Plagiat na Broad Peak?

Jacek Hugo-Bader, jeden z najbardziej znanych przedstawicieli literatury faktu, objawia zadziwiająco swobodny do faktów stosunek. I równie swobodny do kwestii praw autorskich.

23.06.2014

Czyta się kilka minut

Jacek Hugo-Bader, Warszawa, 2014 r. / Fot. Wojciech Olszanka / EAST NEWS
Jacek Hugo-Bader, Warszawa, 2014 r. / Fot. Wojciech Olszanka / EAST NEWS

Chronologia wydarzeń jest następująca. 5 marca 2013 r. czterej himalaiści – Adam Bielecki, Artur Małek, Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski – jako pierwsi stają zimą na szczycie położonego w Karakorum ośmiotysięcznika Broad Peak. Dwaj ostatni giną. W Polsce wybucha burza, która – z różnym nasileniem – będzie trwała przez niemal rok.

Niecały tydzień po tragedii Jacek Berbeka, brat tragicznie zmarłego w Karakorum himalaisty, zapowiada zorganizowanie wyprawy poszukiwawczej po ciało Macieja oraz Tomasza Kowalskiego. Po kolejnych kilku dniach Jacek Hugo-Bader, znany reporter związany z „Gazetą Wyborczą”, kontaktuje się z Berbeką, prosząc go o przyjęcie w poczet uczestników wyprawy. Chce pisać książkę o Broad Peak. Początkowo spotyka się z odmową, w końcu jednak Berbeka się zgadza.

13 marca w „Tygodniku Powszechnym” (nr 11/2013) pojawia się tekst Bartka Dobrocha „Tryumf i dramat na Broad Peak” – wstępna analiza wydarzeń. Później „Tygodnik” opublikuje jeszcze kilkanaście artykułów poświęconych tragedii w Karakorum, większość naszego wspólnego autorstwa. Teksty te posłużą za punkt wyjścia do napisanej przez nas książki.

Obie pozycje – „Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak” Hugo-Badera (Wydawnictwo Znak) oraz „Broad Peak. Niebo i piekło” (Wydawnictwo Poznańskie) – trafiają do księgarń w maju bieżącego roku. Obie – choć pisane z innego punktu widzenia, mające nieco inny cel, nawet przez czytelników i recenzentów oceniane jako książki z różnych światów – stanowią dla siebie naturalną konkurencję.

Choćby to powinno nas skłonić, by nie zajmować się komentarzami, wywiadami, a nawet recenzjami naszej pracy w wykonaniu Jacka Hugo-Badera.

Sam autor „Długiego filmu o miłości” nie daje nam jednak wyboru.

Temat „nie nasz”

Zacznijmy od sprawy najbardziej błahej. Reporter udzielił niedawno wywiadu portalowi dwutygodnik.com. W rozmowie przeprowadzonej przez Adriana Stachowskiego Hugo-Bader, pytany o wiedzę na temat powstawania konkurencyjnej książki, mówi: „Dowiedziałem się na samym końcu pracy. Moi bohaterowie ukrywali to przede mną. Byłem zdruzgotany, że mi nie powiedzieli. Musieli to wiedzieć. Ja z siebie flaki wypruwałem, a tu się dowiaduję, że ktoś sobie siedzi w Krakowie i pisze książkę o tym samym”, by nieco później stwierdzić, że „oni [czyli my – przyp. BD i PW] nie napisali reportażu, tylko jakąś monografię”.

Pomińmy dość humorystyczne zestawienie – znany reporter jest zdruzgotany powstawaniem konkurencyjnej książki, a jednocześnie nie uważa jej za konkurencyjną – i skupmy się na oryginalnej wykładni pracy reportera.
Nie jest nam znana – ani w prawie prasowym, ani w jakimś niepisanym, dziennikarskim zestawie zachowań zakazanych – zasada mówiąca, by nie podejmować tematów, które podejmuje Jacek Hugo-Bader. Podobnie nieznana nam jest reguła, która nakazywałaby rozmówcom reportera informowanie go o tym, że inni reporterzy przygotowują książkę na ten sam lub podobny temat. Ze słów Hugo-Badera wynika tymczasem dość jasno, że za swoją własność uznał nie tylko temat, ale też opisywanych przez siebie ludzi. Na uwagę prowadzącego wywiad dziennikarza, że druga książka jest „nie do końca o tym samym”, Bader rzuca: „Ma pan rację, ale… są w moim temacie, nie?”.

