Plastikowy pistolet Palikota

Tym razem chmury nad głową Janusza Palikota są prawdziwe. Przekraczanie kolejnych norm obyczajowych kończyło się dotychczas bezskutecznymi ostrzeżeniami dochodzącymi z szeregów PO. Był kłopotliwym dla swojego środowiska politycznego harcownikiem, ale harcował na cudzym podwórku.

31.08.2010

Czyta się kilka minut

To dlatego chęć wyrzucenia go z partii była dotychczas zapewne równoważona refleksją, że dobrze go mieć po swojej stronie. Nowość sytuacji, w której Palikot zapowiedział stworzenie własnej partii, polega na tym, że sam zainteresowany stanął jedną nogą po drugiej stronie.

Dodatkowo nie sprzyjają mu okoliczności: element zagrożenia "kaczyzmem" się wypala, a w szeregach partii nie ma kto go bronić. Bronisław Komorowski, dotychczasowy stronnik, został prezydentem, i wątpliwe, by chciał otwierać pole konfliktu z Donaldem Tuskiem czy Grzegorzem Schetyną. Konflikt tych dwóch ostatnich też mu pewnie nie pomoże - rok temu Tusk chciał go wykorzystać do osłabienia Schetyny w wewnętrznych rozgrywkach. Dziś widać, że było to zadanie poza zasięgiem lubelskiego posła.

Czy w jego zasięgu jest stworzenie własnej, konkurencyjnej dla PO siły politycznej?

Znane idee

Budowanie nowej partii to pasjans, w którym trzeba ułożyć szereg pasujących do siebie kart. Potrzebna jest przede wszystkim społeczna "pasja", wokół której można zbudować poparcie. I choć pojawiła się ona być może w postaci nastrojów antyklerykalnych przy okazji zawirowań wokół krzyża na Krakowskim Przedmieściu, to nie jest przecież niczym w Polsce nowym: nastroje antyklerykalne próbuje od co najmniej dwóch lat wykorzystywać Grzegorz Napieralski. Efekt tej gry to skok poparcia z 11 do 13 proc.

Owszem, polityczny pomysł Palikota to nie nowa partia lewicowa. To raczej projekt formacji liberalnej tak w sferze obyczajowej (związki partnerskie, wyraźniejsze oddzielenie Kościoła od państwa), jak i gospodarczej, ale i tu aż roiło się w ostatnich latach od prób zbudowania czegoś nowego, by wymienić chociażby Andrzeja Olechowskiego z poparciem SD czy próby wskrzeszenia dawnej Unii Wolności pod nowymi szyldami. Zatem ten pomysł to nic nowego, nic, czego nie ćwiczono do tej pory w polskiej polityce.

Pozostaje jeszcze pytanie o wiarygodność Palikota jako głosiciela postulatów liberalnych. Wiceszefa klubu największej polskiej partii wypadałoby zapytać o to, czy może się pochwalić sukcesami, choćby konkretnym urobkiem z komisji Przyjazne Państwo, której przez długi czas szefował. Polityk, który zajmował przez długie miesiące jedną z najważniejszych pozycji w swojej partii, nie może powiedzieć: "Miałem genialne pomysły, ale PO nie zrobiła nic, by je zrealizować".

Polityk Platformy jest człowiekiem majętnym, ale siła i wiarygodność prowadzonych przezeń interesów nie daje mu wielkiego prestiżu. Nie przydają go również ciągnące się za nim sprawy związane z niejasnymi transakcjami w rajach podatkowych. Nawet Andrzej Olechowski, który właśnie poniósł spektakularną porażkę w wyborach prezydenckich, zdaje się być postacią bez porównania bardziej wiarygodną w środowisku przedsiębiorców.

Nieistniejące struktury

Skoro idee nie są nowe, być może Janusz Palikot ma jakieś inne, innowacyjne na polskiej scenie politycznej atuty, które pomogą mu osiągnąć sukces?

