Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Mają prawo bycia na marginesie, a nawet poza nim, ich zdanie nie musi być ważne dla nikogo poza nimi samymi. To daje zupełnie wyjątkowe poczucie wolności. A tak wygląda to w praktyce.
Jest środa przed wielkim świętem beatyfikacji Jana Pawła II. Ale telewizyjny przekaz nie nabrał jeszcze odświętnego charakteru, przeciwnie: odtwarza całodzienne awantury sejmowe. Kolejna wizyta w studio u jednego z najważniejszych redaktorów upływa dwóm politykom na obrzucaniu się najostrzejszymi słowami. Prowokowani przez kolejne pytania gospodarza, nie poruszają żadnego problemu, mówią tylko jeden o drugim. Redaktor wydaje się zadowolony, ale widzowi pozostaje po programie uczucie przygnębienia: po co to było? Wie jednak, że odpowiedzi nie otrzyma.
Nadchodzi czwartek i widz zmienia się w czytelnika. U dołu drugiej strony gazety znajduje tekst, który go zastanawia. Mały, skromną czcionką, ale z sensacyjnym tytułem: "Litwini do Litwinów". Siedmioro intelektualistów, naukowców i twórców, o których dotąd nic nie wiedział (jeden z nich jest nb. zakonnikiem) trudną polszczyzną wyraża głęboki niepokój o relacje polsko-litewskie w swoim kraju, o "stale rosnący radykalizm i podziały". "Zniekształcona wizja przeszłości państwa odrzuca i znieważa wspólne duchowe, polityczne i kulturalne dziedzictwo obu narodów - od bitwy pod Grunwaldem do Konstytucji 3 maja, od Ostrej Bramy po wspólne walki przeciwko wrogom wolności obu narodów, zarówno w 1863 r., jak i w 1989".
Tekst jest apelem do rodaków o podjęcie procesu pojednania, jako oczywistego obowiązku ludzi tej samej wiary. Jest poruszający. Ale skąd się wziął? Dlaczego nie obudził żadnych ech? Co w odpowiedzi mówią (jeśli mówią) litewscy Polacy? I dlaczego obok tego apelu nawet gazeta go przedrukowująca nie spróbowała pokazać czegokolwiek więcej, na przykład rozmowy z którymś z autorów apelu, przybliżając nam genezę i realne perspektywy odzewu?
Tak więc pytam "po co?" i pytam "dlaczego?", wiedząc dobrze, że coraz częściej listy pozostają bez odpowiedzi. To też znak czasu.