

Powód czwarty: reakcja służb. Coraz częściej nasz telefon czy wpis na stronie przynosi wymierne skutki. Nawet w małych miastach służby kontrolują paleniska. Wrocław z budżetu miasta opłaca specjalne ekopatrole. Policji jest też łatwiej reagować dzięki nowym technologiom. Lawinowo rośnie liczba aut wyposażonych w wideorejestratory. Na podstawie takiego nagrania dużo łatwiej ukarać pirata drogowego. Nie ma też ryzyka dla „donosiciela”, bo przy zgłoszeniu nie trzeba już podawać własnych danych.

Dowodów brak

Arek jest policjantem od siedmiu lat. Pracuje w jednym z małopolskich komisariatów. Przyznaje, że zgłoszeń przybywa. Ale zaraz dodaje, że nie zawsze jest to zaletą.

– Weźmy przykład Krajowej Mapy Zagrożeń – mówi. – Bardzo dobry system, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto wykorzysta go bez sensu. Ostatnio mieliśmy taki przypadek: pan wyjechał sobie na ferie, a w systemie codziennie dodawał nowe zgłoszenie koło swojego mieszkania. Jeździliśmy tam przez dwa tygodnie. Chyba chciał, żebyśmy mu pilnowali domu.

Dostrzega jednak też pozytywne zmiany: – Nie akceptujemy już alkoholu za kółkiem. Dostajemy takie telefony. Marka auta, rejestracja, kierunek. Wtedy praktycznie nie mamy szans złapać takiego kierowcy, bo nie wiemy, czy za minutę nie skręci w inną drogę. Na szczęście coraz więcej ludzi nie odkłada słuchawki. Jadą za takim autem i prowadzą patrol. Wtedy faktycznie mamy szansę na skuteczną interwencję.

Pytam Arka o bezradność policji w wielu sprawach. Bezradność, która często zniechęca do jakichkolwiek obywatelskich postaw.

– Pamiętaj, że nas zawsze wiąże prawo. A najczęściej dzwonią do nas ludzie, którzy go nie znają. Jest wiele przestępstw i wykroczeń, które możemy karać tylko na wniosek poszkodowanego. A to oznacza, że poszkodowany musi być gotowy zeznawać w sądzie. Z imienia i nazwiska. Inaczej nic nie możemy zrobić.

Tak jest np. z zakłócaniem spokoju. Problem pojawia się również wtedy, gdy policja nie jest w stanie nikogo złapać na gorącym uczynku.

– Ktoś anonimowo donosi, że sąsiad wyrzuca śmieci do lasu. Przyjeżdżamy na miejsce i nie mamy żadnych dowodów. Osobiście tego nie widzieliśmy. Wszyscy dookoła wiedzą, kto to, ale nikt oficjalnie nie zezna, bo przecież boi się donosić na sąsiada. Wszyscy chronią się nawzajem. I chociaż nawet my wiemy, kogo należałoby ukarać, to okazuje się, że przyjechaliśmy na darmo.

– To jest źle pojęta solidarność – uważa Aleksandra Konarska. – Nie zeznajemy, bo ktoś nie przyjmie mandatu i trzeba będzie chodzić po sądach. Albo sąsiad nas obrazi. Szkoda, że te wyrzucone śmieci nie obrażają nas równie mocno.

Rodzice na straży

Oczywiście zeznawanie przeciwko sąsiadowi, zwłaszcza w małej społeczności, wymaga odwagi. Wśród historii zebranych do tego tekstu znajdują się i takie, których bohaterowie się na to zdecydowali.

Daria Dziecichowicz-Latała: – Różnie wspominam moje kontakty z władzami. Ostatnio zgłaszając palenie śmieciami, usłyszałam, że „na coś trzeba umrzeć”. Ale chyba najtrudniejsza była historia z 2010 roku. Mieliśmy sąsiada z sądowym zakazem prowadzenia pojazdów. Mimo to stale jeździł autem. Bez prawa jazdy, często nietrzeźwy. Wszyscy o tym wiedzieli. Wiele razy byliśmy u niego, rozmawialiśmy o tym.

