Uwierzcie, że Putin jest słaby

Rosja to kolos na glinianych nogach. Zachód potrzebuje tylko determinacji.

29.09.2014

Czyta się kilka minut

Koszulka z kolekcji powstałej na fali sukcesów po igrzyskach w Soczi. Moskwa, czerwiec 2014 r. / Fot. Sergei Karpukhin / REUTERS / FORUM
Koszulka z kolekcji powstałej na fali sukcesów po igrzyskach w Soczi. Moskwa, czerwiec 2014 r. / Fot. Sergei Karpukhin / REUTERS / FORUM

Międzynarodowe sukcesy prezydenta Rosji biorą się z trzech uzupełniających się źródeł: poparcia ze strony rosyjskiego społeczeństwa, eksportu surowców energetycznych i bierności Zachodu. Jedno jest gwarancją drugiego: Zachód jest bierny, bo potrzebuje rosyjskiej ropy i gazu; pieniądze z surowców pozwalają kupować zadowolenie społeczne; to zaś jest potrzebne do ryzykownej polityki zagranicznej. Koło się zamyka. Wystarczy jednak zatamować jedno z tych źródeł, a sukcesy Putina zwiędną.

We wrześniu Bank of America Merrill Lynch opublikował raport sugerujący, że Amerykanie – samodzielnie lub w sojuszu z Arabią Saudyjską – są w stanie w krótkim czasie doprowadzić do obniżenia ceny ropy do ok. 85 dolarów za baryłkę. Można to osiągnąć dwojako. USA mogłyby wyprzedać część swych rezerw surowca, które w obliczu energetycznej samowystarczalności Ameryki nie są już tak niezbędne – lub też Saudowie mogliby obniżyć cenę ropy zwiększając jej wydobycie (w ten sposób przychody arabskiego państwa by się nie zmniejszyły).

Rosję czekają chude lata

Taki scenariusz byłby katastrofą dla Rosji. Dziś, aby rosyjski budżet się równoważył, ropa powinna kosztować ok. 100 dolarów za baryłkę (a co najmniej ponad 90 dolarów). Takie były niedawne założenia. Wojna z Ukrainą, aneksja Krymu i międzynarodowe sankcje sprawią jednak, że wydatki rosyjskiego budżetu będą znacznie większe. Tylko w tym roku koszt aneksji Krymu sięgnie 5 mld dolarów; także następne lata pochłoną olbrzymie sumy. Już wcześniej gospodarka Krymu była niedochodowa. Po przecięciu tradycyjnych szlaków transportowych koszty utrzymania półwyspu jeszcze wzrosną. Już wiadomo, że pieniądze na Krym powędrują z innych regionów Rosji.

Rosję stać na wielkie wysiłki finansowe, co pokazała olimpiada w Soczi, ale warunkiem jest wysoka cena surowców. Gdy jednak pojawiają się kłopoty finansowe, imperialne aspiracje Moskwy maleją. To m.in. dlatego Kreml przystał na zawieszenie broni na wschodniej Ukrainie, choć jeszcze niedawno Ukraińcy obawiali się, że Putin zamierza siłą wyrąbać „korytarz” prowadzący z Rostowa do Krymu drogą lądową. Jednak Moskwa nie jest w stanie brać na utrzymanie kolejnych ziem i ludzi (cały Donbas to 7 mln mieszkańców). Przewaga militarna – to nie wszystko.

Skarbonka Kremla ma dno i coraz bardziej przekonują się o tym Rosjanie. Aby sfinansować aneksję Krymu, Putin musiał sięgnąć do rezerw budżetowych i składek emerytalnych obywateli. I znów: warunkiem posiadania rezerw są dochody z eksportu surowców. Gdy cena ropy spadnie, rezerwy stopnieją, a obecne nadwyżki budżetowe pozostaną wspomnieniem.

