Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W Chrystusie bowiem Bóg pojednał świat z sobą (...), a nam powierzył głoszenie (dosł. „słowo”; grec. logon) pojednania”. Tym Słowem, wziętym z Drugiego Listu św. Pawła do Koryntian (por. 2 Kor 5, 17-21), przemówił do nas Pan podczas ekumenicznego nabożeństwa na Zjeździe Gnieźnieńskim w miniony piątek. Nabożeństwa, w którym jako chrześcijanie – katolicy, prawosławni i protestanci – dziękowaliśmy Bogu za Chrzest Polski otrzymany 1050 lat temu.
Do kogo przemówił? Komu powierza głoszenie słowa pojednania?
W pierwszej chwili mogłoby się wydawać, że Paweł mówi o sobie i innych apostołach; zapewne także o ich następcach – biskupach i prezbiterach. Podkreśla przecież, że owa posługa jednania odbywa się w autorytecie samego Pana: „W imię Chrystusa (!) prosimy: Dajcie się pojednać z Bogiem”. Czy więc nie chodzi tutaj przede wszystkim o posługę sakramentalną? O jednanie z Bogiem poprzez odpuszczanie grzechów w sakramencie pokuty i pojednania?
Być może tak. Pamiętam jednak, jak w fantastycznej zupełnie adhortacji poświęconej pokucie i pojednaniu („Reconciliatio et paenitentia”) Jan Paweł II odnosił ów tekst do całego Kościoła – nie do duchownych, lecz do całej i każdej konkretnej wspólnoty wiernych. To intuicja soborowa – zapisana w niezwykłej definicji Kościoła, otwierającej konstytucję „Lumen gentium”: „Kościół jest w Chrystusie jakby sakramentem, to znaczy znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia człowieka z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego” (KK 1).
A więc nie tylko sakrament pokuty jest znakiem i narzędziem jednania – jest nim także Kościół. Jest nim zwłaszcza tam, w takich ludzkich sytuacjach – i to podkreślał święty papież – gdzie pojednanie sakramentalne jest niemożliwe. Właśnie takie momenty pokazują jakość i rangę wspólnoty, znajdującej w sobie i słowa, i czyny jedności skierowane do swoich sióstr i braci pozostających poza „komunią” sakramentalną (nawet poza komunią chrzcielną).
W komentarzach refleksję Jana Pawła odnosi się zwykle do sytuacji wewnątrz Kościoła katolickiego – szczególnie do tych wszystkich, które Prawo określa mianem „nieregularnych”. Myślę jednak, że równie dobrze można ją zastosować w odniesieniu do dramatu podzielonych chrześcijan. Łączy nas przecież jeden chrzest. W nim – w jednym Duchu zostaliśmy ochrzczeni w jedno Ciało. Tak. Nie możemy jednak tej naszej jedności przeżyć, celebrując i spożywając jedną Eucharystię. Ten najdoskonalszy sakramentalny znak i narzędzie jedności pozostaje w tej chwili poza naszym zasięgiem.
Jakiego znaczenia nabierają tym bardziej wszystkie słowa i gesty, które nawzajem – jako podzieleni chrześcijanie – kierujemy do siebie. Jak istotna jest każda możliwa forma wspólnej modlitwy. A wcześniej – każde spotkanie: przyjazne słowo, zdolność posłuchania siebie. Jak ważne pozostają podejmowane wspólnie dzieła charytatywne. Jak znacząca jest wzajemna wymiana duchowych darów, które Duch Święty składa w poszczególnych Kościołach, a także w poszczególnych wierzących osobach. Jak istotne jest, że możemy się uczyć od siebie np. lektury Pisma albo wymieniać między sobą doświadczenia pastoralne.
Nie wzdychajmy melancholijnie za tym, co jeszcze niedostępne; poszukajmy – każdy w sobie, i w naszych wspólnotach wiary – złożonego w nas przez Pana słowa jednania; otwórzmy się na diakonię jednania (tzn. posługę, do jakiej wzywa i uzdalnia nas Duch Święty). Nie zostawiajmy sprawy jedności Kościoła wyłącznie urzędowym liderom i formom. ©