Ukryte sprężyny

Słowa byłego szefa UOP Gromosława Czempińskiego, przyznającego się do inspirowania powstania Platformy Obywatelskiej, nie wywołały politycznej ani medialnej burzy. Tymczasem sprawa jest nie tylko ciekawa, ale także ważna.

04.08.2009

Czyta się kilka minut

/rys. Mirosław Owczarek /
/rys. Mirosław Owczarek /

Zaskakujące wyznanie Czempińskiego nie trafiło na listę pytań zadawanych politykom i komentatorom. Nie stało się tematem dociekań dziennikarzy rekonstruujących prawdziwą wersję zdarzeń. Nawet jeżeli uznano ten "news" za próbę manipulacji opinią publiczną oraz chęć zakwestionowania pozycji Donalda Tuska, to powściągliwość mediów jest tu zastanawiająca.

Z bezpieki do elity

W swojej historii międzywojennego dwudziestolecia Stanisław Cat-Mackiewicz jeden z wstępnych rozdziałów poświęcił powiązaniom niejawnym - wyrosłym z niepodległościowych konspiracji początków XX wieku. Świadomie pozostawił otwartą kwestię interpretacji zakresu i prawdziwej roli owych ukrytych sprężyn życia politycznego, tłumacząc się brakiem pewnych czy choćby wiarygodnych danych. Sprawy jednak nie pominął. Wskazał istotny kontekst - zostawiając jego objaśnienie historykom, ale dając też czytelnikowi ważną wskazówkę dotyczącą interpretacji zdarzeń.

Nasze dwudziestolecie 1989-2009 ma inną - ale podobnie istotną - sferę niejawnych oddziaływań. Tyle tylko że korzenie tych związków nie tkwią w niepodległościowych tajnych siatkach, ale oparte są na strukturach służb specjalnych PRL. Zebrane przed laty przez prof. Andrzeja Zybertowicza fakty publicznie znane pozwoliły na sformułowanie przekonującej tezy o tym, że "zasoby dawnych i obecnych służb specjalnych, głównie wojskowych", stanowią jeden z trzech węzłów sieci posiadającej wpływ na bieg zdarzeń w Polsce.

Można zatem bez ryzyka błędu powiedzieć, że zasoby te były jednym z najsilniejszych elementów dawnego systemu, zdolnym do wpływania na zjawiska gospodarcze, polityczne i opinię publiczną. Ludzie związani ze służbami specjalnymi PRL stali się istotną częścią elity Trzeciej Rzeczypospolitej, a w chwili gdy - korzystając z podwójnej władzy SLD - zaczęła się ona przekształcać w oligarchię, odgrywali istotną rolę w kształtowaniu najważniejszych decyzji.

Pęknięta oligarchia

Wbrew jednak wielu komentatorom - postrzegającym "układ" jako względnie jednorodną lub skłonną do kompromisu całość - postawiłbym tezę o tym, że niepowodzenie w tworzeniu systemu oligarchicznego spowodowane było głębokim pęknięciem tworzących go środowisk. Pęknięciem, które wyraźnie dało o sobie znać na przełomie 1995 i 1996 r., gdy minister Milczanowski poinformował prezydenta, a następnie Sejm o podejrzeniach wobec premiera Oleksego, dotyczących współpracy z rosyjskim wywiadem.

Taka bezprecedensowa decyzja ówczesnych władz służb specjalnych i resortu spraw wewnętrznych dowodziła głębokiego podziału w segmencie postkomunistycznym. Rozpracowanie tej sprawy nie było bowiem udziałem ludzi wywodzących się z dawnej opozycji demokratycznej czy ludzi z nowego naboru, ale przede wszystkim - środowiska dawnego wywiadu zagranicznego PRL.

