Popiół na sercu

MEDAL ŚW. JERZEGO Odpowiedzialność i troska mają wymiar społeczny. Chociaż zarzuca nam się uprawianie pedagogiki wstydu, a my w rewanżu określamy obecną politykę historyczną państwa polskiego jako politykę bezwstydu, to w rzeczywistości z naszego głębokiego zaangażowania wynika po prostu andragogika, czyli pedagogika dla dorosłych.

24.11.2019

Czyta się kilka minut

Przemówienie Barbary Engelking podczas wręczenia Medali św. Jerzego 2019, w tle drugi laureat, ks. Tomasz Halik i tłumacz, o. Tomasz Dostatni / Fot. Bartosz Siedlik dla "TP" /
Przemówienie Barbary Engelking podczas wręczenia Medali św. Jerzego 2019, w tle drugi laureat, ks. Tomasz Halik i tłumacz, o. Tomasz Dostatni / Fot. Bartosz Siedlik dla "TP" /

Przede wszystkim chciałam podziękować, bo się czuję wyróżniona i uhonorowana do takiego stopnia, że budzi to we mnie uczucie skrępowania. A dziękując, chciałam zacząć od wszystkich moich koleżanek i kolegów z zespołu Centrum Badań nad Zagładą Żydów, z którymi pracujemy od 16 lat. To wszystko, co nam się udało w tym czasie osiągnąć, to nasze wspólne osiągnięcie. Ja jestem tutaj tylko przypadkiem i reprezentuję całą naszą jedenastkę. Podziękowania chciałam skierować do wszystkich, którzy z nami pracowali przez te wszystkie lata: do tych, którzy są tutaj, ale też do tych wszystkich, których dzisiaj z nami nie ma. Bardzo, bardzo wam wszystkim dziękuję.

Chciałam też powiedzieć, że akurat medal od „Tygodnika Powszechnego” ma dla mnie olbrzymie znaczenie. Między innymi dlatego, że ja jestem dzieckiem „Tygodnika Powszechnego”. Usiłowałam nawet z moją mamą ustalić, od kiedy babcia prenumerowała „Tygodnik”. Data okazała się trudna do ustalenia, ale mama pamięta, że kiedy w 1953 roku „Tygodnik” został przejęty przez PAX, była wokół tego w domu ostra dyskusja. A ja pamiętam od najwcześniejszych lat, przez całą podstawówkę i liceum, że „Tygodnik” przychodził do skrzynki pocztowej - taki zwinięty i z dosyć krzywo nalepioną banderolą. Pamiętam też czasy, kiedy kolejność, w jakiej mama pożyczała „Tygodnik” sąsiadkom i przyjaciółkom, miała ogromne znaczenie, bo odzwierciedlała hierarchię ważności jej relacji. Zawsze więc, zawsze „Tygodnik” był u nas obecny. W tej chwili ja prenumeruję przez internet, a mama nadal trzyma się wersji papierowej. 

 Ale „Tygodnik” odegrał jeszcze inną rolę w moim życiu i w mojej drodze do zajmowania się Zagładą. Właśnie wspomniany [w laudacji Michała Okońskiego - red.] artykuł Jana Błońskiego z 1987 roku to był jeden z impulsów, który spowodował, że ten temat stał się tematem mojego życia. Szczególnie ten fragment, w którym mowa była o tym, że trzeba w stosunku do Zagłady „przestać się bronić, usprawiedliwiać, targować. Podkreślać, czego nie mogliśmy zrobić, za okupacji czy dawniej. Zrzucać winę na uwarunkowanie polityczne, społeczne, ekonomiczne. Powiedzieć najpierw: tak, jesteśmy winni”.

I wiecie: dostać taki Medal to jest trochę tak, jakby umrzeć, bo to zmusza do jakiegoś podsumowania i zapytania, czy to nie koniec jakiejś drogi. Musiałam się w związku z tym zastanowić, w jakim miejscu jestem. I czego to jest koniec. I gdybym miała powiedzieć, do jakiego miejsca mnie zaprowadziło zajmowanie się Zagładą, to użyłabym słów psalmisty, mówiąc, że dzisiaj „Moje posłanie jest między zmarłymi”. „Umieściłeś mnie w dole głębokim, w ciemnościach, w przepaści”…

Tak się złożyło, że moje zajęcie się tym tematem wiązało się z rozmowami z ludźmi. Spotkania z Ocalałymi, rozmowy, które zaczęłam pracując nad doktoratem w 1988 roku, w jakiś sposób zdeterminowały moje podejście i moje poszukiwania. Do dzisiaj nie mogę odżałować, że zadawałam takie naiwne pytania, że jest tyle tematów, o które nie zapytałam, a które w ciągu tych ostatnich ponad 30 lat pojawiły się i na które w tej chwili właściwie nie ma odpowiedzi, bo nie ma już kogo zapytać.

