Platforma nieszczęść

Rozmowa Jarosława Gowina z premierem była kurtuazyjna, bo obaj wiedzieli, czym się skończy. „Tusk był spięty, chciał wybadać, co zrobię” – relacjonował wrażenia ze spotkania zdymisjonowany minister.

04.05.2013

Czyta się kilka minut

Włodzimierz Karpiński, Donald Tusk, Janusz Piechociński, Jacek Rostowski, Jacek Cichocki oraz Jarosław Gowin. 24 kwietnia 2013 r. / Fot. Bartosz Krupa / EAST NEWS
Włodzimierz Karpiński, Donald Tusk, Janusz Piechociński, Jacek Rostowski, Jacek Cichocki oraz Jarosław Gowin. 24 kwietnia 2013 r. / Fot. Bartosz Krupa / EAST NEWS

Ze strony szefa rządu nie było ani zachęt do pozostania w partii, ani namawiania Gowina do startu w wyborach o przywództwo w PO. Premier mówił potem na konferencji, że patrzył w oczy odwoływanego ministra i miał wrażenie, że Gowin jest zupełnie gdzie indziej.

Te same wrażenia były po drugiej stronie stołu.

– Gowin patrzył w oczy Tuska i widział w nich niewypowiedziane głośno pytanie: „I co ty, kurde, kombinujesz, człowieku?” – relacjonuje jeden z konserwatystów z PO.

Z kręgów bliskich premierowi usłyszałem, że dymisja Gowina była przesądzona od wielu tygodni.

– Tusk ma w sobie sportową złość. Wiedzą to wszyscy, którzy go dobrze znają. Realnie poirytowało go stwierdzenie Gowina, że nie może startować w wyborach wewnętrznych w PO, bo jest ministrem. Kiedy Jarek powiedział to po raz pierwszy, dostał sygnał: „Nie rób tego, bo wylecisz”. Ale się nie powstrzymał: powtórzył to znowu i znowu. W końcu Donald stwierdził: „Chce startować? Niech sobie startuje”, i zaczął rozglądać się za nowym ministrem. Słowa o rzekomych niemieckich eksperymentach na zarodkach importowanych z Polski były wygodnym pretekstem – mówi polityk bliski Tuskowi.

DOBRY GOWIN

Jarosławowi Gowinowi ministrowanie bez wątpienia pomogło. Z dość znanego polityka PO, sieroty po POPiS-ie, wewnętrznego kontestatora poczynań Donalda Tuska, stał się graczem pierwszej ligi. Jest rozpoznawalny, pokazał, że potrafi zarządzać trudnym resortem, który dostał, mimo że nie jest prawnikiem. Jako minister wykazał się reformatorskim zacięciem, a jako polityk pokazał, że jest pryncypialny i potrafi zaryzykować stanowisko w obronie poglądów (tak jak przy sprawie in vitro).

Na odejście laurkę Gowinowi sprezentował jego poprzednik Krzysztof Kwiatkowski, który jako szef sejmowej komisji nadzwyczajnej do spraw zmian w kodyfikacjach chwalił dobrą współpracę z resortem.

Dorobek Gowina pozytywnie ocenia także inny pytany przez „Tygodnik” były minister sprawiedliwości, Zbigniew Ćwiąkalski. Profesor prawa i znany adwokat mówi o odwadze i aktywności odwołanego ministra: o deregulacji, otwarciu zawodów, reorganizacji sądów. – Nie ze wszystkimi pomysłami zgadzam się do końca – zastrzega jednak i dodaje, że innym wymiarem jest działalność polityczna rządowego enfant terrible. – Kiedy się jest członkiem rady ministrów, trzeba grać tak, jak nakazuje dyrygent, tymczasem Jarosław Gowin czasami wychodził przed orkiestrę.

LEPSZY TUSK

Pytanie, czy Jarosław Gowin robił to celowo. Być może uznał, że będzie mu łatwiej z rozwiązanymi rękami? Skoro nie zgadzał się z premierem w wielu kwestiach, skoro nie podobało mu się wiele rozwiązań przyjmowanych, a także nieprzyjmowanych przez rząd (wielokrotnie apelował o odważniejsze reformowanie państwa), może wygodniej mu będzie stać z boku i krytykować z pozycji znanego posła, wewnętrznego opozycjonisty? Taki scenariusz wydaje się dla Gowina logiczny. Budowanie konserwatywnej frakcji w Platformie, szykowanie się do wyborów w partii. Starcia z Tuskiem pewnie nie wygra, ale dobry wynik może przenieść go znacznie wyżej w hierarchii politycznej i dać nowe możliwości na przyszłość.