Nie należą do nich z pewnością polityczne struktury, armia ludzi, która swoim doświadczeniem wsparłaby nową formację. To kolejny warunek budowania partii politycznej, którego nie sposób spełnić, pojawiając się w programie Moniki Olejnik. Do tego trzeba się napracować, jeżdżąc w setki miejsc w całym kraju. Pytanie, czy Janusz Palikot naprawdę chce gościć 3-4 dni w tygodniu w Biłgoraju, Bolesławcu czy Augustowie? Czy będzie drugim Napieralskim, czy raczej kopią Andrzeja Olechowskiego, który w kampanii wyborczej najwyraźniej uznał, że odwiedzanie miejscowości liczących poniżej pół miliona mieszkańców kłóci się z jego godnością osobistą.

Struktur partyjnych nie da się zbudować ad hoc, organizując casting wśród przypadkowych osób. Tak powstawała Samoobrona, a konsekwencje tej strategii są znane. Samoobrona nie była niczym innym jak inicjatywą zbudowaną wokół jednego, rozpoznawalnego medialnie człowieka, i wokół autentycznych emocji społecznych. Rozbiła się o jakość kadr właśnie, i nie chodzi tylko o jej "kulturowe wyposażenie" - w klubie parlamentarnym "pierwszej" Samoobrony była jedna osoba z wyższym wykształceniem - ale też o wiarygodność ludzi, za którymi ciągnęły się rozmaite afery i podejrzenia. Tacy do każdego castingu zgłaszają się pierwsi.

Z kolei wiara w to, że uda się przeciągnąć na swoją stronę znaczącą część kadr PO, jest wiarą naiwną. Kto opuści partię z poparciem w granicach 40 proc., formację będącą u władzy, która wygrała właśnie wybory prezydenckie i która kontroluje piętnaście na szesnaście sejmików wojewódzkich? Oczywiście, kilka osób zawsze się znajdzie, zresztą taka operacja była jeszcze niedawno przeprowadzana przez Pawła Piskorskiego, ale jej efekt okazał się - jak wiadomo - mniej niż mizerny.

Warto przy tej okazji przypomnieć, że specyfika wyborów parlamentarnych w Polsce jest taka, że budowanie poparcia wśród wyborców opiera się w dużej mierze na partyjnych "naganiaczach". Na wyborczych listach nieprzypadkowo pojawia się wielokrotnie więcej osób niż liczba tych, którzy ostatecznie znajdą się w Sejmie. To osoby, które budują dla partii poparcie w swoich lokalnych środowiskach. I to właśnie stanowi o istocie przewagi formacji zakorzenionych na polskiej scenie politycznej, partii władzy, które pełne są lokalnych działaczy, wójtów, burmistrzów, dyrektorów MOPS, szpitali czy szkół. To osoby z doświadczeniem w działalności publicznej, z określoną społeczną pozycją, związane z partią więzami lojalności, często niestety wynikającej ze służbowej podległości. Nie samymi ideami żyją polskie partie - są bytami napędzanymi środowiskowymi i półprywatnymi powiązaniami, których nie da się zbudować w ciągu kilku miesięcy. Nowy ruch nie bardzo ma czym ich skaperować.

Do stworzenia realnej siły na polskiej scenie politycznej potrzeba szeregu istotnych elementów. Żadnego z tych walorów Janusz Palikot nie posiada, samemu otwierając rankingi braku zaufania do polityków. Nienajlepszym prognostykiem dla jego inicjatywy są też doświadczenia polityków, którzy prób zagospodarowania różnych części sceny politycznej dokonywali przed nim, kierując się samą tylko szczerą chęcią. Przykłady niezbyt zachęcające z ostatnich lat to chociażby porażki Polski XXI, Stronnictwa Demokratycznego czy Centrolewu.