Ale niewątpliwie to właśnie te spotkania spowodowały, że ludzkie doświadczenie w czasie Zagłady stało się moim najważniejszym tematem i najważniejszym pytaniem. I zawsze, właściwie od początku mnie interesowało, co takiego oni przeżyli. I czy to doświadczenie jest jakimś punktem wyjścia do mądrości, do dojrzałości, do rozumienia lepiej, może więcej, do zdobycia jakiejś wiedzy?


Czytaj także: Lekcje troski - laudacja Michała Okońskiego z okazji wręczenia Barbarze Engelking Medalu św. Jerzego


Czasem się wydaje, że to jest jakaś tajemna wiedza. Postrzegamy czasem Zagładę jako tajemniczą moc, jako numinosum, które ma w sobie coś zarówno przerażającego, jak i pociągającego. Zagłada obrasta znaczeniami, interpretacjami, czasem banałami. Poszukujemy sensu w tym, co się wydarzyło, tylko po to, żeby odkryć, że nie ma w tym żadnego sensu. Może się wydawać, że studiowanie przez lata cudzego cierpienia skutkuje jedynie okresowym paraliżem, dreszczem, że okrucieństwo czasem staje się monotonne. A przyrost wiedzy nie zawsze oznacza kumulację rozumienia.

Ale mam poczucie, że te wszystkie lata, chociaż poszukuje się bezproduktywnie sensu, przynoszą rozmaite korzyści. I myślałam sobie, podsumowując w obliczu tej „śmierci” związanej z otrzymaniem Medalu, o trzech rzeczach, które dla mnie na dzisiaj wynikają z zajmowania się doświadczeniem Zagłady.

Po pierwsze to, że treścią tego doświadczenia jest cierpienie. I nie jest to cierpienie wyrządzone przez zło naturalne, takie jak katastrofa, lecz spowodowane przez zło moralne, przez drugiego człowieka. Z miejsca, w którym podsumowuję swoją drogę, widzę dobrze to rozmaite i rozległe cierpienie. Ciche, niekrzyczące i głośne, domagające się uwagi, potępiające i pobudzające do walki, indywidualne i zbiorowe. Widzę cierpienie fizyczne, psychiczne i duchowe. Cierpienie tymczasowe i wieczne.

W tym samodzielnie istniejącym cierpieniu najtrudniejszy może do zaakceptowania  jest fakt, że ono się okazuje całkowicie bezużyteczne, że ten ból, bezcelowy i absurdalny, nie ma żadnego znaczenia. Niezależnie od tego, jak jest ogromny i jak bardzo usiłuje mu się nadać sens. Emmanuel Levinas powiedział, że dysproporcja między cierpieniem a jakąkolwiek teodyceą ukazała się w Auschwitz z oślepiającą jasnością. Według niego, jedynym nienadaremnym cierpieniem jest współczucie, czyli udręka wywołana przez ból innych. Gdyż tylko nasza własna męka może być sensowna, tylko my możemy nadawać mu jakąkolwiek treść. I zdarza się, że cierpienie jest, staje się dla poszczególnych osób źródłem mądrości. A może nawet czymś więcej. Lecz to zawsze pozostaje indywidualną tajemnicą.

Jeden z najbardziej enigmatycznych zapisków na ten temat, jakie znam, to wzmianka we wspomnieniach Jakoba Littnera, który spędził wiele miesięcy ukrywając się w ciemnej piwnicy i zanotował: „mnie ta ciemność dała okazję, by bardziej zagłębić się w oceanie poznania. Wygnanie pod ziemię było dla mnie okresem płodnej kontemplacji”.

Po drugie, dowiedziałam się studiując Zagładę, że zło jest silniejsze od dobra. I że nie ma sposobu, żeby odmienić przeszłość, że zło, które się stało, jest nieodwracalne i zawsze wygrywa, że braterstwo, tak opiewane jako jedno z wartości w polskiej narracji o wojnie, nie dotyczyło i nadal nie dotyczy Żydów. Polacy, jako osoby indywidualne i jako zbiorowość, przysporzyli Żydom więcej cierpienia, niż okazali im braterstwa w bólu. Bohaterstwo, współczucie, solidarność i odwaga pojedynczych jednostek nie są w stanie przyćmić generalnego rozczarowania i zawodu, jaki sprawiliśmy Żydom. Niczym nie da się przysłonić faktu, że przysporzyliśmy Żydom w czasie Zagłady cierpienia nie tylko donoszeniem, wydawaniem, ściganiem, podłością czy mordowaniem. Przysporzyliśmy im cierpienia także na wiele sposobów, rozmaitymi „miękkimi” działaniami. Każdym głupim, nienawistnym komentarzem, odwróceniem wzroku, wykorzystaniem sytuacji, nieoddaniem rzeczy. Każdym upokorzeniem, stanięciem po stronie oprawcy, obojętnością, brakiem solidarności. Spowodowaliśmy, że cierpienie Żydów w czasie Zagłady było większe, niż być musiało. 

