Maciej Płaza, pisarz: Kiedy czytam wspomnienia z początków XX w., szokuje zbiorowy poryw entuzjazmu wobec nachodzącej wojny

Kultura potrzebuje kilku lat, może nawet dekad, żeby pewne traumy przepracować, o ile mówimy o poziomie świadomie konstruowanego dyskursu. Dlatego Rosjanie wkrótce z pewnością pojawią się w książkach, filmach czy grach.

26.03.2024

Czyta się kilka minut

Maciej Płaza. Poznań, 29 sierpnia 2022 r. / Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.pl
Maciej Płaza. Poznań, 29 sierpnia 2022 r. // Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.pl

MICHAŁ SOWIŃSKI: Co mówi literatura o naszych lękach?

MACIEJ PŁAZA, pisarz i tłumacz: Artyści od zawsze byli przekaźnikami zbiorowej energii społecznej. Jako autor, jako tłumacz również, a jako odbiorca kultury to już w ogóle – jestem wyczulony na te elementy naszego życia społecznego, które się w niepokojący, mroczny sposób powtarzają. Odczuwam wręcz lęk, gdy widzę odtwarzające się wciąż na nowo mechanizmy historii.

Jakie?

Przede wszystkim struktury przemocy. W Ukrainie toczy się wojna zarazem nowoczesna, jak i archaiczna, pozycyjna, w okopach – jak sto lat temu, równie brutalna jak wszystkie poprzednie. Nie przewidzieliśmy tego, prawda? Mimo że w latach 90. widzieliśmy, co dzieje się na Bałkanach. Nauka z tego płynie, moim zdaniem, gorzka: historia jest powtarzalna, ale my się z niej nie uczymy. W okresach pokoju i prosperity popadamy w drzemkę, a potem budzimy się z przerażeniem.

Boimy się rzeczy powtarzalnych?

Lęk dotyczy przede wszystkim utraty stabilności – zarówno w życiu osobistym, jak i społecznym. Nawet komfort to sprawa drugorzędna, bo ważniejsze jest funkcjonowanie w dobrze znanej, oswojonej rzeczywistości. Z drugiej strony rozumiejąc pewne procesy, możemy przewidzieć, do czego one doprowadzą. Dziś wszyscy boimy się wojny, bo zdajemy sobie sprawę, jak ona może wyglądać – tej wiedzy dostarczają nam zarówno historia, jak i media.

Zawsze tak było?

Kiedy czyta się wspomnienia z początków I wojny światowej, uderza i szokuje zbiorowy poryw entuzjazmu. Wstrząsające, że wielu świadków wspomina wojnę jako coś podówczas wyczekiwanego, pożądanego, radosnego wręcz. Ubrany w szaty patriotyzmu wybuch entuzjazmu w Anglii czy Niemczech miał w sobie coś pierwotnego i złowieszczego zarazem. Na początku XX wieku pokój stał się nieznośny, obmierzły.

Zupełnie inaczej niż teraz.

Bo mamy inne doświadczenia – nawet jeżeli odziedziczyliśmy je po rodzicach czy dziadkach. Stąd ta mieszanina lęku i niedowierzania, która dominuje dziś w dyskursie publicznym. Trudno nam uwierzyć, że groźba wojny znów stała się realna.

Źli Rosjanie jako bohaterowie zniknęli z kultury po upadku Związku Radzieckiego.

Kultura potrzebuje kilku lat, może nawet dekad, żeby pewne traumy przepracować, o ile mówimy o poziomie świadomie konstruowanego dyskursu. Dlatego Rosjanie wkrótce z pewnością pojawią się w książkach, filmach czy grach. Zwłaszcza że po zimnej wojnie zostało nam wiele gotowych stereotypów czy wręcz całych struktur fabularnych i symbolicznych – Rosjanin od dawna jest domyślnym szwarccharakterem, zarówno w Polsce, jak i na całym Zachodzie. Wrócą na pierwszy plan.

Za sprawą grożącej wojny dowiedzieliśmy się czegoś nowego o nas samych?

Zachodnia cywilizacja była w złej kondycji psychicznej już od dłuższego czasu. Widać to choćby w tym, jak wszechobecna jest w naszej kulturze przemoc. Nie chodzi o to, że filmy czy seriale, które oglądamy na co dzień, pokazują przemoc, bo to oczywiście dzieje się już od dawna. Problem w tym, w jaki sposób to robią.

