Pieniądze to wszystko

To Londyn jest dziś, obok Moskwy, głównym ośrodkiem rosyjskiej korupcji.

10.03.2014

Czyta się kilka minut

„Cena graniczna to 110 dolarów za baryłkę”. Na zdjęciu: baryłki z różnych epok w Muzeum Ropy w Wietze, Niemcy. / Fot. WIKIMEDIA COMMONS
„Cena graniczna to 110 dolarów za baryłkę”. Na zdjęciu: baryłki z różnych epok w Muzeum Ropy w Wietze, Niemcy. / Fot. WIKIMEDIA COMMONS

To był dzień Steve’a Backa – brytyjskiego fotoreportera, znanego ze zdjęć poufnych dokumentów, nonszalancko trzymanych w rękach przez urzędników, którzy odwiedzają premiera Davida Camerona. W miniony poniedziałek, 3 marca, sfotografował on w ten sposób na Downing Street listę dziesięciu wytycznych brytyjskiej polityki w sprawie Ukrainy.

Wielu na Wyspach oburzyła zwłaszcza treść punktu pierwszego. Na zdjęciu, opublikowanym przez dziennik „Guardian”, widać początek zdania: „Na razie nie wspierać sankcji handlowych...”. Oraz jego koniec: „...ani nie zamykać londyńskiego centrum finansowego przed Rosjanami”.

O wpływie City na politykę Foreign Office mówiło się już kilka miesięcy temu, gdy nieprzychylne Brukseli lobby finansowe wspierało Camerona w jego debacie o przyszłości kraju w Unii Europejskiej. Jednak teraz, podczas kryzysu na Krymie, podnoszone są oskarżenia poważniejsze: o brytyjski współudział w rosyjskich mechanizmach korupcyjnych.

ROSSIJSKIJ SITI

Od czasu, gdy osiem lat temu na giełdzie w Londynie zadebiutował Rosneft – naftowy gigant, którego fortuna powstała m.in. na gruzach zniszczonego przez Kreml Jukosu Michaiła Chodorkowskiego – zagrabione przez rosyjską władzę państwowe pieniądze są bez problemu przygarniane przez zachodnie giełdy. Na czele z londyńską, która cieszy się sporą niezależnością od państwa.

Dzieje się tak, mimo iż nawet Centralny Bank Rosji szacuje, że z 56 mld dolarów, które w samym tylko 2012 r. opuściły ten kraj, aż dwie trzecie pochodziło z nielegalnych źródeł, m.in. z łapówek i oszustw podatkowych.

Rosyjskie pieniądze pracują w Londynie dobrze: do sierpnia 2013 r., kiedy opublikowano ostatnie dane, firmy z krajów Wspólnoty Niepodległych Państw (w zdecydowanej większości rosyjskie) zarobiły w City prawie 80 mld dolarów, odpowiadając za jedną piątą wartości wszystkich notowanych na giełdzie aktywów. Nic dziwnego, że Brytyjczycy chuchają i dmuchają na rosyjski rynek: wysłannicy City podróżują po Rosji, organizując, we współpracy z regionalnymi władzami, szkolenia i konferencje dla inwestorów.

SZKOŁA PETERSBURSKA

Mechanizm korupcji na Kremlu wyjaśnia Ben Judah, analityk z European Council on Foreign Relations: – Miliardy dolarów, kradzione z rosyjskiego budżetu i państwowych firm, wyprowadzane są za granicę. Nie do Chin, ani do krajów Zatoki Perskiej, lecz do Londynu, Genewy czy Berlina – mówi „Tygodnikowi”.

Judah uważa, że Władimir Putin ma świadomość, iż w sprawie Ukrainy mierzy się z najsłabszą od pokoleń elitą Zachodu. – Kluczowe dla zrozumienia jego postawy są lata 90., kiedy Putin był zastępcą mera Petersburga. Była to mafijna stolica Rosji. Putin jest przedstawicielem tego pokolenia Rosjan, które najpierw straciło wiarę w socjalizm, a potem w kapitalizm. Teraz zaś wierzy, że na świecie liczą się tylko pieniądze. I że elity Zachodu myślą tak samo – uważa ekspert.

