Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To pierwsze szkockie miasteczko, do którego wjeżdżamy po opuszczeniu Anglii. Jednak gdyby nie szkockie, błękitno-białe flagi, granicę między tymi dwiema z czterech krain, które tworzą Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, łatwo można by przeoczyć.
Kiedyś było inaczej, a granica była bardzo ważna – zwłaszcza dla zakochanych. W Anglii od 1754 r., aby wziąć ślub, trzeba było mieć ukończone 21 lat lub zgodę rodziców. Szansę dla zdeterminowanych, którzy chcieli wstąpić w związek małżeński na przekór światu (i rodzicom), oferowała Szkocja – ze znacznie bardziej liberalnym pod tym względem prawem. A konkretnie: pierwsza wioska po szkockiej stronie, czyli właśnie Gretna Green. Tu swoje kroki narzeczeni kierowali zwykle do miejscowego kowala, który mógł udzielać ślubów; potrzebni byli tylko dwaj świadkowie.
Prawo się zmieniło, czasy też, ale wioska nadal słynie z zawieranych tu romantycznych ślubów. Miejscowa kuźnia odwiedzana jest masowo przez turystów, a wokół niej wyrosły sklepy z whisky i tartanem oraz hotel dla nowożeńców i potężny turystyczny biznes.
O tym, jak daleko trafia sława Gretna Green, mogą świadczyć napisy informacyjne nawet po chińsku („Proszę płacić w kasie”), wywieszone w sklepie przy kuźni. Na parking podjeżdżają kolejne autobusy. Turyści słuchają gry dudziarza w kilcie. Niektórzy próbują się odnaleźć w specjalnym labiryncie zakochanych.
Pogoda jest piękna, nic nie zakłóca sielanki późnego lata. I nikt pewnie nie zaprząta sobie głowy myślą, że granica angielsko-szkocka mogłaby powrócić.
CZYTAJ TAKŻE
AIN MACWHIRTER, szkocki komentator i autor książki „Disunited kingdom” (Podzielone Królestwo): Rozwiązaniem dla Szkocji i dla przyszłości Wielkiej Brytanii mógłby być federalizm. Problem w tym, że Anglia nie jest zainteresowana federacją.
W szkockiej stolicy, Edynburgu, jest podobnie: tłumy turystów walczące o dobre ujęcie do selfie, najlepiej z zamkiem i dudziarzem w tle. Na liście miejsc do odwiedzenia jest też Muzeum Narodowe Szkocji. W imponującym wiktoriańskim budynku i jego nowoczesnej części prezentowane są wystawy czasowe. Jak wystawa „Dzika i Majestatyczna”, mierząca się z romantycznym mitem Szkocji, który zakorzenił się w świecie. Jest też stała wystawa o historii Szkocji od czasów najdawniejszych.
Na ostatnim piętrze wkraczamy do galerii „Szkocja: zmieniający się naród”. Pokazuje ona przemiany społeczne w XX w. Jest też wideo „Jeden naród, pięć milionów głosów”. Kilkadziesiąt osób różnego pochodzenia i rasy, mieszkających w Szkocji, mówi o tym, co to znaczy być Szkotem. Niektórzy po angielsku, niektórzy w języku gaelickim.
Jacy są więc, według nich, Szkoci? Tolerancyjni, o wielkim sercu, gościnni, przyjaźni i dynamiczni. A także uparci i bezpośredni – powiedzą ci prawdę, czy się to komuś podoba czy też nie. Taka szczerość na granicy okrucieństwa. Dalej: dla jednych Szkoci to urodzeni pesymiści, dla innych – najszczęśliwsi ludzie na świecie.
Odpowiedzi są różne, tak jak ludzie i ich doświadczenia. Podobnie jak przy pytaniach o tożsamość – większość powie: szkocka. Ktoś inny: europejska. Jeszcze ktoś inny powie: „Jestem Gaelem”. Jedna z kobiet zadeklaruje się jako Etiopka i Szkotka równocześnie.
Szkoci najwyraźniej są różni, a Szkocja (mająca obecnie status autonomii, z własnym lokalnym parlamentem i rządem) stale się zmienia. Brexit tylko przyspiesza te zmiany w kraju, gdzie w referendum w 2016 r. niemal dwie trzecie głosujących opowiedziało się za pozostaniem w Unii Europejskiej. Brexit wymusza namysł nad sobą, a także deklaracje – o tożsamości i poglądach. W ten sposób, za sprawą dynamiki zdarzeń i decyzji, podejmowanych również w tych dniach setki kilometrów stąd, definiuje się na nowo kraj i jego obywatele.
A dokąd to zaprowadzi? Zobaczymy już wkrótce. Z sondaży wynika, że rośnie liczba zwolenników niepodległości, czyli zerwania więzi ze Zjednoczonym Królestwem. Choć to, na razie, tylko sondaże. ©℗