Sygnaliści: informowanie o nieprawidłowościach w wielu krajach postrzegane jest jako obowiązek obywatelski

Zachód dba już o sygnalistów, zgłaszających nieprawidłowości w trosce o interes społeczny. W Polsce wciąż dominuje donosicielstwo, a ustawy chroniącej sygnalistów Sejm nie chce uchwalić.

23.12.2022

Czyta się kilka minut

Strażnicy miejscy w Łodzi mają własnych „sygnalistów” – fotopułapki rejestrujące wykroczenia. 2017 r. / PIOTR KAMIONKA / REPORTER
Strażnicy miejscy w Łodzi mają własnych „sygnalistów” – fotopułapki rejestrujące wykroczenia. 2017 r. / PIOTR KAMIONKA / REPORTER

Ktoś musiał donieść na Bożenę K., bo choć nic złego nie zrobiła, pewnego ranka wezwał ją dyrektor i wyjął z koperty kartkę. Przebiegła wzrokiem po stronie wyklejonej literami i wyrazami wyciętymi z kolorowych gazet. Z początku myślała, że to o kimś innym, ale było tam jej nazwisko i oskarżenia: że krzyczy na dzieci, wykręca im uszy i bije linijką. „Ależ panie dyrektorze, to nieprawda, pod tym się nawet nikt nie podpisał” – powiedziała. Dyrektor milczał chwilę, w końcu powiedział: „Będziemy się sprawie przyglądać, póki co nie ma powodu do niepokoju”.

To „będziemy” z początku zabrzmiało Bożenie niewinnie. Z czasem połączyła to z oczami i uszami, które śledziły ją krok w krok.

Pani się nie nadaje

Był listopad, a ona próbowała o sprawie zapomnieć. Uczyła w gminnej szkole podstawowej w województwie lubelskim, w klasach 1-3, do pracy dojeżdżała z Hrubieszowa. Do ich placówki dowożono dzieci z okolicznych wsi, w których z oszczędności kilka lat temu zamknięto podstawówki. Zwolnieni z pracy nauczyciele tułali się po okolicznych gminach, łącząc etat w kilku szkołach, ale nie wszyscy zostali w zawodzie.

W grudniu, przed przerwą świąteczną, Bożena spotkała koleżankę z urzędu powiatowego. „Jest na ciebie jakiś papier u wójta, piszą, że dzieci bijesz, ale to tak między nami”. Od tego czasu zaczęła się budzić w nocy. Patrzyła w sufit i pytała: „Kto to zrobił?”. Czasem płakała, cicho, żeby nie zbudzić męża. Martwiła się. Obie córki studiowały w Lublinie – jedna farmację, druga pielęgniarstwo. To na ich naukę szła cała pensja Bożeny. Po świętach, kiedy wróciła do szkoły, zauważyła, że kiedy wchodzi do pokoju nauczycielskiego, cichną rozmowy. A może jej się zdawało? Chociaż mąż namawiał, żeby poszła na zwolnienie, nie chciała. Nic przecież złego nie zrobiła. Nie chciała się chować.

W styczniu dyrektor ogłosił podczas rady pedagogicznej, że dzieci w gminie jest coraz mniej i będą zwolnienia. To wtedy Bożena zaczęła drapać się do krwi. Wiedziała, że w całym powiecie dla nauczycieli z jej specjalizacją nie ma godzin. Czasem czuła się bezwartościowa. Wtedy otwierała szufladę i przeglądała teczkę z laurkami. Czytała wierszyki napisane niewprawnymi rękoma. Te stare od Adasiów, Agnieszek, Piotrków i Kaś, oraz te nowe: od Nikol, Brajanków, Sebastianów i Andżelik. Nauczyła czytać i pisać dzieci z kilku wsi, a potem dzieci ich dzieci, bo przez jej ręce przeszło kilka pokoleń.

W marcu znowu wezwał ją dyrektor i zapowiedział hospitację, dodając: „Do kuratorium też ktoś taki papier wysłał”. Zabrakło jej powietrza, trzeba było przynieść wodę. Miała wtedy 55 lat.