Tymczasem w Moskwie zachodnich polityków – z emfazą mówiących o demokracji i prawach Ukrainy do Krymu, a równocześnie przymykających oko na pochodzenie rosyjskich pieniędzy, które zasilają dotknięte kryzysem gospodarki ich państw – postrzega się jako hipokrytów. „Wzmacniają poczucie bezkarności rosyjskiej elity. Putin ze swoimi kolegami może robić, co chce – na Ukrainie, w Gruzji czy w Wielkiej Brytanii – ponieważ czegokolwiek ludzie Zachodu by nie mówili, ostatecznie wszystkich można kupić” – pisze na łamach „Washington Post” Anne Applebaum.

Z AMERYKĄ NIE MA ŻARTÓW

Europa bogaci się na rosyjskich pieniądzach nie tylko dzięki giełdom.

Zamożni Rosjanie kupują apartamenty na Lazurowym Wybrzeżu i kluby piłkarskie (ostatnio: AS Monaco); posyłają dzieci do szwajcarskich szkół; zarabiają na odsetkach w austriackich bankach. Zaś zachodnie konsorcja zyskują na wojskowych kontraktach: w dniu, w którym władze Autonomicznej Republiki Krymu ogłosiły zamiar przyłączenia półwyspu do Rosji, z portu w Saint-Nazaire wypłynął w próbny rejs nowoczesny helikopterowiec „Władywostok”, zbudowany przez Francję dla rosyjskiej marynarki wojennej w ramach kontraktu wartego 1,6 mld dolarów. Na pokład może on zabrać 750 żołnierzy, 16 śmigłowców bojowych i 60 pojazdów opancerzonych. To nowoczesny okręt wielozadaniowy: połączenie lotniskowca dla helikopterów z transportowcem dla wojsk desantowych.

W porównaniu z krajami Unii Stany Zjednoczone – które pierwsze zapowiedziały wprowadzenie ograniczonych sankcji wobec Rosji – mają znacznie mniej do stracenia. Komentatorzy twierdzą, że Kreml wzbraniał się przed praniem państwowych pieniędzy na Wall Street, mając świadomość, że w Waszyngtonie decyzje o sankcjach gospodarczych podejmuje się szybciej niż w Brukseli. Być może na rosyjskich oligarchów podziałał też odstraszająco przykład Iranu, który Stany zmusiły do negocjacji na temat programu jądrowego właśnie pod presją ekonomiczną.

CENA IMPERIUM: 110 DOLARÓW

Wielu ekonomistów zwraca uwagę, że także rosyjski rynek jest wrażliwy – i na eskalacji konfliktu sporo może stracić. Właściwie: już traci. Sama tylko wypowiedź Putina o możliwości interwencji militarnej na Ukrainie kosztowała Kreml więcej niż igrzyska w Soczi. W ciągu jednego dnia indeks giełdy moskiewskiej spadł o 11 proc., a wartość notowanych na niej firm o 60 mld dolarów.

Także Ben Judah – którego nowa książka o współczesnej Rosji nosi tytuł „Fragile Empire” („Kruche imperium”) – sądzi, że kryzys ukraiński może oznaczać początek końca Putina. – Jego największym zmartwieniem jest dziś cena za baryłkę ropy naftowej. Od niej zależą pensje większości Rosjan. Jeśli zejdzie poniżej 110 dolarów, a towarzyszyć będzie temu gwałtowny spadek wartości rubla, Putin nie będzie w stanie zapłacić wszystkim grupom społecznym, które dotąd przekupywał, aby go wspierały – mówi „Tygodnikowi”.

Czy Zachód skończy wtedy z filozofią „business as usual”? Na razie nic na to nie wskazuje. Na przyszły rok we francuskiej stoczni w Saint-Nazaire zaplanowano chrzest drugiego zbudowanego dla Rosji helikopterowca.

Ma się nazywać „Sewastopol”. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2014