Polka pierwszego kontaktu

Ta przeciętna ma około 40 lat, opracy wszpitalu marzyła od dzieciństwa inie wyobraża sobie innej. "Twarz polskiej pielęgniarki to twarz zmęczonej, dojrzałej kobiety - mówią w"białym miasteczku naprzeciwko Kancelarii Premiera.

02.07.2007

Czyta się kilka minut

Fot. ALINA GAJDAMOWICZ / Agencja Gazeta /
Fot. ALINA GAJDAMOWICZ / Agencja Gazeta /

Zacinający wiatr targa folie pokrywające namioty. W strugach deszczu cierpliwie mokną policjanci oddzielający kordonem pielęgniarki od jezdni i Kancelarii Premiera. One same pochowały się w namiotach. Za chwilę, jak co godzinę, kiedy minutnik wskaże 19 minut po pełnej godzinie, i tak wyjdą, żeby patrząc na rządowe okna potrząsać plastikowymi butelkami wypełnionymi piaskiem i kamyczkami. Na razie jednak tylko nieliczne stoją pod drzewami i rozmawiają. Dwie kobiety w przeciwdeszczowych kurtkach i swetrach przyjechały z Opolszczyzny.

- Trzeba być przygotowanym na każdą pogodę - śmieją się. - To nie jest nasz pierwszy protest, więc wiemy, co trzeba zabrać.

Za chwilę jednak poważnieją. Obie pracują ponad 20 lat i czują się wypalone zawodowo. - Obraz polskiej pielęgniarki jest taki, że robi zastrzyk i potem siedzi w dyżurce przy kawie, a to przecież nieprawda - mówią. - Zgoda, zdarzy się, że czasem jesteśmy zmęczone, że do jakiegoś pacjenta braknie nam cierpliwości. Ale zawsze potem przyjdziemy, uśmiechniemy się. Doceniają nas najbardziej ci, którzy rzeczywiście byli poważnie chorzy i byli długo w szpitalu.

Obie zdecydowały się na pielęgniarstwo z powołania. - Piękny zawód - tłumaczy jedna z nich. - Mój syn czasem tylko pyta: "dlaczego masz taką odpowiedzialną pracę, a tak mało zarabiasz?". Teraz pyta też: "mamo, a dlaczego to ty musisz tam być?". Ale nasze dzieci są przyzwyczajone do tego, że mama ciągle coś musi. Musi iść do pracy w niedzielę albo święta, musi odwołać rodzinny wyjazd, bo wypadł jej dyżur. A teraz musi być tutaj, protestować.

Komu herbaty, komu

Na płocie Łazienek wiszą mokre od deszczu białe płachty z nazwami miejscowości i szpitali: Łęczyca, Węgrów, Częstochowa, Siedlce, Kozienice, Łomża, Tarnowskie Góry, Zabrze, Centrum onkologii, szpitale kliniczne... Kiedy na chwilę wychodzi słońce, wśród namiotów robi się biało od pielęgniarskich fartuchów. Przy "barku", czyli kilku stołach, na których rozłożono chleb i składniki do kanapek, robi się tłoczno. Po chwili mężczyzna z termosem zaczyna nawoływać: "Komu herbaty bez kolejki, komu...".

Asia, Iwona i Ela przyjechały z Katowic. Pracują w tym samym szpitalu od ponad 10 lat.

Na zawód pielęgniarki zdecydowały się z różnych powodów - dwie z pasji, trzecia - jak mówi - z niedojrzałości.

Asia: - Jestem po liceum medycznym. Trudno, żebym wiedziała, co jest moim powołaniem, kiedy zdawałam do szkoły. Miałam wtedy przecież 15 lat!

Ela: - Od zawsze chciałam być pielęgniarką. Ale zastanawiam się nad wyjazdem za granicę.

Pracują na chirurgii. Oddział - przyznają - to inny świat. - Kiedy na niego wchodzę, to zostawiam za drzwiami dom i własne problemy, myślę tylko o pracy - opowiada Asia. - Kiedy zaglądam na salę pooperacyjną, nieraz pacjenci mówią: "Anioł idzie, chyba jestem w niebie". Nie chodzi o to, jak wyglądam, ale o uśmiech. To bardzo ważne, żeby się uśmiechać do pacjentów, oni tego potrzebują. Pacjent na widok pielęgniarki powinien poczuć się lepiej.

- Bywają trudni pacjenci. Zwłaszcza u nas - mówią Beata i Irena ze Stargardu Gdańskiego. - Bo my jesteśmy ze szpitala psychiatrycznego. Ale to piękny zawód i nie myślimy o zmianie.

Beata jest pielęgniarką od 9 lat, Irena - od 27 lat pracuje w tej samej placówce. - Zawsze byłam dumna z tego, że jestem pielęgniarką - przekonuje. Żeby przyjechać do Warszawy, musiały wziąć urlop. Krótki, bo trzeba przecież pracować. - Pustego szpitala nie zostawimy - mówi Irena.

Z pałką na pielęgniarki

Do "białego miasteczka" codziennie przyjeżdżają autobusy z nowymi uczestniczkami protestu. Zastępują te, które muszą już wracać. Ciągle jednak naprzeciwko Kancelarii Premiera koczuje kilkaset osób. Bez względu na pogodę odwiedzają je też mieszkańcy Warszawy, przynosząc to, co jest potrzebne: jedzenie, ciepłe ubrania, środki czystości, śpiwory. I to, co potrzebne nie jest, ale zawsze bardzo miłe - pęki kwiatów i słowa wsparcia.