Trudno powiedzieć, od kiedy Hugo-Bader uznał himalaizm, sukcesy i tragedie wysokogórskie, choćby i same wydarzenia na Broad Peak w 2013 r. za swój temat. Może coś nas ominęło, ale nie przypominamy sobie żadnego reportażu na temat wysokogórski, który autor opublikowałby wprasie, zanim ukazał się w niej pierwszy fragment jego powstającej książki. Ponieważ stało się to niemal rok po tragedii na Broad Peak, można śmiało powiedzieć, że w „temacie Hugo-Badera” było już wtedy co najmniej kilkunastu reporterów i dziennikarzy w Polsce.

To dla nich jest z pewnością przeznaczona ukryta między wierszami wypowiedzi Hugo-Badera dobra rada: zanim podejmiecie jakikolwiek temat, sprawdźcie, czy nie podjął go już, albo nie zamierza podjąć, Jacek Hugo-Bader. Jeśli tak, to wara!

Oświadczenie kolegi

Sprawa nieco poważniejsza dotyczy historii pewnego wywiadu. 19 czerwca 2013 r. w „Tygodniku Powszechnym” (nr 25/2013) ukazuje się rozmowa Mariusza Kargula z Jackiem Hugo-Baderem. Wywiadu Hugo-Bader udzielił wiele dni wcześniej, ale numer „TP” trafia do kiosków, kiedy wyprawa poszukiwawcza z Jackiem Berbeką i Hugo-Baderem jest już w drodze.

W wywiadzie reporter mówi o „amoku”, który prowadzi himalaistów na szczyt i na zatracenie, o Jacku Berbece, że ma nadzieję nie być z nim w namiocie, bo to typ „z piekła rodem”, z kolei o licencji na atakowanie Broad Peak, na której widnieje także K2, mówi: „Chyba chłopaki chcą przy okazji machnąć to K2!”. Słowa reportera docierają do bazy pod Broad Peak i wywołują burzę.
Jej pokłosiem jest wysłane do „TP” – i podpisane przez Jacka Hugo-Badera – oświadczenie, w którym czytamy: „Tu, u podnóża Broad Peak, dowiedziałem się, że w polskim internecie krążą nieprawdziwe informacje na temat wyprawy Jacka Berbeki, w której także biorę udział. Ponieważ te nieprawdziwe, a nawet kłamliwe informacje wiąże się z moim nazwiskiem, oświadczam, że absolutnie jedynym celem wyprawy jest odnalezienie i pochowanie ciał Maćka Berbeki i Tomka Kowalskiego (…). Wywiad, którego przed wyjazdem udzieliłem (…) nie był przeze mnie autoryzowany, stąd zapewne wspomniane przekłamania”.

Autor wywiadu, nieżyjący już dziś Mariusz Kargul, odpowiada na oświadczenie („Dysponuję nagraniem całej, blisko godzinnej rozmowy (…). Fakt nieautoryzowania przez Jacka Hugo-Badera swoich wywiadów jest mi doskonale znany – mimo to otrzymał ode mnie zapis rozmowy”), ale po całej burzy zostaje atmosfera niejednoznaczności – słowo reportera przeciw słowu dziennikarza.

Tak zapewne pozostałoby do dziś, gdyby nie dociekliwość dziennikarza „Dwutygodnika”, który w wywiadzie z Hugo-Baderem wraca do sprawy. „ (...) kiedy przeczyta się tooświadczenie, można odnieść wrażenie, że całą winę zwala Pan na dziennikarza, mówiąc, że w opublikowanym tekście pojawiły się kłamliwe informacje...” – zauważa Stachowski. „Nie użyłem słowa kłamliwe” – odpowiada Hugo-Bader. „Mam je przy sobie” – ripostuje prowadzący wywiad.

„Mówiąc wprost – nie ja napisałem to oświadczenie – przyznaje chwilę później reporter. – Zadzwoniłem do kolegi z redakcji i poprosiłem, by napisał je za mnie. Powiedziałem mu, że zrobiła się taka sytuacja i żeby on załatwił to z »Tygodnikiem«. Żeby to brzydko nie zabrzmiało… (cisza). Nie miałem fizycznej możliwości napisania tego oświadczenia. Nie byłem autorem treści tego, co tam zostało napisane. Nawet tego nie czytałem”.

