Pędzi lokomotywa Kaczyńskiego

Znów będzie jak po katastrofie smoleńskiej: dyskusja o stanie państwa, procedurach, złym zarządzaniu została przeniesiona na pole oskarżeń o spisek i zamach.

29.11.2014

Czyta się kilka minut

Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz wśród posłów PiS, Warszawa, 28 listopada 2014 r. / Fot. Jan Bielecki / EAST NEWS
Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz wśród posłów PiS, Warszawa, 28 listopada 2014 r. / Fot. Jan Bielecki / EAST NEWS

Wydawało się, że kompromitacja państwa przy okazji wyborów samorządowych to dla PiS gwiazdka z nieba. Na wizji „Polski PO” – słabej i zabałaganionej – mogli jechać aż do wyborów parlamentarnych, po drodze boleśnie szczypiąc także faworyta w wyborach prezydenckich Bronisława Komorowskiego (zgodnie z zasadą, że kierownik pociągu odpowiada za wszystko: od czystych toalet po kontrakt na Pendolino).

Tyle że wszystko znów obraca się przeciwko partii Jarosława Kaczyńskiego. Prezes gra tak ostro, że za chwilę wystraszy wyborców z centrum. Pryska wizja kreowanej w ciągu ostatnich miesięcy fachowej, gotowej do wzięcia odpowiedzialności za kraj partii. Szklany sufit znów zawisa nad Prawem i Sprawiedliwością.

Najpierw powoli, jak żółw ociężale

Początek Jarosław Kaczyński miał naprawdę niezły. Gdy podczas wieczoru wyborczego ogłaszał zwycięstwo, zapowiedział, że konieczne są zmiany w prawie wyborczym, zaś praca PKW budzi jego wątpliwości. Przemawiał wówczas jako zwycięzca, co dodawało jego słowom wiarygodności – bo przeważnie narzekają ci, którzy przegrali.

Prezes PiS wstrzelił się idealnie – bo szybko okazało się, że PKW nie radzi sobie ani z liczeniem głosów, ani z informowaniem opinii publicznej. Konkurencja nie bardzo wiedziała, co robić, więc prezes był ze swoimi wątpliwościami sam. Dobrym ruchem okazało się także zaproszenie liderów klubów parlamentarnych na spotkanie w Sejmie: było to jak publiczne stwierdzenie, że „PiS jest gotowy do rozwiązywania kryzysu ponad podziałami partyjnymi” (co, naturalnie, nie dotyczyło Twojego Ruchu).

Ale dalej było już gorzej. Po pierwsze, na zaproszenie odpowiedział tylko Leszek Miller – i prezes był zmuszony ściskać dłoń lidera lewicy w świetle kamer. Potem nastąpił wspólny komunikat obu polityków o konieczności powtórzenia wyborów poprzez skrócenie kadencji przy pomocy uchwały sejmowej. Wywołało to dość zgodny sprzeciw prawników. Rzeczywiście propozycja była karkołomna: łatwo można było zarzucić Kaczyńskiemu, że próbuje anarchizować państwo, w dodatku stojąc na jednej barykadzie z Leszkiem Millerem.

Szarpnęła wagony i ciągnie z mozołem

Sytuacja robiła się niewygodna. Po pierwsze, w interesie PO i prezydenta („lansowanie tezy o konieczności powtórzenia wyborów to odmęty szaleństwa” – mówił Bronisław Komorowski) było pokazywanie Jarosława Kaczyńskiego jako politycznego awanturnika. Po drugie, PiS zaczął być obchodzony z prawej strony: przed siedzibą PKW odbyła się burzliwa demonstracja, zakończona okupacją budynku. Partia Kaczyńskiego nie wzięła w tym udziału – wyraziła zrozumienie dla manifestacji rozgoryczonych, ale jednocześnie ostro potępiła zajęcie biur Komisji. Co było oczywiście sensowne, bo co innego pikieta, a co innego wdzieranie się do pomieszczeń. Jednak taki rozkrok w polityce bywa kłopotliwy.

Tym bardziej że PiS, mimo iż potępił ludzi, którzy wdarli się do PKW, i tak za nich obrywał. Nikt nie dziwił się bierności policji i nikt też nie domagał się głowy szefowej MSWiA, ponoszącej polityczną odpowiedzialność za zapewnienie bezpieczeństwa kluczowego budynku w państwie (w siedzibie PKW ciągle liczono głosy). Wszyscy skupili się na radykałach i rzekomo stojącym za ich plecami PiS-ie.

I biegu przyspiesza, i gna coraz prędzej

Nie dziwiły ostre słowa w ustach Stefana Niesiołowskiego, bo w jego ustach mało co już dziwi: „Kaczyński, znany podpalacz Polski, znalazł nowe paliwo: wybory”. Ale partyjnemu harcownikowi wtórowali tym razem najpoważniejsi politycy PO. Np. szef klubu parlamentarnego Rafał Grupiński, pytany, kto odpowiada za okupację Komisji, odparł, że najbardziej zdumiał go widok Leszka Millera w objęciach Jarosława Kaczyńskiego: „Mogło to wpłynąć na zachowanie grupy, która wtargnęła do PKW”. I dodawał, że ta okupacja była zamachem na demokrację.

