Polskie polowanie na szpiegów. W Moskwie mogą otwierać szampana

TEMAT TYGODNIKA | Komisja ds. badania rosyjskich wpływów to nie tylko polityczna dintojra wymierzona w Donalda Tuska. To również sygnał płynący od władz, że nasze służby są bezsilne i szpiegów trzeba łapać metodą małpy z brzytwą.

07.06.2023

Czyta się kilka minut

Warszawa, 24 listopada 2020 r.  / MAREK KOWALCZYK / REPORTER
Warszawa, 24 listopada 2020 r. / MAREK KOWALCZYK / REPORTER

Dwaj mężczyźni w średnim wieku spacerują w parku. W pewnym momencie ten wyższy proponuje „dojście do ministra obrony”. Drugi ostrzega, że to może skończyć się więzieniem. Postanawiają, że mniejszym ryzykiem będzie „dojście” do wiceministra. „On też ma dostęp do tajnych dokumentów, poufnych informacji. Z ministrem to niebezpieczne, ale jego asystenci, zastępcy już tak” – stwierdza niższy, z wyraźnie rosyjskim akcentem. To fragment nagranej przez słowackie służby rozmowy Bohuša Garbára, pracownika prorosyjskich portali, z Siergiejem Sołomasowem, attaché wojskowym ambasady Rosji w Bratysławie. Sołomasowa ze Słowacji wyrzucono, Garbára kilka tygodni temu skazano za szpiegostwo.

Od początku agresji na Ukrainę podobne sprawy, dotyczące rosyjskich powiązań agenturalnych, ujawniane są wyjątkowo regularnie. Serię porażek Moskwy w tej materii Ken McCallum, szef brytyjskiej MI5, nazwał najbardziej znaczącym w najnowszej historii wywiadów ciosem strategicznym zadanym Rosji.

Polskie polowanie na „ruskich agentów” jest jednak na tyle wyjątkowe, że nasi sojusznicy mogą przecierać oczy ze zdumienia, a wrogowie w Moskwie – otwierać szampana. Realne działania polskich służb zniknęły bowiem z pola widzenia, a komisja ds. badania rosyjskich wpływów na pewno nie posłuży do zażegnywania zagrożeń z Kremla.

Największy związany z nią problem dla bezpieczeństwa Polski to nawet nie możliwość wycieku tajnych dokumentów, do których ta komisja będzie miała praktycznie nieograniczony dostęp. – Przede wszystkim chodzi o to, że Polska może wypaść z kręgu cywilizowanych państw NATO, które mają zdolności koalicyjne – mówi „Tygodnikowi” gen. Jarosław Stróżyk, były zastępca zarządu wywiadu w Kwaterze Głównej NATO w Brukseli.

Podejrzani o współpracę

Strategiczny cios zadany Rosji nie dotyczy tylko ponad 450 oficerów jej wywiadu, którzy pracowali pod tzw. dyplomatyczną przykrywką i po wybuchu wojny w Ukrainie zostali wydaleni z państw zachodnich. Chodzi także o demaskowanie działających na rzecz Rosji szpiegów. ­ Lista jest długa. W Bułgarii toczy się sprawa generała rezerwy, który od 2016 r. miał sprzedawać radcy rosyjskiej ambasady wyniesione z MON tajne dokumenty NATO. W Berlinie aresztowano oficera, który przekazywał Rosji tajemnice wywiadu. Holendrzy zatrzymali działającego pod przykryciem oficera GRU, który chciał się zatrudnić w Międzynarodowym Trybunale Karnym w Hadze, by angażować się w śledztwo dotyczące zbrodni wojennych w Ukrainie.

Eksperci zwracają uwagę, że w kontekście europejskiej gry wywiadów wyjątkowo ciekawa jest kwestia rosyjskich nielegałów, czyli szpiegów przeszkolonych w przyjmowaniu cudzych tożsamości i osadzonych w zachodnich społeczeństwach. To crème de la crème wywiadu. Od 2011 r. do zeszłego roku w Europie nie złapano żadnego, ale od czasu inwazji w Ukrainie było aż siedem takich przypadków.

– Według jednej z teorii wpadki Rosjan mogą wynikać z tego, że przygotowując się do wojny w Ukrainie, zaczęli zadawać swoim agentom zadania trudne do realizacji, a ci, działając pod presją czasu, zaczęli popełniać błędy – mówi Piotr Niemczyk, były zastępca szefa wywiadu UOP. Część ekspertów spekuluje, że Zachód może zawdzięczać te sukcesy informacjom przekazywanym przez kogoś ze służb rosyjskich. „Wykrycie przez służby kontrwywiadowcze nielegała jest ekstremalnie trudne. W takich przypadkach źródłem informacji prawie zawsze jest człowiek” – mówił „Guardianowi” John Sipher, były zastępca dyrektora operacyjnego CIA na Rosję.


