Matrix w naszej wierze

Myślący chrześcijanie obok tej książki nie powinni przechodzić obojętnie. Choć wielu dzisiaj wolałoby zapomnieć o jej autorze.

07.09.2020

Czyta się kilka minut

Świątynia Opatrzności Bożej, Warszawa, marzec 2020 r. / Jakub Kamiński / East News
Świątynia Opatrzności Bożej, Warszawa, marzec 2020 r. / Jakub Kamiński / East News

Tomasz Węcławski był kiedyś uważany za jednego z najwybitniejszych teologów naszego Kościoła. Jego publikacje szeroko komentowano. Był jednym z ważnych autorów tych łamów. Ceniono go nie tylko za intelektualną finezję (choć pełen hermetycznych zwrotów i zawiłych metodologicznych rozważań styl jego prac nie ułatwiał lektury). W 2002 r. jako jeden z nielicznych księży i dziekan Wydziału Teologicznego UAM w Poznaniu otwarcie mówił o krzywdzeniu kleryków przez abp. Juliusza Paetza. Wielu katolików, którzy z nim się zetknęli, uznawało go za swego mistrza.

Tym większy był szok, gdy w 2007 r. ogłosił odejście ze stanu kapłańskiego, a następnie akt apostazji z Kościoła katolickiego. Niedługo potem Tomasz Węcławski stał się Tomaszem Polakiem. Dla niektórych stanowiło to wystarczający powód, by odtąd omijać jego nowe publikacje. Niesłusznie.

Niepokojący efekt

Właśnie wydał ważną książkę. Nosi tytuł „System kościelny, czyli przewagi pana K.”. Tytułowy pan K. to bohater krótkich, anegdotycznych opowiastek, które w latach 1926-56 publikował Bertolt Brecht. Cytaty z nich to świetny kontrapunkt dla proponowanych przez Polaka rozważań na temat chrześcijaństwa – jego dawnych i całkiem współczesnych problemów.

Myliłby się jednak ten, kto szukałby w książce poznańskiego profesora wyrazistych wykładni dzisiejszych głównych problemów instytucjonalnego Kościoła (bądź Kościołów): kryzysu władzy, możliwej demokratyzacji w ramach różnych wspólnot oraz sporów toczonych o kapłaństwo kobiet czy moralną ocenę aktów homoseksualnych. Wszystko to są zdaniem Polaka sprawy ważne, ale z pewnego punktu (dla niego podstawowego w odniesieniu do chrześcijaństwa) jednak drugorzędne. Bo, jak można przeczytać w książce, o kształcie instytucji chrześcijańskich – zarówno ich form dawnych, jak i współczesnych – zadecydowało kilkadziesiąt pierwszych lat po śmierci Jezusa z Nazaretu. Wtedy właśnie powstał „system kościelny”, tj. „zespół wyobrażeń i powiązanych z nimi reguł postępowania”, dzięki któremu najróżniejsze wspólnoty chrześcijańskie w przeszłości i obecnie działają właśnie tak, a nie inaczej.

Na temat owego „systemu kościelnego” Polak przedstawia sześć wyrazistych tez. Nie sposób tu omówić każdej z nich. Dość powiedzieć, że argumentacja opiera się na solidnych podstawach merytorycznych: autor potrafi łączyć teologiczną erudycję z dziedzinami, wydawałoby się, tak odległymi od teologii jak informatyka, biologia czy nawet fizyka kwantowa (o socjologii, psychologii czy antropologii kulturowej nie wspominając). Efekt bywa dla wierzącego niepokojący. Sądzę jednak, że tym bardziej należy podjąć stawiane przez Polaka kwestie. Chodzi tu bowiem nie tylko o namysł nad najróżniejszymi perwersjami występującymi w Kościele (być może od jego początków), ale o samą istotę doświadczenia chrześcijańskiego.

Punktem wyjścia refleksji zawartych w „Systemie kościelnym...” jest pytanie, co chrześcijaństwo uczyniło i nadal czyni z postacią Jezusa z Nazaretu – wędrownego galilejskiego nauczyciela, który próbował w trzeciej dekadzie I wieku reformować religię żydowską, proponując jej wiernym przede wszystkim emancypację z nadmiernego prawnego rygoryzmu. Jak wiadomo, Nazarejczyk poniósł klęskę: został ukrzyżowany. Nie był on jednak, choć utrzymuje tak wielu chrześcijan, założycielem Kościoła, na co wskazują w zdecydowanej większości zajmujący się Nowym Testamentem i wczesnym chrześcijaństwem współcześni naukowcy. Mimo to, jak twierdzi Polak, „system kościelny niebezpodstawnie powołuje się na założycielską rolę Jezusa. Niewątpliwie, to właśnie krótkie publiczne życie Jezusa umożliwiło powstanie tego systemu. Jego bezpośredni twórcy (...) rozpoznali i uruchomili realny potencjał impulsu Jezusa. Dokonali tego jednak po jego śmierci i wskutek jego śmierci, a to znaczy, że dokonali tego bez Jezusa i – przynajmniej w ostatecznym wyniku – wbrew niemu, choć z powołaniem się na niego”.

