Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jeśli kiedyś naszła nas myśl, żeby zaistnieć bez zbędnego wysiłku, amerykański geniusz trafił w sedno problemu i znalazł genialną receptę. Stajemy się sławni dzięki popularnym produktom i globalnym modelom szczęśliwego życia. Owszem, perfumy w buteleczce Warhola nie są eliksirem nieśmiertelności. Za to świadomość, że takich samych perfum używają gwiazdy z pierwszych stron bulwarówek, daje poczucie spełnienia.
Być jak... To nie współczesność wynalazła pokusę "bycia jak ktoś inny". Jest to pokusa dość stara i dodajmy: nader nieoryginalna. Polega na wytwarzaniu w sobie obrazu fałszywego "ja". Jest to niszczące nas stworzenie iluzji otwarcia się na świat i tego, co on ze sobą niesie. To zdobywanie sukcesu w gruncie rzeczy zamykające nas w świecie własnej, przeklętej samotności. Pokusa szukania poklasku i podobania się wszystkim. Pragnienie działania zgodnie z danymi pochodzącymi z sondaży opinii publicznej i kalkulacjami sukcesu.
Logika Jezusa jest inna i nie polega na proklamacji sukcesu trwającego 15 minut, lecz wieczności. Z takiej perspektywy czytamy Jego twarde słowa wypowiedziane pod adresem "pierwszego papieża": "Zejdź mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz po Bożemu, ale po ludzku". Rzecz jasna Jezus nie Piotra nazywa diabłem, chociaż ten myśli w kategoriach ziemskiego sukcesu. Nie chce nadawać cech demonicznych przejawom naszego słabego, kruchego, niekiedy naiwnego ludzkiego myślenia. Niemniej czasem to nasze ludzkie myślenie potrzebuje egzorcyzmu. Nie musi ów egzorcyzm pochodzić z krzyża Jezusa, ale jest już dany w naszych własnych krzyżach. To one nas oczyszczają. Nie było planem Jezusa uczynić nas sławnymi przez niesienie Jego krzyża. Ale było jego pragnieniem uczynić nas nieśmiertelnymi i sławnymi przez wieczność, dzięki naszym własnym krzyżom.
Gdybyśmy spojrzeli na nasze krzyże codzienne, to pewnie zdumielibyśmy się, jak bardzo zostaliśmy już egzorcyzmowani. Krzyżem samotnej matki wychowującej z trudem i lękiem swojego jedynego syna. Krzyżem zdradzonej żony, usiłującej posklejać swoje życie z okruchów szczęścia. Krzyżem rodziców płaczących po stracie dziecka. Krzyżem człowieka walczącego o dochowanie wierności słowu. Krzyżem kapłana idącego ciemną doliną słabości.
Jednak podejmując nasze krzyże, paradoksalnie znajdujemy nadzieję. Ciemność musi kiedyś zostać zwyciężona przez światło. Smutek zostanie okryty radością. Śmierć przezwyciężona życiem, a nienawiść podbita miłością. Odkrywając sens naszych krzyży, zaczynamy żyć już nie dla kilku minut sławy, ale odkrywamy, że nieskończona wieczność naszego życia już tu jest obecna. Chwała pojawi się choćby za minutę.