Jak wynikało z sondażu opublikowanego przez "Gazetę Wyborczą" 27 czerwca, a zatem jeszcze przed podjęciem rozmów z pielęgniarkami przez premiera, zdecydowana większość ankietowanych była po stronie protestujących. Pierwszy raz zdarzyło się też, że protest jednej grupy zawodowej został tak zdecydowanie poparty przez inne (pielęgniarki wspierają górnicy i nauczyciele). Wydaje się, że punktem krytycznym okazało się wydarzenie, na pamiątkę którego pielegniarki co godzinę hałasują pod oknami premiera, a mianowicie moment, kiedy 20 czerwca o 7.19 rano policjanci z tarczami i pałkami zepchnęli z jezdni protestujące kobiety. Polacy najwyraźniej są przyzwyczajeni do kolejnych demonstracji na warszawskich ulicach i postulaty płacowe poszczególnych grup niewiele ich obchodzą, jednak widok kobiet w konfrontacji z policją okazał się zbyt brutalny. Na Matkę Polkę można się złościć i przeciwko niej buntować, można z niej żartować bądź ją lekceważyć, ale policji na nią wysyłać nie wolno.

A pielęgniarkom do Matki Polki bardzo blisko - bo przeważnie dzieciate, mężate i umęczone ponad miarę. Stąd społeczne poparcie, stąd oburzenie na władze. Stąd kwiaty i śpiwory przysyłane do "białego miasteczka". Stąd zapewne wielka determinacja protestujących.

Trochę nadwrażliwa

Kiedy przed Kancelarią Premiera pielęgniarki potrząsają butelkami z piaskiem, w setkach szpitali i przychodniach inne robią zastrzyki, mierzą ciśnienie, zmieniają opatrunki. Niektóre placówki strajkują, ale chorymi zająć się trzeba.

Ilona z Oświęcimia od 18 lat jest położną. W szpitalu pracuje na zmiany: od 7 do 19, lub od 19 do 7. Dyżur dyżurowi nierówny, wiadomo. Porodu nie da się przewidzieć co do minuty. - Pracuję na dwóch oddziałach: położniczym, gdzie mamy leżą już z dziećmi, i na sali porodowej - opowiada z entuzjazmem. - Przyjemna praca, pod warunkiem, że wykonuje się ją z sercem. Szczególnie po porodzie pacjentki potrzebują rozmów, opieki, mają mnóstwo pytań. Ja to bardzo lubię, a te wszystkie maluchy to po prostu cud!

W przeciwieństwie do wielu innych Ilona nie myślała o zawodzie pielęgniarki. Najpierw zdawała na AWF. Nie dostała się i wtedy poszła do szkoły położnych. - Szkoła to wielka weryfikacja. Nie każdy się tam dobrze czuje i nie każdemu udaje się wytrwać. Ja zostałam, choć jestem chyba trochę nadwrażliwa, bo płaczę niemal przy każdym porodzie - mówi. Coraz mniej jednak przychodzi do pracy młodych położnych. - U nas w szpitalu najmłodsza ma 40 lat.

Ilona nie wyobraża sobie, że mogłaby robić coś innego. Nie ma chwil zwątpienia, nawet kiedy wypada kolejny dyżur w niedzielę. Ciężko może robi się tylko wtedy, kiedy przychodzi wypłata. Wiadomo, że niska. - Ale dla mnie to jeszcze nie powód, żeby zmieniać zawód - stwierdza. - Jestem optymistką, wszystko potrafię sobie na dobre wytłumaczyć.

Maryla jest pielęgniarką od 37 lat. Najpierw pracowała w szpitalu, na chirurgii. Potem urodziła dziecko i stwierdziła, że nie pogodzi domu z pracą na zmiany. Została pielęgniarką środowiskową: od ponad 20 lat objeżdża co dzień pacjentów w podwrocławskich miasteczkach: mierzy ciśnienie, robi zastrzyki, zmienia opatrunki. Codziennie - podkreśla, a zatem w niedzielę i święta też. - W razie czego muszę być też właściwie na każde wezwanie, wystarczy zlecenie od lekarza rodzinnego i muszę jechać - mówi. - Czasem skończę pracę o 15, a czasem dużo później.

Maryla nie strajkuje, ale sercem jest z koleżankami w Warszawie. - Od nas nawet kilka dziewczyn pojechało wesprzeć ten protest - opowiada. - One mają rację. Pielęgniarki środowiskowe zarabiają czasem odrobinę lepiej od tych w szpitalu, jednak jest to trochę inna praca. Jesteśmy na wezwanie non stop, wszędzie musimy same dojechać, no i jesteśmy z pacjentem same. A jak się coś stanie? To wielka odpowiedzialność - podkreśla. Maryla nigdy nie zastanawiała się nad zmianą zawodu. - Co miałabym robić? Nawet o tym nie myślałam.

---ramka 521692|lewo|1---***

Protestów pielęgniarek było już wiele. Każdy rząd obiecywał im podwyżki i zmiany, jak dotąd jednak zmieniło się niewiele. Choć sytuacja jest zasadniczo odmienna - teraz pielęgniarki mogą po prostu wyjechać. Z danych Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych -wynika, że w wieku 19-29 lat pracuje zaledwie ok. 7000 pielęgniarek.

Co będzie za kilka lat, kiedy starsze koleżanki przejdą na emeryturę?

I kiedy Polaków wymagających opieki pielęgniarskiej będzie - ze względu na starzenie się społeczeństwa - zdecydowanie więcej?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2007