ŻYJEMY W PAŃSTWIE AUTORYTARNYM

WŁODZIMIERZ WRÓBEL, sędzia Sądu Najwyższego: Ta ustawa wygląda jak prawniczy sabotaż. Komuś w rządzie zabrakło wyobraźni, by zrozumieć, że w pewnych fundamentalnych sprawach, nawet w obliczu wojny w Ukrainie, Unia nie ustąpi.


Jak na tym tle wypada nasz kraj? W marcu 2022 r. ABW wskazała listę 45 rosyjskich oficerów wywiadu i ich współpracowników pracujących w Polsce jako dyplomaci. Dostali polecenie wyjazdu w ciągu pięciu dni. Wiosną tego roku na czołówki światowych mediów przebiła się też informacja o aresztowaniu dziewięciu osób – miały śledzić dostawy broni na Ukrainę i planować akty sabotażu (później zatrzymano jeszcze trzy osoby z tej grupy). Pod koniec marca zastępca ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław ­Żaryn informował o zatrzymaniu mężczyzny, który „gromadził informacje m.in. o infrastrukturze krytycznej oraz działaniach służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo” oraz o drugim, prowadzącym „rozpoznanie obiektów istotnych dla bezpieczeństwa RP, w tym związanych z siłami zbrojnymi”.

Jedną z najgłośniejszych spraw było aresztowanie Tomasza L., byłego kierownika w warszawskim Urzędzie Stanu Cywilnego, wcześniej członka komisji ds. likwidacji WSI, który miał kopiować i przekazywać rosyjskiemu wywiadowi dokumenty dotyczące Polaków oraz mieszkających u nas cudzoziemców. Z komunikatu Biura Ministra Koordynatora Służb Specjalnych wynika, że od inwazji Rosji na Ukrainę „polskie służby zatrzymały 20 osób podejrzanych o współpracę z rosyjskim lub białoruskim wywiadem”.

Brzmi dobrze? Okazuje się, że to może być za mało.

Niewidzialni

Służby nie informują o wszystkich swoich działaniach i można optymistycznie przyjąć, że część schwytanych u nas szpiegów została przewerbowana. Piotr Niemczyk studzi nadzieje: – To dość anachroniczne podejście. W naszych czasach ciężko ukryć przed profesjonalnie działającą służbą, że jej oficer zniknął, nawet na niedługi czas. Do tego naprawdę skuteczne przewerbowanie jest niesamowicie trudne, a procedury sprawdzania informacji wywiadowczych są dziś takie, że mało prawdopodobne, by jeden przewerbowany agent był w stanie skutecznie zmylić swoją centralę. Zwykle szpiegów po prostu się zatrzymuje.

– Osoby takie jak Tomasz L. są cenne dla obcych służb wywiadowczych, bo mając dostęp do baz danych obywateli mogą być przydatne w budowie legend dla nielegałów, lokowanych w Polsce albo przerzucanych przez nasz kraj na Zachód – wyjaśnia gen. Marek Dukaczewski, były szef WSI.

Zarówno on, jak i inni eksperci, z którymi rozmawialiśmy, zwracają uwagę, że prawie wszyscy zatrzymani w Polsce pod zarzutem szpiegostwa to cudzoziemcy. – Nie ulega wątpliwości, że Polaków działających na rzecz Rosji nawet na wyższych stanowiskach niż Tomasz L. jest znacznie więcej, a brak większej liczby tego typu zatrzymań świadczy wyłącznie o nieefektywności służb – uważa gen. Stróżyk.


NIELEGAŁOWIE SĄ WŚRÓD NAS. ROZMOWA Z BYŁYM SZEFEM SŁUŻBY WYWIADU WOJSKOWEGO

GENERAŁ RADOSŁAW KUJAWA: Rosyjska armia nie wraca do koszar. Myślenie w kategoriach dywersji jest trwałym elementem funkcjonowania jej zaplecza. Także w Europie.


– Przez lata nie tylko u nas, ale i w całej Europie nie interesowano się rosyjskimi wpływami, bo nikomu nie było to na rękę. Z jednej strony część elit uważała, że takie doniesienia to bzdury, z drugiej istniało potężne rosyjskie lobby, które dbało, by takie opinie się utrzymywały. I był to rak trawiący całą Europę, z którym nikt nie próbował walczyć, szczególnie, że wielu „niezbyt” uczciwych Europejczyków na obecności Rosjan zarabiało – mówi nam Jerzy Marek Nowakowski, były dyplomata i polityk, prezes Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego. I dodaje: – Dziś do rzeczywistego wyśledzenia rosyjskich wpływów należałoby zaangażować potężną machinę analityczną państwa, skupiając się na śledzeniu przepływów finansowych.