Nowa-stara rzeczywistość

Oczywiście pozostają zdolności nowoczesnego komunikowania się, obecność w mediach, czyli elementy, które zdają się działać na korzyść polityków takich jak Janusz Palikot. Tyle że i tą kartą nie da się grać w pojedynkę. Ten model został już przećwiczony przez Andrzeja Leppera, zakończył się nawet częściowym sukcesem, jednak za inicjatywą Leppera stały nieporównanie silniejsze społeczne emocje. Nie był to jednorazowy happening w rodzaju demonstracji pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu.

Z jednej strony mamy zatem nową rzeczywistość: internet, Facebook, Twitter, z drugiej przykłady - choćby zza oceanu - świadczące o tym, że te elementy tworzą nową jakość. Jednak tylko wsparte silnymi, zakorzenionymi w systemie instytucjami. Nie da się zdobyć władzy bez nich, lecz również nie da się jej też zdobyć tylko dzięki nim. Oczywiście, może się zdarzyć coś takiego jak w Szwecji, gdzie do parlamentu europejskiego - ni stąd, ni zowąd z kilkuprocentowym poparciem - dostała się Partia Piratów, występująca pod hasłem kasacji ochrony intelektualnej w sieci; aczkolwiek wybory w 2011 r. w Polsce nie będą wyborami "o czapkę gruszek", zatem szansa, że ktoś zagłosuje "dla zgrywy", jest niewielka.

Pojawiają się opinie, że zapowiedź stworzenia własnej partii jest tylko próbą podbicia swojej - zagrożonej - pozycji w PO. Jeśli ktoś chce komuś grozić pistoletem, nie może pokazać, że to plastikowa zabawka.

Przed egzekucją

Rzucenie Platformie wyzwania oznacza przede wszystkim sprawdzian siły Janusza Palikota. Jeśli się okaże, że siła jego ruchu społecznego została przeszacowana, nie powinien się spodziewać litości ze strony swoich kolegów. Odbędzie się zapewne w PO egzekucja w iście szlacheckim stylu, który już dawno przeniknął do polskich partii: zdarza się długie tolerowanie warcholstwa - jednak kończy się to w pewnym momencie, zwłaszcza gdy zaczyna dotykać boleśnie własnego środowiska. Wtedy partyjna "szlachta" się skrzykuje, by wyciąć warchołów w pień.

Scenariusz ten jest tym bardziej prawdopodobny, że w przeszłości znacznie bliżsi niż Palikot współpracownicy Donalda Tuska płacili za nadmiar ambicji wysoką cenę - nagle budzili się poza partią. Jak to ujął Piotr Zaremba, ni stąd, ni zowąd wpadała im do wanny suszarka albo zdarzało im się poślizgnąć na mydle.

Bardziej prawdopodobne od tego, że inicjatywa Palikota stworzy nową jakość na polskiej scenie politycznej, jest to, że zejdzie on ze sceny. Dopóki trzyma się razem główny nurt Platformy, polska scena polityczna nie ulegnie większym zmianom z powodu happeningów. Gmach polskiej polityki nie jest wprawdzie zbudowany z tytanu, w który nie można włożyć szpilki, to budowla mocno w niektórych miejscach popękana - jedną z owych szczelin jest przestrzeń między PO a lewicą - tyle że to, czym dysponuje Janusz Palikot, nie jest w stanie tych szczelin rozsadzić.

Wielu wierzy, że żyjemy już w kompletnie innej rzeczywistości. Rzeczywistości, w której da się na Facebooku skrzyknąć trzy miliony głosów i która działa wbrew temu, co wiemy o dotychczasym funkcjonowaniu polityki. Że te miliony ludzi w wyborach powszechnych pójdą zagłosować na znanych sobie tylko z portalu społecznościowego kandydatów. Podobnie przed paru laty wierzono, że cała gospodarka przeniesie się do internetu. Owszem, internet zmienił nasze życie, ale nadal okazuje się, że ludzki dobrobyt opiera się na działaniach w realu, na ropie naftowej, dywanach, meblach i książkach. Dzięki rewolucji informatycznej dostarczyciele takich dóbr zyskują tylko nowe możliwości, ale nie tracą na znaczeniu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2010