Pełne zanurzenie

MACIEJ PŁAZA, pisarz: Dziś chasydyzm uważa się za ultrakonserwatywny odłam judaizmu, ale kiedyś miał potencjał wywrotowy i traktowany był przez tradycyjny judaizm niemal jak herezja.

12.04.2021

Czyta się kilka minut

Maciej Płaza, Poznań, 2016 r. /  / MAREK ZAKRZEWSKI DLA „TP”
Maciej Płaza, Poznań, 2016 r. / / MAREK ZAKRZEWSKI DLA „TP”

MICHAŁ SOWIŃSKI: Jesteś pisarzem niedzisiejszym?

MACIEJ PŁAZA: Niektórzy tak twierdzą. Próbuję wskrzesić i zrehabilitować dawne style i języki, ale też związane z nimi konwencje opowiadania. Gdy opisuję jakiś wycinek minionego świata – jego kulturę, geografię i socjologię – przy okazji zgłębiam materię językową, z której był zrobiony. Nie umiem inaczej.

Twój debiutancki „Skoruń” to była rzeczywistość polskiej wsi z lat 80.

Czyli przeszłość nie aż tak odległa, bo sam ją dobrze pamiętam. Wybrałem stylistykę gawędy ludowej, zapośredniczonej nieco przez literaturę chłopską lat 60. i 70. Na początku ciężko mi się pisało, długo szukałem drogi dojścia do tamtego świata. Dopiero gdy dobrze się wsłuchałem w jego język, opowieść ruszyła z miejsca.

Mówisz wymarłymi językami?

Raczej prowadzę z nimi świadomy dialog.

Chodzi o szacunek?

Tak właśnie, nie uciekam od tego słowa. Do spuścizny minionych epok podchodzę sektorowo – wycinek, który mnie interesuje, zgłębiam, jak tylko mogę, starając się uczciwie go zrekonstruować. Oczywiście przy pomocy literatury. Na materiał swojej prozy wybieram mikrokosmosy, wobec których nie czuję potrzeby gestów wywrotowych.

Teraz w „Golemie” wskrzeszasz rzeczywistość kresowego sztetla z początku XX wieku. To szczególnie trudny temat – z jednej strony retroaktywna świadomość Zagłady, z drugiej olbrzymie archiwum pamięci.

Dlatego pisałem bardzo ostrożnie, przede wszystkim starannie dobierając język. Zależało mi bardzo, żeby uniknąć już skonwencjonalizowanych, a czasem wręcz skompromitowanych sposobów mówienia o żydowskości.

Czyli?

Na przykład naśladowania żydowskiej składni czy intonacji w dialogach. Wielokrotnie i skrupulatnie przeglądałem swój tekst pod tym kątem. I nie chodzi mi oczywiście o świadomy antysemityzm, bo chyba o to nikt by mnie nie posądzał. Mówię raczej o odruchowej stereotypizacji, która przecież nie jest tym samym, co użycie określonej konwencji literackiej.

Powieść kończy się słowami carskiego oficera: „Dajecie sobie radę, Żydzi”.

Z perspektywy czytelnika wybrzmiewa w tym gorzka ironia, ale zależało mi na tym, żeby na fabularnym horyzoncie nie było jeszcze widać zbierających się ciemnych chmur XX wieku. Nawet niekoniecznie Holokaustu, ale już I wojny światowej, która, szczególnie na terenie ­Cesarstwa Rosyjskiego i Galicji, spustoszyła świat sztetli. „Golem” to nie lament nad światem bezpowrotnie spalonym i pogrzebanym, tylko próba wskrzeszenia go, zatrzymania w kadrze.

Jak się wchodzi w taki świat?

Barierą była oczywiście wiedza, którą musiałem posiąść. Przeczytałem o świecie sztetli i w ogóle kulturze żydowskiej tyle, ile tylko dałem radę. Bez tego nie byłbym w stanie go poczuć i rozgryźć. Poczynając od samego języka i słów, które na początku brzmiały dla mnie obco, a teraz pewnie będą sprawiać trudność czytelnikom „Golema”, aż na zawiłych i niezwykle subtelnych wątkach żydowskiej mistyki kończąc.

Nauczyłeś się sztetla?