Impuls kontra system

Wspomniany przez Polaka „impuls Jezusa” do dziś wedle poznańskiego teologa ujawnia się w różnych chrześcijańskich denominacjach wszędzie tam, gdzie wierni próbują działać i myśleć „tak jak Jezus” (chcąc np. rezygnować z dóbr materialnych na rzecz innych). W tym z pewnością zawiera się istotna chrześcijańska tożsamość. Jednak obok „impulsu Jezusa” w „systemie kościelnym” od początku funkcjonuje również coś innego: to koncept „świętej”, czyli pochodzącej bezpośrednio od Boga (albo od Boga-Człowieka) władzy, który służy do usprawiedliwiania wszelkich aktów oraz struktur dominacji i przemocy. Koncept ów powstał niedługo po śmierci Jezusa z Nazaretu, być może nawet w pierwszych tygodniach i miesiącach po ukrzyżowaniu. Wtedy to uczniowie, którzy w decydującym momencie opuścili swego mistrza, aby uporać się z własnym poczuciem winy i resentymentem, dokonali szczególnej sakralizacji zabitego nauczyciela. Zaczęli wierzyć i głosić, że Bóg wskrzesił Jezusa z martwych.

Takie „krytyczne” (tj. odwołujące się do badań naukowych, a nie wiary chrześcijan czy teologii Kościołów) wytłumaczenie zmartwychwstania nie jest niczym oryginalnym. Można się zasadnie spierać, czy Polak nie nazbyt szybko przyjmuje za pewnik niektóre egzegetyczne rekonstrukcje bądź ustalenia psychologów lub socjologów religii odnośnie do postaci Nazarejczyka oraz doświadczenia i życia uczniów po jego śmierci. Badania nad „Jezusem historycznym” (odróżnianym od „Chrystusa wiary”) wcale nie są tak konkluzywne (autor „Systemu kościelnego...” mimochodem przyznaje zresztą to kilkukrotnie), jak zazwyczaj wyobrażają sobie anty- i niechrześcijańscy sceptycy. Podobnie rzecz się ma w przypadku pierwotnego Kościoła. Siła prezentowanych przez Polaka tez tkwi w czymś innym.

Pisze on bowiem, że „gdyby nie dokonała się sakralizacja postaci wyzwolicielskiej i »dobrej nowiny wyzwolenia«, nierównie trudniej byłoby usprawiedliwiać świętość władzy i posiadania we wspólnocie wyznawców – ta władza jest święta, ponieważ »wyzwala« i »służy człowiekowi« (ale też: ponieważ jest »święta« – wyzwala i służy, nawet jeśli wyzwalani tego nie czują/nie rozumieją)”. Wyodrębnienie się „świętej władzy” to istota „systemu kościelnego” od jego powstania w I wieku po dziś. Miało i ma to fatalne skutki.

Bo, jak sugeruje Polak, „gdyby nie dokonało się usprawiedliwienie władzy we wspólnocie tym, że jest to władza w imię »dobrej nowiny wyzwolenia«, nie byłoby możliwości podtrzymywania przekonania o bezwzględnej wyjątkowości chrześcijaństwa wśród religii ani usprawiedliwiania dokonującej się w jego strukturach »uświęconej przemocy«, np. wykluczania/skazywania na banicję i śmierć w imię czystości czy też świętości »ewangelii«”. Oto wytłumaczenie, dlaczego chrześcijaństwo bywa (a zdaniem Polaka w gruncie rzeczy jest) systemem opresyjnym, który w obręb mocy swych wyobrażeń wtłacza nie tylko własnych wyznawców, ale wszystkich innych, niepodzielających wiary w zmartwychwstanie Chrystusa ludzi – definiowanych wcale często w różnych Kościołach jako „wrogowie”. W imię „świętego” autorytetu głoszących Ewangelię zaprawdę wielu w przeszłości i obecnie zostało skazanych na banicję.