Podsumujmy: reporter udziela wywiadu, chwilę później się od niego odcina w napisanym przez kolegę oświadczeniu, by po roku odciąć się od oświadczenia (i od kolegi?), którego – jak przyznaje – nawet nie przeczytał.
Z kolei do innego wywiadu Hugo-Badera dla tygołości, a także powiedział: „My wyruszyliśmy 16 czerwca, on – dzień później. Uczynił to z premedytacją. Miał już przygotowany artykuł dla »Tygodnika Powszechnego« i celowo doprowadził do jego publikacji, gdy nas już nie było w kraju”.

Wyjaśniamy: nie chodzi o artykuł, ale o wywiadśp. Mariusza Kargula, a decyzję na temat daty publikacji podjęła – bez żadnych konsultacji z Hugo-Baderem – redakcja „Tygodnika Powszechnego”.

I na koniec krótki cytat. „(…) mój czas jest zbyt cenny, żebym go mitrężył na cudze teksty” – mówi Jacek Hugo-Bader „Dwutygodnikowi”, odpowiadając na pytanie, dlaczego nie autoryzuje wywiadów (w tym wywiadu dla „TP”).
Cytat ten nabiera dodatkowego sensu, gdy odniesiemy go do kolejnego wątku relacji Bader–„Tygodnik”.

Zdania nasze

Do czytania książki Jacka Hugo-Badera przystąpiliśmy trochę z dziennikarskiego obowiązku, trochę z ciekawości. Raczej to drugie: pojawieniem się konkurencyjnego dzieła nie byliśmy ani zdziwieni, ani tym bardziej zdruzgotani. Przeciwnie: dwie książki na temat, którym żyła cała Polska, to żadna klęska urodzaju. Zwłaszcza jeśli ich autorzy – a taki był nasz zamysł (pewnie Jacka Hugo-Badera również) – potraktują wyprawę na Broad Peak jako pretekst do ukazania himalaizmu z jego historycznym, kulturowym, psychologicznym czy sportowym kontekstem.

Zatem ciekawość. Ciekawość z biegiem czasu przechodząca wszak w zdumienie. Zrazu podszyte niepewnością, bo czy dwóch autorów nie mogło wpaść jednocześnie na pomysł, że przedstawiany w książkach Maciej Berbeka to, jak pisał jeden z nas, „jeden z najpełniejszych, ale i najbardziej tragicznych życiorysów górskich, wpisany w typowy dla taterników młodopolski w rodowodzie etos inteligencki i artystyczny” (w książce Hugo-Badera, s. 194: „typowy, tragiczny życiorys młodopolskiego taternika o inteligenckim i artystycznym etosie”)? Pewnie mogło, nawet jeśli teza ta – postawiona w marcu 2013 r. na łamach „TP” – jest dość ryzykowna (Maciej Berbeka wywodził się także z innej tradycji, przewodnickiej i góralskiej, a to właśnie górale współtworzyli w Polsce taternictwo, prowadząc na szczyty młodopolskich intelektualistów i artystów).

Czy dwóch autorów – idąc dalej – nie mogło dotrzeć do tych samych rozmówców, którzy w podobny sposób sportretowali bohatera książki? Dobroch w swoim tekście cytuje Macieja Krupę, dziennikarza i przewodnika, który o swoim nieżyjącym przyjacielu Macieju Berbece mówi: „To był niebywale spokojny człowiek, nie widziałem go nigdy wyprowadzonego z równowagi. Przewodnictwo stało się jego sposobem na życie. Ale miał światy poza górami”. Zaś Hugo-Bader pisze w swojej książce (s. 194), nie powołując się na konkretnego rozmówcę: „(…) uchodził za niebywale spokojnego człowieka. Jego nawet bliscy ludzie nigdy nie widzieli wyprowadzonego z równowagi (…). Jego życiem było przewodnictwo wysokogórskie i służba ratownika w Tatrzańskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym, ale miał także swój świat poza górami”.