Po trzecie, badania Zagłady uświadomiły mi nadaremność istnienia. Tak skondensowaną i tak wyrazistą, tak jednoznaczną, że nie można jej lekceważyć. Zapisywaną na wiele sposobów w czasie okupacji. Jednym z takich świadectw jest list, który 20-letni mieszkaniec getta w Tomaszowie Mazowieckim, Lutek Orenbach, pisał do swojej ukochanej. Napisał dla niej tak: „Ja jeszcze ciągle chcę wierzyć, że może jutro, pojutrze, za trzy dni, pobyt w tej śmierdzącej dziurze się skończy, że to tymczasem. I boję się tej chwili, że przyjdzie dzień i trzeba będzie sobie powiedzieć: niestety, mój panie, pan się pomylił, to wszystko jest na zawsze”. I o tym, jak bardzo to „na zawsze” zagnieżdża się w duszach i sercach ludzi, którzy przeżyli, Ocalałych, jak bardzo to poczucie bezsensowności istnienia ściga ich do końca życia, mogą świadczyć słowa krakowskiego malarza, Jonasza Sterna, który dotknął właściwie samego dna Zagłady (o ile Zagłada jest w ogóle stopniowalna). Dwukrotnie uniknął śmierci, raz wyskoczył z pociągu, wiozącego lwowskich Żydów do Bełżca, a kilka tygodni później znalazł się w grupie, która została rozstrzelana, przeznaczona na rozstrzelanie i po dziesięciu godzinach, które spędził pod trupami, wyszedł, lekko raniony zaledwie, spod tych trupów i w ostatnim wywiadzie, którego udzielił w swoim życiu, w 1988 roku, powiedział takie zdanie, które ściga mnie od dłuższego czasu. Mianowicie, powiedział: „Przeżyłem, ale i tak się nie uratowałem”.

Co dla mnie osobiście wynika z tego wszystkiego, czego dowiedziałam się o Zagładzie? 

Wynika coś pomiędzy smutkiem a odpowiedzialnością. Wynika coś, co Etty Hillesum odczuwała jako warstwę popiołu na sercu. I mam takie poczucie, że jeżeli ta warstwa popiołu staje się grubsza, to bardziej się rozumie, że nie ma nic bardziej ludzkiego niż cierpienie, że zło niszczy dobro, że ludzkie istnienie jest nadaremno. A towarzyszy temu poczucie bezsilności, ogromu żalu, niezgody na zło, które się wydarzyło, i na to, że nic nie mogę zrobić. Nie mogę nikogo ostrzec, uratować, nikogo przywrócić do życia. Pozostaje więc tylko poczucie odpowiedzialności i troska, która z tego wynika.


Czytaj także: Michał Okoński: Poza słowami - sylwetka Barbary Engelking


Troska oznacza z jednej strony opiekę i dbałość, z drugiej niepokój i uwagę. Zawiera także element szacunku. I jest dosyć bliska braterstwu. Przeciwstawiam troskę popularnej ostatnio pamięci, która jest historyczna, zamknięta, skoncentrowana na przeszłości. Troska jest żywa i aktualna. Należy do teraźniejszości.

Oprócz troski, do badania Zagłady potrzebna jest także cisza. Jest ona bardzo różnie rozumiana przez różnych badaczy. Dla mnie oznacza akceptację obszaru niewiedzy. Odwołuje się to do tradycji apofatycznej, zakładającej niemożność poznania, a nawet obowiązek powstrzymania się od poznania. Jak najdalsza jestem przy tym od tworzenia jakiegoś religijnego czy mistycznego podejścia do Zagłady. Chodzi raczej o przyzwolenie na tajemnice, których racjonalny umysł nie potrafi wyjaśnić, a które pozostają nie tyle nieracjonalne, co transracjonalne. Jak wszystkie najważniejsze ludzkie tajemnice, do których zaliczamy miłość, śmierć, cierpienie, Boga i nieskończoność.

Odpowiedzialność i troska mają też wymiar społeczny. Chociaż zarzuca nam się uprawianie pedagogiki wstydu, a my w rewanżu określamy obecną politykę historyczną państwa polskiego jako politykę bezwstydu, to w rzeczywistości, z naszego głębokiego zaangażowania w Zagładę wynika po prostu andragogika, czyli pedagogika dla dorosłych.

Mój dodatkowy zaszczyt, który wynika z przyznanego mi Medalu, wiąże się z towarzystwem, z jakim ten Medal dzielę. Ksiądz Halík na pewno nie wie, że jego książki stoją na mojej specjalnej półce, przeznaczonej na trudne chwile, i że znajduje się tam obok Irvina Yaloma, Richarda Rohra, Henri Nouwena i kilku innych. Teksty księdza są dla mnie nadzieją w dzisiejszych trudnych czasach, a ksiądz jest dla mnie poszukującym wśród poszukujących i pytającym wśród pytających. Dziękuję bardzo.

Przemówienie podczas uroczystości wręczenia Medalu św. Jerzego

 
 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]