Tymczasem Rosję i jej społeczeństwo czekają i tak chude lata. Przewidywany jest spadek PKB. Międzynarodowe sankcje i nałożone przez Kreml embargo na zachodnie produkty uderzają w Rosjan. Rosyjski ekonomista i wieloletni minister finansów Aleksiej Kudrin wyliczył niedawno, że straty, które poniosła Rosja w wyniku sankcji, przewyższają już ewentualne straty, które kraj poniósłby na skutek stowarzyszenia Ukrainy z Unią Europejską. A więc, gdyby patrzeć kategoriami racjonalno-ekonomicznymi – skórka nie była warta wyprawki. Kudrin uważa, że jedynym sposobem na poprawę sytuacji państwa jest zahamowanie wzrostu wydatków socjalnych. Rzecz w tym, że aby utrzymać zadowolenie społeczne, Kreml nie może rezygnować z tych wydatków.

Rosjanie mają coraz więcej powodów do niezadowolenia. Sankcje i embargo spustoszyły półki sklepowe. Pojawiła się inflacja – znacznie drożeją nie tylko zachodnie smakołyki, bez których przeciętny Rosjanin i tak się obchodził, ale także najczęściej kupowana żywność. Do tego siła nabywcza rubla maleje, co oznacza ubożenie. W połowie września jego kurs względem euro i dolara był tak niski, że zbliżał się do poziomu, który zmuszałby do interwencji Bank Rosji. Znów: by interweniować, trzeba mieć środki.

Putin blefuje

Przedłużający się konflikt z Zachodem grozi recesją w Rosji. I wcale nie jest tak, że posiadająca surowce Rosja jest w stanie sobie poradzić bez pieniędzy z Zachodu. Tak, Zachód potrzebuje rosyjskich surowców. Ale Rosja jeszcze bardziej potrzebuje zachodnich pieniędzy. Moskwa intensywnie szuka innych rynków zbytu – głównie w Azji. Chce sprzedawać surowce Chinom i Indiom. Ale te kontrakty nie są dla Gazpromu specjalnie lukratywne. Zawarcie wiosną tego roku umowy gazowej z Pekinem poprzedziły żmudne negocjacje, w których to Państwo Środka dyktowało warunki. Nieprzypadkowo szef Gazpromu Aleksiej Miller bronił się przed podaniem ceny, za jaką będzie sprzedawać gaz Chińczykom – eksperci oceniają, że jest ona niższa niż ta, za którą gaz kupują Europejczycy.

Ale i tak zanim ruszy eksport gazu do Chin, konieczne są najpierw olbrzymie inwestycje – na rurociąg „Siła Syberii” i gazowy terminal. To stawia opłacalność kontraktu z Chinami pod znakiem zapytania. A pieniędzy na te inwestycje Gazprom nie ma. Jego długi sięgają 50 mld dolarów. Sankcje zablokowały możliwości pozyskiwania nowych kredytów na Zachodzie. Świadczą o tym perypetie Gazpromu z ukończeniem ciągnącej się już latami budowy nowourengojskiego zakładu gazowo-chemicznego. We wrześniu okazało się, że Gazprom nie jest w stanie pozyskać na to 500 mln dolarów kredytów.

Rosjanie zawsze wygrywali na arenie międzynarodowej swoim zdecydowaniem i butą. Nieraz blefowali. Odnosili sukcesy, bo lubujący się w sielankach Zachód nie zawsze miał odwagę powiedzieć: sprawdzam.

Dziś też Putin gra powyżej potencjału Rosji. Jednak chyba zna granice, poza które nie może się posunąć. To dlatego Kreml właściwie nie zareagował na ostatnie sankcje USA – choć początkowo rosyjscy politycy straszyli nawet zamknięciem rosyjskiej przestrzeni powietrznej dla zachodnich linii lotniczych. Zastopowanie walk na Ukrainie było niezbędne z perspektywy Kijowa (porozumienie zawarte w Mińsku nie jest korzystne dla Ukrainy, bo pieczętuje rosyjskie zdobycze w Donbasie). Ale także Rosja musiała poskromić apetyty i nadzieje separatystów. Coraz więcej zabitych rosyjskich żołnierzy – to coraz większe niezadowolenie społeczne.

Co prawda ostatnie demonstracje w Moskwie są na razie bez znaczenia – bo nieliczne i z udziałem głównie inteligencji. Zwykli Rosjanie wciąż marzą o imperium i kochają Putina, bo obiecał je odbudować. Ale te marzenia też mają granice: gdy lodówka jest pusta, a syn wraca z wojska w trumnie, nawet wytrzymały rosyjski naród – który jednak zakosztował prosperity – tego długo nie zniesie.

