Płomienie. Felieton Wojciecha Bonowicza

Rosnące temperatury powietrza i wody, zmieniająca się struktura opadów, zniszczenia powodowane przez przemysł, masową hodowlę, masową wycinkę drzew. Czy jest jakiś sposób na to, żebyśmy nie odwracali wzroku?

25.07.2022

Czyta się kilka minut

Wojciech Bonowicz / fot. Grażyna Makara /
Wojciech Bonowicz / fot. Grażyna Makara /

W południe świat za oknem ma temperaturę zdrowego człowieka. Chwilę później – już gorączkującego. Świat się pali? Niech się pali. Szkoda, że ogień podszedł już tak blisko. Póki był daleko, mogliśmy udawać, że to nie nasza sprawa. Niech gaszą ci, u których płonie. Ale teraz płonie u nas, na naszym kontynencie. Coraz większy. Coraz bliżej.

„Bardzo trudno jest wyjaśnić Europejczykom, że nie przyjeżdżam tu z Australii”, mówił Richard Flanagan na spotkaniu w trakcie tegorocznego Festiwalu Góry Literatury. „Ja przyjeżdżam z Waszej przyszłości. Ale tej przyszłości nie da się przekazać i nie da się w pełni zrozumieć. Dziś rano czytałem o potwornej fali upałów, która dotknęła południe Europy: we Francji, Hiszpanii, Portugalii spłonęło 50 tys. hektarów ziemi i mieszkańcy tych krajów są tym zszokowani. Trzy lata temu w moim kraju spłonęły 24 mln hektarów. To, co spłonęło w Europie, to zaledwie dwie dziesiąte procenta tamtej powierzchni. To, co jest moją teraźniejszością w Australii, jest Waszą przyszłością”.

Scenę, na której odbywało się spotkanie, ustawiono u stóp Zamku Sarny, na wilgotnej, zielonej łące, w otoczeniu drzew. Był rześki, niedzielny wieczór. Temperatura szybko spadała, część osób na leżakach nakryła się kocami, w pewnym momencie musiałem wstać i pójść do samochodu po kurtkę. Słowa australijskiego pisarza, który również siedział na scenie w kurtce, wydawały się w tym otoczeniu trochę nierzeczywiste. Ale były tylko opisem, relacją, nie proroctwem. „Przez ostatnie dni spacerowałem po okolicy, po tutejszych wzgórzach zarośniętych drzewami”, mówił Flanagan. „Te miejsca przypominają mi rejony w Australii, które teraz nawiedzane są przez tornada. Jedna trzecia mojej wyspy, Tasmanii, pokryta jest lasem deszczowym, którego początki sięgają głęboko w dzieje, do czasów, gdy żyły dinozaury. I po raz pierwszy w historii ten las deszczowy wysycha. Pojawiły się gwałtowne burze, których wcześniej nie było, lasy zapalają się od piorunów, a w ogniu giną unikalne gatunki roślin i zwierząt. W Australii przybywa opustoszałych pól, miast i miasteczek, które mają problemy z wodą, regionów, które przestają nadawać się do życia. W mojej najnowszej powieści opisałem coś, co widziałem w swojej ojczyźnie i co obserwuję teraz w Europie – ludzie widzą te zmiany, ale nie pytają: dlaczego? Odwracają wzrok”.

Podobne słowa przestrogi padają od lat z różnych ust. Wiele na ten temat pisał „Tygodnik”: rosnące temperatury powietrza i wody, zmieniająca się struktura opadów, zniszczenia powodowane przez przemysł, masową hodowlę, masową wycinkę drzew. Czy jest jakiś sposób na to, żebyśmy nie odwracali wzroku? Czy jest sposób na poskromienie ludzkiej chciwości? Flanagan nie mówił o wielkich ideach, opowiadał o tym, co dzieje się w jego okolicy. Tego lata sami możemy zobaczyć, jak wyglądają pustynniejące pola i wysychające rzeki. Poszedłem na spacer w stronę malowniczego niegdyś Wodospadu Pośny, który okazał się wąską strugą, niknącą wśród głazów i kamieni. W drodze do Krakowa mijałem kręcące się po rozpalonych polach traktory; wznosiły się za nimi wysokie słupy kurzu, które opadały na drogę, utrudniając jazdę. Temperatura asfaltu zbliżała się do 50 stopni; wyobraziłem sobie, że gdyby ktoś rzucił niedopałek na pobocze, jechalibyśmy w otoczeniu płomieni.

Czy to wciąż lokalny kryzys, czy już początek globalnej katastrofy? Świat za oknem słabnie jak człowiek w gorączce, któremu nie ma kto podać wody. Póki co mamy jeszcze gdzie się schować. Mamy prysznice, lód w działającej lodówce i wiatraki, które poruszają ciężkie, nagrzane powietrze, przynosząc chwilową ulgę. Mam lasy, w których możemy odetchnąć, strumienie, w których możemy zamoczyć stopy, schłodzić głowy. Czy umiemy sobie wyobrazić, że to wszystko stanie się nagle, z dnia na dzień, trudno dostępne lub niedostępne wcale? Nasza wyobraźnia woli się żywić wielkimi, wykreowanymi apokalipsami, niż zatrzymać przy małych końcach świata. Przyjdzie zima, pojawi się pierwszy większy śnieg, a temperatura spadnie do minus 15 i znów w mediach społecznościowych niejeden zażartuje inteligentnie: „Aha, a więc tak wygląda globalne ocieplenie”. Jak blisko musi podejść ogień, żebyśmy go dostrzegli?

Świat się pali, niech się pali? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 31/2022