Nie warto w tym miejscu udawać kogoś lepiej poinformowanego - choć w pewnym okresie popularne były tezy o rywalizacji kilku służb (czy też siatek) jako istotnym sporze organizującym życie polityczne Trzeciej Rzeczypospolitej. Rozróżnienie między faktem a pozorem jest trudne, gdy badane przez nas podmioty są zaprawione w dezinformacji i myleniu tropów.

Bezsporne są zatem trzy fakty: w życiu politycznym i gospodarczym po roku 1989 ludzie służb specjalnych PRL odgrywali bardzo ważną, często kluczową rolę. Po drugie - środowisko służb specjalnych było podzielone. Jego istotna część zaangażowała się w walkę z SLD, a inna - postawiła na współpracę z partią postkomunistyczną. Trzeci fakt - ta grupa, do której należał Czempiński, uczestniczyła w najdalej idącej próbie zdezawuowania polityka postkomunistycznego, jaką były oskarżenia w stosunku do Oleksego.

Rozmowy w łazience

Jedną z przyczyn, dla których system oligarchiczny, oparty na wpływach dawnych służb i innych struktur PRL, nie domknął się skutecznie, był opisany wyżej podział, a także - co bardzo ważne - utrzymanie się w życiu publicznym i gospodarczym ludzi związanych ze środowiskiem Czempińskiego.

Po dojściu do władzy Leszka Millera pogłębiły się pęknięcia wewnątrz rodzącej się oligarchii. Rywalizacja między "Małym Pałacem" (Kancelarią Premiera, czyli Leszka Millera) i "Dużym Pałacem" (Kancelarią Prezydenta, czyli Aleksandra Kwaśniewskiego) przybrała wymiary z trudem skrywanej walki o wpływy. Jej przestrzenią był nie tylko SLD czy wspierany przez tę partię rząd, ale także sfera gospodarki, służb specjalnych oraz - o czym dowiedzieliśmy się po aferze Rywina - sfera mediów. Pęknięciom tym towarzyszył coraz niższy poziom wzajemnego zaufania.

Tego zaufania, którego podstawą w latach 90. było silne poczucie zagrożenia. Anegdotyczne rozmowy liderów SLD w łazience przy wtórze spadającej do wanny wody, zagłuszającej najważniejsze tajemnice, są dobrą ilustracją ich ówczesnego samopoczucia. Rok 2001 - moment wielkiego zwycięstwa wyborczego SLD Millera - otwiera jednak całkowicie odmienną perspektywę: szerokich i niekontrolowanych wpływów. Perspektywę atrakcyjnych interesów ekonomicznych, umocnienia pozycji w mediach, a także władzy politycznej na osiem, a może nawet dwanaście lat.

Warto o tym pamiętać, gdy analizuje się wypowiedź Czempińskiego. Wszak powstanie Platformy nie było tylko reakcją na kryzys w Unii Wolności i na słaby wynik Mariana Krzaklewskiego w wyborach prezydenckich 2000 r. Było przede wszystkim reakcją na dominację lewicy, która po zwycięstwie Kwaśniewskiego w pierwszej turze wyborów w 2000 r. wydawała się zmierzać do pierwszego w historii zdobycia bezwzględnej większości w wyborach parlamentarnych 2001 r.

Natura Platformy

Pomysł na "Platformę" był rzeczywiście dość zaskakujący i oryginalny. Zaskakujący dlatego, że powstanie tej partii nie było rezultatem długiej ewolucji sceny politycznej - rysowania się podziałów i nowych powiązań. Tusk nie był entuzjastą prezydenckiej kandydatury Olechowskiego. Maciej Płażyński był potencjalnym kandydatem na objęcie kierownictwa w całej AWS, jedynym poważnym rywalem Krzaklewskiego. Tylko jeden z tych polityków - Donald Tusk - posiadał silniejsze zaplecze kadrowe. Jednak nawet ono nie pozwoliłoby na wystawienie samodzielnej listy wyborczej.