Gowin – jeśli rzeczywiście zorganizuje wokół siebie konserwatystów (a będzie miał na to dużo czasu) – zyska jeszcze jeden atut. To on będzie decydował, czy koalicja PO-PSL ma w Sejmie większość. Tusk będzie musiał się z nim liczyć albo iść po prośbie do Leszka Millera.

Nie będzie to jednak łatwy mecz. Donald Tusk jest graczem bystrym i przebiegłym. Już raz upokorzył Gowina: podczas sporu o in vitro sam zebrał frakcję konserwatywną. Pokazał, że może mieć ona i innych przywódców – jak minister finansów. W rezultacie minister sprawiedliwości, który liczył na poparcie wielu kolegów, pozostał w osamotnieniu.

JESZCZE LEPSZY BIERNACKI

Teraz także premier oddał resort nie byle komu, ale Markowi Biernackiemu.

Polityk PO: – Nie wiem, czy Biernacki miał ochotę przejmować to ministerstwo. Wiem, że odmawiał już kilka razy Tuskowi. Teraz raczej nie mógł tego zrobić.

Biernacki to z jednej strony ideowy konserwatysta, z drugiej człowiek PO. Bardziej urzędnik niż polityk. Ktoś, kto nie lubi wieców i show, a woli po cichu, konsekwentnie i skutecznie, załatwiać sprawy. Pokazywał to wiele razy: jako likwidator majątku PZPR w Gdańsku (jedyny skuteczny wśród likwidatorów), jako minister spraw wewnętrznych w rządzie Buzka (powołał Centralne Biuro Śledcze) czy jako szef komisji śledczej ds. zbadania okoliczności śmierci Krzysztofa Olewnika (jako jedna z nielicznych komisji nie zmieniła się w polityczny kabaret, pracowała zgodnie i merytorycznie). O klasie Biernackiego świadczą jego ostatnie wyniki wyborcze na wybrzeżu: 84 tys. głosów w 2007 r. i 66 tys. w 2011 r.

Konserwatyści nie mają więc prawa kręcić nosem, Tusk zawsze może powiedzieć: „Za Gowina macie Biernackiego, o co wam chodzi?”.

Pomysł rzeczywiście niezły, ale może nie wyjść Tuskowi na zdrowie. Biernacki wzmocni dobre samopoczucie frakcji, zaś Gowin zyska sporo wolnego czasu i okazji do „knucia”. Zwłaszcza że premierowi i jego gabinetowi nie idzie ostatnio najlepiej.

SKWASZONA PLATFORMA

Chwilę przed „ścięciem Gowina” przechadzałem się po Sejmie. Szczerze mówiąc nie pamiętam, kiedy widziałem tak skwaszone miny posłów Platformy. Nie przypominali jeszcze tak niedawno roześmianych, pewnych siebie chłopaków, którzy – jeśli tylko zechcą – wygrywają wszystko, co można.

– I co się u was dzieje? – zagadnąłem jednego z najważniejszych posłów PO.

– No widać chyba co – mruknął w odpowiedzi.

– A dlaczego się tak dzieje?

– Ktoś się musi w końcu zająć partią. Premier nie ma czasu, to jasne. Gorzej, że nie ma także ochoty, by partią zajął się ktoś inny. No i dostajemy po plecach – wyjaśnił.

Liczbę razów można wyliczyć. Przegrane referendum w Elblągu (PO straciła burmistrza i radę miasta, w której miała większość). Odwołanie Mikołaja Budzanowskiego, ministra skarbu, po kompromitującej wpadce premiera, który nie wiedział nic o memorandum gazowym z Rosją. Dymisja, po tekście „Wprost”, wiceministra spraw zagranicznych Janusza Ciska (kandydata PSL), który w mało przejrzysty sposób dzielił pieniądze na Polonię. Można się domyślać, że ta ostatnia rezygnacja wywołała entuzjazm w otoczeniu wpływowego w PO marszałka Senatu Bogdana Borusewicza – środki wcześniej rozdzielał Senat.

PSL trzeszczy w szwach. Nowy prezes partii Janusz Piechociński, który został wicepremierem i ministrem gospodarki – nie dość, że nie ma doświadczenia w administrowaniu, to jeszcze pręży muskuły, by pokazać ludowcom, że jest prawdziwym maczo. Stąd stosunki w koalicji są najgorsze od lat.