– Przed lekcją, na którą miał przyjść dyrektor, wzięłam środki na uspokojenie, choć to dla mnie nie pierwszyzna prowadzić zajęcia w obecności obcych ludzi. Kiedyś wybrano mnie, żebym zrobiła lekcję pokazową dla wizytatora w klasach łączonych, gdzie pierwsza z drugą miały całkiem inny materiał do opanowania. I pięknie było – wspomina Bożena.

Ale nie tym razem. Gubiła się przy tablicy i zawieszała. Myliła w obliczeniach. Starała się mówić do dzieci spokojnie i cicho, ale głos jej się łamał. „Pani się musi leczyć, pani nie nadaje się do pracy” – usłyszała po lekcji. Wieczorem, kiedy czesała się w łazience, wypadła jej spora kępa włosów. Bożena wymacała łysą plamę za uchem. Poszła na zwolnienie, a potem na roczny urlop dla poratowania zdrowia, po nim przeszła na wcześniejszą emeryturę.

Do dziś nie wie, kto wysyłał anonimy. Na miejsce Bożeny dyrektor zatrudnił siostrzenicę wójta.

Pół miliona kontroli

– Nie wyobrażam sobie, by na podstawie pojedynczej informacji można było komuś tak wyrządzić krzywdę – mówi prof. Sylwiusz Retowski z Instytutu Psychologii na Uniwersytecie SWPS. – Rolą osoby zarządzającej jest weryfikowanie i sprawdzanie takich doniesień, tylko w ten sposób można zbudować sprawiedliwe środowisko pracy. Ta kobieta została pomówiona, a przełożony wykorzystał sytuację, żeby ją usunąć ze stanowiska.

Profesor Retowski zajmuje się badaniami z zakresu psychologii pracy. Wyraźnie rozgranicza, kto jest donosicielem, a kto tzw. sygnalistą. Donosimy dla własnych korzyści, zaś sygnalizujemy z troski o dobro społeczne i w przekonaniu, że komuś dzieje się krzywda.

Kiedy jednak spojrzymy na liczbę i charakter informacji, które wpływają do urzędów skarbowych, ZUS, Państwowej Inspekcji Pracy, kuratoriów oświaty czy na policję, trudno oprzeć się wrażeniu, że ogromna większość z nich to zwykłe, anonimowe donosy. Płyną do urzędów wartkim strumieniem: pocztą elektroniczną lub za pomocą specjalnie w tym celu stworzonych aplikacji, w których informację wystarczy wpisać do odpowiedniego szablonu i zatwierdzić kliknięciem.

Donoszą: sąsiad na sąsiada, że na podwórzu wyrosła rzekomo samowola budowlana; koleżanka na koleżankę, że pracuje „na czarno” i pobiera zasiłek; pracownik na szefa, że zatrudnia nielegalnie; pracodawca na pracownika, że dorabia na zwolnieniu.

– Rocznie wpływa do nas kilkaset donosów, dużą grupę stanowią informacje od pracodawców z prośbą o kontrolę. Na dowód dostajemy zdjęcia ich podwładnych z Facebooka, linki do list startowych z maratonów, była kiedyś nawet fotografia obrazująca skok ze spadochronu w czasie zwolnienia lekarskiego – wylicza Paweł Żebrowski, rzecznik ZUS. – Zdarzyło się, że szef wytropił swojego „chorego” podwładnego w egipskim kurorcie. Nie możemy sprawdzić wszystkich doniesień, ale wykonujemy 500 tys. kontroli rocznie – mówi Żebrowski.

W małopolskim oddziale ZUS tylko w tym roku odnotowano 139 donosów: praca na czarno, niesłusznie pobierane renty, prowadzenie fikcyjnej działalności gospodarczej, zaniżanie dochodów. – Nie każdy donos powoduje wszczęcie postępowania. Wszystko jest uzależnione od jakości informacji, w szczególności od możliwości identyfikacji sprawcy. Możemy je wykorzystać od razu lub przy planowanej kontroli – wyjaśnia Anna Szaniawska, rzeczniczka ZUS w Małopolsce.