Raczej nasiąkłem nim w trakcie lektur. Potem, już w trakcie pisania, po prostu wiedziałem, jak go odtworzyć. Trwało to kilkanaście miesięcy. W tym czasie nie czytałem niczego spoza tematyki żydowskiej. Oglądałem filmy, albumy i wystawy. Słuchałem też najróżniejszych odmian muzyki żydowskiej. Pełne zanurzenie.

W pewnym sensie przetłumaczyłem moją powieść z jidysz, choć znam z niego jedynie kilkadziesiąt słów i wyrażeń. A przecież moi bohaterowie musieli rozmawiać ze sobą w tym języku. Co więcej, narrator zbiorowy powieści również nie wykracza poza tę zamkniętą wspólnotę. To stuprocentowy Żyd i nie bardzo interesuje się tym, co dzieje się poza jego sztetlem.

To jak sobie z tym poradziłeś?

Co do samego mechanizmu międzykulturowej translacji, wzorami byli dla mnie pisarze, którzy o świecie sztetla pisali w jidysz, a potem przekładano ich na polski – choćby bracia Singerowie, Icchok Perec, Szolem Alejchem czy Szalom Asz. W ten sposób mogłem śledzić poszczególne wybory podejmowane przez tłumaczy, którzy często wyciągali pomocną dłoń do polskich czytelników – robili przypisy, układali słowniczki, ale też dokonywali zabiegów językowych w samym tekście. Bardzo pouczająca była lektura Juliana Stryjkowskiego, który stworzył oryginalną żydowską polszczyznę literacką, nasyconą jidyszyzmami i hebraizmami, ale pozbawioną egzotyzacji. Nie ma u niego typowych żetonów językowych używanych przez polskich autorów, piszących o świecie żydowskim z zewnątrz.

Budujesz panoramę społeczną sztetla, w której pojawiają się jednak elementy magiczne. Po co Ci właściwie ten golem?

To on był pierwszy i tylko dzięki niemu trafiłem do sztetla. Na początku planowałem jedynie niewielkie opowiadanie o golemie. Chciałem dotrzeć do źródeł legendy, odrzeć ją z ezoterycznego płaszcza. Kusiło mnie, by pociągnąć dalej kanoniczną tradycję, tę rozbudowywaną w kulturze żydowskiej przez wieki. Opowieści o golemie mają wiele wariantów i ewoluowały w najróżniejsze strony. Zafascynował mnie ten labirynt sensów i znaczeń.

Co można w nim znaleźć?

W świecie nieżydowskim postać golema jest dziś interpretowana jako symbol nieposłuszeństwa i buntu sztucznej istoty przeciw człowiekowi, w żydowskim zaś jako nadprzyrodzony obrońca prześladowanych Żydów. Wzięło się to z legendy o Jehudzie Löwie ben Becalelu, zwanym Maharalem. Był to naczelny rabin Pragi z XVI wieku, któremu później, jak zresztą wielu innym wybitnym żydowskim uczonym i kabalistom, przypisywano stworzenie golema. Jednak w przypadku Maharala wątek ten pojawił się dopiero na przełomie XIX i XX wieku, i to w środowisku warszawskim.

W tym czasie na terenie Cesarstwa Rosyjskiego, w tym także na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej zabranych podczas zaborów, szerzyły się pogromy. Żydom potrzebna była opowieść ku pokrzepieniu serc. Nie przypadkiem legenda była tak popularna w sztetlach przełomu XIX i XX wieku – to właśnie tam Żydzi żyli w ciągłym zagrożeniu. Mój golem najwyraźniej uznał, że to jest właściwe dla niego miejsce, i zaprowadził mnie tam. Jednak ulga, którą przynosi jego interwencja, jest chwilowa, bo też nie gości on w tym świecie długo.

W powieści są jakby dwa golemy – zanim pojawi się ten z legend, do sztetla przybywa Rafael, kulejący olbrzym i niemowa, który próbuje pomagać mieszkańcom.

Jego też ulepiłem z różnych tradycji. Golem w apokryficznej opowieści o rabinie Maharalu traktowany jest jak sługa – nosi wodę, pomaga w polu, ale też przeżywa, na ile jest to dla niego możliwe, egzystencjalne rozterki. Nie rozumie, kim jest ani w jakim świecie przyszło mu żyć, ale stara się wypełnić powierzoną mu ­misję.