W tej sytuacji w pośpiechu stworzony "tercet" Tusk-Płażyński-Olechowski został uzupełniony pomysłem na swego rodzaju polityczny casting kandydatów do stworzenia parlamentarnej reprezentacji nowej formacji. Idea prawyborów miała bowiem spełnić podwójną funkcję. Stworzyć mechanizm weryfikacji kandydatów i, co ważniejsze, znaleźć odpowiednią grupę ludzi, którzy w pojawieniu się PO dostrzegą dla siebie szansę politycznego awansu.

Mechanizm zadziałał tylko częściowo. Zdecydowano się wesprzeć go dopuszczeniem na listy kandydatów z dwóch istniejących partii - silnej (SKL) i słabszej (UPR), a potem także skorygować część wyników prawyborów decyzjami "wielkiej trójki".

Platforma była zatem zręcznym montażem silnego wizerunku trzech polityków - szczególnie Andrzeja Olechowskiego, który bez wsparcia partyjnego aparatu zdobył w 2000 r.

w wyborach prezydenckich 17,3 proc. głosów - oraz pospiesznego "obywatelskiego castingu", tworzącego zrąb list wyborczych. W warstwie funkcjonalnej Platforma miała być jednak skutecznym przeciwnikiem SLD, zdolnym do odebrania mu głosów i pozbawienia bezwzględnej większości w Sejmie. Ostatecznie - tę drugą funkcję spełniła Samoobrona, rzutem na taśmę odbierając SLD kilka procent głosów.

Tożsamość i funkcjonalność

Natura Platformy nie jest jednak określona do końca przez jej genezę.

Po pierwsze dlatego, że bardzo szybko z partii rządzącej przez "tercet" stała się formacją kierowaną przez jeden ośrodek, zbudowany wokół Donalda Tuska. Po drugie dlatego, że od wybuchu sprawy Rywina SLD przestało być najgroźniejszym przeciwnikiem tej formacji. Najpierw stała się nim - na krótko - Samoobrona, a potem - na długo - Prawo i Sprawiedliwość.

Obecną tożsamość partia zawdzięcza zatem nie idei założycielskiej i nawet nie przekonaniom Donalda Tuska, ale przede wszystkim - głównemu przeciwnikowi. Z okresem założycielskim wiąże ją "funkcjonalność" - niewynikająca z własnych celów, ale przede wszystkim z idei zablokowania najsilniejszego przeciwnika. W tym sensie PO jest swego rodzaju sytuacyjnym konserwatyzmem Trzeciej Rzeczypospolitej, strzegącej istniejące status quo zarówno przed zagrożeniem oligarchicznym (ze strony SLD), jak i egalitarnym (ze strony PiS, LPR i Samoobrony).

To zresztą tłumaczy sens najważniejszej decyzji, podjętej przez władze PO w jej ośmioletniej historii: faktycznego odrzucenia koalicji z PiS w 2005 r. Do motywów psychologicznych, do oporów Tuska przed byciem słabszym partnerem braci Kaczyńskich dołączyć możemy coś nie mniej ważnego: fakt, że strategii PO nie wyznacza - jak to ma miejsce w klasycznych modelach politologicznych - interes partii, jej ideowa pozycja czy oczekiwania wyborców, ale właśnie funkcja tej partii, polegająca na paraliżowaniu polityki stanowiącej zagrożenie dla status quo.

Pozór i istota

Cofnijmy się zatem o kilka lat. W 2003 r.

wielu komentatorów i badaczy stwierdzało, że demokracja w Polsce ma charakter fasadowy, że jest pozorem. Istotę systemu politycznego - skrywanego za tą fasadą - definiowano różnie. Wszystkie definicje brały jednak pod uwagę nadmierne wpływy nieformalnych układów, w tym służb specjalnych PRL. Każdy ślad ich obecności, zwłaszcza deklarowany publicznie i niezakwestionowany - powinien być zatem uważnie analizowany.

