Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wielkanocne zadumanie nad zmartwychwstaniem Jezusa skłania nas do pytań o Kościół. Jest to naturalna konsekwencja teologiczna, bowiem "sprawa Jezusa z Nazaretu" nie kończy się wraz z Jego śmiercią i zmartwychwstaniem. W tej refleksji nie chodzi wyłącznie o dynamikę rozprzestrzeniania się wiary Apostołów. Zadziwia nas trwanie Kościoła w historii. Dlaczego, mimo braku przywódców odpowiadających wzorcom public relations, w pomieszaniu świętych z grzesznikami, mimo licznych zgorszeń - ten organizm ciągle utrzymuje się przy życiu? Historycy dobrze wiedzą, że to trwanie Kościoła triumfem nie było w żadnej epoce - mimo że pokusa triumfalizmu nie była i nadal nie jest Kościołowi obca. Po ludzku rzecz biorąc, wszystko powinno już dawno rozpaść się w proch i pył.
Po ludzku. Bo postrzegając tylko to, co pozorne, zewnętrzne i słabe: księżowskie grzechy, małżeńskie zdrady i niewierność Ewangelii, myślimy o Kościele właśnie po ludzku. Z pewnością nie są to błahostki, jednak ograniczanie się tylko do nich prowadzi do dominacji socjologii nad teologią, zastąpienia czynnikiem ludzkim czynnika nadprzyrodzonego i sprowadzenie tego ostatniego do imponderabiliów. Odwołujemy się do wielu gorzkich doświadczeń - a czasy nasze nie są ubogie w doświadczenia, ale w wiarę. I to, czego dzisiaj nam brakuje, to pytań o wiarę Kościoła. Nie chodzi o jakąś bałwochwalczą wiarę w siebie, bo ta jest błądzeniem i ideologią, ale wiarę w słowo Chrystusa. Kościół bowiem nie jest Bogiem, ale podnóżkiem stóp Boga. A będąc podnóżkiem, ma za zadanie umożliwić innym, by wspięli się i zobaczyli twarz Boga. Jak pisze św. Augustyn, "my, którzy jesteśmy chrześcijanami i zostaliśmy tym imieniem nazwani, wierzymy nie w Piotra, ale w Tego, w którego Piotr uwierzył, i w ten sposób jesteśmy budowani słowami Piotra, głoszącego Chrystusa".
Dobry Pasterz przypomina nam, że "Jego owce słuchają Jego głosu", oraz że "nikt ich nie wydrze z Jego ręki". Oznacza to ni mniej, nie więcej, tylko że Kościół wierzy słowu Jezusa i istnieje jedynie dzięki Niemu. Zło popełniane przez ludzi Kościoła nie wyklucza możliwości zaistnienia dobra. Bo zło ma jedynie ten walor, że przebiera się w szaty dobra, podczas gdy dobro trwałe wypływa z zasłuchania się w słowa Kogoś, kto ma Słowo Życia. Dzięki temu Kościół żyje i tym zachwycał się papież Paweł VI.