Polski Dostojewski

Zadaję sobie pytanie, kto jest polskim Dostojewskim i czy wytrzymałby próbę czasu? Ponieważ temperaturę mamy tropikalną, pytania nie zadaje historyczka literatury we mnie, a raczej osoba poszukująca harmonii w trybie, który każe o niektórych miejscach mawiać "polska Wenecja", "nasza Szwajcaria", "nadwiślański Woodstock" (chociaż to nie nad Wisłą, jednakowoż jeśli w Polsce - Wisła królową rzek itp.)

20.07.2010

Czyta się kilka minut

Pytanie o polskiego Dostojewskiego wypływa po pierwsze z zawiści, bo jest jasne (jak palące słońce za oknem), że o żadnym autorze piszącym po polsku nie możemy przeczytać w Wikipedii jako o należącym do czołówki, wywierającym niezaprzeczalny wpływ, znanym powszechnie. Można się spierać, czy Joseph Conrad nie dałby w tej konkurencji rady, jednak gdyby siłę rażenia mierzyć wyjściem z języka ojczystego ku wszystkim językom świata, Dostojewski bije Conrada na głowę, tzn. Conrad musiał pisać po angielsku, a Dostojewskiego muszą na angielski przekładać.

Zawiść podlega neutralizacji ambiwalentnym zestawem uczuć wobec kultury rosyjskiej - kochamy i nienawidzimy, wyśmiewamy i podziwiamy. Kochamy tak bardzo dlatego, że możemy zarazem degradować, wskazując na okrucieństwa, poziom życia codziennego, nieliczenie się z człowiekiem, grzechy wobec małych narodów. Dostojewski, taki akapit znajdziemy w każdym opracowaniu, nienawidził Polaków, ale mówił po polsku. To nieco uspokaja, bo nic tak nie boli jak brak wrażliwości cudzoziemców na uroki polszczyzny. Taki Dostojewski, niby wielki-wielki, a znał, pewnie w skrytości ducha podziwiał naszą kulturę,

czytał do poduszki Mickiewicza, może ściągał od naszych. Poza tym w osobie autora "Biesów" widzimy uosobienie losu rosyjskiego, ten węzeł przedziwny i fascynujący, robiący z człowieka zarazem ofiarę i kata. Łagiernik z pogardą odnoszący się do narodu ciemiężonych; duma i uprzedzenie w jednym; brat doznający nieludzkości z ręki swoich i najlepiej ich wielkość w małości portretujący. Brat a nie-brat, spokrewniony cierpieniem, rozsadzający piórem to samo, co przez stulecia chcieliśmy wysadzić w powietrze, pisząc mickiewiczowskim szyfrem na bryle świata, podczas gdy on twardo punktował świata realne przejawy i piekielne wyziewy.

Poszukiwanie Dostojewskiego każe mi się cofnąć do czasów studenckich: w latach 80. to nie był autor w powszechnym czytaniu. Nie czytaliśmy "Zbrodni i kary", jak nasi rodzice oglądali "Dziady" dwie dekady wcześniej, bo właśnie otworzono nam biblioteki emigracyjne i drugoobiegowe, zakazane niedawno książki właściwie były dostępne. Krytyka imperium sowieckiego szła raczej od Sołżenicyna i Herlinga-Grudzińskiego z Dostojewskim w tle. Byli jednak i tacy, którzy spacerowali po korytarzach, dzierżąc "Zapiski iz miortwogo doma" pod pachą. Czasem dawali się namówić na lekturę Witkacego i od razu wiedzieli, o co w nim chodzi i że jest to zasadniczo słuszne, jednak uważali, że Dostojewski posiadł tajemnicę natury ludzkiej, więc jeśli czytamy coś innego, tracimy czas. Chyba że w celu ustawienia temu najwybitniejszemu tła, na którym zalśni mocniej.