Tymczasem, jak ocenia gen. Stróżyk, nasze służby, zamiast być apolityczne i zajmować się ochroną kraju, zajmują się ochroną partyjnych interesów: – A szefowie tych służb nie wyrażą sprzeciwu, bo to partii zawdzięczają kariery.

– Komisja ds. badania rosyjskich wpływów nie ma nic wspólnego z rzeczywistym wyłapywaniem rosyjskich szpiegów. To polityczna dintojra – twierdzi Niemczyk. – Z drugiej strony, można ją uznać za sygnał płynący od władz, że nasze służby są bezsilne i w związku z tym wyłapywać obcych szpiegów będziemy metodą małpy z brzytwą.

Samozaoranie

We współczesnych konfliktach punkt ciężkości przesuwa się w kierunku jednoczesnego wykorzystania metod politycznych, ekonomicznych, informacyjnych, a środki militarne powinny być jedynie ich uzupełnieniem, prowadząc przeciwnika do faktycznej utraty suwerenności bez zajmowania jego terytorium – to kwintesencja słynnej doktryny gen. ­Gierasimowa i fundament wojny hybrydowej prowadzonej przez Rosję z Zachodem. Jeden z naszych rozmówców, badacz relacji polsko-rosyjskich, kpi gorzko, że w Polsce udoskonaliliśmy tę doktrynę do tego stopnia, że nie potrzebujemy już wpływów rosyjskich i samozaorać się w polsko-polskiej wojnie umiemy bez niczyjej pomocy.

Jak dobrze nam idzie? Jakiś czas temu po serii włamań na skrzynki mailowe parlamentarzystów ABW zorganizowała w Sejmie szkolenie z cyberbezpieczeństwa. Ale, jak donosiły media, cieszyły się znikomym zainteresowaniem i nie pojawili się na nich nawet ci posłowie, którzy padli ofiarą ataków hakerskich.


MOCARSTWO ZROBIONE W BALONA: DLACZEGO CZASY BALONÓW SZPIEGOWSKICH DOBIEGAJĄ KOŃCA

MICHAŁ GIKOWSKI: Choć to 250-letnia technologia, miała zalety bezcenne nawet dla najbogatszych armii.


– Można odnieść wrażenie, że nawet teraz, gdy trwa wojna w Ukrainie, zagrożenie ze strony Rosji przez wielu polityków traktowane jest z lekceważeniem, a temat pojawia się wyłącznie, gdy można go potraktować jak pałkę na przeciwników – mówi proszący o zachowanie anonimowości oficer.

Gen. Stróżyk: – Nasi politycy nie mają zaufania do polskich służb i żadnych szkoleń u nich nie chcą, a jednocześnie ignorują zagrożenia, czego najlepszym przykładem może być dezynwoltura Jacka Sasina, który chwalił się przyjęciem telefonu od chińskiego Huawei. Jednocześnie, żeby szkolenia miały sens, należałoby wyciągać konsekwencje wobec takich osób jak Michał Dworczyk, premier Morawiecki i wielu innych, którzy procedury związane z bezpieczeństwem zwyczajnie złamali, wymieniając się mailami zawierającymi informacje, których zdecydowanie nie należało tą drogą wysyłać.

– Nie da się roztoczyć osłony kontrwywiadowczej nad osobą, która nie rozumie swoich zobowiązań w zakresie ochrony informacji, zwłaszcza niejawnych – dodaje specjalizująca się w zagrożeniach związanych z wojną hybrydową dr Paulina Piasecka z Collegium Civitas. – Dlatego szkolenia w tym zakresie opierają się nie tylko na przekazywaniu wiedzy i potencjalnych umiejętności, ale przede wszystkim na budowaniu świadomości danej osoby jako uczestnika systemu bezpieczeństwa informacyjnego państwa.

Z tego założenia wyszedł rząd Szwecji i pięć lat temu, w ramach przygotowań do wyborów parlamentarnych, nie tylko stworzył agencję do walki z dezinformacją, ale i rozpoczął akcję edukacyjną. W jej ramach kontrwywiad SÄPO rozesłał do 50 tys. osób na każdym szczeblu administracji państwowej podręcznik wyjaśniający, jak działają kampanie dezinformacyjne.

Gen. Dukaczewski: – U nas sytuacja jest do tego stopnia patologiczna, że wcale bym się nie zdziwił, gdyby za jakiś czas pojawiła się potrzeba powołania komisji do spraw zbadania rosyjskich wpływów w komisji badającej rosyjskie wpływy.