Rafael to także heretyk – trochę szaleniec, trochę święty – który burzy zinstytucjonalizowany porządek sztetlowej metafizyki.

Rafael uosabia kilka postaci archetypicznych dla żydowskiej wyobraźni religijnej. Może być mesjaszem. Niewykluczone też, że jest jednym z trzydziestu sprawiedliwych, którzy w każdym pokoleniu krążą nierozpoznani po świecie. Do tej roli bez wątpienia by pasował, bo jest, jak wymaga tego tradycja, człowiekiem niepozornym: skromnym, kalekim i ubogim. Niektórzy, szczególnie chasydzi, zapewne podejrzewają, że może być właśnie golemem – ułomnym stworem, który uciekł swojemu panu i teraz błąka się po świecie. Jego tożsamość jest niejasna, pełno tu domysłów i niedopowiedzeń. Każdy widzi w nim tego, kogo chce zobaczyć. Dlatego udaje mu się znaleźć miejsce w sztetlowej wspólnocie.

Wyraźnie widać też pęknięcie na tradycyjny rabinizm i chasydyzm.

Akcja powieści dzieje się w miasteczku chasydzkim, jakich pełno było wówczas na terenach Ukrainy, Podola i Wołynia, także Galicji. Dziś chasydyzm uważa się za ultrakonserwatywny odłam judaizmu, ale wtedy miał potencjał wywrotowy i przez tradycyjny, rabiniczny judaizm był traktowany niemal jako herezja. Chasydzi przywiązywali mniejszą wagę do litery prawa i studiowania Tory, a większą do mistycyzmu, czyli indywidualnego kontaktu z Bogiem. Swoją radością i ekstatycznością doprowadzali rabinów do szału. Często wręcz celowo ich prowokowali, na przykład ostentacyjnym paleniem fajki w szabas. ­Konflikt między judaizmem talmudycznym a chasydzkim był niezwykle silny wśród wschodnioeuropejskich Żydów aż do Zagłady.

Ostry spór na tym tle pojawia się także w „Golemie”.

Jednym z poważniejszych zarzutów wobec chasydów było zaniedbywanie rodzin. Chasydyzm był czymś w rodzaju męskiego bractwa, w których zawiązywano bardzo silne relacje. Chasydzi pielgrzymowali do swoich cadyków, przesiadywali w besmedryszach, gdzie nie tylko modlili się, ale pili gorzałkę i filozofowali. To wszystko działo się często kosztem ich rodzin, dla których już nie mieli czasu. Można o tym przeczytać w literaturze pięknej, ale też w pamiętnikach, np. wydanych niedawno po polsku wspomnieniach Jecheskiela Kotika, ukraińskiego Żyda żyjącego w drugiej połowie XIX wieku, który został przez ojca wychowany na chasyda, ale odszedł od chasydyzmu właśnie ze względów rodzinnych.

Mieszkańcy sztetli, choć mówimy tu o wschodnich rubieżach Europy sprzed ponad wieku, żyją w kulturze pisma. Niby oczywiste, bo to trzon wszystkich odmian judaizmu, ale jednak wciąż zaskakujące.

To prawda, wszyscy Żydzi umieli czytać i pisać, przynajmniej w podstawowym stopniu, mimo że przecież była to epoka powszechnego analfabetyzmu na prowincji. Oczywiście ludzi dobrze obeznanych ze świętymi tekstami i prawem żydowskim, całą tą wielowiekową tradycją, było niewielu, ale w uniwersum pisma i języka zanurzeni byli niemal wszyscy. Wyrafinowany i złożony system żydowskiego prawa i kultury był na tyle spójny i rozbudowany, że pozwalał całościowo poznać świat. Nie chodzi oczywiście o poznanie w rozumieniu zachodniego paradygmatu naukowego, ale o system metafizyczny na tyle gęsto oplatający całą rzeczywistość, że w jego ramach można w satysfakcjonujący sposób zrozumieć wszystko, co ważne.

Zdumiewające jest też to, że światy sztetla i polskiego miasteczka do końca były zupełnie rozłączne. Dziś w naszej kulturze ciężko znaleźć nawet ślady tamtego uniwersum.