Putin pręży muskuły. Wydatki na wojsko rosną i zajmują coraz poważniejszą pozycję w budżecie. Tak jakby Kreml chciał przystąpić do kolejnego wyścigu zbrojeń. Z perspektywy krajów bałtyckich czy Polski te informacje muszą niepokoić. Gdyby jednak Zachód był zjednoczony – powodów do obaw nie ma. Nawet przy obecnych oszczędnościach USA i kraje Unii, liczone razem, wydają na zbrojenia wielokrotnie więcej niż Rosja.

I solidarność, i determinacja

Zachód, gdyby chciał, mógłby docisnąć Putina w krótkim czasie. Doprowadzenie do obniżenia cen ropy i ostrzejsze sankcje wywołałyby w Rosji kryzys, z którego obecna władza pewnie nie wyszłaby cało. Bardziej zdecydowane wsparcie dla Ukrainy sprawiłoby, że mogłaby ona rzucić do walki w Donbasie jeszcze większe siły, co kosztowałoby rosyjskie wojska jeszcze więcej ofiar (i pieniędzy). Tymczasem NATO powołało fundusz powierniczy, zasilony kwotą 15 mln euro – to jedna trzecia ceny przyzwoitego wielozadaniowego samolotu...

Skoro to wszystko takie proste, to dlaczego takie trudne? Dociśnięcie Putina oznaczałoby też koszty na Zachodzie. Amerykańscy ekonomiści przyznają, że obniżenie ceny ropy uderzyłoby w firmy wydobywające ten surowiec z łupków w USA – jej wydobycie przestałoby być opłacalne. Uderzyłoby też w Iran, co mogłoby pchnąć go ku Moskwie (ale, z drugiej strony, zmalałaby liczba chętnych na nielegalny import ropy od dżihadystów z Państwa Islamskiego). Być może dlatego na ostatniej sesji ONZ Barack Obama deklarował zniesienie sankcji, „jeśli Rosja wejdzie na drogę pokoju”. Sęk w tym, że to może być pokój zadowalający mocarstwa, ale kosztowny dla najbliższego otoczenia Rosji.

Swoją cenę musiałaby też zapłacić Unia Europejska. Tymczasem już dziś słychać narzekania na sankcje – ze strony Czechów albo Węgrów i ich premiera, tak hołubionego przez polską prawicę Viktora Orbána. Także w Polsce niezadowolenia z sankcji nie kryli eksporterzy. Nie mówiąc już o przemyśle niemieckim, włoskim, francuskim.

Z rosyjskim embargiem da się jednak żyć. Udowodnili to producenci polskiego mięsa, którzy przed laty zdołali znaleźć inne rynki zbytu. Ostatnio maleńka Mołdawia, obłożona w lipcu rosyjskim embargiem m.in. na owoce, pokazała, jak sobie radzić. Eksport jabłek z Mołdawii wcale się nie zmniejszył dzięki... ponad 20-krotnemu zwiększeniu eksportu owoców na Białoruś, która w najlepsze reeksportuje owoce do Rosji.

Putin nie wykarmi też Rosjan surowcami, musi je sprzedać, oraz kupować gdzieś żywność i inne produkty, bo Rosja nie jest w stanie zaspokoić swych potrzeb konsumpcyjnych. Kupowanie ich gdzie indziej niż w Europie się nie opłaca. Zdecydowana i solidarna postawa USA i Europy może więc na dłuższą metę zaowocować bardziej miękkim stanowiskiem Rosji w kwestiach handlowych.

Rolą mężów stanu jest przedkładanie nadrzędnego interesu ponad doraźne korzyści. Takim interesem jest dziś bezpieczeństwo Europy i perspektywa jej rozszerzenia (w różnoraki sposób) na wschód. Na przeszkodzie stoi Władimir Putin (bo przecież nie wszyscy Rosjanie). Powstrzymanie go wymaga od Zachodu solidarności i zdecydowania. Przekonać ich do tego – to będzie wkrótce jednym z zadań Donalda Tuska.


Autor jest redaktorem „Nowej Europy Wschodniej” i publicystą „Tygodnika”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2014