Czy się otworzy gazetę, czy włączy się telewizor, o rządzie i Platformie słyszy się tylko źle. Bolesław Piecha (PiS): – Różowe okulary, przez które ludzie patrzyli na Tuska, zdaje się, spadły.

O tak, chyba można zaryzykować stwierdzenie, że zamieniliśmy je na okulary z przyciemnionymi szkłami.

ZWYCIĘSKI PIECHA

Z Piechą spotkałem się nieprzypadkowo, w barku kawowym w Senacie. Były pisowski wiceminister zdrowia, sejmowy fighter partii Jarosława Kaczyńskiego właśnie przenosił się do „izby zadumy” i nie miał zbyt szczęśliwej miny.

– Biurokracja, biurokracja, tonę w setkach papierów – narzekał, odbierając jednocześnie gratulacje z lewa i z prawa.

21 kwietnia Piecha wygrał wybory uzupełniające do Senatu w Rybniku, bijąc na głowę przy okazji kandydata PO. Pozornie ta wiktoria nie miała wielkiego znaczenia. Rybnik? Senat? Jeden fotel? O co kruszyć kopie?

Ale to tylko pozory. Gdy były już znane wyniki wyborów, na komórkę świeżo wybranego senatora zadzwonił wyraźnie ukontentowany Jarosław Kaczyński: – Bolek, gratulacje. Wielka sprawa!

Prezes PiS nie należy do osób szczególnie wylewnych. Wiedział jednak, że choć Piecha w Senacie arytmetycznie zmienia niewiele, to w warstwie emocjonalnej, propagandowej, może być przełomem. Politolog związany z PiS: – Kaczyński nareszcie pokazał, że potrafi wygrywać. Nałożyło się to na wzrost notowań PiS-u, które momentami są wyższe niż Platformy. A także na spadek zaufania do Tuska.

Kaczyński jest politykiem, któremu tradycyjnie wielu Polaków nie ufa, ale rzeczywiście Donald Tusk zbliża się do niego w tych wskaźnikach. Doły partyjne PiS-u się radują, w szeregach mobilizacja i ciche rozmowy o tym, że być może uda się wygrać coś więcej, nawet i władzę.

ODDANY ŚLĄSK

– Po co to Panu było? – zapytałem Piechę.

– Polityk bez szyldu partyjnego to fikcja – tłumaczył. – Odbyliśmy wiele rozmów w PiS-ie. Uznaliśmy, że potrzebne jest nam zwycięstwo, więc musimy wystawić silne nazwisko.

To ciekawe stwierdzenie. Świadczy o tym, że wszystko zostało precyzyjnie zaplanowane i wykonane. Piecha był naturalnym kandydatem – od lat startuje z Rybnika, przez 12 lat był tam lekarzem, potem radnym i dyrektorem szpitala. Ludzie go znają i, jak widać, cenią. Ale na tym nie koniec: partia rzuciła na Śląsk spore siły i środki. Były ulotki, reklamy, wizyty znanych polityków.

Jerzy Polaczek, poseł PiS ze Śląska: – Rzeczywiście, sporo osób zaangażowało się w kampanię. Ale nie ukrywajmy: pomogło nam też lenistwo i ciągłe błędy naszych konkurentów z PO.

– Na przykład?

– Proszę sobie wyobrazić, że na dworcu kolejowym w Rybniku nie można kupić biletu na InterCity. Takiej sytuacji w tym mieście jeszcze nie było. To oczywiście idzie na rachunek rządzących.

Ofensywa PiS-u nie była dla nikogo tajemnicą. Tym bardziej zaskakująca była bierność Platformy. Jeszcze raz politolog związany z partią Jarosława Kaczyńskiego: – Widzieli, że PiS napina się na te wybory, że jest mobilizacja, że na Śląsk idzie kasa i pomysły. Widzieli i nie zrobili nic. Nie mogli nie zdawać sobie sprawy, że polegną. A jednak poszli jak barany na rzeź!

MACIEREWICZ ZNÓW DO SCHOWANIA

Sezon letni w polityce zaczyna się więc wyjątkowo ciekawie. Tusk i Kaczyński są dziś w skrajnie różnych sytuacjach.

PiS nabrało wiatru w żagle i pierwszy raz od lat wierzy, że znów może sięgnąć po władzę.