– Tylko rozmawialiście?

– Do narodzin dziecka nie zrobiłam nic więcej. Potem pamiętam, że szłam z wózkiem, on minął mnie tym samochodem, jechał o wiele za szybko. Wtedy już nic mnie nie obchodziło, że to sąsiad, że wstyd. Skończyło się w sądzie, musiałam zeznawać. Siedział kilka miesięcy w zakładzie karnym w Trzebini. Jego żona pięć lat się do mnie nie odzywała.

– Nie bałaś się?

– Bałam, czy on mi czegoś złego nie zrobi. Nawet policjanci przy interwencji byli zdziwieni, że chcę zeznawać. Ale nie żałuję.

W wielu opowieściach powtarza się ten sam mechanizm: osoby wychowujące dzieci dużo częściej reagowały na niebezpieczne zdarzenia. Ania z Warszawy przyznała wprost: – Nie wiem, na ile to jest regułą, ale od czasu urodzenia dzieci nie macham już ręką. Nie mam w dupie. Po prostu działam.

Niechże pan dzwoni

Są oczywiście sprawy, w których interwencje nie przyniosą efektu. Półtora roku temu nad mieszkaniem Pauli w Warszawie wprowadziła się młoda para. Od tego czasu praktycznie codziennie Paula wysłuchuje krzyków, awantur i wyzwisk. Czasami wydaje jej się, że słyszy bójkę, w której obie strony biorą aktywny udział.

– Na początku myślałam, że przesadzam. Że nie powinnam się wtrącać. Ale mnie samą to bardzo stresowało, chodziłam po mieszkaniu cała spięta. W końcu zadzwoniłam.

Od tego czasu dzwoniła ponad dziesięć razy, ograniczając się do wyjątkowo głośnych dni. Za każdym razem przyjeżdżała policja albo straż miejska. Za każdym razem nic nie byli w stanie zrobić. Paula nadal myśli o zmianie mieszkania.

– To często „przypadki beznadziejne” – mówi Arek, policjant. – Policja nie może zareagować, dopóki osoba bita nie chce tego oficjalnie zgłosić. Zazwyczaj są to kobiety. Wielokrotnie z nimi rozmawiamy, przekonujemy. Często mamy takie interwencje. Przyjeżdżamy, widzimy, że kobieta jest cała posiniaczona. Zatrzymujemy faceta, ona czasem trafia szpitala. Następnego dnia, kiedy ma się stawić do nas na jednostkę, wycofuje wszystkie zeznania i mówi, że bardzo go kocha. Nic nie możemy wtedy zrobić, a bez zeznań świadka postępowanie w sprawie pobicia kończy się niczym.

Takich historii jest więcej. Michał z Krakowa: – Miałem kiedyś za sąsiadów starszą parę. Czasem pili, on czasem ją bił, ona czasem krzyczała. Powtarzało się to, a sąsiedzi potwierdzali, że się powtarza. Zadzwoniłem. Przyjechali, zwinęli faceta. Wrócił po dwóch dniach, wpuściła go, został. Jakiś czas później sytuacja się powtórzyła. Zadzwoniłem, zwinęli go, i tak kilka razy. Któregoś dnia spotkałem dzielnicowego i zapytałem, co mogę jeszcze zrobić i czy w ogóle warto dzwonić, skoro to nic nie zmienia. Popatrzył na mnie dobrotliwie i powiedział: „Niechże pan dzwoni, przecież jak któregoś dnia on ją zabije, to już na zawsze będzie pan miał wyrzuty sumienia, że nie zadzwonił”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter „Tygodnika Powszechnego”, członek zespołu Fundacji Reporterów. Pisze o kwestiach społecznych i relacjach człowieka z naturą, tworzy podkasty, występuje jako mówca. Laureat Festiwalu Wrażliwego i Nagrody Młodych Dziennikarzy. Piękno przyrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 7/2020