Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kowal zaś, który do tej pory nie zgadzał się z Rostkowską, zapowiada, że nie będzie nowego początku. Dodatkowo, była już szefowa partii opowiada o "planie B" - czyli być może o starcie z listy PO - zaś inny lider, Paweł Poncyliusz, mówi, że jeszcze nie stracił wiary w tę organizację, ale co będzie dalej - licho wie...
Łatwo się wyzłośliwiać, bo przecież bezradność grupki polityków, którzy swego czasu zdobyli się na wypowiedzenie posłuszeństwa Jarosławowi Kaczyńskiemu, jest widoczna gołym okiem. Z drugiej strony musi budzić sympatię formacja, która spróbowała wbić klin między PO a PiS, zwolennikom prawicy, których poglądy nie toną we mgle, dać jakiś wybór i przy okazji rzucić Platformie wyzwanie - a nie tylko wyzwiska.
Przed ludźmi PJN trzy drogi - samodzielny start w wyborach, start z list PO i powrót do PiS. Kowal zapowiada to pierwsze, co oznacza honorową walkę. Musi jednak pamiętać, że jako europoseł ma mniej do stracenia. Jeśli szybko nie da swoim ludziom nadziei na sejmowe fotele, szeregi PJN zaczną topnieć. Zwłaszcza jeśli Rostkowska przetrze szlak. Za pójściem do PO stoją wszak logiczne przesłanki - gdy chce się w polityce coś zdziałać, trzeba być w grze.
Wybór Kowala budzi nadzieję, że PJN złapie drugi oddech. Ma on rację, gdy mówi, że sprzeciw wobec PiS to za mało, bo oznacza jedynie kapitulację przed PO. Jeśli jednak rację ma też kojarzony z Rostkowską poseł PJN Filip Libicki, że niebawem partia ta stanie się partią "dziedzictwa Lecha Kaczyńskiego", oznaczać to będzie drogę wprost do kapitulacji wobec PiS.