Grupiński to jeden z najinteligentniejszych ludzi Platformy, który potrafi wpływać na przekaz całej partii. Moim zdaniem dość szybko pojął, że pchanie Kaczyńskiego w stronę radykalizmu przyniesie jego formacji same korzyści. Jak zawsze zresztą: PO potrafiło wygrywać wybory strasząc PiS-em i poprawiać sobie sondaże prowokując do ostrych słów albo Lecha, albo Jarosława Kaczyńskiego. To sprawdzona metoda, która zawsze skutkowała.

A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!

Wszystko wskazuje na to, że zadziałała i tym razem. Prezes Kaczyński przestał się miarkować. „Manipulacja” i „brak wiarygodności” zamieniły się w proste „fałszerstwo”. A sytuację w Polsce prezes PiS przyrównał już do wstępnej fazy tego, co znamy dziś z Białorusi. W wywiadzie dla „Wprost” bardzo ostro zaatakował też premier Ewę Kopacz: porównał ją do Urbana w spódnicy. W końcu, by rozwiać wszystkie wątpliwości, powiedział z trybuny sejmowej: „Ja wiem, że was to boli, ale sfałszowaliście wybory”.

Co ważne: zrobił to z premedytacją. Zabrał głos w trybie wniosku formalnego. Zwracał się do polityków PO. Oskarżał – choć dowody na to, że platformersi coś fałszowali, są żadne. Niemal jednocześnie europosłowie PiS złożyli wniosek o debatę na forum Parlamentu Europejskiego w sprawie polskich wyborów. Przekonywali, że odbyły się niezgodnie ze standardami UE i OBWE. Chcieli, by parlament przyjął rezolucję wzywającą Polskę do zbadania nieprawidłowości.

Do taktu turkoce, i puka, i stuka

Oczywiście PE – w którym Platforma ma znacznie mocniejszą pozycję – odrzucił projekt, co można było przewidzieć. Jednak w Polsce posłużyło to do kolejnej fali krytyki; Adam Szejnfeld relacjonował na żywo ze Strasburga: „PiS umiędzynaradawia swoje paranoje!”.

Role zostały więc rozpisane, i to pod dyktando PO. Opowiedział o tym szef dyplomacji Grzegorz Schetyna, podsumowując sejmową szarżę Kaczyńskiego. Stwierdził, że mówienie o fałszerstwach to pomysł polityczny PiS na przyszły rok, a więc rok wyborów prezydenckich i parlamentarnych: „Dzisiaj widać, że to ma być ten klucz do zwycięstwa wyborczego, taka jest decyzja polityczna PiS-u i Jarosława Kaczyńskiego”. I dodał, że ta postawa to zagrożenie dla polskiej racji stanu: „Straty wynikające z takiej politycznej narracji są dla Polski ogromne”.

Że pędzi, że wali, że bucha buch-buch

A Jarosław Kaczyński? Zapowiedział wielką manifestację na 13 grudnia, za nic mając oskarżenia, że chce przejąć władzę poprzez „Majdan”.

Przypomina to sytuację, jaką znamy z czasów po katastrofie smoleńskiej. Dyskusja o stanie państwa, procedurach, złym zarządzaniu została przeniesiona na pole oskarżeń o spisek i zamach, które Platforma może zbijać równie emocjonalnie. Niewygodna dla rządzących rozmowa o błędach, niedociągnięciach, straconych przez lata sprawowania władzy szansach przenosi się na poziom opowieści o tym, „kto sfałszował i zmienia Polskę w Białoruś”, oraz o tym, „kto oszalał i usiłuje podpalić kraj”.

Przy okazji na drugi plan schodzi najważniejsza dyskusja: co zrobić z wyborami samorządowymi, które rzeczywiście poderwały wiarę w demokrację. Co zmienić, by takie skandale się nie powtarzały.

Bo para te tłoki wciąż tłoczy i tłoczy

Sympatyzująca z prawicą Jadwiga Staniszkis powiedziała w wywiadzie dla portalu „W polityce”, że Jarosław Kaczyński popełnił polityczny błąd. Według niej prezes zamiast mówić o fałszerstwach, powinien tryumfować (bo przecież PiS wygrał), mobilizować elektorat i wytykać bałagan oraz błędy rządzących: „A takie kategoryczne, bez ewidentnych dowodów, twierdzenie o sfałszowaniu wyborów, jest powrotem do stylu »paranoicznego«, który odrzuca wyborców. Trzeba mówić: wygraliśmy, nieprawidłowości i bałagan były takie jak nigdy przedtem, co pomogło naszą przewagę zniwelować, ale w efekcie powinniśmy się zmobilizować do przyszłych wyborów i pokazać, że nasza wygrana jest prawdziwa” – mówiła.

Jeśli analiza Staniszkis jest trafna, Platforma Obywatelska ma powody, by dziękować sędziom z PKW.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2014