PiS na drodze do ostatecznej skuteczności

Kontrola nad sądownictwem jest potrzebna politykom po to, by móc zarządzać emocjami i panować nad rozwiązywaniem sporów społecznych.

22.12.2017

Czyta się kilka minut

Protest przed Sądem Okręgowym w Krakowie, 14 grudnia 2017 r. / BEATA ZAWRZEL / NURPHOTO / GETTY IMAGES
Protest przed Sądem Okręgowym w Krakowie, 14 grudnia 2017 r. / BEATA ZAWRZEL / NURPHOTO / GETTY IMAGES

Temat sądownictwa jest zazwyczaj hermetyczny, mało ekscytujący i zbyt abstrakcyjny, by poruszać tłumy. Zakończona niedawno batalia o sądy poruszyła jednak Polaków do tego stopnia, że w liczbie kilkudziesięciu tysięcy wychodzili na ulicę, by bronić sądów przed polityczną agresją przebraną w maskę reformy.

Dlaczego tak się stało? Duża część uczestników protestów zjednoczyła się wokół obrony kwestii podstawowych: szacunku dla zasad zamieszczonych w umowie społecznej, którą zawarliśmy jako obywatele – w Konstytucji. Zasad, które władza polityczna bezpardonowo złamała. Skoro złamała jedne zasady, może złamać i inne.

Ale powodem tak mocnego zaangażowania było także przekonanie, być może nie do końca uświadamiane, że niezależne sądownictwo jest dla zwykłego obywatela bardzo ważne i z tego powodu przejęcie nad nim kontroli przez polityków jest groźne. Tak rzeczywiście jest. Istnieje wiele powodów, dla których sądy stanowią dla polityków szczególnie łakomy kąsek. Powody te są bezpośrednio związane z faktem, że sądownictwo wymyślono, aby rozstrzygać międzyludzkie konflikty. A tam, gdzie rozstrzyga się konflikty, pojawiają się emocje – zarówno te pozytywne, których politycy pragną, jak i negatywne, których boją się jak diabeł święconej wody.

Pierwszy powód, dla którego politycy pożądają kontroli nad sądami, to przydatność podporządkowanego im sądownictwa do ograniczania negatywnych społecznych emocji. Takie emocje są nieuniknione, gdy rozwiązuje się szczególnie kontrowersyjne spory. Dlatego politycy nie kwapią się do jednoznacznego rozwiązywania tych sporów własnymi rękami. Zdecydowanie wolą społeczne gorące kartofle przerzucić w ręce sądów. Zjawisko przesuwania konfliktogennych spraw do ­decyzji sądownictwa­ opisał Daniel Kelemen w książce „Eurolegalism”. Przesuwanie to powoduje „usądowienie” życia publicznego, które najpierw dokonało się w USA, a obecnie dotarło do Europy.

Oddać nie oddając

Także w Polsce doświadczaliśmy tego zjawiska wielokrotnie. Brak całościowej ustawy o reprywatyzacji i pozostawienie rozstrzygania sporów w tym zakresie sądom to jeden przykład. Brak rozstrzygnięcia sprawy kredytów frankowych i oddanie decyzji w tej sprawie sądom (co obwieścił swego czasu Jarosław Kaczyński) to przykład drugi. W obu sprawach mamy do czynienia z ostrym konfliktem wartości: stabilność prawa (ochrona własności, zasada dotrzymywania umów) versus aktualne potrzeby społeczne (sytuacja życiowa lokatorów i kredytobiorców). Jednoznaczne rozwiązanie tego sporu przez polityków na poziomie ustawy jest politycznie ryzykowne, bo zawsze którąś ze stron zaboli. Łatwiej jest więc umyć ręce i oddać inicjatywę sądom.

Ale czy oddać w całości? Silna władza niechętnie pozbywa się inicjatywy. Dlatego najlepszym dla niej rozwiązaniem jest zjeść ciastko i mieć ciastko: powierzyć sprawę sądom, ale tak naprawdę jej nie oddać. Jak to możliwe? Trzeba zapewnić sobie pośrednią kontrolę nad decyzją sądu. Jak atrakcyjna może być to strategia, pokazuje sprawa ostatniego wniosku w sprawie aborcji do Trybunału Konstytucyjnego. Grupa posłów rządzącej większości, która z łatwością mogłaby zmienić ustawę aborcyjną na drodze legislacyjnej, oddaje sprawę do decyzji niewielkiej grupie sędziów konstytucyjnych. Oddaje i nie oddaje: wcześniej większość ta niekonstytucyjnie zapewniła sobie pełną kontrolę nad Trybunałem, może być więc spokojna, że rozstrzygnięcie sprawy będzie zgodne z jej oczekiwaniami. Trudna politycznie kwestia będzie załatwiona, a odium społeczne nie dotknie polityków.