Samosakralizacja

Nie dziwi zatem, że i dziś Kościoły (a w Polsce w szczególności największy z nich) widzą w sobie rzeczywistość „wyjętą ze zwyczajnego (niesakralnego) porządku rzeczy i oddzieloną do innego porządku: rzeczy boskich”. Taka autoprezentacja wsparta jest jeszcze głoszonymi wysokimi wymaganiami moralnymi (mniejsza o to, że ów ideał w przekonaniu wielu chrześcijan nie nadaje się do pełnej realizacji). W powiązaniu ze strukturą kościelnej władzy hierarchicznej efekty takiego „samorozpoznania” są zwykle druzgoczące. To m.in. hipokryzja ludzi tkwiących w „systemie kościelnym” (przede wszystkim sprawujących w nim władzę) oraz oczekiwanie z ich strony przywilejów (np. „właściwych” dla chrześcijan rozwiązań prawno-konstytucyjnych w ramach współczesnych demokracji) czy wysokiej pozycji społecznej.

Z tego powodu, konstatuje Polak: „Przy silnym zakorzenieniu struktur, o których tu mowa, w świadomości indywidualnej i społecznej – tak jest z instytucjonalnym chrześcijaństwem w społecznościach, w których jest ono religią większościową – oczekiwania i wymagania tego rodzaju mogą działać również na zasadzie samej tylko wywieranej przez owe struktury przemocy symbolicznej. Uznanie pierwszeństwa »hierarchii« (świętej zasady, wyjątku/wyjątkowej wartości) w świadomości i strukturze pewnej społeczności i tworzących ją jednostek skutkuje wtedy powstaniem szarej strefy wpływów instytucji ową »świętość« reprezentujących – także tam, gdzie nie ma żadnych formalnych podstaw dla ich wpływu”.

Główna konkluzja rozważań Polaka jest dla chrześcijaństwa bardzo pesymistyczna: tak przedstawionego „systemu kościelnego” nie przemieni (w jego istocie) żadna reforma podejmowana przez przejętych opłakanym stanem swoich wspólnot. Jeśli tezę tę uznamy za przekonującą, dość groteskowo na tym tle muszą się prezentować np. współczesne kłótnie między katolickimi progresistami i konserwatystami. Wedle poznańskiego profesora od dawna – wbrew pozorom – nie interesują ich bowiem żadne poważne spory doktrynalne. Nurtują za to pytania o „struktury, stosunki władzy i wewnętrzne relacje poszczególnych części i wymiarów kościelnych instytucji”. To samo dotyczy nawet rzymskokatolickiego Magisterium, którego grandilokwencja w ostatnich dekadach osiągnęła niebywałe rozmiary, co nie przełożyło się na moc jego oddziaływania ani we wspólnocie wiernych, ani poza nią. Większość dokumentów Urzędu Nauczycielskiego zdaje się nie obchodzić nawet ich twórców.

Ludzie Kościoła (nie dotyczy to zresztą zdaniem Polaka tylko katolików) przyzwyczaili się działać na „biegu jałowym”. Autor „Systemu kościelnego...” pisze bez ogródek, że „skutkiem jest wewnątrz­kościelny pat i rosnące rozczarowanie. Skutkiem jest też neutralizacja religijnego napięcia i jałowość strukturalnych sporów: ani tradycjonaliści nie muszą się obawiać, że dokona się reforma, która zniszczy Tradycję (zwykli to słowo pisać wielką literą), ani reformatorzy nie muszą się bać, że kościelna konserwa zatrzyma »konieczne reformy«. Tam, gdzie cały ruch sprowadza się do biegu jałowego, nie ma niczego, co można by zatrzymać”.

Zmartwychwstanie

„System kościelny” okazuje się niereformowalny z jednego prostego powodu: przyczyną jest pierwotne wedle Tomasza Polaka „uwielbienie” i „ubóstwienie” zabitego Jezusa z Nazaretu, które de facto trzeba utożsamić z wiarą chrześcijan w zmartwychwstanie Chrystusa. Z drugiej strony jednak należy podkreślić, że w przypadku uczniów ukrzyżowanego Galilejczyka na pewno nie była to świadoma manipulacja, by osiągnąć jakiś zaplanowany cel (np. utworzenie kościelnych instytucji ze „świętym” autorytetem jego przywódców). Poznański profesor utrzymuje, że „powstanie Kościoła utożsamianego z Jezusem Mesjaszem (czyli Chrystusem) nie było oczywiście tego rodzaju manipulacją. Można i trzeba natomiast mówić w tym kontekście o specyficznej »automanipulacji«, czyli o takiej odpowiedzi najbardziej zaangażowanych w »sprawę Jezusa« na przeżywany przez nich dysonans egzystencjalny i poznawczy spowodowany przez jego krzyżową śmierć, że odpowiadający sami natychmiast uwierzyli w swoją interpretację jego śmierci i dali się ponieść dynamice tej interpretacji”.