Lewe faktury w wersalce

„Uprzejmie informuję, że X [tu: imię – red.] z miejscowości Y [nazwa – red.] nie nabija na kasę fiskalną wszystkich transakcji i w ten sposób oszukuje państwo, naciąga na grube miliony tak jak i mnie naciągał przez wiele lat, bo obiecywał, że się rozwiedzie i że się ze mną ożeni i na to konto wyłudził ode mnie oszczędności, a teraz udaje, że mnie nie zna. I jeszcze pragnę dodać, że on lewe faktury w wersalce trzyma, na zapleczu sklepu. X nieraz po trzy miesiące dziewczyny na czarno zatrudniał i podatku od nich nie odprowadzał, ani im ZUS-u nie płacił, a jak mu się stawiały, że chcą na umowę, to je zwalniał, że niby źle pracują. Jeszcze raz proszę, żeby urząd się tym zajął i sprawiedliwość zaprowadził, żeby taki drań się ludziom w oczy nie śmiał".

Ten anonim trafił do jednego z urzędów skarbowych w województwie lubelskim. Właśnie donosy do „skarbówki” cieszą się największym powodzeniem. W 2022 r. na samym Mazowszu naliczono 11 755 tzw. informacji sygnalnych. Na Dolnym Śląsku – 5140. Trafiają tu drogą elektroniczną bądź przez telefon uruchomiony w tym celu przez Krajową Administrację Skarbową.

Najczęściej chodzi o nieprawidłowości w ewidencjonowaniu sprzedaży towarów, prowadzenie niezarejestrowanej działalności gospodarczej, niezgłaszanie do opodatkowania usług najmu, wyłudzanie podatku VAT, nielegalne punkty gier hazardowych lub obrót kryptowalutami. Wiele informacji okazuje się prawdziwych, ale ludzie i tak zazwyczaj nie chcą ujawniać swej tożsamości. Nie tylko ze strachu, ale też z powodu odium donosiciela, jakie może na nich spaść.


Prof. Beata Łaciak, socjolożka: W Polsce człowiek informujący o nieprawidłowościach jest nadal uważany za ptaka, który kala własne gniazdo


 

Tymczasem w wielu krajach informowanie o nieprawidłowościach postrzegane jest jako obowiązek obywatelski. W Stanach Zjednoczonych za ujawnienie informacji, które chronią budżet państwa przed stratami, przyznawana jest nawet gratyfikacja finansowa. W Polsce nie ma jeszcze mowy o nagradzaniu sygnalistów, ale powstają kolejne aplikacje i strony internetowe, które ułatwiają alarmowanie o niepokojących kwestiach. Ministerstwo Finansów zachęca do pobierania aplikacji e-paragon, która pozwala nie tylko zarządzać codziennymi wydatkami, ale także zgłaszać przypadki niewydania rachunku czy zaniżanie stawki VAT. Użytkownicy rządowej aplikacji mObywatel mogą od razu zawiadomić Główny Inspektorat Ochrony Środowiska o zagrożeniach takich jak: nielegalne przetwarzanie odpadów, zanieczyszczanie powietrza czy wody.

Zbyt duży dystans

– Głównym problemem w Polsce nie jest to, że ludzie za dużo informują czy też donoszą. Z naszych badań wynika, że Polacy zbyt często milczą – zauważa prof. Sylwiusz Retowski. – Jeśli popatrzymy na setki spraw dotyczących molestowania, kradzieży czy niegospodarności, okaże się, że były tajemnicą poliszynela, wszyscy o nich wiedzieli, ale nikt nie odważył się mówić. Ludzie milczą z różnych powodów.