W jaki?

Niezwykle drastyczny, obsceniczny wręcz. Kryminały, thrillery czy horrory stały się w ostatnich latach zdecydowanie bardziej mroczne. Nie chodzi mi tu o kino artystyczne w stylu Larsa von Triera, tylko o popularne produkcje, jakie możemy znaleźć choćby na Netfliksie. Problem w tym, że to nie jest celowa eksploracja mrocznych zakamarków naszej egzystencji, tylko symptom zmieniających się kanonów estetycznych.

Zwykłe morderstwo już nie wystarcza?

Jeśli pojawia się morderca, to zawsze seryjny, który do tego swoje ofiary pozbawia życia w wyszukany i okrutny sposób. I ten spektakl okrucieństwa musi odbywać się przed naszymi oczami – te odcięte nogi i głowy pokazane są wprost. A nawet gdy na ekranie akurat nie leje się krew, całość i tak utrzymana jest w dojmująco mrocznej tonacji. Wszystko to obliczone jest na maksymalizację niepokoju i lęku u odbiorcy, bo w ten sposób łatwiej przykuć jego uwagę. Tylko że płacimy za to cenę, bo te obrazy zostają z nami, nasiąkami nimi powoli, ale konsekwentnie. Pornografia przemocy stała się domyślną estetyką.

Do tego dochodzi wojna w Ukrainie, którą możemy śledzić niemalże na żywo.

Nagrania dronów ostrzeliwujących żołnierzy, wybuchające czołgi… Bierzemy w tym emocjonalny udział. Tylko, żeby to było możliwe, musimy coś w sobie zablokować. Bo przecież wiemy, że w tych wozach opancerzonych czy śmigłowcach znajdują się ludzie, którzy właśnie giną na naszych oczach. Mówimy sobie: „to nasi wrogowie, orkowie”, ale to niewiele zmienia. Nasza kultura będzie tym naznaczona, ale dopiero za jakiś czas – bo tu też działa wspominana wcześniej zasada inercji.

Niedawno ukazało się Twoje tłumaczenie zbioru opowiadań „Bogowie Pegāny i inne opowieści fantastyczne” Lorda Dunsany’ego, którego nazywasz ojcem literatury fantastycznej. U niego niepokojem podszyte jest niemalże każde zdanie.

Lord Dunsany tworzył w pierwszej połowie XX wieku, a jego pisanie wypływało z głębi starej, konserwatywnej kultury. Był typowym arystokratą z typowymi arystokratycznymi zamiłowaniami, takimi jak wytworne podróże i polowania, służył też w wojsku. Do tego miał gruntowne, klasyczne wykształcenie, szczególnie w obszarze kultury starożytnej Grecji, ale interesował się też innymi mitologiami. Fascynowały go te elementy naszej zachodniej cywilizacji, które kojarzyły się – przynajmniej na poziomie filozoficznym – ze stabilnością. A jednocześnie tę tradycję rozsadzał od środka.

Miranda Otto jako Éowina w filmie „Władca Pierścieni: Dwie wieże”, reż. Peter Jackson, 2002 r. // Materiały prasowe New Line Cinema

Był też ateistą.

A przynajmniej agnostykiem. Pokazywał człowieka jako igraszkę w rękach potężnych sił, które przedstawiał jako osobowych bogów we własnym literackim uniwersum – tytułowej Pegānie. Trzeba podkreślić, że ci bogowie są głupi, bo pozbawieni autorefleksji. Są głupi tak, jak głupie, bo bezrozumne są siły natury. Działają w sposób im przyrodzony, pozbawione są refleksji moralnej. Nie ma tu kategorii dobra i zła. Bohaterowie Dunsany'ego wrażliwi są wyłącznie na piękno, a przez większość czasu próbują walczyć z nudą.

Wszyscy są też pogodzeni ze swoim losem…

To jest zaczerpnięty z greckiego panteonu olimpijski spokój. W jednym z opowiadań napisane jest wprost, że na końcu dziejów wsiądą oni na statek i odpłyną w dal, bez lęku i żalu opuszczą świat, który przez epoki był im domem. A ludzie, którzy i tak zostali stworzeni wyłącznie dla rozrywki, zostaną sami. Dlatego też, w przeciwieństwie do bogów, odczuwają ciężar i tragizm istnienia. Od człowieka nic nie zależy – jest wydany na pastwę namiętności i kaprysy niezrozumiałych sił. Targają nimi tęsknota, a także lęk przed czasem, przemijalnością, kruchością egzystencji. To chyba była podstawowa obsesja Dunsany'ego.