Takiego twierdzenia nie da się sensownie dowieść (nawet przez odwołanie do metod psychologii głębi czy innych dyscyplin naukowych). Czy wiara w zmartwychwstanie Chrystusa naprawdę wynikała z „automanipulacji” prowadzącej do „fałszywej sakralizacji” ukrzyżowanego Jezusa? Czy na pewno za wiarę tę odpowiadają poczucie winy i resentyment, których ponoć doświadczali uczniowie Nazarejczyka? Tego typu spekulacje nie muszą być przekonujące ani dla historyków, ani tym bardziej dla chrześcijan. W księgach Nowego Testamentu i innych pismach chrześcijańskich trudno doszukać się bowiem tak mocno jak w książce Polaka sformułowanego twierdzenia. Wielu historyków skłonnych jest przyznać, że zmartwychwstania nie da się traktować jako wydarzenia historycznego. Jednak samo zaistnienie wiary w zmartwychwstanie Chrystusa, która często prowadziła uczniów Jezusa i ich naśladowców do dobrowolnego męczeństwa, taki fakt już bez wątpienia stanowi. Co więcej, zarówno dla pierwszych chrześcijan, jak i tych z późniejszych czasów zmartwychwstanie Chrystusa było tak samo realnym wydarzeniem jak ukrzyżowanie i śmierć Jezusa. Czy pierwotna „auto­manipulacja”, którą poznański profesor zdaje się traktować niczym naukowy pewnik, naprawdę mogła mieć aż tak wielką zdolność trwania?

Pustka

Jednak trudno zaprzeczyć, że implikacje wywodów Polaka są poważne. Autor pisze np. z naciskiem, że „»wielki projekt«, jakim stał się chrześcijański system kościelny, w całości wchłonął nie tylko potencjał impulsu Jezusa z samym człowiekiem Jezusem z Nazaretu włącznie – czyniąc właśnie z niego i z jego orędzia objaśnienie i usprawiedliwienie siebie samego jako systemu. Projekt ten wchłonął także całą obiektywnie-religijną przestrzeń obecności Boga (jeśli przestrzeń taka w ogóle kiedykolwiek realnie istniała jako rzeczywistość osobna, a nie tylko wyobrażona). Przekonanie uczestników tego projektu, że jest on w istocie »boski« i »wieczny«, ma oczywiście nadal zasadnicze znaczenie dla samousprawiedliwienia się ich Kościoła/systemu kościelnego. Ma też niewątpliwie znaczenie dla zrozumienia źródeł jego religijnej, politycznej, społecznej i estetycznej siły. Nie ma jednak zupełnie znaczenia z perspektywy identyfikacji i krytyki tego systemu spoza niego samego”.

Polak twierdzi ni mniej ni więcej, tylko że jądro „systemu kościelnego” jest ateistyczne. Tkwiący w owym systemie mogą się co prawda łudzić, że przez doświadczanie zmartwychwstałego Chrystusa w Kościele mają dostęp do Boga. Naprawdę jednak to tylko pustka zapełniana nieustannie przez fałszywą sakralizację zamęczonego dawno temu na krzyżu człowieka. Ta zaś z konieczności prowadzić musi do perwersji w kościelnych strukturach i działaniach oraz stosowania (nawet jeśli chrześcijanie deklaratywnie – w imię podążania za przykładem Jezusa – się od niej odżegnują) przemocy względem niewierzących w Zmartwychwstałego.

Niepokoi mnie mocno, że Tomasz Polak w swej analizie „systemu kościelnego” może mieć sporo racji. Mam jednak też silne przekonanie, że chrześcijaństwo nie sprowadza się wyłącznie do tego, co z nieubłaganą konsekwencją przedstawił na kartach swej najnowszej książki. Można znaleźć w dziejach wiele przykładów, że wiara w zmartwychwstanie Chrystusa nie prowadziła jedynie do wyrządzania krzywd, ale również do niespotykanego heroizmu i czynienia dobra. Dziś wcale nie musi być inaczej. Mimo to warto mieć w pamięci jako przestrogę to, co Polak pisze o fałszywej sakralizacji. Nie chodzi tu o bóstwo Jezusa z Nazaretu, ale o uroszczenia wszystkich tych, którzy w Kościele powołują się na świętość autorytetu, by w imię Ewangelii brutalnie gnębić innych.©

Tomasz Polak SYSTEM KOŚCIELNY, CZYLI PRZEWAGI PANA K. Wydawnictwo Nauk Społecznych i Humanistycznych UAM, Poznań 2020.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2020