Polska wraca do gry

Książka Wildsteina, skonstruowana według prostego przepisu na "powieść z kluczem", nie do końca broni się jako niepodległy utwór beletrystyczny. Pokazuje jednak, że nareszcie odzyskujemy Polskę dla literatury.

03.06.2008

Czyta się kilka minut

Naucza Sun Tzu: "Doskonały kształt to taki, którego nie sposób opisać. Jeśli nie sposób go opisać, szpiedzy o nim nie doniosą, a mądre głowy nie pokrzyżują naszych planów". Pod jakim względem doskonałą jest literatura, która nie potrafi opisać kraju zza okna, i przed czyim to wzrokiem kryje go w chmurze nieoczywistości?

Przeciw nieoczywistości

"Dolina Nicości" Bronisława Wildsteina to kolejna z prób przebicia bariery nieopisywalności podejmowanych przez autorów o prawicowych poglądach: dopiero co otrzymaliśmy od Marcina Wolskiego "Noblistę" (wcześniej m.in. "Nieprawe łoże"), a od Szczepana Twardocha "Przemienienie"; wciąż nowe powieści wydaje Waldemar Łysiak. Tego typu książki pozostają odporne na krytykę: czytelnicy i recenzenci nie postrzegają ich w kategoriach czysto literackich, a nagany i pochwały uchodzą za formę walki politycznej. Na dodatek "Dolina..." to w dużej mierze autobiograficzna relacja z wypadków po ujawnieniu "listy Wildsteina" i portret medialno-polityczno-biznesowej elity III RP, której członków autor zna osobiście. Ciężko więc odnosić się do treści książki, nie ustosunkowując się do pierwowzorów fikcyjnych postaci. Chciałbym jednak spojrzeć na prozę Wildsteina z "poziomu wyżej", pomijając konflikty środowiskowe i etyczność metody pisarskiej.

Rzecz nie w tym, że zwolennicy lustracji opowiadają się za jednym obrazem najnowszej historii Polski, a antylustratorzy - za drugim. Spór przebiega między tymi, co w ogóle uznają tu istnienie poznawalnego porządku, a tymi, co negują samą możliwość nazwania, zrozumienia. "Dolina…" to właśnie "literatura przeciwko nieoczywistości". Powieściowi obrońcy III RP powtarzają niczym mantrę: "A wiesz na pewno, co to jest prawda?", "Każdy ma swoją prawdę". Argumentem przeciwko niechlubnym biografiom odczytywanym z teczek IPN-u nie są kontrfakty, ale podważenie wszelkich faktów i sądów. Program telewizyjny, gdzie jeden z czarnych charakterów książki dokonuje medialnej egzekucji bohatera, który ujawnił agenturalną przeszłość "autorytetu moralnego", ma symboliczny tytuł "Nieoczywiste".

Bo czy jest w ogóle do pomyślenia analogiczna do Wildsteinowej powieść napisana w owym duchu nieoczywistości? Jak poprowadzić intrygę o tym, że nie ma żadnej intrygi? Skąd wykrzesać satysfakcję ze zrozumienia tego, że nie da się zrozumieć?

Trudno mi wskazać podobne próby zawojowania masowej wyobraźni. "Wszystko w rodzinie" Tomasza Łubieńskiego nawet recenzent "Gazety Wyborczej" nazywa co najwyżej "wyrafinowanym esejem o pamięci". Jerzy Pilch autoironizuje w "Marszu Polonia": "Jak się nie umie dać wielkiej realistycznej powieści, zawsze można dać mały nierealistyczny poemat".

Ów podział ideowo-artystyczny wynika z właściwości konwencji: klasyczne narracje przekazują uporządkowany obraz, zaszczepiając w nas przekonanie, że prawda jest poznawalna, że da się wskazać zdrajców i bohaterów, a rozum nie zawsze musi kapitulować wobec epistemicznych paradoksów. Intelektualiści kryjący PRL i III RP pod zasłoną nieoczywistości okopują się natomiast na pozycjach sztuki wysokiej, która odwołuje się do werdyktu elit. W "Dolinie..." alter-Pilch powiada o alter-Masłowskiej: "Tak doskonale naśladuje ten codzienny bełkot. Musi pan przyznać, zachwycałem się na łamach »Kultury« (…) Kiedyś mówiący naśladowali literaturę, a teraz literatura usiłuje naśladować ich gaworzenie… czy to postęp?".