Czytaj także: Marcin Matczak: Niech sędziowie to za nas załatwią, czyli o wniosku setki posłów do Trybunału Konstytycyjnego w sprawie aborcji eugenicznej


Podejście takie z pewnością zostanie wykorzystane także w przypadku sądownictwa powszechnego, obecnie przejmowanego przez władzę polityczną. Dzisiaj słyszymy, że nie wolno nam kwestionować konstytucyjności ustaw uchwalanych przez parlament, bo „tylko Trybunał może stwierdzić niekonstytucyjność”. Jutro możemy usłyszeć, że nie wolno nam kwestionować przestępczych działań policjanta, prokuratora czy innego urzędnika, bo „tylko sąd może stwierdzić ich nielegalność”. Manipulacja ukryta za takim działaniem będzie trudna do ujawnienia. Krytyka działań politycznych dokonywanych za pomocą sądownictwa będzie zawsze krytyką tego sądownictwa, a normalni, inteligentni ludzie mają opór przed atakowaniem sądów. Stąd sprzeciw wobec niegodziwych albo tylko niepopularnych politycznych działań będzie zawsze słabszy, kiedy działań tych dokonuje się za pomocą trzeciej, a nie pierwszej czy drugiej władzy.

Komu nagroda, komu kara

Drugim powodem, dla którego politycy pragną kontroli nad sądami, jest przydatność kontrolowanego politycznie sądownictwa dla rozwiązywania sporów społecznych w sposób powodujący wśród wyborców pozytywne emocje. Przejęcie kontroli nad sądami jest potrzebne politykom, ponieważ ten, kto kontroluje rozwiązywanie sporów, jest dysponentem dóbr i dysponentem zemsty. I hojne dawanie, i surowe karanie od wieków powodują zadowolenie tłumów.

Sprawowany przez sądy wymiar sprawiedliwości dotyczy obu jej wymiarów – dystrybutywnego i retrybutywnego. Sprawiedliwość dystrybutywna koncentruje się na rozdzieleniu dóbr pomiędzy członków społeczeństwa. Chodzi przede wszystkim o dobra materialne, takie jak własność rzeczy czy pieniędzy, a ich rozdzielaniem zajmują się takie dziedziny prawa, jak prawo cywilne, podatkowe czy prawo ubezpieczeń społecznych. Chociaż zasadnicze ustalenia co do tego, jak dystrybuowane i redystrybuowane są dobra, podejmuje się na poziomie ustaw, dużą rolę w tym zakresie odgrywają sądy.

Wynika to z istniejącej w prawoznawstwie dystynkcji pomiędzy prawem w księgach (law on the books) a prawem w działaniu (law in action). Parlament ustanawia pierwsze z nich, ale za kształt drugiego, czyli prawa, z którym bezpośrednio stykają się obywatele, odpowiadają sądy i organy administracji. Doświadczenie uczy, że prawo w działaniu różni się od prawa w księgach. Wynika to z faktu, że aplikacja ogólnego przepisu do konkretnego przypadku może dawać efekt inny, niż zamierzał twórca tego przepisu. I to nie dlatego, że stosujący prawo sędzia wypaczył znaczenie ustanowionego przez parlament przepisu. Sędzia jest odpowiedzialny za stosowanie całego systemu prawa, także konstytucji oraz innych adekwatnych dla danego przypadku przepisów, również tych uchwalonych przez innych prawodawców (np. poprzednie parlamenty). Takie wspólne stosowanie przepisów pochodzących od różnych prawodawców powoduje czasem modyfikację jednego przepisu ze względu na inny. Ona z kolei powoduje, że zamierzenia aktualnego prawodawcy nie zawsze muszą znaleźć odzwierciedlenie w stosowaniu prawa przez sądy.