Mocna teza o fasadowości wydaje się wątpliwa, ale spełnia ważną funkcję w debacie publicznej. W sposób wyrazisty kwestionuje uproszczony model polityki sprowadzonej do rywalizacji partyjnej. Spór między AWS a SLD czy między PO a PiS nie wyjaśnia bowiem istoty procesu politycznego. Wymienione formacje polityczne agregują występujące interesy i napięcia po to, by poddać je rozstrzygnięciom wyborczym, zamortyzować i częściowo rozładować konflikt. Ale rozstrzygnięcie wyborcze nie jest ostateczne ani nawet przesądzające.

Zwycięstwo PiS w 2005 r. zostało w istotnym stopniu zmarnowane (przez liderów tej formacji) i sparaliżowane (przez PO, jej niedoszłego koalicjanta). Zwycięstwo PO w 2007 r.

doprowadziło do zawieszenia realnych sporów i odłożenia wszelkich istotnych dla kształtu państwa decyzji na później. Jeżeli przyjrzymy się istotnym zaniechaniom i porażkom rządu Millera, to dostrzeżemy, że ostatnim rządem który wprowadził istotne zmiany był gabinet Jerzego Buzka (1997-2001). W interesującym nas tu kontekście można powiedzieć, że realny, ukształtowany w początku transformacji układ elit obronił swe pozycje przed wszelkimi próbami ich naruszania ze strony polityków.

Warunek autentyczności życia publicznego

Maciej Płażyński stwierdza, że "Platformy Obywatelskiej nie założyły służby specjalne", że on sam nie rozmawiał z Gromosławem Czempińskim. Oba stwierdzenia nie oznaczają, że takiej inspiracji - choćby na poziomie idei - nie było. Wszak pomysł utworzenia tej partii na tyle odbiegał od standardów, jakimi posługiwała się ówczesna elita polityczna (przede wszystkim dopuszczając otwarty casting kandydatów), że można było poszukiwać zewnętrznej inspiracji. Inspiracji niekoniecznie ze strony środowiska Czempińskiego, ale także bardzo przytomnych rad byłego premiera Jana Krzysztofa Bieleckiego czy zaangażowanego w proces tworzenia partii, a potem nieobecnego - Jacka Merkla.

Nawet jeżeli Czempiński był tylko jednym z ludzi, którzy odbywali wstępne rozmowy, to jego ostatnia deklaracja, odsłaniająca kulisy powstawania Platformy, w istotny sposób poszerza naszą wiedzę o mechanizmach polityki w Polsce. Pozwala wyjść poza grę pozorów i rozmawiać o tym, co istotne.

Taka naturalna ciekawość i chęć dotarcia do sedna wydarzeń jest fundamentem i warunkiem autentyczności życia publicznego. Sprawa nie powinna więc skończyć się satyrycznym filmikiem opozycji czy kilkoma ostrymi zarzutami, jakie bez wątpienia padną w przyszłej kampanii wyborczej.

RAFAŁ MATYJA jest politologiem i historykiem, wykładowcą Wyższej Szkoły Biznesu w Nowym Sączu. W latach 80. w opozycji (m.in. w Ruchu Młodej Polski). Autor idei "IV Rzeczypospolitej" jako państwa zrywającego ciągłość z praktyką ustrojową PRL nie tylko w sferze symboliki, ale przede wszystkim instytucji i praktyki ustrojowej. Wraz z Rafałem Dutkiewiczem, Janem Rokitą i Kazimierzem M. Ujazdowskim jest twórcą portalu internetowego Polska XXI. Autor wielu publikacji, m.in. "Trzecia Rzeczpospolita - kłopoty z tożsamością", "Państwowość PRL w polskiej refleksji politycznej lat 1956-1980". W czerwcu br. ukazały się: "Konserwatyzm po komunizmie" i "Państwo czyli kłopot".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Politolog, publicysta, wykładowca Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. W wydawnictwie Karakter wydał niedawno książkę „Miejski grunt. 250 lat polskiej gry z nowoczesnością”. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2009