Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Słuchając Donalda Tuska przed czterema laty, można było dojść do wniosku, że pierwsza godzina exposé służy obywatelom, druga próżności premiera, trzecia zaś - służy opozycji. To, że tym razem premier zmieścił się w godzinie, to nie tylko kwestia nieulegania zgubnym pokusom. Dzięki temu o tym exposé znacznie łatwiej dyskutuje się obywatelom i ekspertom, trudniej zaś - politycznym konkurentom. Ta trudność nie oznacza jednak szkody dla demokracji, tylko podniesienie poprzeczki.
Odpowiedzi opozycji pokazują jej zaskoczenie - wygląda na to, że na razie bardziej była przygotowana na przerzucanie się ogólnikami niż odnoszenie się do konkretów.
Lider trzeciej co do wielkości siły w parlamencie zarzucił premierowi brak wizji. Być może była to tylko aluzja dotycząca postulowanej przez niego legalizacji narkotyków, lecz trzeba faktycznie zauważyć, że w exposé pewnych rzeczy nie było. Nie było nic o zwalczaniu bezrobocia, doskonaleniu edukacji, budowie dróg czy poprawie opieki zdrowotnej. Rzecz w tym, że takie tematy nieuchronnie sprowadzają na drogę rytualnych odwołań do ogólnie słusznych postulatów. "Podejmiemy intensywne działania w dziedzinie..." - ileż to już razy słyszeliśmy takie zapowiedzi. Zapowiedzi, po których następowało rozmycie już nie przekazu, lecz jakichkolwiek realnych działań. Wizję miał premier przed czterema laty - z bardzo wielu jej elementów nie wyszło zupełnie nic. Część: cud gospodarczy na miarę Irlandii - przekreślił kryzys. Część: zaufanie - padło ofiarą politycznej taktyki, każącej podgrzewać temperaturę narodowych sporów. Część: deregulacja - ugrzęzła w biurokratycznej inercji, gdzie bagienko partykularnych interesów skutecznie blokuje nawet najmniejsze kroki. Gdyby ktoś chciał bronić premiera, mógłby powiedzieć, że tamta wizja pozostała aktualna, bo wszystko pozostało jeszcze do zrobienia...
Premier rozpoczął od - tego już lepiej nie unikać - ukłonów przed Polakami, z adekwatną w tym wypadku skromnością podkreślając, że łagodne przechodzenie przez kryzys nie jest powodem "by domagać się od kogokolwiek uznania dla rządu". To, wraz z uświadamianiem kryzysu i niepewności warunków zewnętrznych, było jednak tylko wstępem do listy bardzo konkretnych zapowiedzi.
Zapowiedzi te nie pozostawiają obojętnymi nikogo, kto interesuje się sprawami publicznymi lub choćby zawartością swojego portfela. Szybkie przeliczenie, czy na tym stracę, czy zyskam, było prawdopodobnie najczęstszą reakcją na exposé.
Reakcją odbiegającą od doświadczeń minionych lat, gdy liczyło się przede wszystkim to, kto komu bardziej emocjonalnie dopiekł. Premier starał się, by każdemu cięciu towarzyszyło znieczulenie. Gdzie ciąć i jak znieczulać - tej dyskusji nie da się już odkładać. Dobrze więc, że zaczęła się już teraz. Bo z konkretnymi propozycjami można się zgadzać lub nie, lecz nie można obok nich przejść ze wzruszeniem ramion, mówiąc, że skończą się jak szereg innych "twardych" Tuskowych zapowiedzi. Całkiem sporo wskazuje, że to wyraz rzeczywistej woli - odpowiedź na sytuację i na wcześniejszą krytykę.
Inny konkret to jednoznaczna deklaracja co do pozycji ideowej obecnej koalicji. Wydarzenia 11 listopada stały się tu dla Tuska wymarzonym punktem odniesienia. Razy rozdzielone zostały równo na prawo i lewo, obrazując generalny zamysł koalicji - centrowego obrońcy status quo. Reakcje obu opozycyjnych stronnictw - lewicowego i prawicowego - z których każde dodatkowo podzielone jest na dwa ugrupowania, są tu wymowne. Oba obruszyły się na taką postulowaną symetrię, próbując jednocześnie PO rozszczepić i przepchnąć wadzącą część na przeciwległe skrzydło. Dla Jarosława Kaczyńskiego PO to "skrajna lewica", zaś lider Ruchu swojego imienia zaczął tropić w rządzie "agentów wywiadu Kościoła katolickiego". Mamy zatem także jasność zarówno co do planu sejmowej większości, jak i kontrstrategii opozycji.
Całość domyka generalny wniosek z exposé - polityków trzeba krytykować. Nie "za całokształt", lecz za konkrety bądź ich brak. Bez tego nie będą się starać. Co przecież jeszcze nie znaczy, że dzięki tej krytyce będą się starać.
Wygląda na to, że tym drugim exposé Donald Tusk może powalczyć o drugą szansę - o zaufanie, które po czterech latach stało się tylko przyzwoleniem. Jeśli jednak i tym razem wszystko się rozejdzie po kościach, trudno się spodziewać, by miał szansę na trzecie exposé.