Narzekał na polską "nieopisywalność" m.in. Herbert - literatura popularna karykaturyzuje tę strategię lewicy co najmniej od wieku. W przedwojennym "Źródle" Ayn Rand zinfiltrowane przez komunistów nowojorskie elity wynoszą na piedestały książki pisane bez litery "o" czy "wyzwolone" z gramatyki. W "Montażu" Volkoffa sowiecki agent wykłada metodę podboju Zachodu: "Gdy myśl nie będzie miała do dyspozycji giętkiego i precyzyjnego języka, zginie z braku powietrza. Trzeba więc za wszelką cenę dążyć do wywołania procesów gnilnych w języku. (...) Gdy nasi przeciwnicy zaczną mieć podstawowe problemy z ortografią, zwycięstwo będzie bliskie".

Nadmiary sensu

Nie chodzi o to, by zwolennicy i przeciwnicy lustracji przemówili jednym głosem - "uniwersalnym językiem opisu Polski" tworzyć można powieści złożone z banałów, asensownego bełkotu lub obrazów życia wewnętrznego. Idzie natomiast o to, by te języki w ogóle były kompatybilne. Doskonale ową sztukę opanowali prozaicy amerykańscy: z ich rozbieżnych opisów tak dobrze rekonstruujemy obraz Stanów (łącznie z rozdzierającymi je konfliktami), że czujemy się "kulturowymi obywatelami USA".

W Polsce dopiero ostatnie lata przynoszą powieści, które nazywają zachodzące w kraju procesy. Nawet jeśli czytelnik "Doliny..." ma zupełnie odmienne poglądy od Wildsteina, to wchodzi do gry: istnieje korespondencja między Polską z kart powieści i Polską zza okna - wystarczy dokonać odpowiedniej operacji na znakach.

W "Nobliście" postaci opisuje wprost narrator; w "Dolinie Nicości" słyszymy opisy pośrednie, nie mniej jednoznaczne. Kiedy powieściowy Michnik bluzga: "Jaka, kurwa, autentyczność?! Skąd to będziesz wiedział? Bo jakieś ubeckie kurwy ci to potwierdzą?! Albo ci szmaciarze z IPN-u, którzy istnieją dzięki fałszywkom?!" - to charakteryzuje i swoich przeciwników, i siebie, i nastawienie autora. Ta literacka maskarada udaje się nie dzięki wyrafinowanym przekształceniom oryginałów. Wildstein wkłada w usta alter-Michnika frazy, które on i jego zwolennicy zdołali zetrzeć do poziomu autoparodii. "Otworzył on puszkę Pandory, która gotowa zmienić nasze życie w piekło pomówień". "Już nigdy żaden uczciwy człowiek nie będzie mógł podać [mu] ręki". I oczywiście: "Podłość!".

Powieści Wildsteina, Wolskiego i Twardocha łączy też motyw tajnych życiorysów - odkrycie prawdy o czyjejś przeszłości odsłania drugą warstwę rzeczywistości: dalekosiężne plany mafii, wywiadów, mocarstw. A że w Polsce poznajemy przeszłość także z teczek SB, to akta IPN-u stanowią tu przedmiot lub źródło intryg ("Przemienienie" powstało z materiałów ks. Isakowicza-Zaleskiego). Ukryta struktura przenika wszystkie dziedziny życia, łatwo wpływając na sfery władzy "miękkiej": kulturę, media, nauki humanistyczne - w "Dolinie..." i "Nobliście" służby specjalne kreują gwiazdy literackie czy autorytety moralne.