Nie ma tam pocieszenia?

Można go szukać tylko w pięknie, ale ono daje tylko chwilowe ukojenie. Reszta to spektakl cierpienia i lęku, jakim jest ludzkie życie.

Dunsany przyłożył rękę do narodzin nowoczesnego, zachodniego konserwatyzmu?

Tak, bo literatura fantasy w swojej definicji jest konserwatywna. Znamy to dobrze z późniejszego i czerpiącego pełnymi garściami z Dunsany’ego Tolkiena. Podstawowa różnica polega jednak na tym, że świat u Dunsany'ego jest amoralny, podczas gdy ten tolkienowski ma wiele elementów wyraźnie chrześcijańskich, przede wszystkim kategorie dobra i zła, sił, które toczą ze sobą odwieczną walkę. Być może dlatego Tolkien okazał się łatwiej strawny i odniósł tak spektakularny sukces.

Nie przypadkiem też Tolkien odniósł sukces po II wojnie światowej.

Dawał wytchnienie. Zwłaszcza w kontekście zimnej wojny i lęku przed zagładą atomową. I był mistrzem opowieści, co oczywiście również przysporzyło mu wielu czytelników. Dunsany to cyzelator literackich bibelotów.

Czy kiedyś były dobre czasy dla bibelotów?

Dobre pytanie. Od literatury wciąż wymaga się pocieszenia, często kosztem innych walorów. Estetyzm w literaturze czy ogólnie kulturze bierze górę w okresach marazmu i dekadencji, takich jak schyłek XIX stulecia, słabnie natomiast lub wręcz kompromituje się w chwilach kryzysów i przełomów oraz po wielkich katastrofach, takich jakimi były obie wojny światowe.

Czyli i dziś jest bez szans.

Obecnie w życiu publicznym panuje ideowe wzmożenie na wielu frontach: ruch metoo, czyli nowa fala emancypacji kobiet, kwestionowanie tradycyjnego postrzegania płci, kryzys klimatyczny, zagrożenie kolejną wojną światową. Wszystkie te napięcia oddziałują na kulturę, premiują publicystyczne zaangażowanie. W takim klimacie ideowym sztuka o wyeksponowanych walorach estetycznych naraża się na zarzut eskapizmu.

Eskapizm – to łatka, która przylgnęła na dobre do fantastyki.

Szeroko rozumiana konwencja fantasy skupiona jest na tym, co uniwersalne. Jeśli czytelnik z jakichś powodów chce się oderwać od konkretu, od zakorzenienia w partykularnej rzeczywistości, to faktycznie fantastyka może być dla niego formą eskapizmu. Jednak taki Dunsany był przede wszystkim estetą, nie nazwałbym go eskapistą. On raczej, podobnie jak wielu mu współczesnych, był zachwycony nowymi możliwościami sztuki. Rozmaite nurty awangardy w momencie swoich narodzin musiały dawać poczucie niesamowitej wolności. Niemniej ta nieskończona potencjalność nieubłaganie prowadziła do rozpaczy.

Bo wszystko było zawieszone w próżni?

Brak punktów odniesienia oznacza, że nie wiadomo, dokąd to wszystko prowadzi. A kultura fantasy była formą ucieczki od tej zachwycającej, ale jednocześnie przerażającej wolności, kierowała raczej w stronę uniwersalnego pokrzepienia. Dziś jest w sumie podobnie.

Mamy rozkwit historii superbohaterskich.

To kolejna wariacja na ten sam temat. Popularność tych rozległych uniwersów, w których jednostki obdarzone nadzwyczajnymi mocami walczą ze złem, to nic innego jak próba przywrócenia pewnej równowagi psychospołecznej. Nadzieja, że przed chaosem da się jednak uciec.

Skuteczne próby?