Retowski wylicza główne przyczyny: strach, przekonanie, że informacja i tak nie zostanie wykorzystana, i względy prospołeczne. Ktoś milczy, żeby nie zrobić kłopotu koleżance czy koledze. Ostatnią przyczyną jest milczenie oportunistyczne. Ktoś zbiera dowody, ale nie chce ich ujawniać. Zrobi to w odpowiedniej chwili, gdy wyczuje najlepszą korzyść dla siebie.

– Badania europejskie, w których biorę udział, dowodzą, że milczenie jest poważnym problemem organizacyjnym i ma charakter uniwersalny. Nie dotyczy tylko Polski – podkreśla prof. Retowski. – Istnieje jednak pewien czynnik, który powoduje, że jest nam trudniej, niż na przykład Skandynawom, informować o nieprawidłowościach. Decyduje o tym tzw. wysoki dystans władzy powiązany z dużą hierarchicznością struktur. Dystans ten występuje nie tylko pomiędzy pracownikiem a menadżerem, ale również między obywatelem a władzą. Ta cecha występuje w dużej mierze w byłych krajach postkomunistycznych, a szczególnie widoczna jest w Rosji.

W Unii Europejskiej obowiązuje dyrektywa chroniąca prawnie sygnalistów przed zemstą. Polska już dawno powinna ją wdrożyć w formie ustawy, ale mimo że na stronie Rządowego Centrum Legislacji pojawiły się cztery projekty, do głosowania w Sejmie nie doszło. Czy jednak ustawa w sposób systemowy rozwiąże problem szkodliwego milczenia?

– Nie mam wątpliwości, że ta ustawa jest potrzebna – uważa dr hab. Grzegorz Makowski, socjolog, ekspert Forum Idei w Fundacji Batorego i adiunkt w Szkole Głównej Handlowej. – Ludzie, którzy – mając na uwadze dbałość o publiczne pieniądze, dobro środowiska naturalnego lub organizacji, w której pracują – decydują się mówić o nieprawidłowościach i mają odwagę walczyć o interes społeczny, powinni mieć ochronę prawną.

Planowana ustawa zakłada, że pracodawcy będą musieli przyjąć procedurę zgłoszeń wewnętrznych oraz utworzyć poufny i bezpieczny kanał przyjmowania informacji od sygnalistów. Ponadto do ich obowiązków będzie należało m.in. wskazanie osoby odpowiedzialnej za weryfikację naruszeń, ustanowienie siedmiodniowego terminu potwierdzenia przyjęcia zgłoszenia, podjęcie działań wyjaśniających, przekazanie sygnaliście informacji zwrotnych, a także ochrona przed szykanami. Według danych GUS ustawa obejmie 20 tys. firm zatrudniających łącznie 5 mln osób, czyli wszystkie podmioty zatrudniające co najmniej 50 pracowników.

– Projekt rządowy jest w większości zgodny z międzynarodowymi standardami, ale zawiera wiele luk – uważa Makowski. – Nie są np. bezpośrednio w niej wymienione przestępstwa korupcyjne, których zgłaszanie też dawałoby ochronę. Niby można to wydedukować z przepisów pośrednio, ale dlaczego tego nie nazwać wprost, skoro wskazane są inne typy nadużyć. Innym przykładem jest wyjęcie spod ochrony zamówień publicznych związanych z obronnością. Większość tych pieniędzy przepływa poza jakimi­kolwiek procedurami regulowanymi prawem zamówień publicznych i bez żadnej kontroli parlamentarnej.

Władza się boi

Zgodnie z dyrektywą Parlamentu Europejskiego i Rady UE nasz rząd powinien wdrożyć ustawę o sygnalistach do połowy grudnia 2021 r. 15 lipca 2022 r. Komisja Europejska zwróciła się w tej sprawie do Polski i piętnastu innych krajów, które wciąż zwlekają z jej przyjęciem.

– Myślę, że te prace są celowo przeciągane, bo rząd boi się sygnalistów. Chciałbym się mylić, ale sądzę, że ta ustawa nie wejdzie w życie przed wyborami – uważa Grzegorz Makowski. – Być może władza chce uniknąć takich sytuacji, jakie miały miejsce w Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej?