Żydzi i Polacy żyli ze sobą blisko, powiązani rozmaitymi relacjami, ale zarazem robili wiele, żeby nie mieć ze sobą nic wspólnego. W pamiętnikach i wspomnieniach żydowskich z przełomu XIX i XX wieku o Polakach właściwie się nie pisze. Podobnie w polskiej literaturze – gdy pojawiają się w niej Żydzi, to zwykle jako postaci nikczemne i odrażające. Ostatnio przeczytałem sobie po latach „Przedwiośnie” Żeromskiego i byłem zszokowany: opis warszawskich Nalewek jest przepełniony obrzydzeniem typowym dla organicznego antysemity. Lepsza już jest ta wzajemna niewidzialność.

Wróćmy do golema – a konkretniej tego, z czego jest zrobiony. To połączenie pierwotnej materii i czystej metafizyki.

Dlatego golem jest wspaniałą figurą człowieczeństwa. Z jednej strony wyraźnie unaocznia materialność stworzenia, i to bardzo dosłownie – golem, podobnie jak człowiek, powstaje z gliny. Zarazem jest to istota powołana do życia za sprawą wiedzy kabalistycznej, czyli głębokiej mistyki.

Golem to zwierciadło, w którym człowiek może się przejrzeć?

Owszem, pytanie tylko, co zobaczy. Gdy ostatnio rozmawialiśmy z Piotrem Pazińskim, spieraliśmy się o ogólną kondycję golema. Piotr interpretuje takie postacie – golemy, lalki, manekiny – jako metaforyczny dowód na ułomność bytu i fundamentalną, immanentną niedoskonałość każdego stworzenia.

Ty nie idziesz tak daleko.

Zatrzymuję się na stwierdzeniu, że to świetna figura człowieczeństwa. Akt powołania do życia golema jest niezwykle doniosły, to przecież powtórzenie boskiego gestu stworzenia. Kto stwarza golema, niejako podsuwa sobie dowód na to, że życie nie powstało przypadkowo, tylko jest świadomym aktem woli istoty wyższej. Nawet jeśli człowiek nie jest w stanie zrozumieć jej motywacji.

Czyli daje nadzieję?

W religijnej interpretacji – moim zdaniem tak. Ale zarazem golem wzbudza w nas egzystencjalny lęk, trwogę istnienia. Wedle tradycji można go przecież jednym gestem obrócić w nicość.

Rodzi się dzięki słowu, z porządku logosu. Nawet jeśli ktoś przyjmuje niereligijny, agnostyczny pogląd na świat, mit o golemie może ochronić przed wpadnięciem w pustkę nihilizmu. Golem potrafi zapytać, podobnie jak my sami, skąd się wzięliśmy. A możliwość zadania tego pytania ma doniosłe znaczenie filozoficzne i egzystencjalne, nawet jeżeli nigdy nie będziemy w stanie poznać na nie odpowiedzi.

Golem jest pierwowzorem dla wielu późniejszych pozaludzkich świadomości, szczególnie w prozie i filmach science fiction.

Legenda o golemie powstała już w bardzo wczesnym średniowieczu i jej długowieczność dowodzi, że jest to bardzo nośna, uniwersalna metafora, bo wciąż rodzą się nowe jej warianty. Uległa zresztą częściowemu zeświecczeniu i opuszczając macierzysty żydowski grunt, stała się jednym z mitów założycielskich europejskiej nowoczesności. Postać doktora Frankensteina i jego stwora to chyba najlepszy przykład. Albo robot HAL 9000 z „2001: Odysei kosmicznej” Stanleya Kubricka. Każda usamodzielniona sztuczna istota, także komputer czy robot, która zaczyna kwestionować porządek rzeczy, zadaje sobie fundamentalne pytania czy wypowiada ludziom posłuszeństwo, ma swoje korzenie w micie golema. ©℗

MACIEJ PŁAZA (ur. 1976) jest pisarzem i tłumaczem. Za debiutancką powieść „Skoruń” (2015) został laureatem Nagrody Literackiej Gdynia i Nagrody Fundacji im. Kościelskich. Za „Robinsona w Bolechowie” (2017) otrzymał Nagrodę Europy Środkowej Angelus. Nakładem wydawnictwa W.A.B. ukazała się właśnie kolejna jego powieść „Golem”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Redaktor i krytyk literacki, stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2021