W jeszcze innym fragmencie reportażu Dobroch rozmawia z Romanem Mazikiem, lekarzem TOPR i wypraw himalajskich, tak opisującym akcję, w której Denis Urubko pomagał odczuwającemu skutki przebywania na dużej wysokości Marcinowi Kaczkanowi w zejściu z ponad 7000 m podczas zimowej wyprawy na K2 w 2003 r.: „Wtedy on mu ubrał buty, wpiął go do liny, zaczął opuszczać w dół. Sprzyjające było jednak to, że był to pionowy stok”.

Hugo-Bader zamieszcza w swojej książce (s. 254) opis tego wydarzenia niemal tymi samymi słowami: „Denis chorego w tym czasie ubiera, wkłada mu buty, przypina do liny i zaczyna spuszczać w dół. Paradoksalnie, sprzyjało mu to, że był to niemal pionowy stok…”. Dodajmy jeszcze, że dopiero w pracy nad naszą książką zapytaliśmy o tamtą akcję samego Kaczkana, który nieco inaczej zapamiętał sekwencję i szczegóły wydarzeń.

Kolejny fragment dotyczy „narodowości” ośmiotysięczników. „Są szczyty, poprzez tragedie, sukcesy i porażki, nieodłącznie związane ze wspinaczami z konkretnych krajów. Dzieje eksploracji uczyniły z Nanga Parbat górę Niemców, Manaslu rozbudzała emocje i marzenia Japończyków. Najbardziej »polskim« ośmiotysięcznikiem jest Broad Peak” – czytamy w „Tygodniku” w marcu 2013 r., zaś Jacek Hugo-Bader(s. 105) przedstawia sprawę tak: „Są szczyty, których historia podboju łączy się ze wspinaczami z konkretnych krajów. To właśnie tam nazwy tych gór wzbudzają największe emocje. Dzieje eksploracji uczyniły Nanga Parbat górą Niemców, Manaslu najbardziej rozpala Japończyków, a Broad Peak to góra Polaków…”.

Wreszcie ostatni passus.

Pisze Bartek Dobroch w tekście „Tryumf i dramat…”: „W piątek 1 marca, grając w bazowej mesie w szachy, podejmowali decyzję, czy wyruszyć nazajutrz w niepogodzie, czy trzydniową drogę na szczyt zacząć dzień później: w pewniejszych warunkach, ale kosztem rezerwowego dnia dobrej pogody”.

I Jacek Hugo-Bader, w którego książce – dodajmy dla porządku – ani razu nie pada nazwisko autora zamieszczonego w „TP” reportażu: „Kilka dni wcześniej, znając dobrą prognozę pogody na ten i następny dzień, grali w szachy w namiocie bazowej mesy i w pięciu ustalali strategię ataku. Ruszyć natychmiast, w niepogodzie, czy trzydniową drogę na szczyt rozpocząć dzień później, w pewniejszych warunkach, ale kosztem rezerwowego dnia dobrej pogody, czyli środy 6 marca” (s. 67).

Swoboda reportera

Ten tekst – oraz to, co go poprzedziło – jest chyba najbardziej przykrym doświadczeniem w naszej dziennikarskiej pracy. Tym bardziej przykrym, że u źródeł „tematu Broad Peak”jest dramat ludzi, ich pamięć, a także żałoba rodzin.

Nie wchodzimy w intencje autora „Długiego filmu o miłości”. Nie rozstrzygamy zatem, czy „zapożyczone” fragmenty znalazły się w jego książce za sprawą świadomego działania, czy może bałaganiarstwa połączonego z dużym pośpiechem.

Jedno jest pewne: zacytowane fragmenty pokazują swobodny stosunek znanego reportera do kwestii praw autorskich. Podobnie jak jego wypowiedzi pokazują swobodny stosunek do faktów.

A że fragmenty te i fakty dotyczą „Tygodnika”, nas, jego autorów, a także nieżyjącego już autora wywiadu z Hugo-Baderem, uznaliśmy za konieczne je opisać. Pozostawiając oczywiście samemu Jackowi Hugo-Baderowi prawo – jeśli z takiego zechce skorzystać – do wyjaśnienia sprawy na łamach „TP”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz od 2002 r. współpracujący z „Tygodnikiem Powszechnym”, autor reportaży, wywiadów, tekstów specjalistycznych o tematyce kulturalnej, społecznej, międzynarodowej, pisze zarówno o Krakowie, Podhalu, jak i Tybecie; szczególne miejsce w jego… więcej
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2014