Przypomnijmy: jeden z pracowników PAŻP alarmował o łamaniu procedur bezpieczeństwa. Został zwolniony. Ale jego odwaga i mocny głos wpłynęły na zmiany w Agencji. Po protestach związków zawodowych przywrócono go do pracy.


Krzysztof Story: W „donoszeniu” w ogóle nie chodzi o to, żeby komuś zrobić na złość. Chodzi o wspólne dobro. Źle zaparkowane auto denerwuje wszystkich. Palone śmieci trują każdego, włącznie z właścicielem. A machanie ręką niczego nie zmienia.


 

Lęk władz przed sygnalistami, którzy mogliby ujawniać niewygodne dla rządzących przypadki nepotyzmu i korupcji, dotyczy nie tylko Polski. W USA Komisja Papierów Wartościowych i Giełd wypłaciła informatorom w ramach działającego już 11 lat „Whistleblower Program” ponad miliard dolarów nagród. Równocześnie Edward Snowden, informatyk, który ujawnił, że Amerykanie i mieszkańcy innych państw są na masową skalę podsłuchiwani, został uznany w tym kraju za szpiega, a nie za sygnalistę. Tymczasem program PRISM, który umożliwiał Agencji Bezpieczeństwa Narodowego USA przeglądanie poczty elektronicznej, dostęp do czatów oraz czerpanie informacji z serwisów internetowych użytkowników – uznano za oceanem za zamach na wolność jednostki.

Niestety, Snowden od 2013 r. ukrywa się w Rosji, która od lat jest wzorcem łamania praw sygnalistów i wielokrotnie próbowała manipulować systemem politycznym USA. Ucieczka akurat tam została źle odebrana (ostatnio Snowden przyjął rosyjskie obywatelstwo i przysiągł wierność nowej ojczyźnie). Nie zmienia to faktu, że jego informacje były cenne dla obywateli demokratycznego świata. I dlatego jeszcze w 2015 r. Parlament Europejski zaapelował o wycofanie wobec Snowdena zarzutów karnych i uznał zasługi informatyka w zakresie obrony praw człowieka.

Rola sygnalisty wymaga odwagi i czasem fatalnie wpływa na jego/jej życie. Brak ochrony prawnej sprawia też, że niektórzy sygnaliści, jak sam Snowden, gubią się i popełniają ogromne błędy. I dlatego m.in. wielu potencjalnych sygnalistów nigdy nie zgłosi swych podejrzeń. Według sondażu zrealizowanego przez CBOS w lutym 2019 r. na zlecenie Fundacji Batorego ponad 25 proc. badanych stwierdziło, że nie powiadomiłoby przełożonego o fakcie przyjęcia łapówki przez kolegę z pracy. Głównym powodem był strach, że zostaną uznani za donosicieli. 55 proc. respondentów zakładało również, że sygnalistę spotka ostracyzm w środowisku pracy. Jednak równocześnie 65 proc. badanych oceniło zgłoszenie łapówki jako zachowanie słuszne.

Prof. Sylwiusz Retowski: – Kłopot z przyszłą ustawą polega na tym, że funkcjonujemy w bardzo niestabilnym systemie prawnym. Europejskie instytucje dają Polsce jednoznaczne sygnały, że nasze sądownictwo nie jest transparentne. W wielu osobach może zrodzić się lęk, że jeśli ujawnią jakieś nieprawidłowości i sprawa trafi na drogę sądową, nie zostaną uczciwie i rzetelnie potraktowane przez ten system. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i polonistka. Absolwentka teatrologii UJ i podyplomowych studiów humanistycznych PAN. Z „Tygodnikiem Powszechnym” współpracuje od 2013 roku, autorka reportaży i wywiadów o tematyce społecznej, historycznej i kulturalnej. Laureatka m.in. I nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 1-2/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Milczenie nie jest złotem