Jarosław Kaczyński będzie robił wszystko, by wykorzystać ten entuzjazm i punktować błędy zmęczonego Donalda Tuska. Jednym problemem dla niego może być coraz bardziej rozpędzony Antoni Macierewicz i jego coraz bardziej fantastyczne teorie (np. ta dotycząca trzech osób, które przeżyły katastrofę w Smoleńsku, wypuszczona tuż przed rocznicą tragedii).

– Czy Kaczyński boi się Macierewicza? – zapytałem wpływowego polityka PiS.

– Prezes chce go trochę hamować, co mu się zresztą niezbyt udaje. Ale mówić, że się go boi, to przesada.

– Dlaczego?

– Macierewicz dobrze rozbija, ale sam raczej nie zbuduje. Poza tym, jak mógłby skonstruować smoleński ruch wbrew prezesowi?

W PiS zapewniają mnie, że Jarosław Kaczyński nie dzieli partii na wierzących i niewierzących w zamach.

– Ja np. jestem sceptykiem w sprawie wielu teorii głoszonych przez Macierewicza – mówi Piecha.

– I co?

– Powiedziałem to prezesowi, przyjął do wiadomości, żadne szykany mnie nie spotkały.

Jak zwykle w polityce, wiele będzie zależało od słupków. Jeśli PiS-owi nadal będzie rosło, podziały wewnętrzne muszą się zmniejszać. Partia będzie tym bardziej atrakcyjna, im bardziej realne będzie wygranie wyborów.

Plan PiS-u na najbliższe miesiące jest więc prosty. – Wytykanie błędów Tuska i próby destabilizacji wewnętrznej PO – mówi poseł partii Kaczyńskiego. Stąd gromkie okrzyki po dymisji Gowina: „Rząd Tuska to rząd lewacki”.

Oczywiście z czasem PiS stanie przed znanym już z kampanii prezydenckiej dylematem. Chować Smoleńsk i bić się o centrum, czy wciągać Smoleńsk na sztandary (jako sumę błędów Tuska) i ryzykować, że umiarkowani wyborcy się PiS-u wystraszą. Raz już Kaczyński Smoleńsk schował. Przegrał i tłumaczył, że źle mu doradzono, a on sam był na silnych lekach. Jak będzie tym razem?

KACZYŃSKIEGO NA WIERZCHU

Tusk ma dużo więcej kłopotów niż Kaczyński. Musi rządzić i łatać rozklejającą się partię. Czeka go zmiana statutu PO, umożliwiająca wybory powszechne przewodniczącego, czemu po cichu sprzeciwiają się partyjni baronowie. Czeka go walka z frakcjami Schetyny i Gowina.

Przede wszystkim jednak będzie musiał przekonać szeregowych działaczy, że to ciągle on jest gwarantem sukcesu w najbliższych wyborach. Szeregowcy bowiem rozumują prosto. Patrzą na słupki poparcia i liczą, czy wezmą więcej, czy mniej mandatów w swoim okręgu. To jest podstawa do oceny lidera.

Na razie Tusk wyraźnie boi się obiecanego wyjazdu w Polskę, gdzie czeka go spotkanie z niezadowolonymi związkowcami z Solidarności, dowodzonymi przez sprawnego Piotra Dudę. Jego aktywność widać natomiast w pełzającej rekonstrukcji rządu, do którego powołuje silnych zmienników (Jacek Cichocki w KPRM, Bartłomiej Sienkiewicz w MSW, Marek Biernacki w resorcie sprawiedliwości). To jednak nie wystarczy do odwrócenia nastrojów.

Premier musi zrobić coś spektakularnego. Najpewniej będzie to solidna rekonstrukcja rządu, w którym pojawią się pierwszoligowe nazwiska, także z frakcji Grzegorza Schetyny. Być może i samemu Schetynie Tusk będzie musiał złożyć propozycję.

To może jeszcze raz ponieść Tuska. Dla niego ważne jest, by nie wpaść w spiralę niechęci wyborców, co kiedyś dotknęło SLD i AWS. Wtedy czego by nie zrobił i kim by nie straszył, będzie bezradny. Przestanie się podobać i już.

Oczywiście Tusk ma czas: do wyborów jeszcze dwa lata. Ale dziś to Kaczyńskiego jest na wierzchu. A prezes będzie walczył jak lew – dla niego również mogą być to ostatnie wielkie wybory. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2013