Oto literatura nadaje sens historii. Powieści przedstawiają losy ludzkie w logicznym splocie z losami świata, a postępowanie i charakter człowieka tłumaczą nam wydarzenia sprzed kilkudziesięciu lat. Jak widać, o ile bohaterowie zachodnich thrillerów są objaśnialni przez ich współczesność, agentów Wschodu da się pojąć dopiero w kontekście historycznym. Śledztwa u Wildsteina, Wolskiego i Twardocha nie wymagają transkontynentalnych podróży, lecz przekopania archiwów.

Za nadmiar sensu przychodzi jednak w literaturze słono płacić. Teorie spiskowe i obłędne wizje świata nie rodzą się z głupoty, lecz z przesilenia rozumu; tak wariują geniusze. W odróżnieniu od Wolskiego i Twardocha, Wildstein zatrzymał się w dobrym miejscu, fabularyzując hipotezy znane z prasy. Tyle że przez to niektóre "sceny z życia III RP" luźno wiążą się z intrygą.

Mroczny urok Michnika

Gdy kreśli się portrety tak wyraziste, niezmiernie trudno nie wpaść w schematy. Gdzie kończy się wierny opis, a zaczyna wciskanie przemocą w ustawione role? Np. postaci kobiece odmalował Wildstein w stylu "Psów" Pasikowskiego. Na dodatek upodobał sobie kostiumy religijne i tu przelicytował. Każąc nam widzieć w środowisku "Gazety Wyborczej" figury sataniczne i judaszowe - zwiększył czy zmniejszył wiarygodność opisu?

Wykorzystując promocję przez "Gazetę" Ewangelii Judasza, autor "Doliny..." stworzył opozycję: wrogowie lustracji i obrońcy III RP to współcześni Judasze; naprzeciw stają naiwni poszukiwacze prawdy. Powieść kończy się tryumfem judaszowców; dostajemy tylko nadzieję na sprawiedliwość - religijne happy endy nie nadchodzą w tym życiu.

Na początek otrzymujemy natomiast boleśnie szczerą spowiedź upodlonego opozycjonisty. To świetne zagranie: nie można wyśmiać prawdy, skoro właśnie włożyło się palce w krwawiącą ranę. Najsprytniejszy adwokat nieoczywistości skapituluje wobec cierpienia niewinnego.

Jednak Wildstein szybko ustawia większość adwersarzy jako szwarccharaktery, które w głębi ducha wiedzą, że czyniły zło, a teraz ćwiczą samousprawiedliwienia: "Jeśli Judasz był wybrany, spełniał wyroki boskie, to nie tylko był bez winy, ale wziął na siebie największą odpowiedzialność". "Nie ma zdrajcy, jest tylko kozioł ofiarny, na którym słabi chcą odegrać się za swoje porażki".

Ów dramat "złamanego niezłomnego" czy hiobowy upadek poszukiwacza prawdy przejmująco wypadają w ramach religijnej metafory. Kłopot w tym, że im lepiej taki opis Polski sprawdza się literacko, w tym gorszej pozycji stawia "Dolinę..." jako powieść z kluczem. Od czasu "Dziadów" wiele się bowiem zmieniło. Może to wina mojego uprzedzenia, ale mając przed oczyma twarze pierwowzorów postaci, nie potrafiłem wejść w tę metaforę. I na odwrót: dając się jej porwać, przestawałem wierzyć Wildsteinowi jako politycznemu publicyście. O ile np. ewolucję psychologiczną redaktora-agenta pokazuje krok po kroku, o tyle motywacje Bogatyrowicza-Michnika pozostają tajemnicą. Wiemy, że ma on mocno ironiczny stosunek do poglądów wyrażanych publicznie i ceni zdobyte przywileje. Nie dowiadujemy się jednak, na skutek jakich błędnych analiz, kompromisów czy kompleksów stał się tym, kim jest. Charyzmatyczny Bogatyrowicz jest zły w sposób skończony, doskonały: nie czyni zła w imię celów wyższych - zło leży w jego naturze. Statyści III RP postępują nikczemnie dla zysku, ze strachu, z głupoty; on nie. Dlaczego zatem? Ach, ale zło odarte z tajemnicy utraciłoby swój mroczny urok!

Bronisław Wildstein "Dolina Nicości",

Wydawnictwo M, Kraków 2008

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2008