Nie wydaje mi się i sama popkultura też sobie powoli z tego zdaje sprawę. Chyba najlepszym tego przykładem – punktem przełomowym – był Batman w wydaniu Christophera Nolana. Szczególnie druga część jego trylogii, gdzie w rolę Jokera wcielił się Heath Ledger. W swojej kreacji udało mu się wykroczyć poza postać komiksową i stworzyć personifikację lęków nawiedzających naszą zbiorową nieświadomość. Ma on sporo cech postaci folklorystycznej – już nie zło rozumiane zgodnie z chrześcijańską aksjologią, nie Szatan, a bardziej duch nieludzkiej, chaotycznej natury. To ciekawe, że ta rola dużo lepiej zakorzeniła się w popkulturze, niż sam Batman, który przy nim wydaje się nijaki. Może dlatego, że zło postrzegamy dziś inaczej. Jest bardziej bezosobowe, nieokiełznane, wynikające z samej natury rzeczywistości. Trudniej sobie z nim poradzić.

Heath Ledger jako Joker w filmie „Mroczny Rycerz”, reż. Christopher Nolan, 2008 r. // Materiały prasowe HBO

Scena, która najbardziej zapadła mi w pamięć, to Joker podpalający absurdalnie wielki stos dolarowych banknotów.

Widać w tym nasz dwoisty stosunek do kapitalizmu, szczególnie w jego zwyrodniałej rabunkowej formie, gdzie wszystko zostaje podporządkowane logice maksymalizacji zysku, a rzeczywistość jest podmywana przez niekończącą się spekulację. Dlatego z jednej strony kapitalizm jest postrzegany jako system, który nas ciemięży, ale zarazem daje oparcie, pozwala nam zachować minimalny porządek w rzeczywistości.

Lęki i wewnętrzne konflikty, o których tu rozmawiamy, mają w sobie wyraźnie anglosaski rys.

Oczywiście, ale mnie najbardziej frapuje w anglosaskiej kulturze mit podróży na południe, szczególnie w jej okresie klasycznym, imperialnym. Zwróciło to moją uwagę, gdy tłumaczyłem „O czym szumią wierzby” Kennetha Grahame’a. Pojawia się tam historia o szczurze wędrownym, który roztacza przed szczurem rzecznym poruszającą wizję wyprawy na południe – czyli do miejsca niezwykłych przygód, bogactw i rozkoszy. To wynika wprost z brytyjskiej geografii, bo jeżeli z wyspy się gdzieś płynie, to prawie zawsze na południe. Północ kojarzy się źle, z zimnem i ciężką pracą. Ekscytująca jest podróż do Egiptu, Indii, na karaibskie wyspy.

A jak Ty sobie radzisz z lękami współczesności?

Nie radzę sobie. Boję się jak diabli. Ale staram się jak najlepiej uprawiać swój ogródek, na przykład pisząc książki, które, choć historyczne, ukazują między innymi powtarzalność form przemocy, trwałość zła. Jeśli jednak uznać, że estetyzm ma w sobie coś dekadenckiego, jestem też odrobinę dekadentem, bo domagam się uznania dla piękna i dla indywidualnych doświadczeń, które mogą wydawać się ucieczkowe, takich jak kontemplacja. Sztuka nie ratuje świata, ale uszlachetnia nasze życie. Na to, w jakim kierunku zmierza świat, mamy znikomy wpływ, ale właśnie obcowanie z kulturą i zaglądanie w głąb siebie pomaga o tym pamiętać, a to pozwala zachować umiar i spokój. A będąc spokojniejsi, jesteśmy też mądrzejsi.

Maciej Płaza jest prozaikiem i tłumaczem. Autor powieści „Skoruń”, „Robinson w Bolechowie” i „Golem” oraz przekładów m.in. H.P. Lovecrafta, Mary Shelley i Arthura Machena. Za swoją twórczość wyróżniony m.in. Literacką Nagrodą Europy Środkowej Angelus, Nagrodą Fundacji im. Kościelskich, Nagrodą Literacką Gdynia i nagrodą „Literatury na Świecie”. Nakładem wydawnictwa Vesper ukazało się niedawno jego tłumaczenie zbioru opowiadań „Bogowie Pegāny i inne opowieści fantastyczne” Lorda Dunsany’ego. 

Literatura faktu i eseje, poezja, powieści i opowiadania. Recenzje nowości wydawniczych i rozmowy z twórcami.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Redaktor i krytyk literacki, stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Chwile ukojenia