Splot wszystkich tych okoliczności, wzmacniany deziluzją dotyczącą obecności literatury polskiej w świecie, każe mi dokonać przeglądu możliwości. Conrad, jako się rzekło, mógłby stanąć na tej samej półce, bo jego wejścia w jądro ciemności mają sobie równe w szatańskich podszeptach kierujących działaniami Raskolnikowa. Mam jednak potrzebę szukania wśród prozaików opisujących czegoś, co nazwę wycinkiem duszy z uwikłaniem w historię. Chodzi o powieść dziejącą się we wschodnioeuropejskich realiach. Zgoda, natura ludzka ujmowana w poetyce powieści psychologicznej na całym świecie może być taka sama, dlatego czytamy na przykład Henry’ego Jamesa, nawet jeśli obcy jest nam problem nowej arystokracji w Nowym Jorku. Czy mamy wielkiego pisarza-znawcę ducha i zarazem kronikarza swego czasu, który w dodatku wywarłby wpływ na pokolenia? Myślę o Prusie, myślę o Żeromskim. Dostojewski bowiem, będąc głębokim, nie jest zarazem nieczytelny. Na tym być może polega siła rażenia tej prozy. Nawet ładunek autentyzmu biograficznego nie pomógłby przezwyciężyć bariery, jaką może budować estetyczne zawikłanie. Krótko mówiąc, szukam polskiego wielkiego postrealisty. Może raczej szukam swojskiego Lwa Tołstoja? Tak czy inaczej - ani Prus, powściągliwy w obrazowaniu ciemnych stron rzeczywistości, ani Żeromski - już prawie wytarty z kanonu - nie wytrzymują konfrontacji z rosyjskim bratem.

Przepatrując biblioteczną półkę, wpadłam na paradoksalny koncept, że mamy swojego Dostojewskiego dopiero w Gombrowiczu. Różnica wieku znaczy tu jednak zbyt wiele, by utrzymać w mocy tę hipotezę. Z jednej strony jest tak, że dopiero Gombrowicz zapracował na miano pisarza, który chwycił swój czas za gębę, w dodatku przepracowując uniwersalia. Gombrowicz dostarcza czytelnikom materiału do wielkich nawrotów i relektur, jak Dostojewski skłania do stawiania pytań zasadniczych. A jednak jest różnica - wywód Gombrowiczowski, choć podszyty egzystencjalnym cierpieniem, nie wyraża nigdy wprost tego, co stanowi grunt w doznawaniu świata. Tak, Gombrowicz miga się od mówienia o sprawach ciemnych, woli sprawki. Może więc Nałkowska? Skoro różnic zawsze znajdziemy więcej niż podobieństw, niech płeć, epoka i obecność w świecie pozostaną z boku. Nałkowska zabijająca ręką kochanka Teresę Hennert i wrzucająca jej zwłoki do jeziora, w którym pływają śliskie, bezbronne ryby, patroszone przez człowieka bezlitośnie.

Literatura rosyjska ma swoje Dostojewskie, autorki "przepisujące" fabuły wielkości rodzimych - Tadeusz Klimowicz pisał swego czasu na łamach "Odry" o zjawisku "literackiego second-handu" wśród kobiet popularnych w Rosji i tłumaczonych chętnie na całym świecie. Trzeba przyznać, że na polskim rynku księgarskim pojawiają się przede wszystkim pisarki popularne, a więc nie bardzo wiem, czy np. Ludmiła Pietruszewska mogłaby być uznana za przepisywaczkę linii Dostojewskiego, jak czytamy w tekstach krytyków rosyjskich.

Myślę, że poczucie tragizmu egzystencji po XIX wieku odziedziczyły kobiety, dlatego Nałkowska nie jest wcale tropem oszalałej z powodu upału czytelniczki. Z jednego jeszcze powodu: jeśli widuję dziś na uniwersyteckich korytarzach osoby szukające prawdy w książkach, często z ich ekologicznych toreb wyglądają grzbiety powieści napisanych przez kobiety. Skoro wiemy, że egzystencja zależy od płci, Nałkowska może nam pomóc zrozumieć bardzo dużo, także to, czemu szukamy wielkości w mężczyznach- pisarzach. Oczywiście, po zrozumieniu, Dostojewskiego nie zrzucamy z półek.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku 6 (30/2010)