Ponieważ różnica między prawem w księgach a prawem w działaniu może utrudnić realizację zamiarów politycznych, władza polityczna chce mieć kontrolę nad oboma obszarami – i nad tym, co umieszcza w ustawach, i nad tym, jak te ustawy są w praktyce stosowane. Kontrola nad tym drugim obszarem wymaga kontroli nad sądami. Po jej uzyskaniu zarówno dystrybucja dóbr dokonywana legislacyjnie, jak i ta dokonywana przez sądy będzie się odbywać według jednego standardu – tego, który popiera obecna władza polityczna. Komu będzie chciała odebrać – odbierze, komu będzie chciała dać – da. I nikt takiej dystrybucji nie zakwestionuje, choćby była z gruntu niesprawiedliwa.

Podobnie rzecz się ma z polityczną kontrolą nad wymierzaniem sprawiedliwości retrybutywnej, czyli odpłaty, regulowanej przez prawo karne oraz prawo regulujące odszkodowania za tzw. czyny niedozwolone (szkody na osobie czy mieniu). Także w tym wymiarze kontrola nad stosowaniem prawa jest łakomym kąskiem dla polityków. Po pierwsze, sędzia ma zawsze pewną swobodę w ustaleniu wysokości kary czy odszkodowania. Nacisk polityczny może uczynić wymiar sprawiedliwości retrybutywnej bardziej surowym bądź bardziej łagodnym, w zależności od preferencji władzy. W ten sposób łatwiej kształtować postawy i transmitować via sądy aktualną polityczną aksjologię, np. stosując łagodne kary za palenie kukły Żyda i surowe za nielegalne protestowanie przeciwko takiemu paleniu.

Antidotum na emocje

Oprócz rozdzielania dóbr i odpłacania za zło sądy mają moc kształtowania rzeczywistości społecznej. Mogą być narzędziem polityki rodzinnej, ponieważ to one decydują o rozwodach i alokacji winy pomiędzy małżonków. One decydują o opiece nad dziećmi i o tym, kiedy uznać kogoś za ubezwłasnowolnionego. Mogą być narzędziem polityki kulturalnej i światopoglądowej, ponieważ mogą zakazać dystrybucji książki czy filmu. W ten sposób sądy kontrolowane przez polityków mogą stać się narzędziem zwyczajnej cenzury. A jako narzędzie kształtowania światopoglądu kontrolowane politycznie sądy są szczególnie przydatne tym politykom, którzy mają ciągoty paternalistyczne. Takie sądy poprzez wyroki nakazują ludziom, jak mają żyć. Tego pragnie każda władza, zwłaszcza reprezentująca prawą stronę sceny politycznej.

Rozdawanie dóbr według politycznego klucza oraz karanie za działania, które aktualna władza polityczna potępia, zapewniają skuteczność polityczną. A skuteczność rodzi kolejne pozytywne emocje, które wyborcy wyrażają w akcie wyborczym, popierając skuteczną władzę. Prawo skupione na zapewnianiu skuteczności zapomina jednak o tym, że równie ważną jego funkcją jest ochrona podstawowych wartości, które często skuteczności politycznej stoją na przeszkodzie. Takimi wartościami są prawa i wolności innych ludzi, szczególnie tych niereprezentowanych aktualnie przez większość polityczną. To ich chroni konstytucja i ich powinny chronić niezależne sądy. Gdy tych ostatnich zabraknie, można politycznie zrobić prawie wszystko, np. użyć sądów do zwalczania przeciwników politycznych, do zamykania ust krytykom, do przejmowania przez państwo wartościowych przedsiębiorstw. A takie działania jeszcze bardziej zwiększają skuteczność władzy politycznej.

Sądy naprawdę niezależne są racjonalnym antidotum na emocjonalność polityki. Dlatego pożądana przez polityków władza nad negatywnymi i pozytywnymi emocjami towarzyszącymi rozwiązywaniu społecznych konfliktów jest możliwa tylko wtedy, gdy sądy staną się posłuszne politycznemu nakazowi. Historia uczy nas, że w polityce, jak w życiu, odejście od racjonalności na rzecz emocjonalności kończy się zawsze źle. Trudno mieć nadzieję, że w naszym przypadku będzie inaczej.©

Autor jest prawnikiem, profesorem UW.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Prawnik, profesor Uniwersytetu Warszawskiego i praktykujący radca prawny. Zajmuje się filozofią prawa i teorią interpretacji, a także prawem administracyjnym i konstytucyjnym. Prowadzi blog UR (marcinmatczak.pl), jest autorem książki „Summa iniuria. O błędzie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 1-2/2018