Niewiarygodni

Niemal wszyscy nasi rozmówcy zwrócili uwagę na szeroko omawiany w zeszłym tygodniu list ambasadora USA w Polsce, skierowany do marszałek Elżbiety Witek oraz przesłany m.in. do szefów Kancelarii Prezydenta, BBN, MSZ i MON. Ambasador Mark Brzeziński wyraża w nim zaniepokojenie sejmowymi pracami nad nowelizacją ustawy o zarządzaniu nieruchomościami, która ma zakończyć funkcjonowanie w Polsce użytkowania wieczystego jako formy własności i przekształcić je w pełną własność. „Niezamierzoną konsekwencją przygotowywanej nowelizacji może być to, że nie budzące zaufania państwa mogą przedsięwziąć w polskiej infrastrukturze krytycznej (w której skład wchodzą te nieruchomości) inwestycje wysokiego ryzyka lub nietransparentne. To z kolei mogłoby wpłynąć na działania Stanów Zjednoczonych, dwustronne relacje, działania NATO i przedsięwzięcia/operacje militarne na terenie Polski” – pisze dyplomata.

O problemie świadczy nie tylko treść listu, ale w ogóle ten sposób komunikacji. – Nie wiemy, czy wyrażony w liście niepokój przekazano kanałami dyplomatycznymi i za pośrednictwem służb. Na ile znam sposoby działania Amerykanów, wcześniej tak właśnie zrobili, a wysłanie listu może świadczyć, że tamte kanały okazały się niedrożne – wyjaśnia gen. Marek Dukaczewski. Podobnie Piotr Niemczyk uważa, iż rząd USA, decydując się na wysłanie listu i jednocześnie godząc się, by sprawa została upubliczniona, dał wyraz braku zaufania do strony polskiej i jej służb.

Gen. Dukaczewski zwraca uwagę, że to może nie być pierwszy taki przypadek. W listopadzie 2021 r. do Polski przyjechała dyrektorka amerykańskiego Wywiadu Narodowego Avril Haines. Spotkała się m.in. z premierem Morawieckim i ostrzegała przed zbliżającym się atakiem Rosji na Ukrainę. – Czy przyjechała do Polski, dając wyraz uznania i szacunku wobec naszego kraju ze strony największego sojusznika, czy braku zaufania do polskich służb, że nie przekażą amerykańskiego ostrzeżenia odpowiednim osobom w państwie? – pyta generał. – Przychylam się do tej drugiej opcji obserwując podziały, nie tylko na naszej scenie politycznej, ale nawet w rządzie, o których Amerykanie też przecież wiedzą. To może oznaczać, że nasze służby utraciły zaufanie sojuszników i są postrzegane nie jako służby państwowe, lecz partyjne. A interes partii niekoniecznie zgodny jest z interesem państwa.

Pieczątka z kartofla

Odkąd pojawił się pomysł powołania w Sejmie komisji ds. badania rosyjskich wpływów, ustawę, na mocy której powstała, nazywa się lex Tusk. Bez wątpienia łatwiej prowadzić nagonkę na Donalda Tuska czy innych polityków niż rzeczywiście zapolować na rosyjskich szpiegów. Zresztą, to najnowsze polsko-polskie polowanie na „ruskich agentów” wpisuje się w tradycję kultywowaną od 1990 r., kiedy o prezydenturę ubiegał się Stanisław Tymiński. Gdy ogłosił, że ma materiały kompromitujące rywalizującego z nim Lecha Wałęsę, natychmiast zaczęto go oskarżać, że jego kandydaturę zmontowało KGB.


DUDA PODPISAŁ USTAWĘ „LEX TUSK”. JAKIE BĘDĄ JEJ SKUTKI?

MAREK KĘSKRAWIEC: PiS planuje nieustanne straszenie Donalda Tuska, odbieranie mu pewności siebie i energii podczas kampanii.


I choć rzekome „kwity” na przyszłego prezydenta okazały się po latach podróbkami opatrzonymi pieczątką z kartofla, to jednak podejrzeń o rosyjskie powiązania Tymińskiego – mimo że żyła tym cała Polska – nigdy nie wyjaśniono.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce międzynarodowej, ekologicznej oraz społecznego wpływu nowych technologii. Współautorka (z Wojciechem Brzezińskim) książki „Strefy cyberwojny”. Była korespondentką m.in. w Afganistanie, Pakistanie, Iraku,… więcej
Dziennikarz naukowy, reporter telewizyjny, twórca programu popularnonaukowego „Horyzont zdarzeń”. Współautor (z Agatą Kaźmierską) książki „Strefy cyberwojny”. Stypendysta Fundacji Knighta na MIT, laureat Prix CIRCOM i Halabardy rektora AON. Zdobywca… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 24/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Szpieg w stogu siana